profil

Recenzja spektaklu pt. „Romeo i Julia”

poleca 84% 2876 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Nie jestem specjalnie wykwalifikowanym recenzentem i bardzo rzadko bywam w teatrze. Jednak wymagania mojej szkoły popchnęły mnie w kierunku tej dziedziny sztuki. Wybraliśmy się bowiem z klasą na spektakl pt. „Romeo i Julia” wystawiony w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego.

Reżyseria Krzysztofa Babickiego niezbyt skomponowała się ze scenografią Marka Brauna oraz muzyką Marka Kuczyńskiego. Nie było w nich bowiem nic interesującego i pracochłonnego. Muzyka była wyjątkowo słaba. W kreskówkach dla dzieci można usłyszeć o wiele lepsze efekty dźwiękowe. Co się tyczy scenografii, dryfowała na granicy kiczu. Ograniczała się ona bowiem wyłącznie do srebrnego wózka, który służył za kilkanaście przedmiotów jednocześnie. Stroje również nie należały do najciekawszych. Mimo to podziwiam reżysera za świetne wykorzystanie i przekształcenie scenariusza. Był on lekki i łatwy do zrozumienia, jednak utrzymywał widzów w klimacie dramatu.

Co się tyczy gry aktorskiej, nie potrafiłabym jej trafnie ocenić. Z jednej strony aktorzy doskonale wcielili się w swoje role zapoznając widzów ze światem Werony. Zdawali się skupiać zarówno na sobie jak i widowni, jakby usiłując przemienić całą salę w aktualne miejsce akcji, co pozwoliło nam dogłębnie poznać ich historię, stając się zarazem jej częścią. Z drugiej jednak strony gra niektórych z nich była dosyć chaotyczna, co całkowicie niszczyło wcześniejsze doznania. Monika Buchowiec, która wcieliła się w rolę Julii, zdecydowanie nadaje się do swojej roli. Jest kobietą piękną jak i utalentowaną, wręcz stworzoną do świata dramatu. Towarzyszący jej, w roli Romea Michał Rolnicki, zdawał się być jej cieniem, co kontrastowało nieco z tematem utworu. Wielka miłość została przez niego przyćmiona, ponieważ Monika zdawała się grać sama ze sobą. Jednak nie uważam, iż Rolnicki jest złym aktorem. Wręcz przeciwnie zagrał tę rolę znakomicie, jednocześnie brakowało mu tej masy energii, którą obdarzyła nas Monika. Co do reszty aktorów mam dość mieszane uczucia.

Spektakl rozpoczyna się nieco inaczej niż jest to przedstawione w dramacie. Spotykają się tam bowiem zwolennicy dwóch drużyn piłkarskich, między którymi wywiązuje się niemały konflikt, na którym opiera się późniejsza akcja. W późniejszym czasie akcja toczy się w Szekspirowskim stylu, z tym, że Babicki starał się jak najbardziej wyolbrzymić problemy, oraz kłótnie występujące w dramacie. Zatwardziali ojcowie spoglądają na swoje dzieci poprzez pryzmat rodzinnych interesów. Wychodzą z założenia, że grzechy ojca przechodzą na syna i nie pozwalają rozwinąć się miłości Romea i Julii. Kochankowie spotykają się jednak potajemnie, na czym jest oparty cały spektakl.

Główną tematyką utworu są wzloty i upadki tej pary. Obserwujemy je z zainteresowaniem, doszukując się ukrytych znaczeń, których w dramacie jest na pęczki. Widzowie z zainteresowaniem obserwowali dalszy ciąg wydarzeń, jednak jak na młodzież dwudziestego pierwszego wieku przystało nie obyło się bez gwizdów przy pocałunkach, oraz pomruków zaskoczenia i śmiechu przy jednym z niecenzuralnych słów, których Szekspir ma w zwyczaju używać.

Dramat Williama Szekspira posiada kilka, czy nawet kilkanaście niezrozumiałych wersów. Oglądając spektakl Babickiego odnajdujemy ich znaczenie. Mało tego reżyser ukazuje nam świat kochanków w zupełnie innym świetle, powodując, że mamy ochotę przeczytać dramat od deski do deski. Prawdę mówiąc spodziewałam się czegoś zachwycającego, kiedy spoglądałam na plakat reklamujący spektakl, a wrażenie jakie na mnie wywarł, było dość przeciętne. Mimo to interpretacja utworu była całkiem ciekawa i choć nie przepadam za teatrem, to z chęcią wybrałabym się tam ponownie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 3 minuty