profil

Doktryny ekonomiczne XX wieku.

poleca 85% 469 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Obszerna i zróżnicowana problematyka ekonomiczna XX w. sprawiła, że dokonano zasadniczej selekcji prezentowanego materiału. Zrezygnowano z przedstawienia wielu kierunków, które mają już mniejsze znaczenie w obecnej rzeczywistości. Niewątpliwie punktem wyjścia powinna być ekonomia keynesizmu, która odgrywała istotną rolę jeszcze do lat 70-tych naszego stulecia. Obok nurtów liberalistycznych wyodrębniono ekonomię instytucjonalizmu i „ekonomię dobrobytu” w dwóch zasadniczych wariantach: anglo- amerykańskim i skandynawskim, a także wyodrębniono podstawowe idee katolicyzmu społecznego, a raczej myśli społecznej kościoła, ukazując jej rozwój przed i po II wojnie światowej.

Przegląd ekonomii współczesnej rozpoczyna się od teorii Keynesa. Przedwojenna powstała w latach 30-tych teoria Keynesa szybko zdobyła sobie ogromny rozgłos. Znaczenie keysinizmu wzrosło szczególnie po roku 1940, choć w szalonym tempie jego poglądy zyskiwać będą na popularności dopiero po II wojnie światowej aż do lat 70-tych. Teoria Keynesa, szczególnie po wojnie, zwróciła się przynajmniej w dwóch kierunkach, inspirując cały szereg zagadnień tzw. ekonomii ilościowej, tj. modeli wzrostu gospodarczego, oraz zagadnień związanych z polityką gospodarczą państwa, w większym lub mniejszym zakresie. Keynesizm, stanowiąc po II wojnie światowej- w pierwszym powojennym dwudziestoleciu- jeden z głównych nurtów teoretycznych ekonomii, nie był jednak jednorodny. Można w nim wyróżnić postkeynesizm i neokeynesizm. Noekeynesizm stanowił kontynuację tzw. syntezy neoklasycznej. Polegała ona na wmontowaniu makroekonomicznych tez Keynesa w dawniejszy neoklasyczny system równowagi ogólnej. Istotą neokeynesizmu były często podejmowane próby wzajemnego godzenia keynesizmu, w jego krótkookresowej analizie, z problematyką monetaryzmu w analizie długookresowej. Neokeynesiści uważali, że w krótkich okresach ceny są względnie sztywne, tj. reagują wolniej na zmiany popytu. Za to szybko zmieniają się takie wielkości, jak np. poziom zatrudnienia, a nawet produkcja. W długim okresie gospodarka powraca do stanu równowagi przy pełnym wykorzystaniu potencjału produkcyjnego. W dłuższym czasie wzrośnie więc rola polityki podażowej skierowanej na podniesienie poziomu produkcji potencjalnej. W ten sposób na gruncie syntezy neoklasycznej nastąpiło swoiste połączenie wiary neoklasyków w istnienie samoczynnych mechanizmów przywracających równowagę gospodarczą z przekonaniem Keynesa o konieczności prowadzenia aktywnej polityki ekonomicznej, która ma likwidować skutki niedoskonałości mechanizmu rynkowego. Pogląd Keynesa, że interwencja państwa wpływa na tempo dochodzenia gospodarki do równowagi, odnosząc się tylko do krótkich okresów czasowych, godził się z neoklasycznym założeniem samoczynnego powrotu do równowagi w okresach dłuższych, którymi Keynes już się nie interesował. W opozycji do tego „elektrycznego” nurtu neokeynesistów, których dawna uczennica nazwała Keynesa- Joan Robinson nazwała wręcz grupą „bękartów” keynesizmu, znalazł się nurt nieco odmienny, nazywany postkeynesizmem. Między samymi postkeynesistami powstawały znaczne różnice zdań. I tak Robinson i Kaldor przypuszczali atak na Harroda i Domara, a nawet na samego Keynesa za nazbyt uproszczone pojęcie mnożnika inwestycyjnego, który w istocie jest odmienny dla różnych klas społecznych. Wskazywali też na nieprzydatność keynesowskiego modelu do analizy wzrostu w krajach gospodarczo nierozwiniętych, jako że tam nie ma problemu z nadmiarem kapitału czy niedostatecznością efektywnego popytu. Mniej optymistyczny wdźięk miał model Joan Robinson, którego podstawą było założenie, że w gospodarce kapitalistycznej dominuje tzw. konkurencja niedoskonała. Ten rodzaj konkurencji obejmuje różne przypadki: są to sytuacje bliskie konkurencji doskonałej, poprzez oligopol, duopol, aż do monopolu. Zarówno neokeynesiści, jak i postkeynesiści traktowali procesy wzrostu w sposób aż nazbyt sformalizowany, nie doceniając w nich elementów socjologicznych, mających wpływ na zjawiska gospodarcze. To nadmierne sformalizowanie modeli gospodarczych wzrostu poddał ostrej krytyce niemiecki ekonomista Gotfryd Bombach, inicjujący poszukiwania także socjologicznych teorii wzrostu. Były one raczej teoriami rozwoju niż wzrostu, o wiele bardziej uwzględniającymi czynnik jakościowy niż ilościowy. Również pod tym względem w pewnym stopniu zbliżyły się do marksistowskich ujęć rozwojowych. Tym sposobem w dużej liczbie przypadków ekonomiści powojenni byli zmuszeni odwoływać się do analizy historycznej i socjologicznej. Wielu z nich zresztą podkreślało, że dociekania nad stopą wzrostu są mniej ważne niż badania nad strukturą gospodarki.

„Ekonomika mieszana” jako szczególny przypadek „gospodarki regulowanej” jest jednak swoistym odbiciem założeń keynesowskich. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ keynesizm stanowi teoretyczne uzasadnienie interwencjonizmu państwowego w gospodarce kapitalistycznej i polityki gospodarczej trwającej przez całe właściwie powojenne ćwierćwiecze. Sytuacja zacznie się zmieniać dopiero w latach 70-tych kiedy to nowe zjawiska w gospodarce kapitalistycznej, tj. przede wszystkim równoczesne nasilenie inflacji i osłabienie tempa wzrostu gospodarczego, podważą podstawy teorii keynesowskich. Teoria ekonomii zacznie znów poszukiwać koncepcji wyrażających wiarę w skuteczność mechanizmu rynkowego i niechęć do roli państwa w gospodarce. Konkurencja krajów bloku socjalistycznego jeszcze tę niechęć będzie potęgować. W naturalny sposób następuje renesans koncepcji neoliberalnych i neokonserwatywnych. Wyłaniają się taki doktryny, jak: monetaryzm, antytetatyzm tzw. nowej ekonomii klasycznej, „nowa szkoła austriacka”, „ekonomiczna teoria polityki” i „ ekonomia strony podażowej”. Wszystkie te doktryny łączy wspólne przekonanie, że rynek stanowi najlepszy sposób koordynacji działań poszczególnych podmiotów gospodarczych. Ożywi je więc znów kierunek liberalistyczny tyle, że nowszy liberalizm funkcjonować już będzie pod nazwą „neoliberalizmu”. Należy więc wrócić do powojennych neoliberalistycznych kierunków myślowych, z których jako pierwszy wymieniono monetaryzm, dość często wiązany z niektórymi koncepcjami neokeynesowskiej myśli ekonomicznej. Monetaryzm to zatem jedna z form tzw. „syntezy neoklasycznej” i jednocześnie jeden z nowszych już nurtów powojennego, odrodzonego liberalizmu czy neoliberalizmu. Monetaryzm stał się w latach 70-tych najbardziej wpływowym kierunkiem w teorii i polityce ekonomicznej. Opiera się ona przede wszystkim na dorobku myślowym Miltona Friedmana i jego uczniów. Monetaryści konsekwentnie bronią systemu wolnego przedsiębiorstwa i żywiołowych mechanizmów rynkowych. Wszelkie możliwości stworzenia warunków do bezkryzysowego rozwoju i wzrostu gospodarczego wiążą z ruchem pieniądza. Pieniądze i ich obrót są dla monetarystów nie tylko centralnym elementem teoretycznej analizy, ale również głównym narzędziem polityki ekonomicznej. Wszystkie elementy niewłaściwego funkcjonowania gospodarki, jak recesja, cykliczne bezrobocia czy kryzysy bilansu płatniczego, wynikają tylko z jednej przyczyny którą stanowią nieprawidłowa polityka pieniądza. Monetaryzm nie jest zjawiskiem nowym. U jego podstaw bowiem leżą idee ilościowej teorii pieniądza, powstałej już kilkaset lat temu i wtedy zdobywającej sobie popularność jako jeden z ważnych punktów krytyki założeń merkantylistycznych w XVII w. W latach 70-tych XX w. głównym poligonem monetarystycznych eksperymentów stają się Wielka Brytania i USA. Fundamentalne znaczenie przypisują monetaryści nie tyle samej polityce fiskalnej, podatkowej, ile raczej polityce pieniężnej. Monetaryści podobnie jak keynesiści dowodzili, że dochód zależy od globalnego popytu, podczas gdy poziom globalnego popytu jest wyrażony iloczynem ilości pieniądza i szybkości jego obiegu.Monetaryści doszli do dość optymistycznego przekonania, że na skutek odpowiedniego sterowania przez państwo obiegiem pieniądza można w sposób właściwy kierować rozwojem gospodarki narodowej. Monetaryści starają się wykazać, że wszystkie dotychczasowe zakłócenia wzrostu gospodarczego, łącznie z wielkim kryzysem lat 1929-1933, dadzą się wytłumaczyć przede wszystkim w kategoriach niewłaściwej polityki pieniężnej państwa.

Teoria monetarystyczna prowadzi do następujących wniosków w zakresie polityki gosp.:
• po pierwsze, próba utrzymania bezrobocia poniżej poziomu naturalnego minimum, musi się wiązać z coraz szybszym tempem inflacji, prowadzącym do rozprężenia całej gospodarki;
• po drugie, w dłuższym okresie stopa bezrobocia nie zależy od polityki makroekonomicznej państwa. Tu większość dokonywanych przemian zależy od wolnej gry sił rynkowych i od działalności sektora prywatnego.
Propozycja monetarystów opiera się w rezultacie nie na analizie skuteczności poszczególnych instrumentów polityki, ale na dążeniu do maksymalnego ograniczenia zakresu ingerencji państwa, uzasadnionego tezą o zasadniczej stabilności gospodarki wolnorynkowej. Typowym więc postulatem monetarystów jest żądanie odejścia od zbyt szerokiej ingerencji państwa w życie gospodarcze i społeczne.

Kierunek antyetatystyczne tzw. nowej ekonomii klasycznej jest znacznie bardziej radykalny w stosunku do liberalizmu niż monetaryzm. Do najważniejszych jego przedstawicieli należy zaliczyć Roberta E. Lucasa, Thomasa Sargenta i Neila Wallace, a. „Nowa ekonomia klasyczna” opiera się na założeniu niemal natychmiastowego równoważenia rynku oraz na teorii tzw. racjonalnych oczekiwań. Istnieją dwie interpretacje „racjonalnych oczekiwań” jako twierdzeń dotyczących rzeczywistości gospodarczej: „słaba” i „mocna”. Według interpretacji słabej ludzie wykorzystują posiadane przez siebie informacje najlepiej, jak umieją. Inaczej mówiąc, uczą się na swoich błędach i starają się ich nie powtarzać. Silna wersja interpretacji brzmi następująco: ludzie znają strukturę modelu poprawnie opisującego rzeczywistość i na tej podstawie kształtują owe oczekiwania. Istotę „racjonalnych oczekiwań” można rozumieć krótko, jako założenie o racjonalizacji użyteczności. Hipoteza racjonalnych oczekiwań zakłada więc, że ludzie, oprócz przebiegu danego zjawiska w przeszłości, wykorzystują wszelkie dostępne informacje, które mogą im ułatwić poprawne prognozowanie.

Podobnie antyetatystyczny charakter mają- choć nieco mniej są w swoim liberalizmie eksponowane- tezy teoretyczne „nowej szkoły austriackiej”. Czołowym przedstawicielem tego kierunku jest Friedrich August von Hayek. Oprócz niego można by tu wymienić jeszcze Fritza Machlupa czy Oskara Morgensterna. Według Hayeka podobnie jak według monetarystów źródłem wszelkich zakłóceń równowagi ekonomicznej może być przede wszystkim pieniądz. Wbrew keynesowskim założeniom reprezentant „nowej szkoły austriackiej” głosi przekonanie, że to właśnie nadmierna konsumpcja, a nie jej niedostatek jest przyczyną kryzysów gospodarczych. Hayek należy bez wątpienia do grona najbardziej nieprzejednanych przeciwników inflacji, która według niego zawsze była złem, a szczególnie gorzkich doświadczeń pod tym względem dostarczył wiek XX. Hayek jest przedstawicielem „nowej szkoły austriackiej” w pełni przejmującej jednak przynajmniej niektóre elementy dawnej, dziewiętnastowiecznej szkoły austriackiej psychologicznej.

Oprócz monetaryzmu i bardziej radykalnej „nowej ekonomii klasycznej” czy wreszcie „nowej szkoły austriackiej” były kierunki ekonomii neoklasycznej odrodzonej, jak „ekonomiczna teoria polityki” i „ekonomia strony podażowej”. Z pewnością wszystkie te nurty łączy jedno przekonanie, że najlepszym sposobem koordynacji działań podmiotów prywatnych gospodarki pozostaje wolny rynek. Doktryna „ekonomicznej teorii polityki” penetruje dziedziny pomijane przez inne nurty badawcze- analizuje polityczne ramy, w jakich zachodzą procesy gospodarcze i w jakich realizowana jest polityka ekonomiczna. W USA nurt ten nosi nazwę „teorii wyboru publicznego”. Czołowymi przedstawicielami „ekonomicznej teorii polityki” są James M. Buchanan, Gordon Tullock oraz Bruno Frey. Zasada indywidualizmu metodolicznego zostanie przez nich poszerzona na takie zbiorowe instytucje, jak rząd, partie, grupy interesów. Oczywiście ostatecznym podmiotem decyzyjnym jest jednostka, która optymalizuje swoją funkcję celu i choć działa w instytucjach mających służyć interesom społecznym, nie dba o sprawy, określane pojęciem „dobra społecznego”. Państwo nie jest w tym ujęciu instytucją odzwierciedlającą interesy całego społczeństwa i może też być zupełnie niesprawne w wyręczaniu rynku w funkcji alokacji zasobów. Do oceny skuteczności działań państwa należy zastosować te same metody analizy, które służą do badań ‘niesprawności” rynku. Państwo powinno ingerować jedynie wtedy, gdy istnieją dowody, że zastosowane przez nie formy oddziaływania będą mniej kosztowne niż mechanizm rynkowy. Dodatkowe argumenty przeciwko ekonomicznej roli państwa wywodzą się z koncepcji politycznego cyklu koniunkturalnego. Głosi się też, że rząd, oddziałując na przebieg procesów gospodarczych, jest czynnikiem generującym, a nie wygaszającym cykliczny rozwój gospodarczy. W swoich działaniach kieruje się on bowiem maksymalizacją celu, jakim jest zwycięstwo w wyborach i utrzymanie się przy władzy, a nie strategicznymi wymogami gospodarczego rozwoju długookresowego. Nieco odmienny nurt, znany pod nazwą „ekonomia strony podażowej” nie stanowi właściwie żadnej zwartej koncepcji teoretycznej jest raczej zestawem propozycji pod adresem polityki ekonomicznej. Sławę zyskał, gdy jego postulaty zostały uwzglednione w programie ekonomicznych Ronalda Reagana. Według „ekonomi strony podażowej” wszelkie trudności w funkcjonowaniu gospodarki wynikają z tego, że zewnętrzne czynniki zakłócają działanie mechanizmów rynkowych. Takim czynnikiem jest właśnie ingerencja państwa. Polityka państwa, szczególnie podatkowa, wpływa fałszująco na decyzje alokacyjne, a także na tempo aktywności gospodarczej. Zalecana tu polityka podażowa, czyli zorientowana na podnoszenie poziomu potencjalnej produkcji, obejmuje takie środki jak redukcję podatków, zmierzającą do pobudzenia inwestycji, obniżkę podatków od dochodów osobistych, ulgi podatkowe lub subsydiowanie kosztów szkolenia zawodowego w celu zwiększenia podaży pracy oraz ograniczenie zakresu sektora publicznego. Te środki powinny wpłynąć w znaczny sposób na znacznie sprawniejsze funkcjonowanie rynku oraz na ograniczenie zakłóceń w gospodarce.

Jednym z opozycyjnych kierunków w stosunku do ówczesnej ekonomii klasycznej był historyzm- nurt myśli ekonomicznej. Zdaniem zwolenników kierunku historycznego, teorii ekonomicznej nie można- jak to czynili klasycy- opierać na koncepcji „człowieka ekonomicznego”. Motywy, jakimi kieruje się jednostka, są o wiele bardziej złożone. Nie mniejszą rolę niż bodźce materialne odgrywają zawsze czynniki moralne czy psychika gospodarcza. Należy więc w systemie teoretycznym uwzględnić zwrotne oddziaływanie płaszczyzn gospodarczych, społecznych, politycznych i kulturowych. Taki właśnie sposób myślenia o problemach gospodarczych znajdzie swoje szczególne rozwinięcie na gruncie amerykańskim. Ta amerykańska wersja kierunku neohistorycznego nosi nazwę instytucjonalizmu a jej twórcą jest ekonomista pochodzenia norweskiego Thorstein Veblen. Zdaniem instytucjonalistów, ekonomia nie może ograniczać swego pola badawczego jedynie do zjawisk rynkowych, nie powinna zatem ignorować szerokich ram pozaekonomicznych, w jakich podejmowane są decyzje gospodarcze. Instytucjonalizm przyjmuje koncepcje ewolucyjne drogi rozwoju społecznego. Ewentualne konflikty i sprzeczności, jakie na tej drodze pojawiają się powinny być rozwiązywane za pomocą kompromisów większych grup społecznych przy interwencji roli państwa. Wynika stąd podstawowa zasada wolności, ograniczonej znaczną jednak rolą państwa. Wolna przedsiębiorczość ma wprawdzie pewne szanse rozwoju, ale tylko w warunkach istnienia małych zakładów pracy. Przedsiębiorczość wolna jest bardzo operatywna, choć nastawiona jednocześnie na ciasne interesy jednostek, często niezgodne z dobrem ogółu. Ingerencja państwa jest zatem konieczna dla normalnego funkcjonowania gospodarki. W niektórych przypadkach instytucjonalizm wiąże się z pewnością z monetaryzmem, choć stoi na stanowisku bez porównania silniejszej roli państwa. Niewątpliwie nie da się go zaliczyć jak monetaryzm do kierunków gospodarczego liberalizmu. Instytucjonalizm będzie zawsze ewoluował raczej w kierunku tzw. modeli „ekonomiki mieszanej” czy też tzw. „gospodarki regulowanej”.

Kierunek „ekonomii dobrobytu” jest stosunkowo nowy. Powstał on właściwie dopiero w latach 20-tych i 30-tych XX w. Dalszy rozwój „ekonomii dobrobytu” trwa po II wojnie światowej, kiedy to szczególnie nasila się zainteresowanie tym nurtem. Za właściwego twórcę „ekonomii dobrobytu uważa się ucznia A. Marshalla, Artura C. Pigou. O „ekonomii dobrobytu” można mówić jako o części składowej kierunku subiektywistycznego, którego główne tezy są ściśle wbudowane zarówno w tradycyjną jak i nową (powojenną) „ekonomią dobrobytu”. Z pewnością nie uwolni się od dominujących wątków subiektywizmu także tzw. „młodsza szkoła dobrobytu” rozwijana w latach 30-tych, 40-tych i później w okresie powojennym. Pigou definiuje dobrobyt ekonomiczny w sposób subiektywny: jako całość satysfakcji uzyskanej z posiadanej sumy dochodów, choć z drugiej strony, źródła tego dobrobytu upatruje w dochodzie narodowym, który zostaje określony jako rozmiary dóbr i usług wynikające z rocznej produkcji. Zaznaczyć można, że już w „starszej ekonomii dobrobytu” Pigou wszystkie dostrzegane sprzeczności między interesem prywatnym a społecznym stara się usuwać za pomocą ingerencji państwa. „Młodsza ekonomia dobrobytu”, przynajmniej pod względem ingerencji państwa, nie odejdzie od postulatów Pigou. Różnica między „starszą” a „młodszą ekonomią dobrobytu” będzie polegała głównie na tym, że późniejsza charakteryzuje się krytycznym stosunkiem do wielu tez lansowanych przez wcześniejszą. Ekonomista angielski Frank H. Knight gwałtownie przeciwstawia się założeniom i przekonaniom, że na gruncie „ekonomii dobrobytu” jest możliwe dokładne sformułowanie takich pojęć jak np. bogactwo, potrzeby człowieka itp. Stwierdza także, że potrzeby ludzkie nigdy nie są stałe, ponieważ wciąż pojawiają się nowe, a wraz z nimi konieczność ciągłego wartościowania, oceny i wyborów. Również angielski filozof i ekonomista John M. Litlle stwierdzi, że „ekonomia dobrobytu” pozostaje w ścisłych związkach z etyką. Samo już pojecie dobrobytu zawiera w sobie ocenę wartościującą zarówno dobra, jak i potrzeby. Gdy w „starszej ekonomii dobrobytu” z reguły oceniało się dobrobyt jako sumę satysfakcji wynikającej z konsumpcji określonej ilości dóbr lub usług, przy stałych potrzebach i preferencjach konsumenta, to „nowsza ekonomia dobrobytu” zamierza stać się ekonomią szerszego już ujęcia dobrobytu, przy przyjęciu nie stałych, lecz dynamicznie zmieniających się potrzeb. „Młodsza ekonomia dobrobytu” wiąże się nie tylko z cechą normatywizmu, ale i zwiększonego sceptycyzmu. Sceptycyzm ten wskazuje, że np. trudno jest obliczyć poziom dobrobytu w pieniądzu, gdy jednocześnie przyjmie się, iż krańcowa użyteczność jednostki pieniądza nie jest jednakowa dla każdej jednostki gospodarującej.
Nicholas Kaldor, John R. Hicks, Abba P. Lerner, Mark W. Reder toczyli ze sobą ożywione i nie kończące się dyskusje. Co myśleć np. o akcie ekonomicznym, który przynosi dużą korzyść jednym, a jednocześnie stratę innym? Czy można stwierdzić, że taki akt wpłynie na wzrost dobrobytu społeczeństwa jako całości? Często w związku z tym wprowadza się sugestie dotycząca konieczności zapewnienia odpowiedniego wynagrodzenia: odszkodowania dla jednostek, którym trzeba zrekompensować poniesioną stratę. Nie ma zgody co do tego, w jakim ustroju gospodarczym najłatwiej byłoby urzeczywistnić analizowany ideał dobrobytu. Nie ulega wątpliwości, że dyskusja nad ekonomią dobrobytu sprowadzają się często do rozważań nad możliwymi zakresami ingerencji państwa w życie gospodarcze. Przynajmniej pierwsze powojenne dziesięciolecia zdawały się utrwalać model gospodarki „silnej ręki” państwa. W tym też kierunku zdają się zmierzać wszelkie spory co do „ekonomii dobrobytu”. Późniejsze lata- począwszy od lat 70-tych będą już podważać wiarę w interwencjonizm państwa.

Ożywiona dyskusja nad problematyką „ekonomii dobrobytu” rozpoczęła się przede wszystkim w piśmiennictwie angielskim, zataczając później coraz szersze kręgi na gruncie amerykańskim. Po II wojnie światowej coraz silniejszą pozycje zdobywać sobie będzie „ekonomia dobrobytu” także w literaturze europejskiej. Swoistą karierę w krajach skandynawskich robią szwedzkie koncepcje dotyczące „ekonomii dobrobytu’. Z literatury skandynawskiej, a w szczególności szwedzkiej, najbardziej znany jest tylko dorobek jednego z czołowych przedstawicieli szwedzkiej „ekonomii dobrobytu” Gunnara Myrdala. Mówiąc o ideale dobrobytu społecznego, Myrdal stara się eksponować ideały egalitaryzmu. Apologetyczny, aż do przesady bezkrytycznie pochwalony ton dominuje w jego analizie doświadczeń szwedzkiej gospodarki. Gotów jest stawiać ją za wzór nawet dla społeczeństwa i gospodarki amerykańskiej. Tylko w Szwecji zdaniem Myrdala można mówić o prawdziwej „ekonomii dobrobytu”. Myrdal podjął śmiałą krytykę licznych zaniedbań i mankamentów występujących w państwach kapitalistycznych. Ekonomista ten uważa „planowanie demokratyczne” za twór pośredni między zupełnym brakiem ingerencji państwa a planowaniem absolutnym, arbitralnym, cechującym państwa socjalistyczne.

Niewątpliwie marksizm jest kierunkiem szczególnie wyodrębniającym się spośród innych. Jego osobliwość polega na tym, że jest nie tylko nurtem teoretycznym, objaśniającym rzeczywistość czy tworzącym model, który faktycznie jednak niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, lecz także modeluje przyszłość i rzeczywiście jest realizowany w wielu krajach świata. Jako model teoretyczny marksizm odegrał rolę inspirującą w rozwoju myśli XIX i XX stulecia. Karol Marks był szeroko czytany nie tylko w krajach socjalistycznych, ale i na Zachodzie. Poglądy marksistowskie zwróciły uwagę radykalnych środowisk Wielkiej Brytanii i wielu amerykańskich kół intelektualnych zupełnie nienależne od nieprzyjaznego stanowiska sfer oficjalnych. Interpretacja Marksa na Zachodzie nie była jednak interpretacją leninowsko- stalinowską. Tu był marksizm znacznie mniej ekskluzywny, znalazło się w nim wiele elementów keynesowskich. Nie ulega bowiem wątpliwości, że między Marksem a Keynesem istnieje sporo punktów stycznych. Joan Robinson uważa nawet, że sam John M. Keynes zatrzymał się w pół drogi do teorii Marksa i że dzieło jego prowadzi logicznie do tak daleko idącej kontroli państwa nad działalnością produkcyjną i nad podziałem dochodu, że byłaby ona równoznaczna z prawdziwym planowaniem gospodarki narodowej, przyjmowanym przez socjalizm. Zafascynowani marksowskim socjalizmem zdają się być niektórzy ekonomiści francuscy. I tak, bardzo bliski prawowiernemu marksizmowi staje się np. Henry Denis, który niemal w całości uznaje poglądy ekonomiczne Marksa. W przeciwieństwie do niego Pierre Bigo reprezentuje „lewe” skrzydło myśli chrześcijańskiej, którą pobudził właśnie Marks. Wychodził on z pozycji krytyki kapitalizmu, opartej na tekstach encyklik papieskich. Podobny punkt widzenia reprezentuje również inny Francuz Henri Bartoli, który choć nie opowiada się za teoriami socjalistycznymi, stwierdza wręcz, że należy okazać wdzięczność Marksowi za to, że protestował przeciwko wyobcowaniu człowieka w ustroju kapitalistycznym. Niezależnie od szerokiego zasięgu recepcji idei socjalizmu- marksizmu, już w połowie XX w. socjalizm był myślą ostro zwalczaną. Marksizm to system poglądów stworzonych przez Marksa i Engelsa. Marksizm a szczególnie ta jego część, która sprowadza się do koncepcji materialistycznego pojmowania dziejów stanowi prawdziwy przewrót w historiozofii. Punktem wyjścia marksowskiej teorii rozwoju społecznego jest więc kategoria sił wytwórczych. Kategoria sił wytwórczych to sposób i środki oddziaływania człowieka na przyrodę w procesie produkcji oraz związane z tym procesy kształtowania człowieka przez to oddziaływanie. Elementami szczególnymi w materialnych siłach wytwórczych są środki pracy, a wśród nich narzędzia pracy. Materialne siły wytwórcze są w toku społecznego procesu produkcji, który jest określany jako skomplikowana struktura wzajemnych zależności ludzi w toku procesów reprodukcji. Rozwój materialnych sił wytwórczych oznacza nieuchronne zmiany w strukturze stosunków produkcji. Zakres tych zmian, podobnie jak możliwości i kierunki rozwoju sił wytwórczych jest wyznaczony przez dominujący interes ekonomiczny, przez mechanizm maksymalizacji w specyficzny sposób zawłaszczonej nadwyżki ekonomicznej. Twórcy marksizmu wyróżniają w dotychczasowym rozwoju społeczeństw następujące formacje: społeczeństwo pierwotne, niewolnictwo, feudalizm i kapitalizm. Szczególne miejsce w ich dorobku teoretycznym zajmuje krytyczna analiza formacji kapitalistycznej. Teza dawnej klasycznej ekonomii o harmonii interesów jednostki i społeczeństwa zostaje zastąpiona zasadą sprzeczności. Dialektyczne powstanie i przezwyciężenie sprzeczności jest podstawą „prawa ruchu”, czyli rozwoju społeczeństwa. Podstawowa sprzeczność społeczeństwa kapitalistycznego wynika z prywatnej własności środków produkcji, która dzieli społeczeństwo na dwie antagonistyczne klasy: burżuazję i proletariat.

O ile omawiana poprzednio idea socjalizmu marksistowskiego wiązała się z krajami Europy Wschodniej, o tyle zupełnie odrębny kierunek socjalizmu jako tzw. socjaldemokracja rozwijała się w krajach Europy Zachodniej. W szczególności mówimy o tzw. socjalizmie czy socjaldemokracji Zachodu w odniesieniu do koncepcji ekonomicznej francuskiej Partii Socjalistycznej, brytyjskiej Partii Pracy, Socjalistycznej Partii Austrii i Socjalistycznej Partii Niemiec. Wykuwa się w tych krajach nowy termin: „socjalizm demokratyczny” pojmowany jako współczesna modyfikacja marksistowskiego socjalizmu rewolucyjnego. W gruncie rzeczy tzw. socjaldemokracja jest dalszym etapem rozwoju dawnego rewizjonizmu marksistowskiego, którego ambicją stanie się stworzenie ulepszonej odmiany teorii ekonomiczno- społecznej Marksa. Wszystkie usiłowania zmierzające do tworzenia udoskonalonej wersji socjalizmu w krajach Europy Zachodniej zdają się sprowadzać do prób formowania modeli kapitalistycznego „społeczeństwa dobrobytu”. W koncepcji socjaldemokracji, dotyczącej istnienia „drogi pośredniej” między kapitalizmem a socjalizmem marksistowskim, zakładano konieczność znalezienia rozwiązania godzącego indywidualizm z socjalizacją, wolność jednostkową z dobrem społeczno- państwowym. Socjaldemokraci dostrzegali też potrzebę istnienia nieskrępowanej inicjatywy prywatnej przedsiębiorczości wespół z gospodarką wspólnotową, własności prywatnej z ogólnogospodarczym planowaniem, mechanizmu rynkowego ze zrozumieniem konieczności uspołecznienia większej własności prywatnej.

Omówienia wymaga również problematyka najważniejszych przemian dokonujących się w myśli współczesnego katolicyzmu społecznego który, jak wiadomo odgrywa niemałą rolę szczególnie w polskim kręgu kulturowym. W zasięgu zainteresowań pozostanie przede wszystkim tzw. oficjalna myśl Kościoła katolickiego, zawarta w urzędowych dokumentach, tj. głównie w encyklikach kolejnych papieży. Uznać ją bowiem należy za największą część koncepcji społecznej katolicyzmu dwudziestowiecznego. O właściwej myśli społecznej czy społeczno- ekonomicznej Kościoła można mówić dopiero w odniesieniu do koncepcji reprezentowanych przez Kościół XX w. Jej początki sięgają roku 1891, tj. daty wydania pierwszej encykliki papieskiej Leona XIII (Rerum novarum). Od tej chwili w miejsce dawnego, tradycyjnego sojuszu „ołtarza z tronem” zrodzi się sojusz „ ołtarza z kapitałem”, a później, u schyłku lat 50-tych w dziele papieża Jana XXIII – sojusz „ołtarza z socjalizmem”. Zawierany u schyłku XIX w. sojusz „ołtarza z kapitałem” nie był przymierzem w pełnym znaczeniu tego słowa. W oficjalnych deklaracjach Kościoła głosił w dalszym ciągu walkę zarówno z kapitalizmem jak i z coraz silniejszym socjalizmem. Kościół zawsze zwalczał kapitalistyczny liberalizm, choć chyba bardziej obawiał się nadmiernej władzy państwa. Tymczasem liberalistyczne sympatie Kościoła w jakiejś mierze zdawały się przejawiając w całym prawie obszarze katolickiej myśli społecznej. Bez wątpienia podobnie silne związki z liberalizmem cechować będą Kościół i katolicyzm po II wojnie światowej. Oczywiście jak większość zwolenników neoliberalizmu, tak i Kościół już w okresie między I a II wojną światową rozumiał, że do przeszłości należy polityka czystego leseferyzmu i dalszy rozwój kapitalizmu musi polegać na znacznie większym interwencjonizmie państwowym. Modyfikacja ta zbieżna była zresztą zarówno z amerykańską polityką New Dealu, jak i z późniejszym keynesizmem. Z pewnością można zaobserwować także pewna ewolucje ideową Kościoła od schyłku XIX w. do lat 30-tych XX w., tj. od encykliki Rerum novarum Leona XIII do Quadragesimo anno Piusa XI. Mimo, że ewolucja ta nie będzie zbyt wyrazista, to jednak stanowi znamienne przejście od katolicyzmu proliberalistycznego do katolicyzmu interwencjonistycznego. Jeżeli więc w końcu XIX w. Rerum novarum była dokumentem, mimo krytyki kapitalizmu, w całości preferującym liberalizm, a także świadczącym o przymierzu Kościoła i katolicyzmu z otaczającym go światem kapitalistycznym, to przez następne półwiecze pod tym względem sytuacja niewiele się zmieniła. Być może z tego względu, po II wojnie światowej, a nawet już w czasie jej trwania, Pius XII znacznie złagodzi wyrazy potępienia wolnej konkurencji, wypowiedziane przez Piusa XI. Uzna przy tym, że przedwojenna idea korporacjonizmu jest już bezpowrotnie straconą szansą reformy społecznej, postulowanej przez katolicyzm. Prawdopodobnie włoskie i hiszpańskie eksperymenty korporacyjne zniechęciły go do tych koncepcji. Nie ulega też wątpliwości, że Pius XII nawet za ostro potępi socjalizm w okresie, w którym stawać się on będzie w Europie siłą dominującą. Z punktu widzenia czysto ekonomicznego warto nadmienić, że stanowisko Jana XXIII- otwierającego II Sobór Watykański- oraz jego następcy Pawła VI czy wreszcie papieża Polaka Jana Pawła II oznacza istotny zwrot w podejściu do zagadnień gospodarczych. Dokumenty społeczne Kościoła z Soboru i posoborowe rozwijają też koncepcję tzw. pluralizmu własnościowego. Polega ona na przyjęciu, jako równouprawnionych, różnych form własności: zarówno prywatnej, głównie bronionej w katolicyzmie tradycyjnym jak i społecznej, w rozumieniu własności grupowej czy państwowej. Pojęcie własności w nowszym katolicyzmie rozciąga się już nie tylko na dobra materialne, lecz również na niematerialne, duchowe, jak wszelkiego rodzaju talenty, kwalifikacje. W nowym katolicyzmie mówi się o pluralizmie własnościowym, a więc zanika właściwie cała kontrowersja dotycząca podmiotów posiadania. Własność prywatna nie może wykluczać istnienia innych jej form: własności społeczno- grupowej, społeczno- prywatnej oraz społeczno- państwowej. Charakter współczesnej nauki Kościoła najlepiej określa List Apostolski Pawła VI. Papież stwierdza w nim, że istotą katolickiej nauki społecznej nie jest tylko jednostronne, reformatorskie przekształcanie świata, ale współdziałanie z nim katolików i przekształcenia go od wewnątrz. W swoich tekstach i wypowiedziach Jan Paweł II równie ostro potępia anarchizm i nadużycia wynikające ze źle pojętej wolności społeczno- gospodarczej, jak i omnipotencję i nadopiekuńczość państwa. Podobnie, jak kilkanaście lat wcześniej pojawiały się opinie o wyraźnej przychylności Jana Pawła II dla socjalizmu oraz o rzekomo wprost z marksizmu przyjętej idei doniosłości pracy ludzkiej, tak i obecnie nierzadko padają zarzuty o zatrzymaniu się papieża-Polaka w połowie drogi do realizacji odnowy systemu kapitalistycznego. Równie często mówiło się o prosocjalistycznych sympatiach Jana Pawła II, jak i o wyraźnym jego nawrocie do dawnych, sprzed stu lat, idei liberalizmu gospodarczego. Biorąc pod uwagę całokształt zagadnień związanych ze współczesnym, posoborowym katolicyzmem społecznym, należy przyznać, że przyjął on „otwartą” postawę wobec ludzi różnych religii, systemów, ideologii i idei. Współczesny katolicyzm w kwestiach społeczno- ekonomicznych zdaje się powracać do liberalizmu gospodarczego Leona XIII, choć nie wydaje się, że jest to bezkrytyczny powrót do tradycyjnego kapitalizmu wolnokonkurencyjnego. Niewątpliwie współczesny katolicyzm utożsamia się z liberalizmem, ale zdecydowanie odcina się od liberalizmu anarchistycznego. W pewnym sensie wcale nie zamierza odstąpić od swoistej via media między skrajnościami wynaturzonego indywidualizmu a „nadopiekuńczego” państwa. Nie pragnie poszukiwać własnych modeli konkretnych rozwiązań społeczno- gospodarczo- politycznych i dlatego nie zamierza tworzyć „trzeciej” drogi między dwiema różnymi skrajnościami modelowymi. Nawet gdy przyjmiemy, jako najzupełniej oczywisty fakt, że nauka społeczna Kościoła nie powinna dostarczać żadnych konkretnych rozwiązań społeczno- gospodarczych, to nie można zanegować faktu, iż w rzeczywistości takie rozwiązania właśnie daje. W istocie nauka społeczna Kościoła i katolików zarysowuje pewien projekt ustroju społecznego i gospodarczego w postaci programu gospodarki „mieszanej”, szukającej kompromisu między nadmiernym indywidualizmem i anarchią liberalizmu a „nadopiekuńczością” państwa. Nauka ta nie tyle jednak mówi, jaki powinien być model społeczno- gospodarczy, ile wskazuje na rozwiązania, które są do przyjęcia w chrześcijaństwie i katolicyzmie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 26 minut