profil

Opowiadanie fantastyczne!

poleca 85% 438 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Klasztor Zen


Nadszedł czas spotkania z mistrzem. Uczniowie Zen zaczęli zadawać wiele pytań Attar de Neishapurowi:
- Mistrzu, opowiedz nam o Stwórcy! Jaki on jest?
- Stwórca jest nieznany i niepoznawalny. Każde twierdzenie o nim, każda odpowiedź na wasze pytanie będzie zniekształceniem prawdy.
Uczniowie zafascynowani mądrymi odpowiedziami mistrza zaczęli zadawać coraz więcej pytań. Jednak Neishapur chciał jak najszybciej zakończyć to spotkanie. Widać było w jego oczach wielki niepokój, jakby coś złego wisiało w powietrzu nad klasztorem. Nagle do sali wbiegł najwierniejszy sługa mistrza – Malik:
- Mistrzu! Czarne chmury wiszą nad Klasztorem Zen. Twój praprzodek Tuan Mu Tsu chce wykraść księgę dziejów świata!
- Postaraj się sprowadzić do klasztoru mnichów Zen. – Powiedział zamyślony mistrz. – Ja tymczasem udam się w podróż do Ranzaia. Być może on będzie miał wiedzę na temat planów Tuana Mu Tsu.
Malik od razu poszedł wykonać polecenie mistrza, gdy on sam udał się w długą podróż na złociste pola. Wyprawa ta zapowiadała się na wyjątkowo spokojną, aż za spokojną! W końcu zmęczony mistrz po całodniowym marszu postanowił uciąć sobie drzemkę. Nic nie zapowiadało, że w środku ogromnego lasu ktoś może wyrwać go ze snu:
- Miłościwy Panie. Proszę się obudzić!
- W czym ci mogę pomóc? – Zapytał nieco rozkojarzony mistrz.
- Spotkałem w lesie długowłosego człowieka, który powiedział mi, iż znajdę tutaj osobę, która da mi drogocenny kamień.
Attar de Neishapur od razu domyślił się, że maczał w tym palce ktoś bardzo przebiegły -wyjątkowo uzdolniony magicznie. Zajrzał do swej sakiewki i ujrzał błękitny kamień, którego jeszcze kilka godzin temu tam nie było.
- Proszę. Pewno o ten kamień ci chodzi.
- Tak!
Uradowany chłop uciekł z diamentem. Mistrz nie tracąc czasu wyruszył w dalszą drogę. Przez cały czas zastanawiał się kto jest do tego zdolny, aby podłożyć kamień do sakiewki nie budząc go przy tym. Nagle przypomniał sobie kogoś kto mógł to uczynić. Był to nieśmiertelny mag, zwany Joneyeda. Osoba wyjątkowo zdolna, która kilka tysięcy lat temu znalazła się w posiadaniu eliksiru nieśmiertelności. Joneyeda nigdy nie miał ochoty przejąć władzy nad światem. Dla niego liczy się tylko domek, w którym ciągle przygotowuje jakieś magiczne wywary. Neishapur postanowił odwiedzić go, gdyż było mu to po drodze. Zbliżał się wieczór ale mistrz nie miał ochoty tracić ani chwili na odpoczynek. Pomimo swojego wieku mógł wytrzymać kilka nocy bez snu. Joneyeda wiedział, że mistrz zjawi się lada chwila dlatego tez mu na spotkanie by jak najszybciej go powitać:
- A więc tak wygląda wielki Attar de Neishapur. Człowiek, który wie, gdzie znajduje się Księga Dziejów Świata.
- Chciałeś aby przyszedł, więc jestem...
- Tak oczywiście. Szykuje się bitwa, która może zmienić przyszłość. Tuan Mu Tsu chce zniszczyć księgę dziejów świata i zastąpić ją inną. Taką, w której on rządzi światem!
- Wiem, lecz Tuan Mu Tsu zapomniał o małym szczególe. Księga Dziejów Świata znajduje się głęboko w podziemiach klasztoru i tylko ja wiem jak tam trafić.
- No cóż. Nie zapomnij o jego przebiegłości. Chcę byś zachował szczególną ostrożność. Wciąż pamiętam tamten dzień, w którym dowiedziałem się, że Tuan Mu Tsu mnie zdradził, a teraz myślę jak się na nim zemścić. Z resztą, gdy klasztor zostałby zniszczony, nie darowałbym sobie tego.
- Jedyna rzeczy, o jaką się obawiam to klasztor i moi uczniowie.
- Rozumiem cię. Proszę wiec tylko o to byś przemyślał moją propozycję.
- Powiedz nieco jaśniej.
- Stworze armię shojów, obrońców klasztoru.
Mistrz odszedł bez odpowiedzi. Wiedział, że na Joneyede można liczyć. Zanim Attar de Neishapur wyszedł z lasu, minęło kilka godzin. Odtąd znajdował się poza granicami swej krainy. Na szczęście Złociste Pola nie należą do jakiś specjalnie wrogich, wiec mistrz mógł spokojnie iść dalej. W pewnym momencie poczuł dziwne drżenie rąk. Był to znak, że w klasztorze dzieje się coś złego. Przyspieszył kroku. W końcu po paru godzinach poszukiwań jego oczom ukazała się mała chatka, znajdująca się na szczycie wzniesienia, ale Ranzaia nie było w domu.
- Gdzie jesteś Ranzai?
- Jestem tutaj cały czas. - Odrzekł wynurzając się ze złocistych pól
- Czemu się ukrywasz?
- Co cię do mnie sprowadza? Zapytał nie odpowiadając na pytanie mistrza.
- Klasztor Zen jest w niebezpieczeństwie. Pomyślałem, że będziesz mógł mi pomóc.
- Przykro mi. Nie pomogę ci. Twoimi sprzymierzeńcami są shojowie, którzy zabili mego ojca.
- Uwais był wspaniałą osobą. Wiele się od niego nauczyłem. Poświęcił się w wielkiej sprawie. Gdyby nie on Tuan Mu Tsu już dawno opanowałby cały świat. Jako ostatni mieszkaniec Złocistych Pól nie możesz przechodzić obojętnie wobec tej sprawy. Twoja kraina tez może być zagrożona!
- Tuan Mu Tsu doskonale wie, że ta kraina jest ostatnia rzeczą jaką byłby w stanie podbić. Nie obawiam się jego i całej armii shojów.
- Wysłuchaj mnie Ranzai. Tuan Mu Tsu chce przejąć władze nad światem i może to zrobić niszcząc księgę dziejów świata. Jeśli to zrobi to także twoje Złociste Pola mogą ulec zniszczeniu.
- Mój ojciec zawsze mawiał: Kto wie, nie mówi. Kto mówi, nie wie. Dzięki temu wielkie skarby kakuanów są bezpieczne po dziś dzień. Jeżeli zaś chodzi o klasztor to.... – Ranzai nie chciał zdradzić powierzonych mu sekretów.
- Proszę cię powiedz. W klasztorze dzieje się coś złego. Gdy nie zjawię się na czas, cała przyszłość może ulec tragicznej zmianie!
- No dobrze. Jalal ud-Din Rumi napisał księgę dziejów świata po to, by panował ład i porządek. Nie spodziewał się jednak, że jego syn Tuan Mu Tsu będzie zazdrosny o to, że księgę przekazał drugiemu z jego synów – Sa’di di Shirazowi. Od tego momentu w Tuanie Mu Tsu zaczęła się gromadzić nienawiść do Klasztoru Zen. Kiedyś znalazł mapę prowadzącą do księgi dziejów świata. Wiedział, że ta zdobycz przyda mu się do zemsty. Chciał jak najwięcej dowiedzieć na temat klasztoru jak i samej księgi. Pewnego dnia Tuan Mu Tsu spotkał pewnego młodego magika, przez niektórych zwanego Joneyeda. Zauważył, ze ma w ręku małą fiolkę z jakimś dziwnym eliksirem. Bardzo go to zainteresowało. Po krótkiej rozmowie obaj doszli do ugody. W zamian za nieśmiertelność Tuan Mu Tsu da mu mnóstwo pieniędzy. Wszystko szło po ich myśli jednak Joneyeda nie wiedział, że jego nowy przyjaciel go okłamał. Po śmierci Sa’di di Shirazy nowym mistrzem został Shams-e Tibirizi. Dla Tuana Mu Tsu nie było w tym nic dziwnego. Shams-e od początku pokazywał się z jak najlepszych stron. Był najzdolniejszy ze wszystkich mnichów zen, dlatego tez Sa’di di Shiraza nie miał problemów z wyborem następcy. Tuan już wtedy postanowił zaatakować jednak był niedoświadczony i popełnił wiele błędów. W przeciwieństwie do Shams-e Tibiriziego, który przeczuwając zagrożenie stworzył nową obronną armię pod-ludzi zwanych shojami. Jest to wyjątkowo waleczny gatunek, obdarowany ogromna siła fizyczną. Są nieco wyżsi niż zwykły człowiek, mają długie śnieżno-białe włosy, kryształowe oczy. Ich wzrok może doprowadzić do utraty przytomności.
- Znam dobrze shojów. Powiedz mi co mam zrobić by ochronić klasztor?
- Tuan Mu Tsu ma mapę, armię shojów i swoją prawą rękę Vibhishena. Sama mapa wskazuje drogę do księgi. Jako mistrz zostałeś obdarowany wiedzą, o której każdy może tylko pomarzyć. Znasz podziemia klasztoru jak własna kieszeń. Wykorzystaj to.
- A co z Vibhishenem? Podobno skrywa on tajemnicę o słabości Tuana Mu Tsu.
- Tego nie wiem, a zresztą już i tak za dużo ci powiedziałem.
- Owszem. Bardzo mi pomogłeś. Jeśli będę mógł się jakoś tobie odwdzięczyć do możesz na mnie liczyć.
- Hehe... dziękuję. Powodzenia.
Ranzai znów zatoną w objęciach złocistych pól. Nie tracąc czasu Attar de Neishapur postanowił jak najszybciej wrócić do klasztoru. Mknąć ze wszystkich sił po kilku godzinach był już w połowie drogi. Nagle ujrzał kogoś, kogo nigdy w tym miejscu by się nie spodziewał - samego Bhathawata - władcę Wzgórz Ognistych. Był to znak, że ktoś zły zginął. Ogarnęło go przerażenie nie tyle wynikające strachu, co z niespodziewanego spotkania.
- Nie lękaj się Attarze. Twa dusza jest zbyt czysta bym mógł ją tobie odebrać.
- Nie lękam się. Po prostu zdziwiła mnie twoja obecność tutaj.
- Jeszcze bardziej zdziwi cie po kogo tu przybyłem.
- Z pewnością po kogoś, kto za życia wyjątkowo źle czynił.
- Był to człowiek, który zdradził osobę ufającą mu bezgranicznie.
- Któż to taki? – Zapytał z zainteresowaniem.
- Malik. Tak go zwali.
Mistrz stanął jak wryty. Jego najwierniejszy sługa okazał się tym, który sprzedał cały zakon. Attar de Neishapur odszedł bez pożegnania. Zastanawiało go teraz, kto mógł go zabić i czemu Bhathawat znajdował się daleko od klasztoru. W końcu Malik całe życie przebywał w tym miejscu. Czuł się przygnębiony z faktu, że nawet w Klasztorze Zen może pojawić się ktoś zły. Po dotarciu na miejsce powitała go głucha cisza i półmrok. Ujrzał cztery sylwetki mnichów. Byli to: Nobunaga, Nan-in, Bayazid i Bushuja.
- Moi najwierniejsi uczniowie! - Krzyknął z radością mistrz.
- Przybyliśmy z odległych zakątków świata na twoje wezwanie.
- W klasztorze stało się cos złego. Malik został zabity.
- Ja go zabiłem i wyniosłem jego ciało do lasu by zakon zachował swą czystość. – rzekł Nan-in.
- Niestety już za późno. Malik nas zdradził, a Tuan Mu Tsu wraz ze swoja armią wykradli księgę. – Powiedział ze smutkiem Nobunaga.
- No cóż. Miałem nadzieje że do tego nie dojdzie.... Zwołam armię shojów. Trzeba odebrać im tę księgę!
- Na próżno mistrzu. Shojowie przeszli na stronę Tuana Mu Tsu.
- Będziesz musiał użyć całej swojej mocy by stworzyć nową, silniejsza rasą od shojów.
Mistrz wahał się. Wiedział, że sztuka udała się tylko stwórcy i Shams-e Tibiriziemu (Nie licząc Joneyedy, który tworzy shojów za sprawą zakazanej magii). Nocą udał się do lasu. Wiele godzin próbował, aż w końcu udało mu się. Użył wszystkich sił by stworzyć potężną armię zamieniając drzewa z lasu w nową rasę chaimów!
- Attarze zbudź się! Zbliża się pora uczty.
- Co ja tu robię? Pewno straciłem przytomność z powodu tworzenia chaimów.
- Nie zupełnie, ale o tym porozmawiamy za chwile. Najpierw pokaże ci wyspę. Powinno ci się tutaj spodobać.
- Chwila... Czy ty czasem nie nazywasz się Hofetz?
- Zgadza się. Jam jest książę Wyspy Wolności, a ty znalazłeś się tu ponieważ tworzenie chaimów pochłonęło ci zbyt dużo energii. Straciłeś również siłę istnienia...
- To znaczy, że nie żyję? – Zapytał wystraszony mistrz.
- Jesteś pierwszą osobą, którą martwi ten fakt. Wielu ludzi marzy o tym by tutaj się znaleźć. Nie obawiaj się. Teraz czeka cię lepszy żywot. W końcu będziesz miał okazję spotkać się ze swymi przodkami.
- A co z klasztorem?
- Mnisi zen i chaimowie uporali się z wrogiem, aczkolwiek nie do końca. Tuan Mu Tsu wciąż żyje i szykuje się do kolejnego ataku.
- Jak można go zabić?
- Obawiam się, że tylko jedna osoba może to wiedzieć. Jego prawa ręka Vibhishen.
- Przecież on nie żyje!
- I w tym tkwi największy problem. Vibhishen po śmierci trafił na piekielne wzgórza.
- Pójdę tam! Bez względu na to jakie panuje tam cierpienie.
- Spokojnie. Nie tak łatwo się tam dostać. Musisz dostać pozwolenie mego brata Bhathawata.
- Postaram się go namówić ale może to trochę potrwać. Ty w tym czasie ciesz się nowym życiem. Jest ono o wiele lepsze niż te na ziemi.
Mistrz posłuchał rady Hofetza i postanowił przejść się wzdłuż plaży. Z każdym krokiem zaczynało mu się tu co raz bardziej podobać. W końcu po paru godzinach samotnego spaceru spotkał drzemiącego pod bambusem człowieka:
- Witam. – Powiedział radośnie mistrz.
- Witam. Nie przypuszczałem, że spotkam cie tu tak szybko.
- Nawet ja nie spodziewałem się, że tworzenie nowego gatunku może być aż tak niebezpieczne.
- Jesteś trzecią osobą, której udało się tego dokonać. Masz wielką silę, jednak zawsze byłeś trochę roztargniony.
- Widzę, że znasz mnie dobrze... – Powiedział podejrzliwie mistrz.
- Każdego członka swej rodziny znam bardzo dobrze. Ty jednak jesteś inny. Mistrzowie zen zawsze słynęli ze spokoju i pogody ducha. U ciebie różnie z tym bywało.
- Sądzisz, że byłem złym mistrzem?
- Myślę, że twoje roztargnienie było powodem wielu kłopotów. Gdybyś zamiast udawać się w daleką podróż da Ranzaia został wtedy w klasztorze Wielka Księga Dziejów Świata zostałaby na swoim miejscu... Jako syn stwórcy wiedziałem, że tak postąpisz. Wiem także, że za chwilę przyjdzie tu Hofetz z twoją przepustka do wzgórz piekielnych.
- A więc rozmawiam z samym Sa’di di Shirazą – synem Jalala ud-Din Rumi. To dla mnie zaszczyt. Powiedz mi proszę, co musze zrobić by być taki jak ty?
Wtedy Sa’di di Shiraza uśmiechnął się i rzekł:
- Widzisz te dwa bambusy które rosną obok siebie?
- Tak
- Zobacz, jak ten bambus jest wysoki. Spójrz na drugi, jaki jest niski...
W tym momencie mistrz zrozumiał całą prawdę i zasmucił się. Po chwili zjawił się Hofetz z przepustką. Attar de Neishapur postanowił jak najszybciej dostać się na ogniste wzgórza. Dzięki niezwykłym zdolnościom Hofetza, znalazł się tam niemal natychmiast. Po dotarciu na miejsce spotkał Bhathawata, który zaprowadził go do Vibhishena. Był to człowiek większy od największego shoja. Na jego tworzy widać było blizny i gniew, który towarzyszył mu od czasu pojawienia się w tym miejscu.
- Witaj Vibhishenie.
- Czego chcesz? – Zapytał zdenerwowany.
- Mam prośbę. Tuan Mu Tsu wciąż żyje i planuje kolejny atak by w miejsce starej księgi, którą ukradł dać jej zmienioną wersję. Gdy mu się to uda przyszłość świata ulegnie całkowitej zmianie.
- Wiem, że chcesz się go pozbyć. Być może uda ci się to ale ja na pewno nie zdradzę ci jego największego sekretu.
- Proszę cie Vibhishenie. Jeśli powiesz jak można go zniszczyć, twoja dusza zostanie oczyszczona i już nie będziesz musiał się tutaj męczyć.
- Gdybyś nauczył się tutaj żyć, nie musiałbyś teraz wszystkich prosić o pomoc. Idź stąd!
Mistrz nie spodziewał się, ze sprawy tak się potoczą. Teraz musiał wrócić na ziemię i wybrać swego następcę zanim skończy się jego przepustka. Z wyborem nie miałby problemów, gdyż jego najlepszym uczniem był Nobunaga. Krótko trwała radość, gdyż Tuan Mu Tsu rozpoczął atak na klasztor.
- Wyprowadźcie armię chaimów! – Krzyknął Attar de Neishapur do mnichów.
- Chaimowie nie chcą walczyć. Nie wierzą w zwycięstwo.
- W takim razie przyprowadźcie ich tutaj.
- Mistrzu. Armia Tuana Mu Tsu jest zbyt liczna. Nie jesteśmy w stanie z nimi wygrać. – powiedział jeden z chaimów.
- Macie rację. Nie zapominajcie jednak, że przeznaczenia nie można oszukać. Rzucę monetą. Jeśli wypadnie awers – wygramy. Jeżeli zaś rewers to przegramy.
Wypadł awers. Uradowana armia ruszyła do boju i pokonała armię Tuana Mu Tsu, a jego uwięzili w podziemiach klasztoru, z których nie można było się wydostać.
- Nikt nie oszuka przeznaczenia. – Powiedział Nobunaga.
- Zgadzam się - Odparł Attar de Neishapur pokazując mu monetę z awersem po dwóch stronach.
Po zakończeniu wojny, w Klasztorze Zen znów zagościła radość. Księga Dziejów Świata została oczyszczona z poprawek naniesionych przez Tuana Mu Tsu i trafiła na swoje właściwe miejsce. Attar De Neishapur w końcu mógł wybrać swego następcę – Nobunagę. Po uroczystej ceremonii były mistrz udał się na Wyspę Wolności. Nazajutrz pozostałą trójka mnichów po pożegnaniu się z nowym mistrzem wyruszyła w świat. Zaś Nobunaga oczekując swego pierwszego spotkania z uczniami Zen udał się udał się na długi spacer wokół klasztoru...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 15 minut