profil

Polityka a sport.

poleca 88% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Już od dawna wiadomo, że polityka ma duży wpływ na społeczeństwo, można nawet powiedzieć, że największy. Niewiadomo czy to bardziej ludzie kierują polityką, czy polityka ludźmi. To polityka wyrabia u nas sposób myślenia, spostrzegania różnych rzeczy. Nie można sobie chyba wyobrazić świata bez polityki. Rzeczą jasna jest, że polityka ma także swoje „udziały” w sporcie. Moim zdaniem niestety nie wychodzi to ani jednej, ani drugiej stronie na zdrowie.

Nastepym przykładem może być nieobycie się VI nowożytnych Igrzysk Olimpijskich. Na 14 sesji MKOl rozstrzygnęła się sprawa igrzysk, które miały się odbyć w 1916 roku. O organizację starały się 4 miasta: Aleksandria, Berlin, Budapeszt, Cleveland. Zwycięstwo w tej batalii przypadło Berlinowi, co tak ucieszyło cesarza Wilhelma II, że natychmiast wystosował do MKOl telegram dziękczynny. Werdykt ucieszył Niemcy, te same Niemcy, które spowodowały, iż Igrzyska VI Olimpiady nigdy się nie odbyły, za sprawą II wojny światowej. A przecież dawniej, jeszcze za czasów igrzysk starożytnych, nawet jeśli dawne państwa były ze sobą w stanie wojny, to przerywając na czas igrzysk wojnę potrafiły z honorem i uczciwością wejść na stadion olimpijski i w sportowym duchu walczyć o trofea. Niestety w XX wieku n.e. już ta zasada nie obowiązywała..

Podobnie było podczas II wojny światowej. Już na olimpiadzie w Berlinie w 1936 roku czuć było nacisk nazizmu na świat. Niemcy postawiły na swoim. Im właśnie została przyznana organizacja kolejnych, XI Igrzysk Olimpijskich. Najciekawsze, że stało się to drogą korespondencyjną. Po prostu 29 sesja MKOl zgromadziło w Barcelonie zbyt mało uprawnionych i trzeba było uciec się do pomocy poczty. Wyniki takiego głosowania podano w Lozannie 13 maja 1931 roku, co jest bardzo ważne ze względu na fakt, który najdobitniej pokazuje, iż sprawa została rozstrzygnięta przed dojściem Hitlera do władzy. Samouspokojenie trwało jednak bardzo krótko. Już w następnym roku faszyści przejęli ster i zaczęły się komplikacje. Siły postępowe i wszyscy zwolennicy oddzielenia sportu od polityki byli za tym, by igrzyska przenieść. Głośno też było o bojkocie berlińskiej rywalizacji. Nie wdając się w szczegóły, trzeba przypomnieć, że na dość szeroką skalę były już przygotowywane igrzyska w Hiszpanii, konkretnie w Barcelonie. Ostatecznie jednak obrońcy koncepcji berlińskiej zwyciężyli, co okazało się na tyle trafnym posunięciem, że już wkrótce generał Franco rozpoczął, właśnie w Hiszpanii, wojnę domową. Świat jednak patrzył na cały problem z dużym niepokojem. Ludzie nie byli ślepi i głusi, a poza tym propaganda hitlerowska nie próżnowała. To miała być olimpiada wykazująca wyższość rasy białej nad „kolorowymi”, wyższość nordyków nad innymi i, wreszcie, wyższość „narodu panów” nad całą resztą. „Niemcy, Niemcy ponad wszystko!” Oczywiście MKOl nie tylko zabiegał, lecz wręcz domagał się, by w całości przestrzegano Karty Olimpijskiej, szczególnie jeśli chodzi o to, iż nie może być żadnej dyskryminacji. Niemcy zagwarantowali spełnienie żądań formułując między innymi zdanie „w zasadzie Żydzi niemieccy nie zostaną wykluczeni z Igrzysk XI Olimpiady”. Ta „humanitarna” zasada nie została złamana, co hitlerowscy szczególnie podkreślali, gdy w turnieju floretowym kobiet po srebrny medal sięgnęła „nieczysta rasowo” Helene Mayer. Na pewno jednak ta zawodniczka bardziej cieszyła się z pierwszego miejsca w Amsterdamie i to nie tylko dlatego, że tam zdobyła złoty medal. W każdym razie flirt MKOl z nazistami nie był zbyt mile widziany na świecie, a najbardziej spektakularny jest przykład amerykańskiego członka MKOl Lee Janncke’ego, który za publiczną krytykę stanowiska komitetu w sprawie igrzysk w hitlerowskich Niemczech został na 35 sesji w Berlinie wykluczony z MKOl. Jego miejsce zajął inny Amerykanin Avery Brundage, który bardzo popierał kandydaturę Berlina w najgorętszym okresie. Wówczas gdy myślano także o Barcelonie.

Najwięcej jednak na tym wszystkim stracił baron Pierre de Coubertin. Odnowiciel igrzysk olimpijskich został oficjalnie zgłoszony w 1936 roku do Pokojowej nagrody Nobla. Na pewno ten człowiek zasługiwał na wielkie wyróżnienie, ale konfrontacja MKOl – Niemcy hitlerowskie zadecydował. Tym bardziej że w 1935 roku Nobla otrzymał Carl von Ossietzky, Niemiec, ofiara nazizmu i więzień obozu koncentracyjnego. Tak więc u schyłku życie schorowanego barona spotkał nowy cios. Pierre de Coubertin nie mógł już, ze względu na stan zdrowia, przyjechać na berlińskie igrzyska, ograniczył się do przesłania orędzia do młodzieży olimpijskiej. Stary baron do końca wierzył w „unię mięśni i myśli dla postępu i godności ludzkiej”. Może więc i lepiej, że nie dożył chwili, w której hitlerowcy w swoisty sposób zinterpretowali pojecie ludzkiej godności. Pierre de Coubertin zmarł nagle w Genewie 2 września 1937 roku.

Olimpiady mają swoich bohaterów, czasem wielkich szczęśliwych jak chociażby Grek Spiridion Louis, zwycięzca maratonu podczas I igrzysk, czasem tragicznych jak włoski maratończyk Dorado Pietri w roku 1908. Berlin, obok Jesse Owensa, człowieka, który przeszedł do legendy, miały jeszcze jednego „bohatera”. Tym razem negatywnego, można powiedzieć humorystycznego. Chyba większości miłośników sportu ówczesne igrzyska kojarzą się zarówno murzyńskim fenomenem jak i z postacią fuehrera III Rzeszy uciekającą z loży, by broń Boże nie podać ręki innemu czarnemu lekkoatlecie, triumfatorowi w skoku wzwyż Corneliusowi Johnsonowi. W tym układzie „wielki wódz” jest figurą czysto groteskową. Cała sprawa z pewnością zabawna, ale nie do końca. Hitler zrobił unik rzeczywiście, ale nieprawda, że później także wielokrotnie uciekał z loży. Po prostu kanclerz Niemiec pierwszego dnia lekkoatletycznych finałów zażyczył sobie, by przyprowadzono mu medalistów celu złożenia im gratulacji. Była to samowola naruszająca protokół olimpijski. Przewodniczący MKOl, belgijski hrabia Henri de Baillet-Latour, bardzo ostro zaprotestował. Hitler złożył wyrazy ubolewania i w następnych dniach gratulował już tylko sportowcom niemieckim, i to w przyległym do loży salonie, nie zaś publicznie.

Obok groteski były jednak i sprawy znacznie poważniejsze, jak chociażby chęć udowodnienia, za wszelka cenę, że „Niemcy ponad wszystko”. Najdobitniej przekonali się o tym polscy jeźdźcy, którzy stracili złoty medal, bo był on „zarezerwowany” dla ekipy niemieckiej. Właśnie o tryumfy na koniach bardzo gospodarzom chodziło. Tu wszak rywalizowali ze sobą oficerowie różnych armii, a nie mogło być wątpliwości, która armia jest najlepsza.

W sumie, mimo ciążącej nad zawodami atmosfery nazizmu igrzyska były udane. Wówczas jeszcze świat łudził się nadzieją, że wszystko będzie dobrze, i że znicz olimpijski, który po raz pierwszy specjalna sztafeta przeniosła z Olimpii na miejsce sportowych zmagań, zapłonie także w 1940 roku w Tokio. Niestety, trzeba było poczekać aż 12 lat.


Meksyk 1968 rok

W Meksyku obserwowaliśmy ofensywę czarnoskórych olimpijczyków, jednak nie tylko sportową. Ze strony Stanów Zjednoczonych objawiło się to kilkakrotnie w demonstracjach „Black Power”, podniesione wysoko dłonie Tommiego Smitha, Johna Carlosa i ich współtowarzyszy, odziane w czarne rękawiczki, pozostaną na zawsze w pamięci widzów. Był to protest przeciw rasizmowi w USA.

Sensacją polityczną stał się rozdzielny występ reprezentacji NRD i RFN, startujących przedtem jako jedna ekipa niemiecka. Już wtedy sportowcy tego pierwszego kraju potrafili udokumentować swoje mocarstwowe aspiracje.

Monachium 1972 rok

Igrzyska XX olimpiady miały być imprezą wspaniałą. Tak sobie wymarzyli organizatorzy, z przewodniczącym komitetu przygotowującego – Willim Daume. I było w Monachium cudownie dokładnie do godziny piątej minut dwadzieścia piątego września. Wówczas grupa komandosów palestyńskich organizacji „Czarny Wrzesień” opanowała siedzibę olimpijskiej reprezentacji Izraela. Zanim jednak doszło do zawładnięcia izraelskiej kwatery, śmierć ponieśli trener i zawodnik, który startował w podnoszeniu ciężarów. Napastnicy wzięli do niewoli dziewięciu zakładników i chociaż władze zachodnioniemieckie zdecydowały się na akcję zbrojną przeciwko Palestyńczykom, informując najpierw dziennikarzy o całkowitym sukcesie swego planu na miejscowym lotnisku, to rzeczywistość okazała się dużo bardziej przykra. Zginęło nie tylko pięciu terrorystów, jak głosił pierwszy komunikat, ale też dziewięciu zakładników, jeden policjant i pilot helikoptera. W sumie, pamiętając już o ofiarach z wioski olimpijskiej, śmierć poniosło osiemnaście osób.

Igrzyska jednak kontynuowano. Za takim rozwiązaniem opowiedzieli się między innymi przedstawiciele Polski. Również były już przewodniczący MKOl, Avery Brundage powiedział: „Igrzyska muszą trwać, musimy kontynuować nasz wysiłek czysty i uczciwy dla upowszechnienia sportowego bohaterstwa. Dzisiaj ogłaszamy dzień żałoby. Wszystkie konkurencje przeprowadzimy z jednodniowym opóźnieniem w stosunku do ustalonego planu”.

Zresztą los jakby czekał na taki przykry moment. Mimo że do ochrony olimpijczyków zaangażowano, oprócz czterdziestotysięcznej armii cywili, również dywizję Bundeswehry (21 500 żołnierzy), której „honoraria” kosztowały komitet organizacyjny 150 milionów marek. Do tej sumy trzeba dodać jeszcze 5,4 mln marek przekazanych na konto służb policyjnych.

I mimo tych wszystkich starań, mimo oficjalnych ostrzeżeń przekazanych 122 neofaszystowskim i dywersyjnym organizacjo antykomunistycznym, nie uniknięto groźnych prowokacji> Między innymi grupa Wiederstand (opór) butnie występowała przeciw olimpijskiemu spokojowi. Niektórzy twierdzili nawet, że u podłoża leży decyzja MKOl, który na 73 sesji postanowił nie dopuszczać do zawodów reprezentacji Rodezji. Jedno jest pewne, po dwudziestu latach rządów nie takiego finału oczekiwał sędziwy Avery Brundage. Jego następca, Irlandczyk lord Michael Killanin trafił na „rafę”, której ominięcie wymagało nie lada zdolności dyplomatycznych.


Montreal 1976 rok

To były inne igrzyska niż poprzednie. Mamy zresztą do czynienia z prawidłowością, każda olimpiada wnosi cos nowego, przerasta poprzednie, by z kolei ustąpić miejsca następnym. Nie chodzi o nowoczesność, technikę czy nowe rekordy. Nad Montrealem zdecydowanie zaciążył ci8eń Monachium. Tragiczne wydarzenia sprzed czterech lat spowodowały zdecydowane posunięcia. Wprowadzono bardzo ostra kontrolę, nawet za pomocą specjalnej aparatury wykrywającej metal, czy osobistej rewizji. Zdobycie przepustki uprawniającej do odwiedzenia wioski olimpijskiej było niezwykle trudne, dziennikarze nie mieli więc łatwego zadania. Wielu startujących w bardzo młodym, wręcz dziecięcym wieku (pływaczki, gimnastyczki), źle się czuło pod ciągłym nadzorem policji z doborowych oddziałów królewskiej konnej. W dodatku policji cały czas będącej w pogotowiu bojowym, z gotowymi do użycia pistoletami maszynowymi. Stało się to jednak konieczne: była to cena, którą należało zapłacić za wartość najważniejszą – bezpieczeństwo.

Poza tym okazało się, jak daleki od prawdy był wieloletni prezydent faktyczny dyrektor MKOl, Avery Brundage, zwolennik całkowitego rozdzielenia sportu i polityki. Idea piękna, lecz nierealna. Podczas igrzysk w Montrealu Brundage już nie żył, a jego następca, lord Michael Killanin, nie miał w Kanadzie łatwego życia. Pierwsza ze startu zrezygnowała ekipa Tajwanu, nie uzyskując zgody na występowanie pod nazwą „Republika Chin”.

To jednak dopiero początek. z kolei Nigeria i Tanzania odmówiły udziału w olimpiadzie, protestując przeciwko dopuszczeniu reprezantacji Nowej Zelandii. Kraj ten naraził się Afrykanom utrzymując sportowe kontakty z RPA, konkretnie chodziło o wyjazd do RPA nowozelandzkiej drużyny rugby. Tak więc kontakt w dyscyplinie nieolimpijskiej pociągnął za sobą spore następstwa, gdyż następnego dnia po uroczystości otwarcia ruszyła lawina. Wycofały się: Algieria, Czad, Kongo, Etiopia, Gabon, Gambia, Ghana, Kenia, Libia, Republika Malgasja, Mauritius, Niger, Sudan, Togo, Uganda, Górna Wolta i Zambia. Nieco później Kamerun, Maroko i Tunezja. Ponadto Irak z Azji oraz Gujana z Ameryki Południowej, solidaryzując się z państwami afrykańskimi.

Mieliśmy po raz pierwszy, na taka skalę, wypadek rezygnowania z walki o olimpijskie medale. Jednak dopiero dwie następne olimpiady znacznie poważniej osłabiły piękną ideę sportowej rywalizacji.

Moskwa 1980 rok

Zainicjowany przez prezydenta USA Jimmy Cartera bojkot igrzysk 1980 roku, spowodowany agresją w Afganistanie, wyłączył z udziału w kolejnym olimpijskim festiwalu ery nowożytnej nie tylko same Stany Zjednoczone, lecz także kraje z nimi współdziałające. Spośród potęg sportowych zabrakło jeszcze RFN, Japonii, Kanady. Nie zjawili się sportowcy Argentyny, Egiptu, Iranu, Indonezji, Izraela, Korei Południowej, Pakistanu, Turcji, Norwegii.

Decyzje o rezygnacji z występu narodowe komitety powzięły pod naciskiem rządów. Sportowcy protestowali przeciwko takiemu postępowaniu, najbardziej rozgoryczeni byli gwiazdorzy z USA. Erwin Mores stracił drugą szansę zdobycia złotego medalu olimpijskiego w biegu na 400 m przez płotki. Poszkodowanych było znacznie więcej. Pomimo braku wielu czołowych zawodników i zawodniczek igrzyska w Moskwie okazały się na szczęście zawodami najwyższej sportowej rangi.

Wiele spraw związanych z moskiewskimi igrzyskami zblakło, zszarzało, utknęło w zakamarkach pamięci. Natomiast do historii przeszedł na pewno słynny "GEST KOZAKIEWICZA." Obraźliwy w zasadzie, stał się dla nas symbolem, a Kozakiewicz bohaterem tych igrzysk.

Gest Kozakiewicza" to dziś obiegowe powiedzenie, stwierdzające swoiste podejście do sprawy. Zdjęcie Władysława Kozakiewicza obiegło świat, ale nikt nie mógł go uświadczyć w polskiej prasie. Ręce skrzyżowane w obraźliwym geście, skierowanym przeciw moskiewskiej publiczności, która przyjęła Polaka bardzo źle. Gwizdała kiedy skakał w konkursie, gwizdała nadal, kiedy po odniesionym już zwycięstwie bił rekord świata. To nie była tylko walka Kozakiewicza o zwycięstwo, ale także jego prywatna wojna ze zgromadzoną na Łużnikach publiką. Potem, kiedy ambasador ZSRR w Polsce - Awierkij Aristow, zażądał wręcz odebrania Polakowi medalu i unieważnienia rekordu za obrazę narodu radzieckiego, gest ten tłumaczono bólem ramienia, który nagle chwycił naszego tyczkarza i dlatego musiał je... zgiąć. Na "złoto" przyszło nam czekać w czasie tych igrzysk długo. Dopiero w dwunastym ich dniu zabrzmieć miał na Łużnikach Mazurek Dąbrowskiego. Stało się to dzięki fenomenalnie usposobionemu w tym dniu tyczkarzowi - Władysławowi Kozakiewiczowi. Kozakiewicz został pierwszym polskim mistrzem XXII IO i pobił rekord świata wynikiem 5,78. Pamiętamy doskonale tamto słoneczne, gorące popołudnie i francuskich dziennikarzy, którzy chyba najbardziej pasjonowali się tym pojedynkiem. Potem francuska "L'Equipe" napisała, że było to jedno z najciekawszych wydarzeń w historii igrzysk w ogóle i że była to przede wszystkim zasługa Polaka. Władysław Kozakiewicz powiedział wiele lat później, że rekord świata pobił... na złość publiczności, która przyszła na Łużniki i która tak go prześladowała. Nie mógł tego zrozumieć, bo przecież kiedy został złotym medalistą już nie rywalizował z reprezentantem gospodarzy... Wszystko to sprawiło, że później Władysław Kozakiewicz nie był ulubieńcem PZLA. Dlatego też wyjechał (a właściwie mówiło się wtedy, że uciekł) do Niemiec i zaczął startować w barwach TK Hannover.


Los Angeles 1984 rok

Znów, jak podczas poprzednich igrzysk, nie udało się doprowadzić do spotkania wszystkich najlepszych sportowców świata. Tym razem w Los Angeles zabrakło między innymi reprezentacji Afganistanu, Angoli, Bułgarii, CSRS, Etiopii, KRLD, Kuby, Laosu, Libii, Mongolii, NRD, Węgier, Wietnamu, ZSRR, a nawet Polski. W igrzyskach wystąpiło dokładnie 7078 sportowców.


Seul 1988 rok

Największą zdobyczą igrzysk w Seulu był fakt, iż w bardzo dużym stopniu zażegnany został ośmioletni kryzys. Prawie cała olimpijska rodzina znów spotkała się razem, mogliśmy więc obserwować to, czego zabrakło w Moskwie i Los Angeles, walkę zawodników ZSRR, NRD z reprezentantami Stanów Zjednoczonych.

Połączenie nie oznacza idylli, dlatego pretensje KRLD dotyczące współorganizacji igrzysk, choć w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu swoją kandydaturę zgłosił Seul. Phenian obudził się za późno, będąc nieczuły na pewne, zdaniem KRLD zdecydowanie zbyt małe, ugodowe kroki czynione przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski.

W każdym razie na starcie zabrakło właśnie KRLD, solidaryzującej się z nią Kuby oraz Republiki Malgaskiej, która, jak powiedział Juan Antonio Samarach, jako jedyna poniesie określone ekonomiczne sankcje. Rzecz bowiem w tym, iż KRLD i Kuba nie przyjęły zaproszeń do startu, co było im wolno, natomiast afrykańska republika z Madagaskaru zaproszenie przyjęła, ale jednak nie wystartowała. A tego już nie wolno.


Ciekawostki

• Ktoś może powiedzieć, że pomysłodawca współczesnych igrzysk, baron Pierre de Coubertin, pobrał ze starożytności to, co najszlachetniejsze, a my doprowadziliśmy do wynaturzeń w sporcie. Otóż każde dziecko - dzięki ruchowi olimpijskiemu - wie, że odległość pomiędzy polem bitwy pod Maratonem a rynkiem w Atenach to 41 kilometrów i 192 metry. Bo tyle wynosi trasa biegu maratońskiego. Tymczasem z Maratonu do Aten jest ledwie... 39 kilometrów. Podczas IV Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 1908 r. Pierre de Coubertin zdecydował, że biegacze muszą przemierzyć o ponad dwa kilometry więcej. Tylko po to, by rodzina królewska mogła wygodnie obejrzeć bieg z okien pałacu Windsor, nie fatygując się na ulicę i nie mieszając z gminem.

• Muhammad Ali - słynny bokser, w 1960 roku, na olimpiadzie w Rzymie zdobył złoty medal. Po powrocie z Rzymu Ali chciał świętować swój sukces w restauracji w rodzinnym mieście Louisville. Przebywali w niej głównie biali goście. Ponieważ Ali był czarny, właściciel wyrzucił mistrza olimpijskiego z lokalu. Zdenerwowany i oburzony takim traktowaniem, cisnął swoim medalem do pobliskiej rzeki Ohio. Medal zwrócono mu 36 lat później na igrzyskach w Atlancie.

Jak widać sprawy polityczne, polityka narodowa i międzynarodowa mocno mieszała się, miesza się i najprawdopodobniej będzie się mieszać ze sportem. I mimo, że jest to związek antagonistyczny, to myślę że jest on nieunikniony, bo przecież już takie są uroki sportu.


Bibliografia:

• „Sport i polityka.” Młodzikowski G.
• „Olimpiady ery nowożytnej.” Młodzikowski G.
• „Bojkot w sporcie a ruch olimpijski. Sport wyczynowy nr 7.” Góralczyk M.
• „Kulisy olimpiad od Aten do Barcelony.” Piotr Górski, Krzysztof Bazylow, Maciej Petruczenko
• Internet: http://olimpicus.w.interia.pl
• Kronika sportu.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 15 minut