profil

Ukraińskie Przemiany Demokratyczne

poleca 85% 114 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

W 1897 historyk niemiecki Paul Rohrbach nazwał Ukrainę „kluczem do Rosji”, wcześniej pojawiały się w Niemczech głosy za utworzeniem, wykrojeniem z Rosji, królestwa kijowskiego, opierającego się aż o Wołgę. (Rohrbach, Russland und mir, Stuttgart 1915 (za A. Wilson, Ukraińcy)
Nic przeciwko takiemu rozwiązaniu nie miała by i Turcja z przełomu wieków XIX i XX, uważająca że „Powstanie [w tym rejonie] nowej, nie rosyjskiej państwowości słowiańskiej, uwolniło by wreszcie Turcję od nieustannych intryg Rosji, dążącej do zdobycia Konstantynopola i panowania nad Cieśninami” jak to napisał młodoturecki dziennik „Jeune Turqe”.
Dzisiaj zza oceanu spełnienie roli Ukrainy widzi się w utworzeniu ogniwa łączącego dwu partnerów strategicznych USA, to znaczy Polskę z Turcją, tworzących w ten sposób trójczłonowy łuk, ‘zamykający’ Rosję, a linię jej wpływów prowadzący nie na południe od Bałtyku, a na południowy wschód od niego. Łuk ten gwarantował by, w mniemaniu Stanów Zjednoczonych stabilność polityczną w Europie Środkowej i Wschodniej. (J. Hrycak Historia Ukrainy (str. 332)
Położenie geograficzne Ukrainy sytuuje ją więc nie na ‘okrainie’, ale raczej na przecięciu się kilku stref wpływów.
Wizję Ukrainy w Polsce ocenia Hrycak jako determinowaną hasłem Piłsudskiego: Wolna Polska nie może istnieć bez wolnej Ukrainy. (ibid.)

Zważywszy na plany rurociągu Odessa Brody Gdańsk, nie jest to twierdzenie bezpodstawne. A polityka „kurkowa” jaką prowadzi Rosja, polityka kolonizacji za pomocą gazu palnego (w odróżnieniu od stosowanej podczas pierwszych „prób kolonizacyjnych” za pomocą broni palnej) sprawia że hasło Marszałka brzmi niepokojąco przekonująco (J. Pomianowski „Na wschód od zachodu” a także w dyskusji z posłem Klichem w Chimerze 13 stycznia 2005) Nie da się ukryć faktu że nasza wizja Ukrainy jest jeszcze trochę modyfikowana przez wspomnienia pokoleń pamiętających rzezie z początku wieku XX (L. Zaszkliniak „Polsko-ukraiński spór o Galicję na początku XX wieku...” w „Narody i historia” red. A. Rzegocki)


. Brat mojej Babci wspominając, przy okazji rozmowy na temat ostatnich wydarzeń na Ukrainie, okres rzezi wołyńskiej był przepełniony raczej bólem niż nienawiścią, i porównywał to raczej do „kłótni” między dwoma braćmi. Może był to wynik dzikości i prymitywności ówczesnych nacjonalizmów jak chce Hrycak, może „inercji myślenia” jak pisał Kluczewski. W każdym bądź razie duży wpływ ma to na nasz ogląd rzeczywistości polityczno geograficznej Ukrainy czyniąc go silnie emocjonalnym.
Rosjanie Ukrainę (i Rosję) widzą z grubsza na dwa sposoby: nacjonalistycznie, jako dwie części tego samego narodu, czy bardziej sentymentalnie przez odwołanie się do familiarnych określeń (miłość, braterstwo, rodzina, bliźnięta syjamskie etc.) jako dwie strony uczuciowego właśnie, związku; i umiarkowanie liberalnie, co w zasadzie sprowadza się do braku jaśniejszej wizji Ukrainy ale z intencją ofiarowania wolności, może najbardziej pasuje tu określenie „zauroczenie”: chcą Rosjanie czegoś od czy dla Ukrainy ale nie wiedzą czego i czy na pewno. Przykładem tego niezdecydowania może być traktat z 1997 którym Rosja uznała Ukrainę jako równe, suwerenne państwo, z drugiej zaś strony wielu Rosjan większą uwagę przykłada do preambuły tego traktatu, mówiącej o „ścisłych historycznie uwarunkowanych związkach oraz braterskiej przyjaźni i współpracy miedzy ludami Ukrainy i Rosji” - niż do dalszych jego sformułowań. (A. Wilson Ukraińcy (str. 328)

Sytuacja geopolityczna Ukrainy jest więc bardzo złożona i trudno ją jednoznacznie ocenić. Jest ona z pewnością „rozrywana” przez interesy państw ościennych (i nie tylko stricte ościennych: USA, Niemcy). Można jednak zadać pytanie czy nie może to być równoznaczne z byciem „rozchwytywaną”?
A w takim wypadku wizje rozszerzania wpływów Ukrainy na wschód, tworzenie i rozwój organizacji międzynarodowych w rodzaju TRACECA, GUAM i wielo wektorowa polityka zagraniczna było by umotywowane.
W rozmowie z prof. Pomianowskim, poseł Klich stwierdził jednak że taka polityka jest zupełnie nie do zaakceptowania dla Zachodu, obawiającego się przyłączenia ewentualnie wzmocnionej, dzięki wsparciu Europy, Ukrainy do Rosji.(ibid.)
Ukraina miała by wielkie szanse po temu by stać się spiritus movens rozwoju ekonomiczno demokratycznego na bliskim wschodzie, a później łącznikiem pomiędzy Unią Europejską a państwami GUAM i wszelakimi międzynarodowymi organizacjami na tym terenie, łącznikiem czyli państwem tranzytowym dla ropy z rejonu morza Czarnego na Zachód co pociągało by za sobą z pewnością spore dywidendy. Ale koniecznym do tego warunkiem jest zdecydowane opowiedzenie się Ukrainy po stronie Zachodu, inaczej nic nie wyjdzie z transportowania tam ropy.
W najbardziej różowej i optymistycznej wizji była by Ukraina sercem Azji środkowo wschodniej. Swoją drogą już to przejście z Europy, Środkowo Wschodniej, do, Środkowo Zachodniej, Azji i to dzięki akceptacji Europy, Zachodniej, wiele mówi o położeniu, znaczeniu, i skomplikowaniu tych dwu wypadkowych, Ukrainy.
Żeby jednak kraj ten mógł rzeczywiście walczyć o taką pozycję musiał by być w miarę jednolitym i zmodernizowanym państwem. A tutaj pojawiają się rozliczne problemy.

Jak może Ukraina prowadzić zdecydowaną politykę zagraniczną nie będąc pewną własnej tożsamości? Podział na wschód i zachód, najczęściej przytaczany przez lewicowe ośrodki, nie wydaje się być tu najistotniejszy. Ważniejszym kryterium niż geograficzne, jest moim zdaniem podział przebiegający przez mentalność ludzi, oddzielający „homososa” (A. Zinowiew „Homo Sovieticus”) od, no właśnie, czy homo novus jest tu dobrym określeniem? Określenie to niesie z sobą wprawdzie bagaż negatywnych znaczeń ale w zasadzie dosyć dobrze oddaje specyfikę narodu ukraińskiego który jako nieokreślony byt zajął miejsce o nie do końca określonej roli i dające nie do końca określone możliwości. Pytanie kto tak naprawdę na ukraińskim stołku zasiada? Czy konglomerat niepewnych własnej tożsamości rusofonów, ukrainofonów, Rosjan, Ukraińców może rokować nadzieję na to że stanie się tworem łatwo przewidywalnym, a co za tym idzie, odpowiadającym na pytanie: „jak inne kraje miałyby dostosować swoją politykę zagraniczną do niego”?

W czasie 14 lat niepodległej historii obywatele Ukrainy kilkakrotnie stawali wobec konieczności zadecydowania, określenia się (żeby przypomnieć sprawę Krymu, czy w ogóle samo referendum z 1 grudnia 1991 roku którego wyniki w dużym stopniu zależały od spopularyzowanej przez mass media prognozy Deutsche Banku, wg której Ukraina miała by największe szanse na najmniej dotkliwe przejście od komunizmu do demokracji) co zastanawiające w żadnym z tych przypadków argumenty tożsamościowo-narodowe nie odgrywały jakiejś istotnej roli, ważniejsze były doraźne ekonomiczne (referendum) czy ‘socjalne’ (Krym = nie walczyć w Czeczenii). Ukraiński homo oeiconomicus?.
Dopiero ostatnie wydarzenia, tzw. „Pomarańczowa Rewolucja”, były nacechowane walką o świadomość narodową. Miałem okazję procesowi temu przyglądać się z bliska, to znaczy z perspektywy międzynarodowego obserwatora którym byłem w Dniepropietrowsku. Bardzo dużo zobaczyłem w trakcie chodzenia z ruchomą urną wyborczą po domach. Odwiedzaliśmy ludzi schorowanych i starszych, większość z nich opowiadała o swoich rozpaczliwych nadziejach pokładanych w Janukowyczu, o tym że on daje im jedzenie, ciepłe domy... Ludzie starsi, zniedołężniali, okaleczeni, schorowani głosowali za państwem socjalnym, głosowali za prawem do bycia utrzymywanym przez Państwo (de facto głosowali za tzw. kiełbasą wyborczą, ale chyba nie mieli świadomości tego). To jest, moim zdaniem, strasznie daleko posunięta forma ubezwłasnowolnienia się, takie pragnienie przerzucenia ciężaru życia na instytucję, nie na rodzinę, krewnych, tylko na państwową instytucję. Człowiek który nie jest w stanie wytworzyć więzi z drugim człowiekiem na tyle mocnych by móc się na niego zdać pod koniec życia czy w ciężkiej sytuacji, jest człowiekiem jakiego pragnie stworzyć władza radziecka, sowiecka, bolszewicka czy jaka tam, totalitarna, autokratyczna. Człowiek taki żyje wyznaczonym życiem, od przedszkola, komsomołu, zrzeszenia pracowników aż po „szczęśliwą jesień życia w domu spokojnej starości”. I w Dniepropietrowsku chodząc z urną wyborczą spotykałem takich ludzi. Widziałem płaczące staruszki deifikujące władzę „socjalistyczną”, widziałem dziadków którzy ze szklanym wzrokiem i apatią prosili swoje małżonki o zaznaczenie Janukowycza. Rozmawiałem z członkiem komisji który opowiadał o swoim szacunku i podziwie dla Janukowycza „który wprawdzie ma powiązania mafijne, ale On miał bardzo ciężkie dzieciństwo, bez rodziców i On sam się z tego wszystkiego podniósł, i On sam osiągnął tak wiele. I jeszcze to On właśnie da podwyżkę renty która umożliwi powolne spłacanie samochodu, przy jednoczesnym umiarkowanym zaciskaniu pasa”. Ten człowiek faktycznie żył wizją bohaterskiego, aż łzawego socjalizmu: ja zacisnę pasa i to co mi Władza ofiaruje rozumnie podzielę, aby kupić sobie nowy samochód. To nie jest diaboliczny homosos jakim go widzi Zinowiew, to raczej hybryda zdezelowanych bohaterów „Roku 1984” i płatonowowskich postaci (z ”Czewenguru” na przykład).
Jedna pani glosowała w pokoju wnuczki u której na ścianie zobaczyłem pomiędzy bohaterami kultury masowej zdjęcie Juszczenki. Też ciekawe połączenie i wiele chyba mówiące o genezie poparcia dla tego kandydata w dużej mierze wygrywającego dzięki atrakcyjności „pomarańczowej rewolucji”.
Mogło by to być argumentem za tym, że Tożsamość Ukraińców jest budowana na dosyć kruchych podstawach. (Mając na uwadze i to, że organizatorem naszej grupy był Jerzy Konik ze Stowarzyszenia Polskich Przedsiębiorców na Ukrainie, właściciel fabryki prezerwatyw i podobno przyjaciel jakiegoś mafiosa ostatnio „zmarłego na zawał na tle politycznym” (wg relacji pana Konika zawał ten, podobnie zresztą jak samo aresztowanie pięć lat wcześniej, miał swoje korzenie w sporach dotyczących wysokości poparcia dla kampanii Leonida Kuczmy (dwa, czy jeden milion dolarów), miał rację Sołżenicyn mówiąc o potrzebie bronienia świadomości Rusinów przed polonizacją(A. Sołżenicyn „Jak odbudować Rosję” (str. 11).)
Walka o tożsamość rozgrywała się więc między stłamszonymi i poszukującymi „ucieczki od wolności” (głównie wschód (ze względu na bliskość dzikiej morfy ‘Wdowca’, jak to przedstawiał Jacek Dukaj w nie wchodzącej, niestety, w kanon literatury naukowej, książce „Inne Pieśni”), a nie mogącymi już dłużej znieść stanu apatii w jaką pogrążyła się Ukraina, lepiej wykształconymi i bardziej świadomymi, obywatelami.
Ale walka ta toczyła się też pomiędzy Ałganowem a Jerzym Konikiem. Czyli o tożsamość biznesu, złośliwie czy pesymistycznie, można by powiedzieć że były to porachunki mafijne dotyczące stref wpływu.

W 1790 w Paryżu odbył się zjazd mieszkańców dzisiejszej Francji, do owego momentu nie połączonych wspólnotą interesu a wspólnym władcą. Bretończycy, Normandczycy, Alzatczycy itd. zmienili się tam w Francuzów. Pomiędzy doświadczeniem Wielkiej a Pomarańczowej Rewolucji istnieją z pewnością ogromne różnice. Pytanie jednak czy tworzenie się demosu w miejsce ethnosu nie jest możliwe (konieczne?) i w tym przypadku. Ukraina może się równie dobrze zjednoczyć wokół akcji „Ukraina bez Kuczmy” jak i haseł narodowościowych.
Dwa dni przed maturą, na wyjeździe zorganizowanym przez Młodzieżowe Centrum Kultury im. dr Henryka Jordana, miałem okazję spotkać się z przedstawicielami Lwowskiego Młodzieżowego Parlamentu Europejskiego. W czasie przechadzania się po Lwowie z kilkoma Ukraińcami z tego Parlamentu (akurat było to w okolicy cmentarza Łyczakowskiego) spotkaliśmy dwie dziewczyny które zapytały o godzinę. Zadały to pytanie po rosyjsku. Byłem bardzo zaskoczony emocjonalną reakcją Ukraińców, którzy z tak błahego przecież, powodu zaczęli atakować te dziewczyny i oskarżać je niemal o zdradę narodową, a nie byli przy tym członkami żadnej nacjonalistycznej subkultury. Ta głęboka niechęć do Rosjan mogła by być "pomocna" w jednoczeniu się Ukrainy gdyby problem mniejszości narodowych nie był głównie problemem mniejszości rosyjskiej. W sytuacji ukraińskiej odseparowywanie się od wpływów Rosji, ucieczka z jej 'złowieszczych szpon', powinna łączyć się nie z walką o świadomość narodową, a raczej z walką o demokrację, z braku innych wzorców, w zachodnim jej wydaniu, czyli de facto tworzenie z Ukraińców demosu.


Co do języka jakim mają mówić Ukraińcy to wedle artykułu dziesiątego konstytucji z 1996 ma to być urzędowo ukraiński, a użytkowo również inne, również rosyjski. Według Wilsona Ukraińcy z pochodzenia to tylko 73 % Ukrainy, natomiast pytanie ilu z nich uważa się za Ukraińców jest kwestią otwartą i, jak pokazuje Wilson, zmienną. Zamiast walczyć o hasła nacjonalistyczne, o jeden historyczny język, o odrębność kulturową (co daje argumenty Rosyjskim pansłowiańskim nacjonalistom pokroju Sołżenicyna) Ukraińcy powinni walczyć o to czego, wedle Anonima, najbardziej obawia się w rękach „Chachłów” gen. Lebiedź (J. Płaza, „Teraz Ukraina” w Arcana nr 5 (11) 1996 str. 15 –36) (a teraz pewnie i Putin) to jest o Demokrację Zachodnią.
Jeśliby Ukraina podążyła tę drogą, istnieje szansa na wyzwolenie się „człowieka sowieckiego”, jeżeli natomiast nasz południowo-wschodni sąsiad obierze jakiś inny kierunek polityki tożsamościowej, obawiać się można że jego polityka zagraniczna zacznie stopniowo nawiązywać do dobrze (chociaż czy tak rzeczywiście dobrze?) znanych dialektycznych wizji teorii towarzysza Illicza.
Wydawać by się mogło że po euforii majdanu Niezależności ukraińska świadomość zacznie się rozwijać w oszałamiającym tempie, z symbolicznym zwrotem na zachód. Zastanawia mnie jednak, czy to, co się działo na przełomie 2004 i 2005 roku, nie było przypadkiem zwykłym „wentylem bezpieczeństwa”? Czy spektakularne pokonanie jednego Wiktora przez drugiego Wiktora nie miało być kosmetyką konserwującą stare, sprawdzone systemy sprawowania kontroli? Czy wybór „Ju” (You) lub „Ja”(Me) był faktycznie wyborem między rządami autorytarnymi a demokracją, czy może raczej pomiędzy jedną a drugą maską tyrana?
Kapitalistycznego krwiopijcy lub Komunistycznego oprawcy jak by to określono w czasach nacechowanych trochę bardziej emocjonalnym stosunkiem do tych dwu systemów. Czy Ukraina pójdzie ku demokracji polską, dosyć okrężną, drogą?

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 12 minuty