Aspinwall, 1882 rok
Drodzy Rodacy!
Pozdrawiam Was i całuję. Mam też nadzieję, że w naszym ojczystym kraju, którym jest Polska wszystko dzieje się dobrze i żadne większe zło mu nie zagraża.
Piszę do Was z daleko położonego od naszego kraju kontynentu, jakim jest Ameryka Południowa. Wielki jest mój żal po wyjeździe z Polski i myślę, że już do niej nie wrócę. Wszelkimi możliwymi sposobami próbuję ją sobie przypomnieć, lecz nie jest to, to samo w niej przebywać. Ostatnio dostałem od polskiego Towarzystwa w New Yorku paczkę pełną książek. Moje szczęście nie znało granic, ponieważ od kilkudziesięciu lat nie miałem w dłoniach książki napisanej w polskim języku. Od razu w oczy rzuciło mi się skądś znane nazwisko. Był to Adam Mickiewicz, a książka nosiła tytuł „Pan Tadeusz”. W tej samej chwili poczułem, że zbliża się coś uroczystego. Po przeczytaniu kilku lub kilkunastu wierszy tekstu, teraźniejszość przestała istnieć, a przed oczami zaczęły się przewijać obrazy z mojego dzieciństwa oraz młodości. Ujrzałem polskie lasy sosnowe, rzeki, przestronne pola, łąki oraz wioski. I od razu przypomniałem sobie całe życie w swojej ojczyźnie. Niestety, kiedy wreszcie oprzytomniałem nie miałem już swojej pracy na latarni. Okazało się, że zasnąłem i nie zapaliłem latarni. Po tym nieszczęśliwym wypadku na nowo zaczęła się rola tułacza poszukującego szczęścia w nieznanym świecie. Jednak nie żałuję, że przez tę książkę i wspomnienia straciłem pracę. Dobrze było, chociaż na chwilę zapomnieć o ponurej rzeczywistości i przenieść się do rodzinnego kraju.
Mam nadzieję, że nie zapomnicie o mnie i chociaż co jakiś czas napiszecie mi kilka pokrzepiających słów. Wiem, że nie rozumiecie mojego rozumowania, ale jeśli któregoś z Was spotka ten sam los, co mnie to zrozumie.
Skawiński