profil

Bitwa pod Oleszycami

poleca 86% 107 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

(...) J. Kustroń ur. Się 16.10.1892r. w Stryju. Mając 12 lat zaciągną się do kółka konspiracyjnego „PETU”. Już w VI klasie gimnazjum (1908) został członkiem, „O” czyli podstawowego szczebla organizacyjnego „ZETU” /”O” – od organizacja/. W 1909r Józef Ustroń zdał maturę z wynikiem celującym i przeniósł się do Krakowa, by studiować na Uniwersytecie Jagiellońskim prawo i filozofię.

Walki w Lubaczowskim i śmierć generała Kustronia

Podhalańska 21 Dywizja Piechoty górskiej ze swoim dowódcą gen. Bryg. Józefem Kustroniem znalazła się na Ziemi Lubaczowskiej 14 września 1936r. Junaki piórkiem, mieli poza sobą 13 dni morderczych bojów i przemarszów. Przemarszów siedemnastu tysięcy stanu wyjściowego, w Lubaczowskim walczyło ich ok. 3500 – 4000 żołnierzy, mających na wyposażeniu 47 ciężkich karabinów maszynowych, 19 działek przeciwpancernych, 13 dział, 3 czołgi „Vickers”. 21 DPG w Lubaczowskim przeorganizowała się. Składała się z: 4 pułku strzelców podhalańskiego ppłka dypl. B. Warzyboka 2 batalionu mjr A. Gruby:202 pułku piechoty rez. Ppłk Z. Piwnickiego w składzie 2 batalionu zbiorczego 3 pułku strzelców maszynowych i dwa działka podhalańskich kpt. J. Żurka /kilka ciężkich karabinów maszynowych i dwa działka przeciwpancerne/: batalionu zbiorczego kpt. broni pancernej W. Marciszewskiego /kilkuset ludzi, kilka ręcznych karabinów maszynowych, pluton ciężkich karabinów maszynowych, trzy działa przeciwpancerne i dwie armaty/: pułku Korpusu Ochrony Pogranicza i 1 Brygady Górskiej ppłka W. Wójcika / zastępca ppłka J. Kazanowski/ w składzie trzech batalionów KOP mjr K. Kuferskiego, mjr M. Sokołowskiego ze znaczną ilością ciężkich karabinów maszynowych, resztek /po ok. jednej kompanii/ batalionów Ochrony Narodowej „Zakopane” mjr E. Rotha i „Żywiec” por. Nowakowskiego, 11 dział pułku artylerii lekkiej / w tym 8 haubic 3 dywizjony kpt. J. Boronikowskiego, kawalarię dywizyjną /ok. 50 koni/, pluton maszynowy 14 pułku ułanów i trzy czołgi „Vickers”. Później dołączyły: 1 batalion 4 pułku strzelców podhalańskich mjr F. Perla / ok.. 300 ludzi, 12 ciężkich karabinów maszynowych i pluton działek przeciwpancernych.
Dzień 14 września zapowiadał się spokojnie. Przed gajówką przyprowadzono konie oficerskie. Gen. Kustroń kazał rozdać je kawalerzystom, zbędne chłopom. Polecił obliczyć benzynę. Było jej mało. Przelano do czołgów samochodów, resztę wozów zniszczono. Nie dysponowano mapami, gdyż nie przewidziano wojny na tym tery terenie. Tylko oficer operacyjny Stefan Witold Wróblewski dysponował jednym egzemplarzem mapy tych okolic w Sali 1:100 000. Od dawna nie dysponowano lotnictwem, które było oczami armii. Zwolniono ze służby baterię przeciwlotniczą z powodu braku paliwa i odesłano ją do obrony przeciwlotniczej Zamościa. Sztabu dywizji przeniósł się do gajówki bliżej Cewkowa. Spokój został naruszony przejazdem kolumny 5 niemieckich samochodów ciężarowych, z których strzelano do żołnierzy osłony sztabu dywizji. Rozpoczęła się potyczka, w wyniku której zatrzymane zostały samochody niemieckie. Załoga ich uciekła do lasu. Na samochodach tych było po 20 beczek 200-litrowych z benzyną. Odesłane zostały na tyły armii „Karków”. Przez 5-ciu godzinami spalono 5 samochodów sztabu z powodu jej braku.
Po tym incydencie, na godz. 16-tą zwołano odprawę dowódców dywizji, by przekazać rozkaz do nocnego przemarszu. Ten „rozkaz szczególnie”, na który złożył swój ostatni podpis gen. Kustroń, oficer operacyjny mjr dypl. Stefan Witold Wróblewski napisał na swojej maszynie „FK” pisząc go dwa razy, bo tylko można było przebić na przebitce 7 egzemplarzy. Na kalce w ołówku z jednej mapy przerysowano to wszystko, co było niezbędne do nocnego marszu, by nie pobłądzić. Rozkaz wyznaczył podstawy wyjściowe do uderzenia na Niemców, drogi dojścia do nich, godziny gotowości i godzinę rozpoczęcia natarcia oraz wytyczenie łączności. Odprawa przebiegła w nastroju poważnym i skupionym. Sformułowania były jasne, nie potrzebne były komentarze. Gen. Kustroń przypominał, że „będziemy iść wsie zamieszkane przez Ukraińców”, przestrzegał przed dywersją – wspomina mjr Wróblewski.
O godz. 22-giej gen. Kustroń zarządził pobudką tym, którzy spali. W pełnym rynsztoku bojowym wyruszono na węzeł komunikacyjny, Oleszyce – Lubaczów – Cieszynów, by „przeciąć komunikację działającej od Tomaszowa na Zamość niemieckiej dywizji pancernej, celem pozbawienia jej dowozu materiałów pędnych” pędnych rejonu Jarosławia. Zgodnie z rozkładem pułku Korpusu Ochrony Pogranicza miał uderzyć na Dachów, a następnie na wsch. Skraje Lubaczowa: 4 pułku strzelców podhalańskich wzdłuż drogi Dzików Nowy – Gaj – Horaj – Uszkowce na Oleszyce, Oleszyce następnie na zachodnie okolice Lubaczowa: 202 pułku strzelców podhalańskich wzdłuż drogi Dzikowa Starego przez Lebiedzie, Miłków na Zabiałę, Oleszyce Stare i stare Sioło. Dynów III 21 PAL kpt. J. Broniszewskiego miał maszerować między pułkiem KOP-u a 4 PSP. Kompania kolarzy, saperów i plutonu maserowego 14 pułku ułanów miała osłaniać działania od zach., wychodząc przez Miłkówna drogę Oleszyce Stare – Sieniowa, niszcząc na niej mostek na rzece pod Młodyczemi urządzić pod nią, na skraju lasu, zasadzkę na nieprzyjaciół, nadchodzącego z Sieniowy. Batalion I z 4 pułku strzelców podhalańskich ewentualnie I z 54 pułku piechoty /o ile dojdzie do niego rozkaz/ stanowić miały odwód dywizji.
Do wykonania tego planu w zamierzony sposób nie doszło. W wyniku opóźnienia wymarszu, a także pobłądzenia w lesie, jedynie pułk KOP-u o świcie dotarł pod Dachnów. On wyruszając z Cewkowa był ostrzelany przez dywersantów ukraińskich odwecie spalono 7 zagród i zastrzelono uciekających do lasu mężczyzn. Pozostałe oddziały nie zajęły swoich stanowisk zgodnie z rozkazem gen. Kustroń swoją Lancą objeżdżał tereny, podciągał napotkanych żołnierzy na swoje stanowisko. Odziały te spotkały się z kompaniami niemieckimi. Najpierw pułk KOP-u o godz. 6-tej zaskoczył kompanię z 130 pułku mjr Hernacka, należącego do 45 Dywizji Piechoty gen. Lista. Rozgorzała bitwa. Kop-iści popuścili bataliony niemieckie na odległość 200 – 300 metrów a następnie celnym ogonem zmasakrowali go. Wtedy Niemcy skierowali na ten odcinek ogień 2-3 dywizjonów artylerii i przy ich wsparciu podjęli o godz. 12,30 nowe natarcie. I ten atak pod Futorami został oparty, przy dużych stratach dla Niemców. Główny punkt opatrunkowy w oleszyckiej szkole był przepełniony rannymi, tak, że pozostałych rannych kładziono na słomie w kościele. Kronikarz 45 Dywizji niemieckiej podaje takie szczegóły: „przybyłe o godz. 14,30 czołgi do Oleszyce, skierowane zostały pod Dachów. Przeżyły tam niespodziankę. Wygłaszające dość prymitywne, dwumetrowej długości polskie działa przeciwpancerne przebijały gładko pancerze naszych czołgów unieszkodliwili je. W pół godziny potem zostały z nich tylko bądź ranne, bądź martwe załogi”. Na to KOP-u przedostały się patrole niemieckie i przerwały łączność telefoniczną.
Pod Uszkowcami Marciszewski i Żurek ze swoimi podwładnymi walczyli z trzema samochodami pancernymi przejechały przez Uszkowce do Dzikowa na rozpoznanie zmierzył się z odziałem Marszawskiego. Szpica odskoczyła na boki. Odsłonięte dwa działa. Bieg ich pocisków był szybszy od niemieckich. Niemieckich popłochu musieli uciekać z dużymi stratami. Meldunek tego incydentu przyjął Oberst von Bonau i natychmiast pchną do walki cały III batalion 133 regimentu ppłka Geigera, liczący ok. tysiąca ludzi. Kronikarz niemiecki napisał: „Batalion wkroczył do lasu głęboko rozciągnięty i 10 kompanią w straży przedniej osiągnął o 7-mej godzinie koryto potoku, o km na północ od Uszkowiec. W silnym ogniu karabinów maszynowych i dział z lasu 10 kompani rozłamała się na dwie kolumny, w gotowości do ataku, gdy tylko nadejdzie pozostała o pięćset metrów w tyle reszta batalionu. w tym położeniu trzy polskie działa z zamaskowanych dobrze pozycji przed skrajem lasu otworzyły z sześciuset metrów ogień na czoło kampanii zaraz potem następna salwa spadła na wozy amunicyjne i sprzęt przeciwpancerny, po czym ogień objął znajdujące się jeszcze w drodze 9 i 11 kompanie. Wkrótce druga bateria z głębi lasu posłała swe nieprzyjemne pozdrowienie nadciągającemu, nieosłoniętemu batalionowi, starty…”. Taka ocena polskiego ognia przyniosły zaszczyt dwu strzelcom działom towarzyszącym batalionom kpt. Broniszewskiego. Tenże kronikarz pisze dalej: „Dowódca 1 kompanii szybko powziął decyzję poprowadzenia ataku, choćby walkę wręcz, przeciw nieosłoniętym bateriom. Mimo silnego ognia przeciwników chciał przeskoczyć otwartą przestrzeń i zaskakującym uderzeniem odciążyć batalion, mogący ponieść ciężkie straty. Rozkaz szybko przeleciał szeregi, grupę cekaemów wysunięto do uderzenia ogniowego, granaty zaczęły dosięgać przeciwników, kolumny piechoty podskoczyły naprzód. Okropny ogień z trzech stron otoczyły jednak atakujących, ale nie umniejszył bohaterskiej woli dosięgnięcia wrogiej baterii. Jednak straty rosły, każdy skok kosztował krew i tylko przy dowódcy i zugfuhrerach utrzymały się jeszcze atakujące grupki. Tymczasem obok ognia skierowanego na nacierającą 10 kompanię, polskie granaty rozerwały się również złowieszczym chichotem na zapleczu, rezerwach sztabie batalionu w Uszkowcach. Jeszcze raz środkowa grupa 10kompanii z karabinami maszynowymi porwała się naprzód, ale zaległa bez osłony w strefie nieprzyjacielskiego ognia. Tu i tam nie poderwał się już do następnego kroku któryś z szarych żołnierzy. Straty wraz kilkukrotną przewagą dobrze okopanego nieprzyjaciela nie pozwolił na dalsze prowadzenie ataków, bez silnego wsparcia artylerii. Śpiesząc z odpowiednimi meldunkiem łącznik do batalionu ranny, nie przebyły pozbawionej osoby, zasypanej ostrzałem drogi. Tymczasem dowódca batalionu rozpoznał położenie pod artyleryjskim i maszynowym ogniem. Starał się wrzucić do wsparcia 10 kompanii karabiny maszynowe 12 kompanii oraz obie dalsze kopanie strzeleckie. Ale 20 do 30 polskich maszynowych wytrzymało ten atak i nie pozwoliło przejść grzbiet wniesienia – nieprzerwany ogień raził batalion z zadziwiającą dokładnością.
Polacy w ciągu czterech godz. Prowadzili atak za atakiem, frontalnie i z flanki. Odpierano ataki ogniem, granatami ręcznymi i pistoletami, aż własna armia artyleria rozpoczęła ogień. Dzięki swej doskonałej całości powitany został okrzykami zadowolenia i Polacy odskoczyli. Ale 10 kompania pozostawiona była sama na grzbiecie wzniesienia. Łącznik z rozkazem wycofania się nie mógł przedrzeć się do 10 kompanii. Dowódca kompanii o godz. 14,10 napisał meldunek o położeniu i duchu żołnierskim: Trzymamy słabymi siłami wysuniętą linię przeciw dwustronnie oskrzydlającemu nieprzyjacielowi, nieprzyjacielowi trudny do zniesienia położeniu. Straty znaczne, amunicja na wyczerpaniu. Proszę o natychmiastowe wsparcie obrony i wyjaśnienie planu batalionu. Nieprzyjaciele przeciwuderzeniu zostały wielekroć odparte, ale wciąż następują nowe. Szacuje nieprzyjaciela na dwa, trzy tysiące ludzi”
Rzeczywiście miał do czynienia z około pięciuset ludźmi batalionów Żurka i Marciszewskiego. Gen. Materna do bitwy zaangażował całą swoją armię. I batalion 133 ppłka Gebuauera uderzył z flanki na Polaków zaangażowanych w Dachnowie. Poszyły do walki tam też I/130 i II/133 bataliony Taudego i Rucksera. II batalion z 133 regimentu mjr Prebscha rzucił do odejścia Polaków z lewa, dając mu pluton samochodów pancernych trzy czołgi korpuśne, podesłane generała Kienitza. Podzielił armię dywizyjną, a miał 98 pułk artylerii oraz po dywizjonie 99 i 109 pułku – dając trzy dywizjony do rozwiązania się pod Oleszycami, jeden posłał pod Dachnów. O swojej sytuacji zawiadomił dowództwo XVII korpusu.
Przełamanie niemieckiego oporu dla Kustronia stało się nie możliwe. Nie miał obwodów. Pomoc 6 Dywizji Piechoty gen. Monda nie nadeszła. Nakazał walczącym oddziałom wycofać się w stronę Dzikowa, by zniwelować odległość od dywizji Monda. Śląska piechota i czwartacy majora Grudy odrzucili Niemców spod Lebiedzie, posunęli się ku skrajowi lasu pod Wolą Oleszycka. Plutonowy Rak ze swoim działonem sprawił łażnię batalionów Priebscha z czołgami, sam otrzymując śmiertelną kulę. Około godz. 14-tej Oleszyc do Marteny z jechał dowódca XVII Korpusu gen, Kientz. Ściągną lotnictwo i spowodował, że List popędził przez Tanew w Księżpolu, broniową przez 3 pułk strzelców podhalańskich ppłka Czubryta. Nie mógł on przyjść z pomocą Kustroniowej dywizji. Zarządził opóźnienie samochodowych kolumn transportowych, by jak najwięcej piechoty wsadzić na wozy i nasycić nią teren ziemi Lubaczowskiej. I chodź rankiem część 6 DP przeszła przez Tanew, to związała się walką pod Łukową i pod Sośnią Łukowską. Kustroniowi brakowało sił. Od natarcia przeszedł do obrony. Zameldował o tym Grupę „Operacyjną. Pomocy nie uzyskał, bo nie było jej skąd otrzymać. Szpital w Dzikowi, ulokowany w szkole, napełnił się rannymi. Lekarz mjr Otrzewski i porucznik Salicki mieli pełne ręce roboty: amputowali ręce i nogi, wnętrzności wkładali do rozprutych brzuchów, szyli rany. Zaczęło brakować opatrunków. Rannych było tak dużo, że punkty szybko się przepełnił. Według depeszy do dowództwa armii było w nim 120 ciężko rannych. Od południa Niemcy kontratakowali wszędzie, od Oleszyce do Dzikowa. Szczególnie artyleria dawała się Polakom we znaki. Wola walki była duża. Jeszcze o godz. 16-tej ostatnie polskie natarcie zaległo pod Dachnowem, Futorami. Uszkowcami, przez najsłabszej bronione odcinki, zdążył ku sercu polskiej obrony. Na Horaju bateria kończyła swój ogień. Kapitan Bronikowski został śmiertelnie ranny i tu poległ. Jedną z ostatnich salw, oddanych przez całą baterię z Horaju, padła niedaleko stacji kolejowej w Oleszycach a rozprysk poszedł po 5 baterii II dywizjonu 98 Arilleriergimentu. Dowódca baterii nadporucznik Gerlich poległ. Niemiecki ogień urwał się. Przybyłe z Jarosławia 6 czołgów 4 Dywizji Lekkiej, jadące do Tomaszowa, skierowane zostały przez Materię do Dzikowa. Wkrótce otrzymał meldunek, że polskie karabiny przeciwpancerne, długie, prymitywne wyglądające rusznice, przebijają czołgowe pancerze. Nie tylko rusznice, ale saperzy z 21 batalionu mjr Ormowskiego czekali na te czołgi. Resztę materiału wybuchowego przeznaczyli na ten cel. Na improwizowanych minach zginęły dwa pierwsze czołgi, trzeci uległ saperom pod ładunkami trotylu uwiązanego na końcu tyczek. Trzy pozostałe zostały przegnane z Dzikowa sprawiło gen Kustroniowi radość. Ten batalion pozostawił przy sobie, bo Dzików był masakrowany dalekim ogniem ciężkiej artylerii.
Na całym polu bitwy był wielki mętlik, pozycje polskie zmieszały się z niemieckimi. Szczególnie groźne było w sztabie dowodzenia. Szef sztabu, ppłk Pawłowicz zaproponował gen. Kustroniowi przeniesienie się do innego miejsca, by nie stracić możliwości dowodzenia. Z meldunku ppłka Piwnickiego wynikło, że odparł on dwa natarcia Niemców i w gajówce Lebiedzie, gdzie miał miejsce dowodzenia, jest bezpieczne. Generał wydał rozkaz do zwinięcia punktu dowodzenia w dotychczasowym miejscu i przeniesieni się do zaproponowanej siedziby. Te przeprowadzkę tak wspominał mjr W.S Wróblewski: „Siedzieliśmy, zatem do czterech samochodów osobowych, jakie nam pozostały. W pierwszym wozie, w sześcioosobowej odkrytej Lanci, oprócz mnie zajęli miejsce: ppor. łącz. Gęborek /dowódca ośrodka łączności sztabu/, kierownik kancelarii starszy sierżant Soliński, pisarz-maszynista, którego nazwiska nie pamiętam, kierowca i starszy żandarm z kbk. W następnym wozie, zdobytej na Niemcach „dekawce”: szef łączności mjr Hebla, mój pomocnik Seweryn Żułkowski, a w przedzie kierowca i oficer – adiutant Generał ppor. Witek. Dopiero w trzecim wozie jechał generał z szefem sztabu ppłk. Dypl. Zygmuntem Pawłowiczem, pomocnik oficera informacyjnego por. Kużuchowski, kierowca. Czwartym wozem podążał za nimi radiostacja z obsługa. Ja jechałem na czele, gdyż w moich rękach znajdowała się jedyna mapa sztabowa, jaką sztab dysponował i najlepiej orientowałem się w terenie i położeniu własnych oddziałów. Nie uważaliśmy za konieczne uzupełniać swojego krótkiego przejazdu specjalnym patrolem, gdyż jechaliśmy wewnątrz ugrupowaną własnych wojsk. Prowadziłem tę karawanę najkrótszą drogą wzdłuż wsi Stary Dzików do szkoły, ze, którą dochodzą do głównej drogi, droga polna do gajówki Lebiedzie. Jechaliśmy z umiarkowaną szybkością obserwując po drodze ruch żołnierzy, tych lekko rannych, którzy sami udawali się do punktu opatrunkowego. Już byliśmy 500 metrów od gajówki, gdzie miał nas oczekiwać ppłk Piwniczki, gdy z łubinu po prawej stronie poderwało się dwóch żołnierzy niemieckich zaczęło uciekać w stronę lasu. Bynajmniej niezaniepokojony tym spotkaniem, nie kazałem kierowcy hamować, lecz wydobywszy pistolet kabury, oddałem w kierunku Niemców po jednym strzale, aby przyspieszyć ich ucieczkę. Byli ode mnie zbyt daleko, bym mógł się pokusić o celny strzał z samochodu, trzęsącego się na polnej drodze. Zdyszani żołnierze upadli znów w łubin, kiedy będąc na ich wysokości, patrzyłem w ich stronę, nagła seria z karabinu maszynowego zagwizdała nad nami i wokół nas. Nagle zahamowana Lancia podrzuciła „zadem” i stanęła. Ogień nieprzyjaciela, strzelający najwyraźniej spod gajówki Lebiedzie, skonsternował mnie na chwilkę. Szybko zorientowałem się w sytuacji i skomenderowałem do załogi wozu trzeciego „Do rowu. W lewo!” Kierowca, odwróciwszy ku mnie skrwawioną odłamkiem szyby twarz, zsuwał się na siedzeniu. Wskakiwaliśmy jednym susem pod zdwojony ogniem, by po chwil otrzymać go również. Podczas wskakiwania w prawo st. Żandarm zachwiał się i padł z rozłożonymi rękami. Ppor. Gęborek, który widział to, podpełzł pod wozem ku niemu i zabrał opuszczony prze niego kbk, potem dołączył do mnie. Wygramoliliśmy się z rowu, gdzie pozostał st. Sierżant Soliński i pisarz. Uskoczyliśmy w bok i tył w kartoflisko, rzuciłem okiem do tyłu i zorientowałem się, że Generał z szefem sztabu oraz mjr Hebla wycofują się z powrotem do wsi, z czwarty i trzeci wóz zawracają energicznie na drodze. Dla przykrycia tych materiałów przygaszenia niemieckich karabinów maszynowych niezbędne było prowadzenie przez nas ognia. Zaczęliśmy z Gęborkiem ostrzelanie, on z kbk, ja z pistoletu, bardzo celnego FN – 9mm. On miał do dyspozycji 5 naboi, ja – 14. Do strzału musieliśmy się na moment wychylać ponad kryjącą nas nać ziemniaczaną i strzelaliśmy na zmianę: jeden strzelał, a drugi krótkim skokiem wycofał się na następne dogodne stanowisko. Przez cały czas byliśmy pod ogniem kryzowym z obu kierunków. Rozgrywało się polowanie na zająca. Szło nam ciężko. Bieg kartofliskiem był uciążliwy, nać plątała noga. Po 10 min. Gęborek odrzucił pusty karabin i zziajany upadł w ziemniaki mówiąc „Mam dość”. Leżąc obok niego strzelałem jakiś czas, czekając na interwencję żołnierzy ppłka Piwnickiego. Byłem zadowolony, ze sztab nasz i dwa samochody bezpiecznie znalazły się za fałdą wzniesienia. Nastała cisza. Kiedy po kwadransie podniosłem głowę, by rozejrzeć się w sytuacji, usłyszałem z boku i z tyłu okrzyk; „Hande hoch!”. Otoczeni byliśmy tyralierą Niemców, kierujących w naszą stronę karabiny z założonymi bagnetami. Z Gębowskim dostaliśmy się do niewoli”. Pozwolono mnie bym sprawdził, czy reszta naszych żołnierzy nie wymaga pomocy. St. Żandarm miał przestrzeloną czaszkę. Był nieprzytomny, ale jęczał. Pisarz miał przestrzelone obydwa uda i stracił dużo krwi. Ppor. Witek miał przestrzeloną czaszkę, ale żył. Kierowca mój miał spuchniętą twarz, wzroku nie stracił. Miał liczne drobne rany od odprysku szkła i lekką ranę przedramienia. Jak się później okazało, Niemcy niespodziewaną akcję wyparli ppłka Piwnickiego gajówki Lebiedzie i ją zajęli. Cieszyłem się w swej niedoli, że sztab dywizji został uratowany”
Jak okazało się później, generał Kustroń którąś z serii pocisków raniony został w policzek. Rękami tamował krew. Za wzniesieniem przeciągną także Pawłowicz, również ciężko ranionego. Znalazł się wśród swoich. Szefa sztabu zniesiono nieprztomnego do opatrunku. Kustroniowi zalepiono ranę nad okiem. Na nocleg wzięła go nauczycielka Jadwiga Onyszkiewiczowa. Mjr Hebla meldował: „na żadne depesze nie dostajemy odpowiedzi, a jeśli cokolwiek złapiemy, to tak zniekształcone, że nie możemy odcyfrować”. Dopiero wieczorem odebrano otwartą depeszę, bez szyfru: „Podziwiamy Wasze bohaterstwo – Bunio naciera – wytrwajcie – B” (czyli Bunio to Bernard Mond, a B to Borta Spiechowicz).
Niemcki samolot wieczorem z broni maszynowej ostrzelał szpital. Zniszczył kuchnie polowe.
Kustroń pokonał szok. Jadwiga Onyszkiewiczowa w swoim domu pytała Generała, czy padł mu koń, że płaszcz ma tak skrwawiony?. Kustroń odpowiedział, że to od rannego Pawłowicz, któremu pomagał przedostać się wokół niego, opracowując plan dowodzenia na następny dzień. Ulewny deszcz i ciemna noc tylko na krótko przerwała gdzieniegdzie walkę. O godz. 12-tej Kustroń zerwał się na równe nogi. Rozpoczął dowodzenie. Wyrósł Mu nowy policzek. Od tyłu zaatakował zmechanizowany pułk piechoty z 28 dywizji niemieckiej. Pomoc gen. Monda nie nadeszłam. O świcie 16 września 4 bataliony strzelców podhalańskich natarciem odzyskał utracone pozycje na skraju lasu. Zwycięstwo krwawe rozpoznała doniosły, ze pierścień nieprzyjacielskich oddziałów zamknął się. Dwizja okrążona. Natarcie niemieckie wzmogły się. Ciągle walcząc trzeba było cofać się do lasów moszczanickich, by stamtąd nocą przebić się na północ i połączyć z Grupą Operacyjną „Boruta”. Oderwanie się od nieprzyjaciela było bardzo trudne.
1 batalion 4 pułku strzelców podhalańskich mjr Perla i 2 batalionu 4 pułku mjr Grudy wykonał przez świtem natarcie wschodnią stronę szosy, w celu odebrania skrajów lasów na północ od Oleszyc i Futor. Pod silnym ogniem artylerii nieprzyjaciela natarcie załamało się. Bataliony poniosły duże straty w ludziach. Nad ranem wyszło niemieckie przeciwuderzenie, wsparte silnym ogniem artylerii kierowanym z samolotów, które zmusiły 4 pułk do odskoku w głąb lasu Dzików, a później na Dzików Stary. Znaczna cześć batalionu pierwszego pozostało w lesie pod Futorami. Zachodnie skrzydło 202 pułku piechoty już w nocy zostało wyparte z lasu pod Zabiałą. Nad rankiem w czasie prób odebrania tego lasu, batalion zbiorczy 202 pułku uległ częściowemu rozbioru jego dowódca mjr Drabik został ciężko ranny. Rozpoczęło się także silne natarcie na sąsiedni batalion zbiorczy 3 pułku kpt. Żurka /łącznie z kompanią kpt. J. Jaeschkego/ w lesie Uszkowce na cały odcinek wschodni. Resztki pierwszej Brygady Górskiej z ppłk. J. Kazanowski mjr E. Rochem zasłaniały drogę na Dzików. Z dalekich odgłosów walki na północy odniosło się wrażenie, że 6 Dywizja Piechoty gen. Monda przeszła Tanew i naciera od Tarnogrodu. A być może, że weszła klinem niemiecka dywizja. W związku z tym gen. Kustroń wysłał o świcie por. Kożauchowskiego z zadaniem nawiązania łączności z 6 DPG nie wytrzyma natarcia, jeśli Niemcy już rozpoczęli, to będzie się cofać na Lasy na południe od Tarnogrodu. Kużuchowski po 4 godzinach wrócił, nie przedostał się nad Tanew. Tymczasem z meldunków rozpoznań rannych okazało się, dywizja okrążona jest ze wszystkich stron. Natarcie niemieckie wzmogły się. W lesie pod Dzikowem zrobiło się takie zamieszanie, że trudno było rozpoznać, kto kogo bije. Zaczęła się kończyć amunicja. Pomoc 6 dywizji nie nadchodziła. W tej dramatycznej sytuacji gen. Kustroń powziął decyzję o wycofaniu głównych sił dywizji do odległych o 5 km lasów moszczanickich, by stamtąd nocą przebić się na północ i połączyć się z Grupą Operacyjną „Boruta” Spiechowicz.
Oderwanie się od nieprzyjaciela było trudne, wręcz niemożliwe. Udało się ono częściowo oddziałom południowo-zachodniego skrzydła i centrum dywizji, odskakującym przez Stary Dzików i Lewków ku Moszczanicy. Pierwszy batalion 4 pułku musiał stoczyć ciężką walkę z kolumną niemiecką. W walce z powietrza i ziemi – stracił 50% żołnierzy i uległ rozbiciu. Ważne północni-wschodnie skrzydło w rejonie wsi Pierożki wydało się najbardziej zagrożone. Ku niemu skierował się gen Kustroń ze sztabem i radiostacją, trzema czołgami „Vickers” i ostatnio nadeszłym i resztkami batalionu zbiorczego pułku strzelców podhalańskich kpt. J. Żurka.
W Pierożkach, jeden z oficerów sztabu, chcąc ratować dowódcę, zaproponował Generałowi przesunięcie się sztabów podhalańskich, wycofać się ku Moszczanicy. Jednak pisze kpt. dypl. J.M. Kaliński, który po dostaniu się do niewoli W.S. Wróblewskiego, pełnił funkcję oficera operacyjnego, - Kustroń odrzucił propozycję i odpowiedział: „zostaję przy dywizji i zginę razem z ostatnimi żołnierzami. I tak żyję już za długo, gdyż wczorajsze pociski przeznaczone dla mnie trafiły mojego oficera ordynansowego”. Bezpośrednio potem Generał na czele oddziału kpt. Żurka w sile ok. 200 żołnierzy i grupą ok. 30 oficerów, podjął marsz bojowy w kierunku lasów moszczanickich, przechodząc obok Koziejówki do lasu na zachód od Ułazowa.
Tę ostatnią walkę gen. Kustronia tak opisał por. Kużuchowski: „oddział, na czele którego stałą Generał, posuwał się w kierunku wsi Koziejówki /na południowy – zachód od Ułazowa/. Wyruszyliśmy ok. 11,00 droga prowadziła przez krzaki. W czasie marszu byliśmy obserwowani przez lotnika oraz byliśmy pod ogniem baterii artylerii, która strzelała w kierunku zachodnim /trafiła w jeden czołg/. Po osiągnięciu pierwszej części lasu Generał wysłał na północ kpt. Chwastka, aby sprawdził co to za bateria. Po pewnym czasie kapitan wrócił bez konia i zameldował, że jest to na pewno bateria niemiecka. Generał zarządził dalszy marsz /do drugiej części lasu ułazowskiego/. Wysłał dwa ubezpieczeni, każde w sile plutonu. Gdy ubezpieczenia oddały się około 300 metrów, ruszyło naszezgrupowanie. Na czele szedł Generał z resztą swojego sztabu /3 oficerów/. Na przeciwległym skraju polany ogień trzech cekaemów rzucił nas na ziemię. Generał otrzymał strzał w policzek pod prawym okiem. Karabiny niemieckie grały bez przerwy, nasze odpowiadały z rzadka. Widziałem, jednak Generał uniósł się, trzymając w ręku visa, jakby chciał rzucić naprzód, lecz opadł z powrotem. Dwie serie z cekaemów usadowiły go na wieki – jedna w krzyż, druga w prawą łopatkę. Była to 14,00. Do 14,30 trzymali nas Niemcy pod ogniem, odpowiadając nawałom na każdy nasz strzał lub granat. Z całego oddziału zebrano nas ok. 60 ludzi. Generał Kustroń żył jeszcze – mówił coś, lecz nie można było zrozumieć, w końcu ucichł i zesztywniał. Żołnierze niemieccy chcieli nas siłą zabrać od jego ciała, lecz niemiecki kapitan, gdy tylko się dowiedział, nad kim płaczą zebrani oficerowie, oddał honory wojskowe i zostawił nas przez chwilę…”
Por. rez. R. Pollak, który z grupą oficerów znajdował się blisko gen Kustronia, uzupełniła ten opis następnymi szczegółami: „Strzelano do Generała i do nas z prawej stron, od lasu, i to z odległości najwyżej 20 – 30 metrów. Serią pocisków z broni maszynowej. Generał został ranny najpierw w kark, a następnie w klatkę piersiową: w twarz i oka przestrzelono go 15 września. Z pobliża Generała zabrali Niemcy do niewoli co najmniej 60 żołnierzy, w tym 12 oficerów z których ppor. S. Mayer był ciężko ranny, kpt. L.F. Fircyk i kpt. Z. Wysoki ranni. Kpt. dypl. J.M. Kaliński uniknął zabrania do niewoli, ukrywszy się w bruździe aż do zmroku. Zaraz po wzięciu do niewoli por. Pollak powiadomił niemieckiego oficera, że o parę kroków leżał ciężko ranny polski generał. Potem podbiegł do Generała i widząc, że bardzo broczy krwią, zawołał na pomoc mjr lek. Ostaszewskiego. Ten zjawił się zaraz i opatrzył rany. Jednak po kilku minutach Generał, nie odzyskawszy przytomności, nie wymówiwszy ani słowa, zmarł. W tym czasie podeszli ku niemu nasi oficerowie i oficerowie niemieccy. Oficerowie polscy zaproponowali Niemcom, ażeby pochować generała na miejscu, lecz dowódca niemiecki /bojak pułkownik/ oświadczyli mi, że Generał, zostanie pochowany na najbliższym cmentarzu i obiecał powiadomić ich, gdzie to nastąpi. Oficerowie polscy przez kilka chwil stali w milczeniu nad ciałem Generała i oddali Mu po raz ostatni honor. Potem zostali odprowadzeni do jakiejś miejscowości /zapewne Lublińca/, gdzie umieszczono ich w kościele, czy też cerkwi razem z szeregowymi osobami cywilnymi”.
Ciało gen. Kustronia Niemcy przewieźli do Ułazowa. Według opowiadania ludności była to godz. 16,00. Ciało owinięte w celtę złożyli na powietrzu plebani greko-katolickiej, na słomie pod stertą zboża. Przed południem 17 września pochowali Generała na placu przy cerkwi w Ułazowie, w obecności nie wielkiej grupy ludności. Pluton wojska niemieckiego oddał salwę honorową. Grupkę oficerów wziętych do niewoli dopuszczono parę dni później, przy odprowadzeniu jeńców przez Ułazów na zachód. Wtedy podpisali oni proboszczowi ks. A. Sawczynowi protokół zgonu generała i zostali pieniądze na krzyż – twierdzi Władysław Steblik w swojej książce „Armia „Kraków” 1939”.
Niemiecki kronikarz R. Gschopf z 45 dywizji piechoty podał takie oto szczegóły z walk 16 września 1939r.: - 0 godz. 455 cała artyleria dywizji otworzyła 15 min ogień na stanowiska polskie w lesie, po czym wszystkie trzy pułki piechoty ruszyły na całym froncie do natarci. Opór polski zaczął powoli słabnąć, a około godz. 11,00niemiecki samolot rozpoznawczy stwierdził ogólny odwrót polskich oddziałów w kierunku północnym. Około południa pułki 45 dywizji osiągnęły północne skraje lasów, skąd zawróciły na południe, ponownie przeszukując lasy. Ok. godz. 15,30 zaczęły się zbierać przy osi marszu: pod Dachnowem – 139 pułk i 2 dywizjon 98 pułku artylerii lekkiej, w Futorach – 133 pułk, w Oleszycach – 135 pułk, 1 dywizjon 98 pułku i 1dywizjon 99 pułku. 17 września przeznaczony był na uporządkowanie się dywizji w rejonie Oleszyce – Lubaczów. Straty 45 dywizji w boju 15 i 16 września 1939r. wynosił 124 zabitych /w tym 7 oficerów/, oraz ponad 300 rannych. Zdobycz – około 2 tyś. Jeńców. Natomiast z innego niemieckiego źródła dowiadujemy się, że przeciwnikiem, który od północy zastąpił drogę 21 DPG był: „pułk pościgowy” 28 dywizji piechoty. Prawoskrzydłowy batalion „Schubert” /major – dowódca 1 batalionu 49 pułku piechoty/ tego pułku w godzinach popołudniowych rozbił pod Ułazowem oddział gen. Kustronia. Zabrała ok. 300 jeńców, czołgi, działa i samochody. O godzinie 20-stej z tą zdobyczą przybył do Lublińca.
Duże prawo do chluby ma 21 Dywizja Piechoty Górskiej i jej dowódca gen. Bryg. Józef Kustroń, że swoim bohaterstwem bojem pod Oleszycami, Futorami, Dzikowem, Cewkowem Ułazowem i Zabiałą, przez trzy dni zatrzymała na miejscu co najmniej trzykrotnie silniejszą 45 Dywizję niemiecką i że przez ściągnięci na siebie część 28 dywizji znacznie odciążyła atakową przez jej głos 6 Dywizję Piechoty gen. B. Monda.
Walka jednak nie była zakończona. Grupki podhalańskich strzelców, kopistów, artylerzystów, bagnetami i granatami, bo innej nie mieli broni, przedzierali się do swoich. 4 pułk strzelców podhalańskich i 202 pułku piechoty, kompania Obrony Narodowej „Żywiec”, trzydziałowa 7 bateria 21 pułk artylerii lekkiej oraz resztki pułku 1 brygady górskiej z 8 baterią 21 pułku przedostały się w nocy do armii „Kraków”. Drobne części 202 pułku i artylerii przedzierając się w rejon Księżpola o świcie 17 września zostały przez Niemców rozbite i zabrane do niewoli. 21 Dywizja Piechoty Górskiej przestała istnieć. Nie żył jej dowódca gen. J. Kustroń. Tyle, że dzięki ludziom, takim jak oni, polska przetrwała.
Gen. Mond zarządził odprawę wszystkich dowódców pułku i batalionów celem zorientowania się o stanie oddziałów i możliwości walki. Wobec zupełnego wykorzystania się środków, materiałów a zwłaszcza amunicji, większość zebranych dowódców wypowiedziała się za kapitulacją. Podjął ją gen. Mond po uprzednim uszkodzeniu sprzętu bojowego ok. 15-setj pod Nowym Siołem. Dywizja liczyła wówczas ok. 3 tyś. Ludzi.
20 września 1939r. skończył się tragiczny Wrzesień na Ziemi Lubaczowskiej. W ciągu tych 20 dni grupa operacyjna „Boruta”, w skład której wchodziła 21 Dywizja Piechoty Górskiej i 6 Dywizja Piechoty, którym przyszło walczyć na Ziemi Lubaczowskiej przelały wiele krwi i dały z siebie wszystko. Mają prawo do dumy, bo pod przeginającą lawiną żelaza i stali nie załamały się, wręcz przeciwnie, odnosiły czasem sukcesy. Przebieg działań wojennych we Wrześniu 1939r. świadczy o znakomitej postawie żołnierzy. Piechur, artylerzysta, saper, łącznościowiec każdy walczył ofiarnie z pełną świadomością stawki, dla której poświęcił swój trud albo życie. Nękany wszystkimi środkami z nieba i ziemi przejął na swe barki miażdżąc przewagę wroga. Walczył, gęsto zaścielając trupem
rodzinną ziemię. Bił się zaciekle i nieustępliwie dniem i nocą. Rozpoznawał, bronił się, nacierał, opóźniał i cofał się aż do chwili, kiedy mu przełożony nie powiedział, że to koniec. Sumienie miał czyste. Dowódcy nigdy i nigdzie nie opuścił. Walczył lichą bronią przeciw nowoczesnemu uzbrojeniu wroga. Ta licha broń w ręku ludzi o gorących, nieustraszonych sercach uratowała dla polski to, co w konkretnych warunkach dało się uratować. I choć skończyła się tragiczna epopeja wrześniowa, to bohaterstwo jej żołnierzy, broniących rozpaczliwie honoru i Ojczyzny, świeci jasnym blaskiem i uczy jak żyć, walczyć i strzec, największego skarbu – wolności. Żołnierze Września godni są trwałego szacunku trwałej pamięci. Rzetelnie na to zasłużyli. Wśród nich byli znakomici, wspaniali i bohaterscy dowódcy. Do nich do nich należał Józef Kustroń, Żołnierz Niepodległości, Bohater Ziemi Lubaczowskiej.
Im to także Henryk Józefczak zadeklamował ten wiersz:

ZAPYTAJ POLSKIEGO ŻOŁNIERZA
W ich oczach wrześniowe słońce,
Jak ciepły domowy piec.
Słońce łagodne gorące
Od ich żołnierskich serc

Zapytaj polskiego żołnierza,
Tego spod brzozy – płaczki,
On, kiedy już się zwierza,
Uśmiech ma prawie junacki

Jaki był tamten wrzesień,
Zapytaj tamtego żołnierz.
Po lecie przychodzi jesień.
Tylu jak liście już leży.


Jeszcze zapytać możesz –
Wymówione ich nawet milczenie-
w tej września polskiego porze,
na polskiej wolnej ziemi.

Łagodnie płoną ich oczy,
Wiarą przemogli klęski.
Nawet w niewoli mocy
Każdy z nich trwał zwycięski.

Nadzieja była pancerzem,
Krwi nie odmówił nikt.
Nie starzy są do zwierzeń,
Mierzi ich każdy blichtr.

Niejeden w ciemnym już grobie
O swojej Polsce śni
Pozostali po sobie
Nasze spełnione sny.

Nie jeden nabój ostatni
Mierzyli w sobie jak cel.
Wolnym się stawał gdy w matni,
Testament podejmą i spełń.

Zapytaj żołnierzy września.
Jeszcze ich możesz zapytać,
Tej szansy, synu, nie prześpij,
By polska mogła rozkwitać.

Jak ongiś rozkwitały
Pąki białych róż,
By orzeł nad polską biały.
Ojczyźnie swojej wiernej służ.


Po wojnie, dla uczczenia ofiarności żołnierzy 21 dywizji i ich generała, niedaleko Oleszyc został postawiony pomnik upamiętniający „bitwę pod Oleszycami”.
O losach Oleszyc, w następnym okresie, zadecydował układ podpisany w Moskwie w dniach 28-29 września 1939 roku o wytyczeniu granicy pomiędzy ZSRR a Niemcami. Powiat lubaczowski został podzielony na dwie części. Część północno-zachodnia weszła w skład Generalnej Guberni, natomiast część południowo-wschodnia z Lubaczowem, Horyńcem i Oleszycami została objęta przez administrację sowiecką tworząc lubaczowski rejon, który należał do lwowskiej obłasti USRR. Taki stan trwał prawie 2 lata.






Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 30 minut

Podobne tematy