profil

Moje spotkanie ze zwierzętami

poleca 85% 126 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Mojego wymarzonego Bernardyna dostałam na szesnaste urodziny. Jeszcze z żadnego prezentu tak się nie cieszyłam. Był taki słodki, kiedy wyciągałam go z pudełka. Miał na szyi różową kokardę, skamlał cicho, nie mając pojęcia co się z nim dzieje. Na początku spał ze mną. Potem chciałam przyzwyczaić go do koszyka, jednak Ali już na stałe zagościł w moim łóżku.
Mijały miesiące, a mój zwierzak rósł w potęgę. Wiedziałam, że takie psy jak on wyrastają na bardzo duże zwierzęta, jednak mi wydawało się, że Ali jest o wiele większy od pozostałych bernardynów. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, ze wcale nie jest większy, że nie wyróżnia się od nich niczym. Po prostu odpowiedzialność, jaka na mnie spoczywa, jest ogromna. Zdałam sobie sprawę z tego, że moje wyobrażenie o własnym zwierzaku było zupełnie inne, jak się okazało w rzeczywistości, zwłaszcza o takim, który wymaga uwagi, opieki, pielęgnacji. Zdałam sobie też sprawę z tego, ze traktuję go jak moją własną zabawkę. Psy takie jak mój, wykorzystywane są do różnorakich zadań, jak np. do poszukiwań, do ratownictwa górskiego. Spełniają się także jako psy stróżujące i rodzinne. Uznałam, ze strasznie musi go nudzić rutyna codziennego dnia. Rano spacer, po południu spacer, wieczorem zabawa, oczywiście nie wspomnę o wyjściach w weekendy do znajomych rodziców, gdzie ich małe dzieci bawiły się w „konika”. Główną rolę grał oczywiście Ali. Gdybym była na jego miejscu, pewnie ta zabawa by mi się nie spodobała. Jednak zauważyłam, że Ali bawi się z pięciorgiem dzieci, w wieku od czterech do dziewięciu lat, całkiem nieźle. Patrzyłam zdumiona na ich zabawę. Zazdrościłam w pewnym sensie mojemu psu. Nigdy nie lubiłam dzieci, a on wręcz za nimi przepadał. Machał wesoło swym puszystym ogonem. Widać było, że jest szczęśliwy.

Pewnego dnia w szkole, na godzinie wychowawczej, został poruszony temat tolerancji. Rozmawialiśmy o upośledzeniu, niepełnosprawności, autyzmie. Ktoś powiedział o dogoterapii. Pierwszy raz słyszałam o czymś takim. Niestety, nie dowiedziałam się niczego więcej, ponieważ zadzwonił dzwonek. Żałowałam, ale postanowiłam zaspokoić moja wiedzę. Siedziałam pół nocy przed komputerem, wyszukując w internecie wiadomości na temat tej choroby. W końcu dowiedziałam się, że dogoterapia, to jedna z metod rehabilitacji osób niepełnosprawnych, dostosowana do ich indywidualnych możliwości i wykorzystująca psy jako terapeutów. Wydało mi się to ciekawe. Byłam mile zaskoczona, kiedy przeczytałam, że jedną z ras psów, które uczestniczą w dogoterapii, jest bernardyn. Psy te jednak powinny spełniać określone warunki. Muszą być odpowiednio przeszkolone, posłuszne, łagodne, zdrowe, czyste, tolerancyjne, pewne siebie, akceptujące obcych, a także lubić pieszczoty i chętnie współpracować.

Wtedy mnie olśniło. Ali spełniał wszystkie te warunki. Dlaczego nie mogłabym spróbować pomóc innym właśnie dzięki niemu? Alemu pewnie też by się to spodobało. Nie wiedziałam tylko, jak się do tego zabrać. Wiedziałam, że Ali musi zostać specjalnie przeszkolony do pełnienia takiej funkcji. Mama, która była głęboko przekonana do mojego pomysłu zapoznała mnie z kimś, kto na temat dogoterapii wiedział bardzo dużo, a sam był instruktorem. Był to jej kolega z pracy, który posiada psa terapeutę. Lepiej nie mogłam trafić.
Ali przeszedł wszystkie szkolenia. Byłam z niego naprawdę dumna! Pierwsza osobą, jakiej pomógł, była 6 – letnia Anielka. Z początku nie byłam przekonana do tego pomysłu. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam w jego umiejętności, bo nie byłam obecna na kursach, w których uczestniczył mój pies. Byłam ciekawa, jakie będą tego efekty i czy w ogóle będą. Autyzm jest szczególnym schorzeniem. Do dziś nie jest poznana do końca geneza tej choroby. Dziecko cierpiące na nią, żyje we własnym, odizolowanym od rzeczywistości świecie. Nie pozwala się dotknąć, przytulić, kontakt werbalny z nim jest ograniczony, a słownictwo często dziwaczne. Boi się też wszelkich zmian, budzą one wręcz paniczny lęk, nie chce wychodzić na spacery, nie nawiązuje kontaktu nawet z rodzicami. Często terapeuci i rodzice są bezradni. Nie potrafią pokonać granicy "dwóch światów". W wielu przypadkach udaje się to psu. Pies uzyskuje pozwolenie dziecka na przeniknięcie do jego świata. Dziecko czuje się bezpieczniejsze, gdy jest z nim jego czworonożny przyjaciel. Pies potrafi zainteresować małego pacjenta światem zewnętrznym, sprawić, że spacer nie wydaje się już straszny, a dotyk może być czymś naturalnym i przyjemnym.

Nie mogłam się doczekać, kiedy poznam małą Anielkę i jej rodziców. Byłam bardzo ciekawa, jak będą wyglądały zajęcia dogoterapii i czy Ali będzie grzeczny. Gdy dotarliśmy do ich domu, trochę się denerwowałam. Nie wiedziałam, jak Anielka zareaguje na mojego olbrzyma. Przywitali nas rodzice dziewczynki. Pani domu ugościła nas w wielkim salonie, poczęstowała herbatą i pączkami. Potem ojciec zaczął opowiadać o chorobie córki.

Anielka rozwijała się normalnie do 30 miesiąca życia. Rodzice zauważyli, że coś może być z nią nie tak, ponieważ nie mówiła, mało się uśmiechała, nie interesowały ją zabawy z dziećmi. Na początku zbagatelizowali ten problem uznając, że ich dziecko po prostu jest wstydliwe, a mówić jeszcze się nauczy. Przez cały ten czas nie było wśród nas Anielki. W końcu mama zaprowadziła nas do jej pokoju. Tam zobaczyłam ciemnowłosą dziewczynkę, która bawiła się swoją kokardką do włosów. Nawet nie podniosła głowy, gdy weszliśmy do jej wręcz bajkowego pokoju. Mama wzięła na ręce swą córkę. Wtedy zobaczyłam jej wielkie błękitne oczy. Były jednak jakoś mało wyraziste. Niestety, twarz nie wyrażała żadnych emocji. Ali stał grzecznie przy instruktorze. Przywitaliśmy się z nią. Mama wytłumaczyła Anielce, że przyszliśmy ją odwiedzić, pobawić się z nią. Położyłam kamerę na komodzie i wraz z mamą Anielki zaczęłyśmy przyglądać się pierwszemu spotkaniu mojego psa i jej córki. Rodzice byli obecni w trakcie terapii, aby Anielka czuła się bezpieczna, a sami mogli nabrać zaufania do mojego bernardyna. Anielka przywitała się z panem terapeutą, a potem z Alim, który przyjaźnie zaskomlał, jakby chciał powiedzieć: „cieszę się, ze mogę cię poznać”.
Cała sesja zaczęła się od tego, że przy pomocy terapeuty dziewczynka dotykała futra Alego, dlatego Ali musiał być starannie wypielęgnowany przed odwiedzinami dziecka. Anielce, zazwyczaj kapryśnej dziewczynce, najwyraźniej podobał się taki sposób kontaktu, jak zauważyła jej mama, ponieważ nie zabierała ręki. Chciała głaskać futro psa. W tym czasie terapeuta opowiadał dziewczynce jaki Ali jest spokojny i grzeczny, ile potrafi i jak ją bardzo lubi.

Sesja w końcu dobiegła końca. Trwała zaledwie pół godziny. Nie może trwać dłużej, ponieważ jest to męczące, zarówno dla dziecka jak i dla psa. Gdy wychodziliśmy z jej bajkowego pokoiku, Anielka, tak mi się wydaje, była bardziej ożywiona. Być może mi się wydawało tylko, ale bardzo chciałam, żeby tak było.

Na kolejnej sesji, tydzień później, dziewczynka znów głaskała swego nowego przyjaciela. Wymawiała jego imię, przytulała go. Alemu bardzo się to podobało. Merdał ogonem we wszystkie strony. Oczywiście nie mógł okazywać swoich uczuć tak, jak robiła to z innymi dziećmi. W tej sytuacji liczyło się wyłącznie to, co czuła Anielka. To dla niej zostały zorganizowane te spotkania, chcieliśmy jej pomóc za wszelką cenę. Wszystko zostało utrwalone kamerą. Jest to potrzebne dla porównywania wyników z różnych sesji. W ten sposób lekarze mogą stwierdzić, czy coś zmieniło się w zachowaniu dziecka. Dogoterapeuta, na jednej z sesji, umożliwił dziewczynce nakarmienie Alego, który jadł jej z rączki. To na pewno bardzo zbliżyło ich ze sobą. Na kolejnej natomiast postanowiliśmy, że umożliwimy Anielce spacer z psem na smyczy. Dziewczynka nie ma własnego zwierzaka, dlatego okazało się to być wielkim przeżyciem dla dziecka. Była tym zafascynowana. Chwile radości i beztroskiego uśmiechu, to bardzo ważne elementy dogoterapii.

W końcu nadszedł czas na wizytę lekarza, który leczył Anielkę. Aby sprawdzić nasze wyniki i postęp, jaki zrobiła Anielka, przeprowadziliśmy eksperyment. Lekarz pokazywał Anielce zdjęcia różnych psów – w tym mojego Alego. Eksperyment się powiódł. Dziewczynka żywo reagowała na obrazek przedstawiający Alego. Jej twarz stała się rozpromieniona, widać było niesamowite ożywienie. Pokazywała zdjęcie, wymawiając imię Alego.

Byliśmy bardzo zadowoleni z rezultatów dogoterapii. Okazało się również, że w domu Anielka zaczęła zachowywać się inaczej. Więcej mówiła, częściej się bawiła i uśmiechała. Rodzice mówili, że zauważyli poprawę w zachowaniu swojej córki.

To było pierwsze dziecko, któremu pomógł Ali. Odwiedzamy Anielkę raz na dwa tygodnie. Wciąż uśmiecha się na nasz widok, a Ali wręcz przepada za tymi odwiedzinami.
Kolejnym dzieckiem, jakiemu pomogliśmy, był niepełnosprawny Paweł. Jeździł na wózku inwalidzkim i miał niedowład prawej ręki, ponieważ wcześniej uległ wypadkowi samochodowemu. Aby pomóc w rehabilitacji, chłopak czesał sierść mojego bernardyna, co pomagało mu przywrócić sprawność w ręce. Oczywiście, można było zastosować inne metody, np. praca z rehabilitantem, jednak nasza bardziej podobała się i jemu i jego rodzicom. Nie czuł się samotny, nie myślał o wypadku, a do tego właśnie dążyliśmy.
W końcu poczułam się spełniona. Wiedziałam, że to co robię jest dobre, znalazłam w życiu cel, do którego postanowiłam dążyć, aby poczuć się spełniona i spełniać marzenia innych. Sprawiać, ze będą czuli się szczęśliwi, kochani. Mam nadzieję, że w przyszłości zrobię kurs dogoterapeutyczny i sama będę mogła prowadzić seanse.
Największym lekarzem ludzkich serc okazał się mój pies, który pomógł tak wielu chorym. To jego pokochały dzieci, to z nim pragnęły spędzać czas, tylko z nim czuły się tak wspaniale.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 9 minut