profil

Opowiadanie- Moje spotkanie z Wielkim Bratem.

poleca 85% 551 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Był upalny czerwiec. Drzewa ledwo dawały skrawki cienia. Na ulicach panowała głęboka cisza. Widok zza okna mimo wszystko wydawał mi się przyjemny.
Popatrzyłam na zegar, który wybił 7:30. Ubierając się, myślałam o swojej młodości, o moim wolnym, pięknym kraju zupełnie nie podobnym do tego, w którym jestem. Zamyśliłam się, spojrzałam na zegarek- trzeba wychodzić. Zamykając drzwi, chciałam, aby ten dzień skończył się właśnie w tej chwili, lecz niestety...
Słońce mocno dawało się we znaki. Promienie docierały do najciemniejszych skrawków miasta. Wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę i przetarłam gorączkowo czoło. Zdawałam sobie sprawę, że na moim wielkim spotkaniu muszę wyglądać porządnie. Miałam na sobie szare, bardzo skromne ubranie, które znalazłam po śmierci matki. Smutnie krocząc po kawałkach rozgrzanego chodnika, zbliżałam się do wielkiego, ceglanego domu. Przed wejściem stali żołnierze z bronią w ręku. Byli w pełnej gotowości. Jeden zły ruch mógł być moim ostatnim. Wkrótce weszłam do dużego pomieszczenia. Na środku sali stała wielka mównica. Obok znajdował się wykwintny stół przeznaczony dla kilku ważnych osób. Wybiła ósma. Wszyscy staliśmy na baczność. W milczeniu czekaliśmy na mówcę. Po dwóch kwadransach drzwi otworzyły się z rozmachem. Do sali wszedł człowiek, którego uśmiech nie był dobrą oznaką. Zajął miejsce na mównicy. W prawej dłoni trzymał plik notatek. Spojrzał na osoby siedzące przed nim. Wpatrywał się w ludzi i wciąż miał ten sam wyraz twarzy. Spuścił wzrok. Mogłam usiąść. Mówca rozpoczął przemówienie. Każdy z uczestników wydawał mi się bardzo zasłuchany. Ja, choć słuchałam, nic nie zrozumiałam, lecz nie zrobiłam z tym nic. Ludzie przyjmowali jego zdanie i uważali już za własne i mądre. Gdy po czterech godzinach głos przemawiającego umilkł, wszyscy powstali. Słychać było głośne oklaski i okrzyki. Każdy bił brawo. Minęła minuta, dwie, pięć, dwadzieścia, a my wciąż klaskaliśmy. Dopiero, gdy pewien wysoki mężczyzna zza pięknego stołu przestał klaskać, ludzie uczynili to samo. Staliśmy chwilę i po wyjściu Wielkiego Brata powoli opuszczaliśmy salę.
Udało się, przeżyłam. Obawiam się, że to, co działo się w tej sali, na długo nie da mi spokojnie spać. Wciąż mam przed oczami widok bezradnych ludzi klaszczących po usłyszeniu tysiąca bezsensownych zdań. Martwi mnie tylko jedno: czy rodzina człowieka, który pierwszy zakończył wiwatowanie, już została pochowana.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 2 minuty