profil

Śmierć.

poleca 85% 838 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Śmierć. Śmierć. Śmierć. Co za ukrytą moc ma w sobie to słowo, że na jego dźwięk, truchleje nam serce, tysiące myśli przebiegają nam przez głowę? Chyba nikt nie zna na to pytanie odpowiedzi. W PWN-owskim słowniku języka polskiego czytamy: „śmierć- nieodwracalne ustanie wszystkich czynności ustroju oraz procesów przemiany materii we wszystkich jego komórkach”, natomiast Michał Arcat tak wyjaśnia to słowo: „śmierć- ustanie życia, zupełne ustanie przemiany materii w żyjącym organizmie ludzkim, zwierzęcym, roślinnym”.

Dla mnie śmierć jest największym „przekleństwem”, jakie mógł na nas rzucić Bóg. Nikt nie zna „dnia ani godziny”, nikt nie wie, kiedy przyjdzie mu opuścić ten padół. Gdy ktoś umiera rodzi się pytanie:, dlaczego?! Był taki młody, miał tyle do zrobienia, osierocił tyle osób, które go kochały. Może gdyby pozwolono mu żyć jeszcze sekundę, minutę, godzinę, dzień, tydzień, miesiąc, rok dłużej, może odkryłby nowe planety, lek na AIDS, zobaczył pierwszy krok swojego dziecka, pocałował swoją miłość po raz pierwszy. Ale nie zrobi tego. Już go nie ma.

Każdy z nas inaczej odbiera odejście bliskiej osoby. Niobe, za obrazę boskiej Latony (twierdziła, że to jej należy się cześć, gdyż urodziła czternaścioro pięknych dzieci, a nie kobiecie, która powiła Apollina i Artemidę), straciła swą rodzinę. Jej rozpacz była tak wielka, że całymi dniami siedziała i płakała, po swych potomkach. W końcu bogowie ulitowali się nad jej cierpieniem i przemienili w głaz. Niestety, to nie ukoiło zbolałego serca matki. Z kamienia, w którym zaklęta była jej dusza, płynęły łzy strugą jasnego źródła.

Podmiot liryczny- matka, w wierszu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pt.: „Elegia o... (chłopcu polskim)” w milczeniu przeżywa swą rozpacz po stracie „jedynego dziecka, buntuje się wobec okrutnej wojny, która „uśmierciła” jedynaka.
Parę tygodni temu, świat wstrząsnęła wiadomość o tragedii w Alpach. W austriackim kurorcie Kaprun rozegrała się największa katastrofa w powojennej historii tego kraju. Ponad 150 osób, w większości młodych narciarzy, zginęło, gdy w kolejce, którą jechali, wybuchł pożar. Sympatycy "białego szaleństwa" z całego świata udawali się na lodowiec pod szczytem Kitzsteinhorn, by zainaugurować sezon narciarski...

Czy te wyżej wymienione zdarzenia mają jakikolwiek sens? Nie, bo przecież śmierć nie ma sensu! To filozofia średniowiecza podporządkowana była wieczności, to hasłem przewodnim tej epoki było „Memento mori- pamiętaj, że umrzesz” i „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. U progu XXI wieku, kiedy poznajemy nowe światy, kiedy lekarze są w stanie dokonywać transplantacji, nie można godzić się z odchodzeniem!

Gdy umiera bardzo bliska nam osoba płaczemy. Ktoś kiedyś powiedział, że roniąc łzy nad grobem zmarłego nie płaczemy nad nim tylko, nad sobą. Bo przecież straciliśmy naszego powiernika, przyjaciela. Z przerażeniem uświadamiamy sobie, że ukochana babcia nie upiecze pysznego ciasta, że nie będziemy godzinami gadać z przyjaciółką o nowym chłopaku, że matka nie podejdzie i nie zapyta, co się stało, a później nie pocieszy, nie obetrze łez.

Człowiek nie został stworzony do cierpienia. Gdy Bóg ulepił nas z gliny, dał nam władzę nad światem, ustanowił nas panami wszystkiego, co żyje. Dlaczego więc pokarał pierwszych ludzi tak bardzo, dlaczego wygnał ich z raju? To jest pytanie retoryczne, chyba nigdy nie poznamy na nie odpowiedzi. Dla chrześcijan (szczególnie tych bardzo mocno wierzących), nie ma to większego znaczenia gdyż życie tu na ziemi jest okresem przejściowym, ponieważ w chwili opuszczenia Edenu dostali obietnicę, że będą mogli tu powrócić. Jednak nie wszyscy wierzą w Jahwę, nie każdy jest w stanie zaufać jakiejś sile wyższej. Nie jestem heretyczkę, ale jeśli to tylko bzdura, jeśli po drugiej stronie nie ma nic? Jeśli nasze życie to tylko chwila błysk światła, że liczy się tylko tu i tutaj, że innego życia nie ma?

Boimy się pustki i cierpienia. Ciszy po wejściu do domu, porozrzucanych drobiazgów, których właściciel nie weźmie już do ręki. „Gdy kiedyś odejdziesz, gdy ziemia rozstąpi się, nicości trwam, gdy kiedyś odejdziesz, nas już nie będzie i siebie nie znajdziesz też...”- to fragment tekstu piosenki Edyty Bartosiewicz. Strach o naszą drugą połowę odbiera nam radość z obcowania z nią. Mogłoby się wydawać, że ta obawa powinna motywować do pełniejszego przeżywania każdej chwili, jednak tak nie jest. Ta niepewność sprawia, że nie angażujemy się do końca w związki z innymi ludźmi.

Ja buntuję się przeciwko śmierci. Nie jestem w stanie pogodzić się z przemijanie, z tym, że w jednej chwili rozmawiam z drugim człowiekiem, a parę dni później dowiaduję się, że nie żyje. Wiem, że nigdy nie pokonamy śmierci. Zawsze będziemy ograniczeni przez ramy doczesności. Zawsze na tym padole pozostaną jakieś sprawy, których nie rozwiążemy, zawsze pozostanie spotkanie, na którym nas już nie będzie i choćbyśmy żyli i 1000 lat zawsze będzie mało...życia!

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 4 minuty