profil

Kiedy dorosnę to...

poleca 85% 1634 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Cześć !
Jestem Krzysiek i mam 27 lat. Jestem architektem we Wroclawiu i opisze swój jeden dzień.
Rano wstaję o godzinie szóstej, przygotowywuje sobie śniadania w postaci pięciu jajek na twardo i czterech kromek chleba z masłem.
Kończę jeść o w pół do siódmej po czym biore prysznic i lecę po schodach kamienicy na dół, na plac gdzie stoi mój samochód. Jazda z ul. Przestrzennej na ul.Mydlaną zajmuje mi pół godziny, a w godzinach szczytu jedną godzinę. Kiedy dojeżdżam do biura najpierw musze zaparkować na strzeżonym parkingu, więc podjeżdżam pod kasownik, klikam na różne przyciski, aż wyjdzie taka mała karteczka. Zabieram ją ze sobą i parkuje samochód.
Jest godzina ósma trzydzieśći. Powinienem być w pracy o ósmej. Zbliżam się chwiejnym krokiem do biura i już słysze w głowie głos mojego szefa:
"Świerczewski !!! Spóźniłeś się pół godziny! Za kare zostajesz dwie dłużej!"
Od samego myślenia szukam zielonego pomieszczenia z napisem "TOI TOI"...Otwieram drzwi,słucham kazania szefa, po czym siadam przed biórkiem i włączam komputer.
-"Co na dzisiaj mam zaplanowane"- myśle i sprawdzam skrzynke mailową oraz kalendarz.
-"Zaczynamy od gry w Sapera, później lunch, a po nim, przez pięć godzin udawać że się pracuje."
Włączam Sapera i gram nie znając w ogóle jego zasad, tylko jeżdżąc kursorem po ekranie i klikać gdzie sie da. Po godzinie przychodzi szef i rzuca mi stertą papierów na biurko mówiąc:
-Zrób mi to na wczoraj!
Siedzę tak z pół minuty oszołomiony patrząc na kupe kartek i wymśliłem, że wezmę się do robty- wymienię tusz w drukarce. Dumny z siebie rozkładam obrus na środku biura i idę przytaszczyć maszyne. Na srodze ze swoją drukarką napotykam problem w postaci szefa...uśmiecham się durno i staram przypominać pracocholika. Już otwierał swe obleśne usta, lecz do drzwi zapukał sanepid i żeby tego było małowidzieli jak trzymał swoją ręke z zamiarem uderzenia w mój towar jakim była drukarka. Stanął z jedną ręką na drukarce, a drugą klepiąc mnie po plecach i mówiąc:
-Ojj....chyba szykuje się awans." Nie zdążyłem sie tymi słowami nacieszyć, a panowie urzędnicy już zabrali mojego "awansodawce" do jego popkoju. Później słyszałem już tylko krzyki i uderzenia pięści w policzki.
Postawiłem drukarkę na pierwszym lepszym biurku i jak inni poszedłem do domu.
Wyszłem na dwór i zacząłem szukać samochodu. Wsiadam, podjeżdżam po kasownik i wkładam kartę...
"Należność 10zł", a pod ekranem pisze "Przyjmujemy tylko monety". Patrze do poprtfela, a tam same papierki. Za mną zrobiła się już niezła kolejka kierowców w samochodach którzy już pewnie myśleli, że to znów jakiś pijak, ale co miałem zrobić? Wyszłem z tego auta i chodze jak żebrak od okna do okna zbierając "na operację oka". Po godzinie zebrałem tą kase, lecz mój samochód był już na parkingu policyjnym. Pełen rozpaczy uznałem, że pójdę na piwo do pobliskiego baru.
Skończyło się na zabraniu mnie przez policję do zakładu wytrzeźwień. Na tym kończy się mój pechowy dzień.
Krzysztof.W. Wszystkie prawa zastrzeżone.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 2 minuty