profil

Reprywatyzować czy nie reprywatyzować?

poleca 85% 220 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Argumenty za ...
1. Praktycznie kazdy kto złozył odpowiednie podania i dowody na to by otrzymac pieniadze, otrzymywał je.2. Mozna naprawic wyrzadzone krzywdy ludziom pokrzywdzonym.

Argumenty przeciw ...
1. Bardzo duzo majatku narodu roztrwoniono. Dawano go osobom, którym sie to nie nalezał.2. Zeby dac jednym to innym trzeba było odebrac.

?Dziennik Ekonomiczny? miasta Zuromin, ReprywatyzowaC czy nie reprywatyzowC,
autor;
Aleksandra Orzechowska.


Uchwalona przez Sejm 11 stycznia ustawa reprywatyzacyjna zakładała m. in. zwrot jedynie 50 proc. utraconego mienia. Miałoby to następować w naturze, a tam gdzie byłoby to niemożliwe w bonach reprywatyzacyjnych. Ustawa miała objąć jedynie te osoby, które na koniec 1999 r. posiadały obywatelstwo polskie. Przeciwko takiemu kształtowi ustawy zaprotestowały środowiska dawnych właścicieli. Poprawki Senatu rozszerzały krąg osób uprawnionych do reprywatyzacji (m. in. zaproponował, by prawo do zwrotu mienia lub rekompensaty przyznano wszystkim, którzy byli obywatelami polskimi w dniu utraty mienia, bez względu na obywatelstwo posiadane obecnie. Według badań CBOS, przeprowadzonych w lutym 2001 r. w ciągu roku ubyło zwolenników reprywatyzacji (z 47 do 38 proc.) i przybyło jej przeciwników (z 39 do 48 proc.).
Mieliśmy reprywatyzować wtedy, kiedy od 10 lat nie wybudowano w Polsce ani kilometra nowej drogi, nie kupiono ani jednego samolotu czy czołgu dla armii, kiedy państwo oszukuje i okrada najbiedniejszych
(np. pielęgniarki z medycznych instytutów naukowych).
O reprywatyzacji mówiło się w Polsce głośno i oficjalnie już dziesiąty rok. Ostatnio - coraz więcej. Wystarczyło, że Polska Unia Właścicieli Nieruchomości pogroziła rządowi tym samym palcem, co tzw. Żydzi nowojorscy, to rząd zaraz znalazł gdzieś w szufladzie projekt ustawy reprywatyzacyjnej, dając nam pryncypialnie do zrozumienia, że o tych sprawach też się myśli. A nawet czasem coś robi.
Dylemat ?reprywatyzować, czy nie reprywatyzować? jest typowo polskim dylematem w rodzaju ?bić się, czy się nie bić? i wynika z naszego sposobu myślenia o własnej historii. Opis dziejów nigdy chyba nie był u nas niezależny od bieżącej koniunktury i tak już chyba zostanie. To samo dotyczy zmiany znaczeń słownictwa, jakiego używa się do opisu.
Trudno to zrobić w sposób sprawiedliwy. Bo co oddać i komu jeśli ktoś miał działkę na której stoi dziś wieżowiec a on chce tylko działkę! Jedyny sprawiedliwy pomysł to było Wałęsowskie "100 mln" niestety nie przeszło.
Kiedy w roku 1989 kandydaci na posłów Król, Pol i Aumiller agitowali za sprawiedliwością, uważali że sprawiedliwe będzie uwłaszczenie Polaków poprzez tzw. akcjonariat pracowniczy. To znaczy, ich zdaniem każdy, kto przepracował w czasach PRL ileś tam czasu w jakimś zakładzie, powinien coś dostać, bo część tego majątku wypracował. I to się przyjęło, bo podobne hasła byli wtedy uprzejmi głosić prawie wszyscy, włącznie z czołowymi związkowcami i komunistami. Na pytanie z sali, czy ?jeżeli mój ojciec przepracował 48 lat w jednej firmie, to mi się będzie należeć po nim spadek w postaci akcji, bo przecież syn dziedziczy po ojcu itd.?, trzej muszkieterowie prywatyzacji poprzez akcjonariat pracowniczy nie potrafili wtedy odpowiedzieć. Do dziś odpowiedzi nie ma, ale sporo majątku już w ten sposób rozdano. Tym bardziej nie potrafili wtedy odpowiedzieć innemu z ciekawskich, który bezczelnie zapytał, czy on też powinien otrzymać akcje za 15 lat pracy u prywatnego ogrodnika.
Zarówno ówczesne propozycje polityków, którzy w końcu szturmem weszli do Parlamentu, jak i pytania ich - bądź co bądź - oponentów, pokazują, że z socjalistycznego myślenia człowiek wychodzi intelektualnie i moralnie poraniony, a nieraz i nie wychodzi wcale, bo już wcześniej był kaleką. Mało komu przychodziło do głowy, że można by w ogóle nie brać i nie rozdawać tego, co nie moje.
Z historycznego i psychologicznego punktu widzenia pazerniacy z roku 1989 i lat następnych, załapujący się na 15 procent akcyjnego ochłapu, niczym nie różnią się od tych pazerniaków, którzy w roku 1946 i później załapywali się na obszarnicze i burżuazyjne majątki, w tym tzw. Mienie pożydowskie. A przecież można było nie brać, skoro było cudze, do czego perswazją i siłą próbowało długo przekonywać swoich rodaków zbrojne antysowieckie polskie podziemie. Te przekonywania, jak wiemy, nie na wiele się zdały. Bo, jak dawali darmo, to się i brało... Chociaż nie wszyscy poddawali się tej azjatyckiej wizji dziejowej sprawiedliwości. Repatrianci zza Buga, na przykład, wiele lat spędzili na walizkach, mając jakieś takie ?frajerskie? poczucie korzystania z cudzego, choćby to było niemieckie.
?Frajerskie?, bo według socjalistycznych reguł frajerem jest ten, kto nie bierze, kiedy dają, a w dodatku ośmiela się pytać, czyje to jest i innym patrzy na ręce.
Jak się zdaje, ta część społeczeństwa, która nigdy nie brała, nawet gdy dawali darmo, opowiada się za zwrotem dóbr zagrabionych przez komunistyczne władze. Ale kto to ma teraz oddawać? Wychodzi na to, że musieliby wszyscy. I ci, którzy brali cudze, i ci, którzy brzydzili się brać. Kolejna niesprawiedliwość stosowana po to, by było sprawiedliwie. Węzła zaplątywanego wielokrotnie przez bezczelnych głupców nie da się łatwo rozplątać.
Dlatego gotowa byłabym opowiedzieć się za poglądem, jaki niedawno wygłosił w radiu anonimowy potomek jednego z polskich rodów posiadających przed reformą rolną z pół obecnej Białorusi. Powiedział,
że moglibyśmy wszyscy potraktować przecież ten okres, gdy się w Polsce nie szanowało prywatnej własności, jako okres kataklizmu, gwałtownego zjawiska natury przyrodniczej, jak tajfun czy trzęsienie ziemi, i niczego już nie żądać. Nie liczyć już na to, że jeszcze nie wszystko zostało rozdane i można się jeszcze załapać. To bardzo szlachetny postulat. Kto wie, czy nie nazbyt szlachetny, jak na krainę, przez którą
przeszedł ?tajfun??

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut