Szedłem ciemnym korytarzem. Nie było w nim ani ludzi ani kolorów. Otaczały mnie tylko czarne ściany. Jednak na końcu było światło. Wydawało mi się, że to latarnia, którą ustawiono tam po to, aby wskazywała mi drogę. Tylko drogę, dokąd? Sam nie wiedziałem gdzie zmierzam. To światło miało jednak w sobie coś niezwykłego. Zacząłem biec w jego stronę. Czułem się jakbym przebiegł już tysiące kilometrów, a światło nadal było daleko. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Świecąca kula zaczęła gnać w moją stronę. Opanował mnie oślepiający blask. Przez chwilę nie mogłem otworzyć oczu, a może po prostu nie chciałem ich otwierać! Gdy już jednak udało mi się to zrobić zdziwiłem się. To nie był już ten sam ciemny korytarz. Nagle nie wiadomo jak znalazłem się w innym miejscu. Przez myśl przemknęło mi słowo RAJ. Pomyślałem, że może umarłem, że może to jest ten świat, do którego trafia się po śmierci. Jednak inaczej to sobie zawsze wyobrażałem. Myślałem, że będzie pięknie i kolorowo. Przywita mnie gromada dzikich zwierząt, która nie będzie chciała mi zrobić krzywdy. Tu było zwyczajnie. Ulica, samochody, domy i ludzie podążający do pracy. Chciałem podejść i zapytać gdzie jestem, ale nikt mnie nie słyszał. Krzyczałem najmocniej jak mogłem, ale nikt nawet na mnie nie spojrzał. Wtedy zobaczyłem moja mamę. Ucieszyłem się. Pomyślałem, że teraz wszystko wróci do normy, że będzie tak jak kiedyś. Była jakaś dziwna. Smutna, zapłakana. Biegła przed siebie, nie zwracając na nic uwagi. Nie zauważyła nawet ciężarówki jadącej wprost na nią z dużą prędkością. Nie mogłem na to patrzeć. Podbiegłem do niej i pociągnąłem ją za rękę. Samochód przejechał kilka centymetrów od niej. Na szczęście nic jej się nie stało. Zdziwiło mnie jednak jej zachowanie. Dlaczego nic do mnie nie powiedziała, dlaczego nawet na mnie nie spojrzała, chociaż stałem obok niej??!! Otrząsnęła się i uciekła bez słowa. Chciałem ją gonić, ale nie miałem siły. Coś zatrzymywało mnie w miejscu. Dopiero, gdy jej sylwetka rozmyła się na linii horyzontu mogłem się ruszyć. Szedłem przed siebie. Jakimś cudem dotarłem do szkoły. Tak jak zawsze wszedłem do środka i usiadłem w ławce. Do sali weszła moja wychowawczyni. Była również zapłakana, podobnie jak wszyscy koledzy i koleżanki. Trzymali w rękach kwiaty. Po co?? Przecież o ile dobrze pamiętam tego dnia nikt nie obchodził ani imienin ani urodzin. Najdziwniejsze było to, że położyli je na mojej ławce. Po chwili moja najlepsza koleżanka wygłosiła łamiącym się głosem przemowę:
- „Piotrek, byłeś naszym najlepszym kolegą. Zawsze będziemy o tobie pamiętać. Twoja śmierć..........” – W tym miejscu zabrakło jej słów.
Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Jaka śmierć, o co chodzi, dlaczego nikt mnie nie widzi?! Nie mogłem tego słuchać. Wybiegłem ze sali niezauważony. Biegłem na oślep, chciałem uciec od tego całego zamętu. Niedaleko był las i jezioro. Postanowiłem to wszystko właśnie tam przemyśleć. Pochyliłem się nad gładką taflą wody. Przez chwilę stałem jak gdyby zamurowany. Nie widziałem własnego odbicia. Co to wszystko miało znaczyć?? Wtedy ktoś chwycił mnie za ramię. Bałem się odwrócić, ale nie miałem wyboru. To był mój...... zmarły kilka lat temu dziadek. To wszystko zaczęło mnie przerastać. Nie wiedziałem czy mam się cieszyć ze spotkania z nim czy uciekać, bo przecież stał przede mną trup. Nie mogłem jednak uciec. Od czasu jego śmierci marzyłem o tym, aby go spotkać, marzyłem o rozmowie z nim. Tyle spraw chciałem mu wyjaśnić. Moje oczy zalały się łzami. Rzuciłem mu się na szyję. Widziałem, że on też się cieszy ze spotkania ze mną. Usiedliśmy nad brzegiem jeziora. Dziadek wytłumaczył mi całą tą sytuację. Była dla mnie niezrozumiała. W pamięci zapadły mi słowa: „Jesteś tu po to, aby pomagać ludziom. Będziesz ich strażnikiem.” Po tych słowach dziadek znikł równie niespodziewanie jak się pojawił. Nadal byłem zdziwiony i zdenerwowany, ale teraz rozumiałem, chociaż co mam robić. Postanowiłem wykonać powierzone mi zadanie najlepiej jak umiem. Od razu wziąłem się do pracy. Najpierw poszedłem nad rzekę. Ledwie tam dotarłem, a już nadarzyła się pierwsza okazja do pomocy. Jakiejś dziewczynce wpadła piłka do rzeki. Wszedłem do wody i popchnąłem ją mocno w stronę dziecka. Nie oczekiwałem nagrody, bo byłem przecież niewidzialny. Wystarczył mi szczery, pełen radości uśmiech dziewczynki. Może to banalne, ale takie rzeczy też mogą cieszyć. Następnie czekało mnie trudniejsze zadanie. Idąc główną ulica miasta zobaczyłem nastolatka stojącego na parapecie jednego z okien wieżowca. Nie wiedziałem, co robić. Nie mogłem przecież podejść i wciągnąć go do środka, albo pozwolić, aby skoczył i złapać go tuż nad ziemią. Dziadek nie powiedział mi, co mi wolno, dlatego chyba wolno mi było wszystko. Byłem ciekaw czy mogę zadziałać na czyjąś podświadomość. Nikt nie mógł przecież mnie usłyszeć, dlatego w grę wchodziło tylko działanie na psychikę. Nie wiedziałem tylko czy uda mi się to zrobić, ale dlaczego miałbym nie spróbować pomyślałem przez chwilę, bo na dłuższe przemyślenia nie było czasu. Wbiegłem, czym prędzej po schodach i stanąłem za nastolatkiem. Zacząłem do niego mówić. Nie mógł mnie słyszeć, bo nawet się na mnie nie spojrzał, ale moje słowa do niego trafiały. Zszedł z parapetu i zamknął okno. Co najważniejsze powiedział sam do siebie, że już nigdy tego nie powtórzy. Byłem z siebie bardzo zadowolony. Pomyślałem, że dziadek byłby ze mnie dumny. Tego dnia zrobiłem jeszcze wiele dobrego. Pogodziłem się nawet z myślą, że tak już będzie zawsze, że widocznie ktoś to tak zaplanował, żebym czuwał nad ludźmi i się nimi opiekował. Pomyślałem także, że może dzięki mojej pracy świat będzie lepszy i piękniejszy. Byłem jednak bardzo zmęczony po całym dniu ciężkiej pracy. Wróciłem nad jezioro. Postanowiłem przespać się chwilkę, aby zregenerować siły. Myślałem, że po przebudzeniu znów będę miał wiele do robienia. Gdy się obudziłem było jednak ciemno. Ogarnął mnie lęk. To był ten sam ciemny korytarz. Co czekało mnie teraz??!! Znów to jasne światło na końcu tunelu. Bałem się biec, bo nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać. To jednak nic nie dało. Tak jak poprzednio opanował mnie blask. Tak jasny, że musiałem mimo woli zamknąć oczy. Gdy je otworzyłem ujrzałem swój pokój. Leżałem w łóżku. Mama radosna, z uśmiechem na twarzy otworzyła drzwi. Podała kubek herbaty i ucałowała na powitanie. Czyli to wszystko był tylko sen?? Czułem radość, ale też smutek, bo będąc aniołem mogłem zrobić tyle dobrego. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, bo aniołowie zawsze robią wiele dobrego. Moją ogromną radość mąciło jednak pytanie: czy oby na pewno byłem aniołem? Nikt przecież nigdy go nie wiedział, więc skąd mam wiedzieć jak on wygląda i czy przez chwile nim byłem??!!