profil

Jestem Andrzejem Radkiem i opowiadam o swoim dzieciństwie w Pajęczynie Dolnym.

poleca 85% 236 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Stefan Żeromski

Nazywam się Jędrzej Radek. Urodziłem się we wsi Pajęczyn Dolny, w czworakach dworskich u biednego fornala. Moja rodzina żyła w nędzy i niedostatku, nieraz sypiałem pod gołym niebem lub w stodole. Podstawowym moim obowiązkiem był dozór nad gęsiami i trzodą chlewną, a ponieważ zadań tych nie wypełniałem sumiennie, często spotykałem się z twardą ręką ojca. Byłem przyzwyczajony do bicia i wiedziałem, że za najdrobniejsze przeciwstawienie się ojcu czeka mnie kara.

Znana osobą w Pajęczynach był pan Antoni Paluszkiewicz zwany- Kawką. Przydomek swój otrzymał ze względu na stałe obrzydliwe pokasływanie. Niemal codziennie, kiedy pan Antoni przechodził przez dziedziniec, koledzy moi urządzali pewnego rodzaju koncert. Spośród krzaków słychać było donośny kaszel na wzór Paluszkiewiczowego, poprzedzający wybuch śmiechu. Ukryci pośród zarośli mieliśmy niezły ubaw z całego przedstawienia, które niestety wcale nie drażniło guwernanta. On obojętnie spoglądał w stronę dochodzących głosów i „ani trochę nie zmieniwszy sposobu kaszlania”, przechodził dalej.

Niewątpliwie największe umiejętności w poprzedzaniu pana Paluszkiewicza, wykazywałem oczywiście ja. Przed rozpoczęciem przedstawienia, zakładałem długą płachtę, w rękę brałem patyk, kudłałem sobie włosy i przystępowałem do dzieła. Za moje artystyczne występy „sama dziedziczka nieraz dawała” mi kostkę cukru lub „na pół zgniłe jabłko”. Ale wkrótce i na mnie przyszedł czas.
Pewnego dnia siedziałem sobie przy płocie, nakryty workiem od dżdżu i wiatru, gdy wtem poczułem, jak za kark chwyciły mnie mocne ręce pana Paluszkiewicza. Szamotałem się, drąc się przy tym w niebogłosy, ale silne ramiona Kawki zaniosły mnie do swojego mieszkania i posadził na kanapie. Niespokojnie patrzyłem na guwernanta, a mając świadomość o laniu, jakie otrzymam od ojca, chciałem, by student nareszcie ukarał mnie i wypuścił wolno. Lecz ten po krótkim namyśle zaczął przebierać wśród swych książek i wyją z biblioteczki duży, kolorowy atlas zwierząt. Położywszy go na moich kolanach, rozkazał mi przejrzeć książkę. Oglądnęłem atlas i od tej chwili spędzałem u pana Paluszkiewicz dużo czasu. Nie spostrzegliśmy kiedy nauczyłem się czytać.

Guwernant, po kilkuletnim udzielaniu mi korepetycji, postanowił umieścić mnie w Progimnazjum Przyrzogłowskim. Mimo początkowych trudności uczyłem się wybornie i z pochwałą zdałem do klasy drugiej. Tymczasem pan Paluszkiewicz zmarniał zupełnie. Niedługo potem zmarł na gruźlicę.
Zarabiałem na swe utrzymanie udzielając korepetycji dla słabszych uczniów z klas młodszych.
Pokrzepiony wspomnieniami Paluszkiewicza, zawsze uparcie dążyłem do swych celów. Postanowiłem wedle woli Kawki uczyć się na przekór wszystkiego i starać się być najlepszym. „Nauka jest jak niezmierne morze.. Im więcej pijesz, tym bardziej jesteś spragniony.” Słowa pana Paluszkiewicza utrwaliły się w pamięci mojej na stałe.

Przed wyjazdem do Klerykowa, wakacje spędziłem w swojej rodzinnej wsi. Kleryków wówczas był dla mnie miastem nieznanym. Miałem nadzieje, że udzielając korepetycji, szczęśliwie przejdę poprzez kolejne klasy. Myślałem nawet o uniwersytecie. Tymczasem w Pajęczynie Dolnym, wszystko zostało po staremu. Nawet dawni znajomi nie doceniali mojej czteroletniej pracy, w wyniku której, z prostego nicponia, przeobraziłem się we wzorowego ucznia.
Ruszyłem w drogę do Klerykowa, wiedząc, że opuszczam wieś już na zawsze. Stąpając po twardej drodze płakałem cichymi, chłopskimi łzami. Droga do Klerykowa była długa i ciężka.

Z niezastąpioną pomocą pana Paluszkiewicza z świniopasa i analfabety stałem się wzorowym uczniem gimnazjum.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 3 minuty