profil

Opowiadanie fantastyczne

poleca 85% 2532 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Przemierzaliśmy zanieczyszczone ulice Pezearotii nie spuszczając bacznego wzroku z przechodniów. Te twarze przestawiały obraz rozpaczliwego dążenia do pomnożenia własnego majątku. Odczucia, jakie mogły one wywołać wahały się pomiędzy rozpaczą, a nienawiścią. Wielkie, wypukłe oczy, nadymane wargi i nozdża nie były widokiem zachęcającym do pobytu w Nowej Wspólnej Europie, lecz częstym, a akty niechęci, wrogości lub agresji do osobników obcej rasy były karalne.
Doszliśmy do przedmieść metropolii i weszliśmy na teren posesji przez czarną, rzeźbioną bramę. Wokół rozchodziła się nieprzyjemna woń stęchlizny.
-Lester, móglbyś się czasami umyć- powiedziałam szeptem. - Śmierdzi od Ciebie jak od trupa- zasmiałam się tyriumfalnie. Rzadko udawało mi się trafić w jego czuły punkt, a tym razem był to strzał w dziesiątkę, ponieważ skrzywił się i mocno zaciągnął powietrze do płuc.
Wyciągnął sztylet z paska i nabił na niego zdechłego szczura w stanie rozkładu.
-To chyba to. Jesteś głodna?- zaśmiał się szyderczo i zamachnął, a nóż razem z resztką zwierzęcia wbił się w ścianę za moimi plecami. Miałam chęć rozszarpać go na milion kawałków, lecz, niestety, bez niego nie dostałabym się do domu, w którym czekała na nas najprostrza i najprzyjemniejsza robota w całej mojej złodziejskiej karierze, trwającej od kiedy pamiętam.
Już jako siedmioletnia dziewczynka byłam przyuczana do tego fachu. Doskonale zachowała mi się w pamięci wizyta u ojca przed pierwszą poważną misją. Miałam wtedy dwanaście lat.
Drzwi do gabinetu były jak zwykle dyskretnie uchylone. Przyjaźnie wołały "wejdź" ukrywając zło się tam czające za sobą.
Kiedy przekroczyłam próg skrzydłowe wrota skrzypnęły cicho, a w pokoju panował mrok częściowo rozpraszany przez lampę na biurku. Ojciec siedział w skórzanym fotelu w głębi pokoju, przy drewnianym stole konferencyjnym.
Stało przy nim trzynaście wzorzystych krzeseł. Białe ściany współgrały z dyplomami i podziękowaniami za harytatywny udział i pomoc prz tworzeniu Nowej Wspólnej Europy, które były tylko przykrywką dla najbardziej zorganizowanej szajki przestępczej w tym państwie, bo kto by podejrzewał o manipulacje politykami, ściąganie haraczy z koncernów ropy naftowej, napady na banki i konwoje, najbardziej szanowanego biznesmana?
Twarz mojego ojca zawsze wyglądała tak, jakby była wykuta w skale. Niebieskie oczy wydawały się wymyte ze wszystkich uczuć. Miłość złość, nienawiść, optymizm jak i pesymizm zostały wyparte przez zobojętnienie.
Wyrok śmierci na człowieka wypowiadał takim samym tonem jak klasyczne dzieńdobry i dobranoc.
Mimo tego, że nie zaznałam od niego potrzebnych rozwijającemu się dziecku uczuć i słow, które wspierają na duchu w złych chwilach, kochałam go. Nie dlatego, że był moim tatusiem, o nie.
Nauczył mnie żyć, samodzielnie radzić z sobie z problemami i rozwiązywać je w łatwy, ekskluzywny sposób.
- Nadszedł najwyższy czas, córeczko, byś mi pomogła. Jutro z samego rana udasz się do Josepha. Wytłumaczy ci wszystko ze szczegółami. Teraz idź już spać, musisz być wypoczęta.
Okręcił się na fotelu w stronę kuloodpornego okna, co oznaczało koniec wizyty. Wymknęłam się na palcach i przebiegłam bezszelestnie przez długi, wielobarwny przedpokój. Dywan perski był miękki i wzorzysty, jak cyba wszystko w rezydencji na wzórzu.
Trzy dni później poraz pierwszy założyłam mój szyty na miarę czarny kostium i popełniłam dwa z grzechów głównych- "nie kradnij" i "nie zabijaj".
Do dnia dzisiejszego, a lat mam dwadzieścia trzy, sztukę tą dopracowałam do perfekcji, mówiąc w dużym uogólnieniu.

Lester wyciągnął sztylet z muru szybkim, pewnym ruchem i pokazał drogę, którą mieliśmy iść.
Chwilę później pokonaliśmy mały most zwodzony i chaszcze egzotycznych roślin. Schody zaczęły się za pierwszym murem, gdy rzucimy się na nas trzy psy niemałych rozmiarów. Jak na nieszczęście dwa z nich uznały, że jestem łatwiejszym do pokonania przeciwnikiem. Nieszczęście, oczywiście, dla czworonogów.
Drugi mur był nieco wyższy niż poprzedni, ale za to za nim był nasz cel.
Ośmiu strażników stało na wieżach strzelniczych, dwóch przy drzwiach oraz trzech chodzących wokół, czyli dokładnie tylu, ilu przewidział stary, poczciwy Joseph.
Pierwsi z nich, ci na dole, otrzymali od Boga dużo szczęścia, ponieważ Lester zabił ich odrazu, mieczem ukrytym pod długim, czarnym płaszczem, lecz zanim dostałby się do każdego na wieży, inny mógłby go wtedy zlikwidować z broni dalekiego rażenia, więc wystrzeliłam miedziane gwiazdki z rękawicy na mojej dłoni, wykonane przez Lestera, lecz zaprojektowane przeze mnie.
Każda z nich trafiła cel w tchawicę, co nie było interesującym widokiem.
Kiedy wyrywałam nierdzewną broń z gardeł niedoszłych obrońców, mój towarzysz rozbrajał system alarmowy, który po uruchomeniu wzywał trzydziestoosobowy oddział ratunkowy w zagrożone miejsce.
Właśnie do tego był mi potrzebny ten nic nie wart mężczyzna o głupkowatym uśmiechu, w swoim gronie zwany "specem od elektronicznych zabawek", coraz modniejszych wśród elity broniącej się przed złodziejami, nawet tymi wytrawnymi.
Mieszkanie naszej ofiary, które bez wyrzuców sumienia można było nazwać pałacem z lodu i brylantów, odznaczało się niezwykłą kolekcją różnorodnych antyków.
Począwszy na obrazach sprzed siedemciuset lat, kończąc na wazach z dynastii Ming.
-Pokazowy przepych- wymruczałam pod nosem.
Pokój, w którym teraz spokojnie spał tęgi mężczyzna o dużych, świńskich oczach, miał arabski klimat. Łoże z baldachimem, tkaniny w czerwonych odcieniach były bardzo przyjemne. Przez głowę przebiegła mi myśl, że nikt nie przejmie się bordowymi plamami na ścianach zanim opuszczą budynek.
Po cichu podeszliśmy do niego, obudziliśmy, ponieważ zabijanie podczas snu było niegodne i niehonorowe. Mogłoby to źle wpłynąć na moją reputację, tak długo tworzoną i kształtowaną.
-Gdzie sejf?!- powiedziałam, nieco zbyt głośno.
-Z..za szafą- wyjąkał mężczyzna, przyglądając się bacznie moim ruchom swoimi wielkimi gałkami ocznymi. Strach miał wypisany na twarzy, przez co czułam do niego obrzydzenie.
Bał się nieuniknionego, taki los wybrało dla niego przeznaczenie i, oczywiście, Bóg. Fakt, że jego życie wkrótce dobiegnie końca powinien przyjąć z uśmiechem, lub chociażby żelazną miną twardziela.
Podeszłam do szafy i popchnęlam ją w kierunku okna. Myślałam, że się przewróci, tymczasem okazała się stać na doskonale ukrytych szynach i poprostu odjechała, ukazując dziurę w ścianie. We wgłębieniu leżały trzy koperty. Zabrałam wszystkie i ukryłam w wewnętrznej kieszeni wiatrówki.
-Dobra, zabij go. I tak już się na nic nie przyda.- Stojąc dalej twarzą do sejfu usłyszałąm cichy pisk, a nastęnie świst miecza przecinajacego powietrze.
-Skończyłeś?-zapytałam ze zniecierpliwieniem.
-Pewnie! Załatwiłem go. Teraz nawet magia mu nie pomoże.
Właśnie dlatego spytałam go, czy już zabił go, mimo tego, że byłam tego pewna. Ustalenie miejsca, w którym stał, nie zajęło mi dużo czasu.
-Panie Lester, dziękujemy za współpracę. Pański wkład w naszą działalność niezsamowicie się nam przysłużył. Oto pańska wypłata- wyrecytowałam obracając się na pięcie, po czym wbiłam mu nóż pod żebra.
Upadł na łoże i tęgiego mężczyznę, a raczej jego zwłoki.
-Romantyczna randka we dwoje?- zarechotałam - nie będę wam przeszkadzać, panowie.
Przecięłam linki utrzymujące baldachim, który opadł na ciała i wyszłam z pokoju.
Oczyszczoną drogą poszłam prosto do rezydencji na wzórzu, zastanawiając się, co nasza gosposia przyrządziła dziś na obiad.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 7 minut

Teksty kultury