profil

W zakmu Kirkora i Balladyny- reportaż(na podstawie wyobraźni i fragmentów Balladyny Juliusza Słowackiego z książki do polskiego kl. 3 gimn.)

poleca 85% 207 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Juliusz Słowacki

KRWAWA PRAWDA

Pracuję już od dziesięciu lat w zamku Kirkora. Początkowo dla wszystkich, potem gdy pan ożenił się z Balladyną, zostałem jej prywatnym sługą. Bardzo się cieszę, że zostali małżeństwem. Pani wygląda na uczciwą i dobrego serca kobietą, lecz moje przekonania szybko przeminęły z wiatrem. Coraz więcej dziwnych rzeczy się z nią działo, co zaczynało być podejrzane. Dzień po ich święcie, Kirkor oznajmił wszystkim: - Wyjeżdżam na parę dni w bardzo ważnej sprawie. W czasie mojej nieobecności macie się słuchać nowej pani. Gdy pan już wyjechał, poszedłem się zdrzemnąć, gdyż bardzo źle się czułem. Obudziłem i wychodzę ze swojego pokoju. Wchodzę do salonu, a tam nikogo nie widać. Słychać tylko jakieś szepty. Jakby był to głos Balladyny. Podchodzę bliżej do miejsca, z którego je słychać. Tak, to ona. Z szyderczym uśmiechem na twarzy, który zauważyłem, gdyż drzwi do jej komnaty były uchylone. Aż tu nagle - Więc mam już wszystko... wszystko, teraz trzeba używać... pańskich uczyć się uśmiechów, i być jak ludzie, którym spadło z nieba ogromne szczęście. Wszakże tylu ludzi większych się nad mój dopuścili grzechów i żyją- Rankiem głos sumienia nudzi, nad wieczorami dręczy i przeraża, a nocą ze snu okropnego budzi... O! gdyby nie to! - powiedziała pani szeptem, aż ledwo usłyszałem. Zastanawia mnie zdanie "...wszakże tylu ludzi większych się nad mój dopuścili grzechów i żyją..." Czyżby moja pani coś ukrywała?

Widziałem ją raz jak szła do swej komnaty głęboko zamyślona. Chciałem się zapytać czy coś podać, lecz nie mogłem. Zatrzymały mnie jej wrzaski i płacz. Nie wiedziałem co mam robić. - O wszystkim wie ten człowiek... stary... powie drzewom, drzewa będą rozmawiać o tym w głuche noce, aż straszna wieść urośnie - przerażonym głosem bełkotała. Słysząc jej słowa nie mogłem wytrzymać. Zapukałem cichutko i zapytałem czy coś podać. Ku memu zaskoczeniu Balladyna chciała ze mną porozmawiać. Zdziwiłem się, a nawet trochę przeraziłem, ale cóż innego mogłem powiedzieć. Oczywiście się zgodziłem. Wszedłem nieśmiało do komnaty, lecz ona zaraz poprosiła bym usiadł.
- W czym mogę pomóc pani Balladyno - zapytałem grzecznie, by jej nie urazić.
- Chciałam z tobą trochę posiedzieć. Bardzo lubię twoje towarzystwo. Boże wybacz mi me grzechy! - krzyczała - Maliny... śmierć... nie! - bełkotała dalej. Nie wiedziałem co mam zrobić. Zapytałem więc
- Czy coś się stało? Może ja wezwę lekarza?
- Nie ...! Boże nie...! Dlaczego ja jestem taka zła?
- Może chce o czymś pani porozmawiać?- wszystko co mówiła było jakieś dziwne.
- Nie zrywaj malin, one są żywą krwią! – jęczała z płaczem. Nic nie rozumiałem z tej rozmowy, jeśli można to nazwać rozmową. Trwała ona dla mnie chwilę, lecz tak naprawdę minęło kilka godzin. Mogę się domyślać tylko, że moja pani ukrywa... Och nie! Ona wspominała coś o malinach? Tak, to przecież Balladyna wygrała konkurs malinowy, by wyjść za Kirkora. Czyżby ona ...?! Nie! Przecież to na pewno nieprawda – pomyślałem.

Moja ciekawość coraz bardziej się zwiększała. Zapytałem więc Henryka, który pracuje ze mną w zamku.
- Czy wiesz może co się dzieje z panią? Jakoś dziwnie się zachowuje. Ciągle płacze i mówi do siebie.
- Nie służę Balladynie – odpowiedział – Wydaje mi się dziwną kobietą. Nie ufam jej.
- Czy myślisz, ze coś ukrywa? – zapytałem, mając nadzieję, że się o czymś dowiem.
- Dziwnie się zachowuje to fakt, ale nie w moim interesie dowiadywać się niej. Szybko skończyłem rozmowę. Wiedziałem, że i tak nic się nie dowiem. Była w pobliżu Anna, pokojówka pani.
- Czy wiesz może co się dzieje z Balladyną?
- Jakoś dziwnie się zachowuje. – zapytałem śmiało. W końcu w jej komnacie sprząta, może coś zauważyła.
- Widziałam chustkę cała zakrwawioną, gdy robiłam porządki pod jej łożem. Zapytałam czy ją wyprać, lecz ona mi ją wyrwała z ręki. – powiedziała szeptem, jakby bała się, że ktoś usłyszy.
-A Nie pytałaś się czy coś się stało?
-Pytałam, ale powiedziała bym pilnowała siebie, bo następnym razem mnie zwolni. Od miesiąca jest jakaś dziwna.
-Również to zauważyłem – powiedziałem w sekrecie.
-Masz jakieś podejrzenia? – zapytała zaciekawiona.
-Śmierć Aliny.
-Jej siostry? Dawno jej u nas nie było. Piotr też wspominał o tym.
-Mówił ci coś jeszcze? – Niestety nie. Na pewno boi się, że pani go może zwolnić. - zakończyła rozmowę. Czyli nie jestem sam. Piotra i Anna również cos podejrzewają. – powiedziałem w myślach.

Dwa dni później zacząłem dzień tak jak zwykle, od śniadania dla pani. Gdy szedłem do ogrodnika niczego nie podejrzewałem. Z zadowolenia z pięknego dnia podążałem swobodnym krokiem. Balladyna jak każdego dnia siedziała na swojej ulubionej ławce. Lecz coś mnie zaniepokoiło, gdyż ona w ogóle się nie poruszała. Podbiegłem do niej. Moja pani zemdlała. Wziąłem ją szybko do komnaty i wezwałem lekarza. Gdy już wyszedł, poprosiła mnie do siebie. - Czy pani mnie wołała? – zapytałem.
- Tak. Ma tu przyjść natychmiast Fon Kostryn. - powiedziała.
- Zrobię wszystko, by przybył tu najszybciej jak tylko się da. – odpowiedziałem. Wyszedłem z komnaty i poszedłem po niego, gdyż mieszkał w pobliskim zamku. Zaprowadziłem go do pani. Rozmawiali ze sobą bardzo długo. Przypadkowo usłyszałem.
- To ja! Ja ją zabiłam. Zabiłam Alinę! Tylko dla ślubu! Dla Kirkora, którego w ogóle nie kocham. Tylko dla korony i władzy! – krzyczała.
- Uspokój się! Wezmę to na siebie. Musisz dojść do siebie! Nikt o niczym nie będzie wiedział. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.- zapewniał ją.
- Ale ty nic nie zrobiłeś! Nie możesz! To ja jestem winna! Och nie...! Uciekłem szybko, gdyż usłyszałem zbliżające się kroki do drzwi. To był Kostryn. Poprosił o wodę dla pani. Podałem i poszedłem za nim, ale tak by nikt tego nie zauważył. Podsłuchiwałem dalej, ale niczego się nie dowiedziałem. Zauważyłem, że gość Balladyny został na noc. Jednak dzień, w którym moje przekonania co do niej przeminęły z wiatrem był dniem krwawej prawdy. Taka piękna kobieta! Wydawała się być życzliwa. Tak bardzo kochała ludzi. Może, aż za bardzo? - Już późno. Pracę skończyłem. Idę tylko sprawdzić czy w zamku jeszcze palą się światła. Może jakoś zasnę. – pomyślałem. Chwilę później - Nie mogę. Muszę znaleźć jakieś rozwiązanie. – szepnąłem do siebie. Po godzinie wymyśliłem. Podszedłem do okna. Na niebie zobaczyłem księżyc w pełni. – Nie powiem o tym nikomu. Zostawię to dla siebie, może tak będzie lepiej. – szepnąłem. Poszedłem spać.

Następnego ranka Kirkor wrócił do Balladyny. Ciekawe jak długo będzie to ciągnęła. Muszę o tym zapomnieć. Pomoże mi w tym tylko zwolnienie się. Skończę z tym raz na zawsze! Musze od tego uciec!

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 6 minut