profil

"Ludzie bezdomni" - Dyzio

poleca 84% 2818 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Stefan Żeromski

Gdy Judym z Dyziem wrócili do powozu, matka rzekła słabym głosem:
-Dyziu, to nieładnie tak robić. Zobacz, jak pana doktora zdenerwowałeś. Nie rób tak więcej, bo będę musiała się za ciebie wstydzić.
Judym uśmiechnął się pod wąsem. Ta łagodna dama śmieszyła go nieustannym uciszaniem i uspokajaniem niesfornego chłopca. Dyzio natomiast niezbyt przejął się uwagą matki. Wręcz przeciwnie – udał, że nie słyszy i zagłębił się w swoim siedzeniu marszcząc czoło. Jego skupiony wyraz twarzy zdradzał, że rozmyśla nad nową psotą. Judym wdał się z damą w rozmowę. Po pewnym czasie zapomnieli, że Dyzio jest w powozie i wydawało im się, że śpi. A on tylko na to czekał. Gdy zobaczył, że dorośli są zajęci rozmową, po cichu wyjął małe pudełko. Uchylił pokrywkę i ujrzał tłustego żuka i niewielkiego konika polnego, znalezione na łące jeszcze przed podróżą. Dyzio karmił te robaki w nadziei, że kiedyś mu się przydadzą. Dlatego teraz ożywił się. Bezceremonialnie stanął pomiędzy matką a Judymem i począł majstrować przy stojących na półce walizkach. Tak naprawdę na półce zostawił konika, a żuka wsadził Judymowi za koszulę. Zdziwieni dorośli przestali rozmawiać a matka wyjęczała:
-Ach, Dyziu, czego chcesz? Powiedz mamie. Ale powiedz, przecie się nie domyślę.
-Nic nie chcę – odpowiedział jej Dyzio.
-To usiądź synku i nie przeszkadzaj nam w rozmowie.
I o dziwo Dyzio usłuchał. Usiadł na swoim miejscu z szelmowską miną. Cieszył się, że jego nowa psota zaraz się zrealizuje. I rzeczywiście. Po paru sekundach rozległ się głośny pisk. Nie do wiary! Wydała go ta spokojna cicha dama.
-Dyziu! Natychmiast zabierz stąd to paskudztwo! Przecież wiesz jak mama nie lubi robaków.
Kolejny zadziwiający raz Dyzio usłuchał, lecz nim usiadł, Judym począł się skręcać, drapać i trząść. Dyzio pokładał się ze śmiechu. Nagle Judym przestał się wiercić, a dama znów krzyknęła. Doktór trzymał na ręce ogromnego żuka. Był bardzo zdenerwowany.
-Oddaj mi natychmiast tamtego robaka –powiedział.
Dyzio nie reagował, mimo, że Judym ponowił „rozkaz”.
-Jeśli nie oddasz mi tego konika, to...
I nie dokończył, bo Dyzio w odpowiedzi wystawił język. Wtedy Judym bez ceregieli wziął od chłopca konika polnego i razem z żukiem wyrzucił przez otwarte okno.
Nagle pędzący do tej pory powóz zwolnił. Stanęli. Usłyszeli krzyk woźnicy:
-Wio! No, ruszaj! Wiśta! Wio!
Wszyscy zdziwieni wyjrzeli przez okno. Okazało się, że utknęli w błocie, a dwa przerażone konie grzebały się w nim.
-Zaczekajcie tu - rzekł Judym do wystraszonej damy i zachwyconego przygodą Dyzia. – Pomogę woźnicy.
Gdy Judym wysiadł, matka postanowiła dać Dyziowi lekcję dobrego zachowania.
-Synku posłuchaj mnie, ale słuchaj, nie odwracaj się. Otóż chciałam Ci powiedzieć, że zachowałeś się dzisiaj bardzo nieładnie wobec pana doktora. Dobrze, że cię skarcił. Od tej pory masz być grzeczny i nie zaczepiać obcych. Mam nadzieję, że mnie zrozumiałeś.
Dyzio mało zainteresowany słowami matki popatrzył na nią zdumionym wzrokiem. Po raz pierwszy od początku podróży zdobyła się na tak długą wypowiedź. Ale spokój Dyzia nie trwał długo i teraz z zapałem obserwował wysiłki Judyma i woźnicy. A oni to ciągnęli, to pchali powóz, to podważali koła, a nawet próbowali ruszyć z miejsca konie, kusząc je marchewką. Wszystko na nic. W pewnym momencie Judym pchając powóz przewrócił się, a gdy wstał, był cały w błocie. Zobaczywszy to Dyzio wyskoczył z powozu i jak się nie zacznie śmiać z furmana i Judyma!
-Piękni jesteście w tym błocie! Istne świnki! I to ma być woźnica i szanowany doktór?
Słysząc te słowa Judym tak się zdenerwował, że pchnął powóz z całej siły i - o dziwo - koło wyskoczyło z błota, a wszystko było gotowe do dalszej jazdy. Zdziwiony doktór i woźnica szybko wskoczyli do środka w obawie przed ponownym zatopieniem się koła. Zostawili śmiejącego się Dyzia na środku drogi i popędzili dalej. Gdy chłopiec zobaczył, że powóz nie zamierza się zatrzymać i zaczekać na niego, przestraszył się na dobre. Postał tak chwilę
i nagle zaczął się bać coraz bardziej.
-Heeej! Zaczekajcie na mnie! Nie zostawicie mnie tutaj chyba?!
Ale nic się nie zmieniło. Dyzio zaczął więc iść śladami kół, a łzy płynęły mu po brudnej buzi. Wędrował tak i wędrował, gdy nagle nadzieja wstąpiła w jego serce. Z daleka ujrzał jakiś powóz. Z głośnym okrzykiem pobiegł w tamtą stronę. Niestety, powóz nie był tym, którym podróżował z matką. Zrezygnowany i zrozpaczony ruszył w kierunku stojącej nieopodal gospody. Ocierając łzy wszedł do środka i zobaczył siedzących przy stoliku matkę z Judymem. Jedli kolację. Z radością rzucił się mamie na szyję i przeprosił doktora za swoje zachowanie. Okazało się, że Judym chciał dać nauczkę psotnikowi i obiecał matce, ze przyjedzie po chłopca nim się ściemni
-Ale gdzie jest powóz? – zapytał nagle Dyzio
-Nie martw się. Na wszelki wypadek stanęliśmy z drugiej strony gospody. A teraz usiądź z nami i zjedz kolację.
Tak oto skończyły się złe uczynki i psoty niesfornego Dyzia. Nauczka mądrego doktora dała mu nieźle popalić.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty