profil

Juliusz Słowacki.

poleca 83% 2835 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Juliusz Słowacki

We wszystkim, chcąc wyjść z biedy,
Trzeba drogę odmienić,
Trzeba formę wziąć nową.
Lecz trzeba to uczynić prędko i energicznie,
Nie tracąc czasu na zatrzymywaniu rzeczy,
Które od nas odlatują w przepaść.

Juliusz Słowacki

List do Hersylii i Teofila Januszewskich,
Koniec grudnia 1848, Paryż.

Praca przez polonistę oceniona na 4+
Mam nadzieję,że się wam przyda.
Pozdrawiam :)))


Proś Boga najwyższego w dzień
I w nocy o poezją dla żywych ludzi...
Kto pierwszy z taką poezją przyjdzie,
Ja mu z wszystkich książek moich
Postument zrobię i sam położę pod nogami,
Aby stał wyżej i prawdę zawsze oglądał
Z wysoka...

Juliusz Słowacki
List do matki, w lutym 1845, Paryż.

KRZEMIENIEC I WILNO

Juliusz Słowacki urodził się w 1809 r. Jego ojciec otrzymał stanowisko profesora „ordynaryjnego” wymowy i poezji w uniwersytecie wileńskim. Na początku września 1811 roku państwo Słowaccy wraz z dwuletnim Juliuszem przenieśli się z Krzemieńca do Wilna. Gdy minęły burzliwe lata nieudanych wypraw Napoleona na Moskwę uniwersytet wileński rozpoczął pracę na nowo. Ale profesor Słowacki wykładał jeszcze dwa lata. Gruźlica, której w owej epoce nie umiano skutecznie leczyć, spowodowała śmierć Euzebiusza Słowackiego w roku 1814.
Pani Słowacka otrzymała w spadku po mężu 70000 złotych polskich – z warunkiem, że w razie powtórnego swojego małżeństwa połowę dochodu od tej sumy poświęci na kształcenie i utrzymanie syna. Oto więc została stworzona materialna podstawa tego wolnego od trosk pieniężnych, swobodnego i urozmaiconego licznymi podróżami życia, które w pierwszej połowie niewiele tylko różniło się od życia bohaterów powieści romantycznych. Po śmierci męża pani Słowacka wróciła do Krzemieńca. Wróciła oczywiście z synem.

Krzemieniec, mniejszy od Wilna i mniej od niego znaczny, był w pierwszej połowie dziewiętnastego stulecia ważnym środkiem kulturalnym. Jeździła tędy stale liczna arystokracja i ziemianie. Pani Słowacka znała i miejscowych, i przejezdnych. Była lubiana, utrzymywano z nią ożywione towarzyskie stosunki, znała wszystkie niemal krzemienieckie lub okoliczne wielkości. Była to kobieta nieco sentymentalna, lubiła książki i rozmowy, czytała po francusku swobodnie, chętnie gromadziła u siebie towarzystwo.

Starała się wychować syna jak najstaranniej. Zależało jej na tym by znał dobrze francuski. Należy pamiętać, że wielcy francuscy pisarze kształcili smak tej epoki, że francuszczyzna była nie tylko modą, ale i obyczajem. Słowacki od dziecka francusku i po polsku.
Trzy lata upłynęły w Krzemieńcu. Juliusz uczył się u matki pisania, czytania, francuskiego, u wuja zaś pobierał lekcje rysunku. W końcu 1817 roku przyjechał do Krzemieńca profesor August Becu. Pani Słowacka znała go dobrze z Wilna, gdzie Becu wykładał na uniwersytecie higienę i medycynę sądową. Był konkurentem do ręki owdowiałej niedawno pani Słowackiej.

W 1817 r. Przy końcu sierpnia Juliusz wyjeżdża z żonatą matką do Wilna. Miał wtedy osiem lat. W Wilnie, powstały jego „pierwsze poezji próby”. Mickiewicz wyznał, że lubił niewielkie książki, gdyż pochlebiało mu, że może je przeczytać w ciągu jednego dnia. W Wilnie oprócz tej dorywczej lektury Słowacki rozpoczął też systematyczną naukę.

Mieszkanie profesora Becu, podobnie jak poprzednie wileńskie mieszkanie Słowackich, mieściło się w gmachu uniwersytetu. Pani Becu, której talenty towarzyskie i umiejętności prowadzenia rozmowy były znane z jej pierwszego wileńskiego pobytu, potrafiła stworzyć salon, gdzie prócz osób zaprzyjaźnionych z jej drugim mężem bywali również przedstawiciele młodzieży literackiej. Bywał tam wówczas Lelewel (profesor wileński), którego znajomość z panią Salomeą datowała się jeszcze za czasów krzemienieckich. Mały Słowacki nie bardzo lubił Lelewela, czego ślady pozostały w późniejszych listach do matki, wielką natomiast obdarzał przyjaźnią obu synów pana Spitznagla – Aleksandra i Ferdynanda.
Jesienią 1819 roku, w początkach roku szkolnego, Słowacki wstąpił do pierwszej klasy gimnazjum przy imperatorskim uniwersytecie wileńskim. Była to szkoła, w której wykładali najświatlejsi i najlepsi pedagogowie. Młody Słowacki uczył się dobrze. Z kolegami spotykał się bardzo rzadko. Wychowanie, jakie odebrał w domu, atmosfera, jaką go otaczała pani Salomea, której ambicją było dać synowi wychowanie światowe, sprawiły, że Juliusz odsuwał się raczej od kolegów. Jedynym przyjacielem w owych latach szkolnych był najstarszy syn profesora Spitznagla – Ludwik.
W 1820 roku Słowacki chlubnie przeszedł z klasy pierwszej do drugiej. Ani przyjaźń z Ludwikiem, ani pozaszkolna lektura nie przeszkodziły mu w nauce.

W 1822 roku Słowacki był już w klasie trzeciej. Wilno przeżywało wtedy swoje prowincjonalne emocje, które dziś są faktami cytowanymi przez historię literaturę. Romantycy stworzyli wtedy już pewną ilość faktów kulturalnych i mieli pełne prawo moralne przeciwstawiać się królującym niepodzielnie klasykom.
Pani Becu, osoba światowa, żywo interesująca się nurtującymi Wilno sprawami literackimi, postanowiła poznać młodego kowieńskiego nauczyciela. Za pośrednictwem Odyńca, od roku już stałego bywalca jej salonu, zaprosiła Mickiewicza na herbatę. Wówczas Słowacki ujrzał go po raz pierwszy..

26 sierpnia 1824 roku doktor Becu został rażony piorunem w czasie poobiedniej drzemki. Zapomniano przymknąć okno w pokoju śpiącego, choć nad Wilnem Przeciągała silna burza. 22 października tego roku Adam Mickiewicz składał wizyty pożegnalne przed wyjazdem do Petersburga. Wyjazd ten był spowodowany rozporządzeniem władz. Tego dnia zapewne Słowackiego raz ostatni widział Mickiewicza w kraju. Po kilku latach dopiero spotkają się w Paryżu.

Pani Becu wyznaczono pensję w wysokości rocznego wynagrodzenia, jakie otrzymywał jej drugi mąż. Wobec tego, że wypłacano jej, zdaje się, również pensję po Euzebiuszu Słowackim, sytuacja materialna matki Juliusza nie była zbyt ciężka.
W lipcu 1825 roku Słowacki ukończył gimnazjum wileńskie. Lato tego roku spędzono w Krzemieńcu i w Wierzchówce. Po powrocie do Wilna Juliusz wstąpił na wydział nauk moralnych i politycznych, na którym to wydziale studiował jego przyjaciel Spitznagel, od roku przebywający już w Petersburgu, gdzie kształcił się w akademii języków wschodnich.

Choć dom owdowiałej pani Becu zawsze był pełen gości, wśród których szczególną przyjaźnią pani Salomei cieszył się młody Odyniec, Słowacki nie zbliżał się zbytnio do nikogo, a do Odyńca czuł nawet niechęć.
Miał szesnaście lat, kiedy skupił swoją uwagę na córce Jędrzeja Śniadeckiego – Ludwice, starszej od Juliusza o kilka lat. Młody Słowacki usiłował stworzyć sobie sytuację jak najbardziej odpowiadającą jego wyobrażeniom romantycznym. Kochał się nieszczęśliwie w pannie Śniadeckiej, która z początku obdarzała go szczerą przyjaźnią. W chwili gdy dziecinne koleżeństwo przerodziło się w młodzieńczą miłość, Ludwika znakomicie nadawała się na powiernicę romantyczną młodego Słowackiego. Jego wybranka jednak ulokowała swoje uczucia w młodym rosyjskim oficerze Korsakowie.

W sierpniu 1826 roku Słowacki wrócił z wakacji spędzonych w Krzemieńcu. W końcu tego miesiąca zaczął pisać „Dumkę ukraińską”.
W1827 roku powstają sonety Słowackiego.
Boże Narodzenie spędził w Jaszunach, gdzie Słowacki wreszcie oświadczył się Ludwice, ale ta potraktowała go tak, jak ją do tego upoważniał trwający dotychczas między nimi stosunek koleżeńskiej przyjaźni. Te wydarzenia stają się natchnieniem do pisania pięknych, chłodnych wierszy miłosnych. Tymczasem powrócił z Petersburga Ludwik – przyjaciel Juliusza. Niestety z powodu nieszczęśliwego zakochania zrobił to o czym Słowacki pisał – popełnił samobójstwo. Juliusz po odrzuceniu przez Ludwikę oświadczyn truł się, jednak nic szkodliwego nie zażył.
Wśród tych wydarzeń zachorowała ciężko pani Salomea.
W 1827 roku Słowacki w towarzystwie młodego Michalskiego wyrusza w podróż po Ukrainie. Była to pierwsza bardziej odległa podróż Juliusza, w której miał okazję zetknąć się nie tylko z pięknym krajobrazem ale i z przedmiotami sztuki. Z tego wyjazdu Słowacki wracał przez Odessę, która była wówczas miastem kwitnącym i nowoczesnym.
Do Wilna z tych wakacji wracał sam, matka została w Krzemieńcu. Pobyt wileński nie był tym razem zbyt urozmaicony. Młodzieniec nudził się tam mimo zajęć uniwersyteckich i marzył o podróży do Włoch.
Stosunki z Ludwiką stawały się coraz chłodniejsze. Zagniewany na swą dawną przyjaciółkę przestał ją odwiedzać i zajął się pisaniem.
Minęła zima, wiosna, latem odbyły się egzaminy uniwersyteckie i tego samego dnia, kiedy miano rozdać nagrody, lecz Słowacki nagrody nie otrzymał. Wyjechał do Krzemieńca, by już do Wilna nie powrócić.
W Krzemieńcu spędził czas do końca 1828. Tam, w domu pani Salomei, nudził się, uczył się angielskiego, co pozwoliło mu opanować język. Późnym latem i jesienią wraz z matką odbył podróż, zapuścił się nawet na Litwę. Była to jego ostatnia podróż w tamte strony. Wtedy powstaje przedmowa do „Lilli Wenedy”
W połowie września wraca Słowacki do Krzemieńca. Czyta dzieła z zakresu historii, maluje.
Pani Salomea postanowiła wybrać dla syna karierę urzędniczą. W lutym 1829 roku Słowacki wyjeżdża do Warszawy.


Z WARSZAWY DO PARYŻA

Życie umysłowe kraju pulsowało wówczas w Warszawie silniej niż gdziekolwiek indziej. Walka klasyków z romantykami. Przewodnikiem Słowackiego po warszawskich salonach i kawiarniach był Odyniec. Odyniec, choć nie lubił Juliusza, oddawał mu w początkach jego warszawskiego pobytu duże usługi. Zaznajomił go z wieloma pisarzami (cieszącymi się dużą sławą.

28 marca 1829 roku Słowacki obejmuje stanowiska bezpłatnego aplikanta w Komisji Skarbu. Jego biurowa praca polegała głównie na kaligraficznym przepisywaniu aktów i rachunków, nie da się więc ukryć, że bardzo go nudziła. W biurze trzymał się z daleka od swoich kolegów. Nie zabiegał też o znajomości z najlepszym warszawskim towarzystwem. Przesiadywał w samotności, pisał lub grał na fortepianie.
Tymczasem jego bliższy znajomy – Odyniec wyjechał z Warszawy. Słowacki pozostał sam, nudził się, niechętnie chodził do biura. W tym okresie napadły go ataki febry powtarzające się regularnie co dwa tygodnie.

W sierpniu zasiadł do pisania (bo pisać lubił dopiero na jesieni). W tym miesiącu napisał poemat „Hugo”. W listopadzie powstał „Mindowe”.
Minął rok przybycia Juliusza do Warszawy. W biurze udzielono mu awansu: został aplikantem w dyrekcji kontroli w sekcji wypłat. W lutym 1830 roku pisze „Mnicha”. Letnie wakacje tego roku spędził po raz ostatni w Krzemieńcu. W lipcu napisał „Jana Bieleckiego”.
W Warszawie nie oczekiwało go nic wesołego. Znowu biuro, znowu nieliczne znajomości i towarzyskie zebrania.
Gdy Juliusz nudzi się i pisze, w Warszawie rozwija się coraz żywszy ruch rewolucyjny. Wyznaczono datę wybuchu zbrojnego powstania 29 listopada 1830 roku grupa wychowanków Szkoły Podchorążych uderzyła na Belweder.

Dla Słowackiego powstanie było zapewne czymś nieoczekiwanym. Miał niewiele kontaktów z młodzieżą patriotyczną, do tajnych organizacji nigdy nie należał. Bajronizm przysłaniał mu świat spraw rzeczywistych. Ale gdy powstanie wybuchło, Juliusz musiał się obudzić. Zaczął pisać. Po kolei warszawianie otrzymywali „Odę do wolności”, „Kulik” i inne utwory. Drukował te wiersze na własny koszt.
Słowacki pieśniami powstańczymi zdobył sobie niemałą sławę. W okresie najgorętszym okresie pisał w Warszawie poemat „Żmija”.
W styczniu 1831 roku Juliusz chciał zaciągnąć się do wojska, jednak porzucił ten zamiar. Był w tym okresie oderwany od warszawskiej polityki. Nie mając związku z konspiratorami, przebywał raczej w towarzystwie złożonym z ludzi mało skłonnych do brania udziału w rewolucji, po prostu przeląkł się powstania, którego losy były bardzo niepewne.

W dniu 8 marca 1831 roku Słowacki opuścił Warszawę. Gdy opuszczał kraj miał 22 lata, wiózł ze sobą tylko bieliznę i książki. Jego celem ostatecznym była Francja, najpierw jednak zamierzał dotrzeć do Drezna (weksel otrzymany od matki musiał zrealizować w banku drezdeńskim), jednak zatrzymały go we Wrocławiu władze pruskie i kazały starać się o pruski paszport do dalszej podróży. Pozostał więc we Wrocławiu. Zawierał chętnie znajomości z damami i ćwiczył się w niemczyźnie. Wieczorami bywał w teatrze na operze. Otrzymanie paszportu okazało się rzeczą niełatwą, więc Słowacki udał się do lekarza i otrzymał świadectwo, że musi wyjechać z powodu kłopotów zdrowotnych. Wrocław go znudził. Drezno pociągało go z wielu powodów: miał tam zrealizować swój weksel, wiedział że spotka w tym mieście licznie zgromadzonych Polaków, a wśród nich Odyńca.

W Dreźnie stanął 29 marca. Odyńca spotkał w kawiarni. Tak jak w Warszawie tak i tam Odyniec wprowadził Słowackiego w towarzystwo mieszkających w Dreźnie Polaków. Znali go tam i cenili jako poetę. Drezno wydało mu się bardzo interesujące. Przydała mu się tam doskonałość manier, dobra znajomość francuszczyzny, staranność ubioru. Pisze tam dalsze pieśni „Żmii” Z nudów rozpoczął swoje pamiętniki. W końcu lipca otrzymał misję kurierską (miał się udać do Londynu i przekazać sekretne listy). Pozwalało mu to na wzięcie bezpośredniego udziału w sprawach krajowych, łagodziło wyrzuty sumienia z powodu nagłego wyjazdu z powstańczej Warszawy.

Do Paryża Przybył 31 lipca. Pobyt ten trwał jednak krótko. 3 sierpnia stanął w Londynie. Mieszkał tam miesiąc.
Wrócił na kontynent i postanowił zatrzymać się w Paryżu. Był bardziej ożywiony od Londynu. Sporo było domów polskich i były nadzieje, że emigracja tu właśnie założy swoje sztaby. Domy francuskie były przed Słowackim zamknięte, jak zwykle przed cudzoziemcem, emigrantem – Polakiem, i to niezbyt bogatym. Zwiedzał miasto, wiele godzin spędzając w Luwrze. Poezja wydawała się Słowackiemu jedynym zajęciem godnym uwagi. Tu kończył swoją „Żmiję”. Juliusz postanowił poprawić swą sytuację materialną i zaczął pisanie ukraińskiej powieści po francusku. Pod koniec stycznia 1832 miał już pięć rozdziałów. Była to historia w połowie zmyślona i fantastyczna. Jej tytuł to „Król Ladawy”.
W Paryżu zaczęła organizować się emigracja. Powstało Towarzystwo Litewskie, do którego Słowacki wstąpił. Tam zaprzyjaźnił się z Michałem Skibickim. Spotykał się z nim codziennie. Zaczęto przyjmować go w domach arystokratycznych.. Skibicki przedstawił go księżnej Annie, u której zaczął bywać na przyjęciach.

Juliusz rozpoczął w Paryżu życie prawdziwego literata. Zaczął ubierać się z przesadną starannością., żył wykwintnie. Pisał wówczas „Lambra” (tzn. powstaniec grecki). Słowacki napisał poemat o wyzwoleńczej walce Greków miał na myśląc o wyzwoleńczej walce Polaków.
Podczas drukowania swoich wierszy poznaje Korę Pinard. Dziewczyna zakochuje się w nim, ale bez wzajemności.
12 kwietnia ukazały się dwa tomy jego poezji. Był to dla Słowackiego najpiękniejszy tego paryskiego pobytu podzielony między melancholię, pisanie i wizyty w wielkim świecie. Teraz musiał już tylko czekać na recenzje i oceny.

Osobiste sprawy Słowackiego nie układały się szczęśliwie. Naiwna Kora Pinard przyjęła jego zaloty zbyt poważnie. Zresztą zachowywał się nierozsądnie, skoro jak sam pisze: „przez grzeczność kiedyś powiedziałem pannie Korze, że ją kocham – ona mi się przyznała, że mnie także kocha – a wtedy zapytałem ją, co zrobi, jak ją kochać przestanę...”. Kora kochała Juliusza bardzo , ale Ludwika Śniadecka przyzwyczaiła go do kapryśnej zmienności uczuć.

Słowacki oczekiwał przyjazdu Mickiewicza, który wydawał się Juliuszowi jedynym krytykiem jego poezji, z którego opinią należało się liczyć Różnica pomiędzy dziełami obydwu poetów, to że Mickiewicz w „Konradzie Wallenrodzie” dał przejrzysty i jasny program moralny dla podbitego kraju; Juliusz zaś był poetą aluzyjnym, korzystającym obficie z doświadczeń bajronicznych, które jak się to wydawało ówczesnej publiczności, były niezmiernie dalekie od spraw wyzwolenia kraju.

31 lipca Mickiewicz przyjeżdża do Paryża. Spotkał się z Juliuszem w restauracji. Długo rozmawiali, obsypując się przy tym komplementami. Mickiewicz określił utwory Słowackiego jako „świątynia bez Boga”.
W listopadzie otrzymał od kogoś tom Mickiewicza pozakreślany czerwonym ołówkiem. Była to trzecia część „Dziadów”. W egzemplarzu dostarczonym Słowackiemu ktoś podkreślił starannie wszystko, co odnosiło się do jego ojczyma, pana Becu, który w „Dziadach" występuje jako Doktor. Juliusz poczuł się głęboko dotknięty. Obawiał się kompromitacji zawartej w dziele Mickiewicza i postanowił wyjechać do Genewy.
Wyruszył w drogę 26 grudnia 1832 roku. Jak pisze, opuszcza miasto, gdzie w ciągu półtora roku nie znalazł „nic[...] przyjemnego – żadnego wspomnienia, oprócz chwili, w której przyniesiono mu pierwsze dwa tomiki moich poezji”.


W SZWAJCARII

Słowacki szukał spokoju. Paryż emigracyjny wymagał decyzji w sprawach narodowych społecznych, politycznych. W Szwajcarii można było swobodnie rozmyślać i swobodnie wybierać.
W początkach marca podjął ważną decyzję – do nowego, trzeciego tomu swoich poezji, włączył wszystkie swoje wiersze patriotyczne z okresu powstania listopadowego.
Trzeci tom poezji ukazał się w maju 1833 roku i zawierał prócz „Lambra” – „Paryż”, „Dumę o Wacławie Rzewuskim”, „Godzinę myśli”.
Cały ten okres szwajcarski jest ogromnie ważny w życiu i twórczości Słowackiego. Staje się on poetą narodowym, chce nim być, stawia sobie to za cel.

W lecie 1833 roku Juliusz kończy swoje dzieło – „Kordiana” (ukazał się na początku 1834 roku w Paryżu). Przez zimę i wiosnę odpoczywał.
W 1834 roku poznał piętnastoletnią pannę Marię Wodzińską, gdyż często bywał na balach u państwa Wodzińskich. Zakochał się.
W jesieni zaczął układać nowe dzieło – „Mazepę”. Wydany w tym roku „Pan Tadeusz” bardzo mu się spodobał. Słowacki myślał teraz o teatrze narodowym. Napisał „Balladynę” .
Juliusz zaczął poważnie myśleć o małżeństwie z panną Wodzińską, jednak nic z tego nie wyszło.
W lipcu pisze kilka prześlicznych wierszy: „Rozłączenie”, „Przekleństwo”, „Chmury”.
W lutym 1836 roku, gdy prawie uporał się ze sprawą francuskiego paszportu, który był niezbędny do dalszej podróży, Słowacki wyjeżdża do Marsylii ze Szwajcarii, która zaczęła go już nudzić i dokuczać.


RZYM

Z Marsylii ruszył do Rzymu. Przybył tam 22 lutego 1836 roku. Zwiedzał miasto dokładnie, zajmowało go głównie malarstwo. Poznał tam i zaprzyjaźnił się z Krasińskim, spotkał także Januszewskich. Pobyt Słowackiego w Rzymie nie trwał długo. Ruszył do Otranto.


PODRÓŻ NA WSCHÓD

Z Otranto płynął statkiem do Grecji. Jeszcze w Neapolu zaczął układać rodzaj pamiętnika podróży. Jest to jeden z najpiękniejszych i jednocześnie najmniej dokładnych opisów rzeczy widzianych. Odnaleziono go dopiero po jego śmierci i nadano tytół „Podróży po Ziemi Świętej w Neapolu”.
10 września okręt przybił do Patras i Słowacki zszedł na ziemię, po której niedawno stąpał Byron. W Atenach spędził cały tydzień, od 20 do 27 września.

27 września 1836 roku wyruszył Słowacki do portu na wyspie Syra, by przesiąść się na okręt do Aleksandrii. Oczekiwany okręt dotarł 12 października. Po zwiedzeniu Aleksandrii ruszył łodzią po Nilu w stronę Kairu. Tam przebył tydzień. Czas i życie upływają mu na podziwianiu piękności tej ziemi.

6 listopada wyruszył na wyprawę łodzią w górę Nilu. Jechał do Teb. Towarzyszył my Zenon Brzozowski.
U murów Jerozolimy stanęli 13 stycznia 1837 roku. Jego nastrój, z chwilą gdy przekroczył granicę Ziemi Świętej, bardzo się zmienił. Bliskość miejsc opisanych w Biblii, którą czytywał pilnie jeszcze w Szwajcarii, rozbudziła w nim nastroje religijne. Gdy obejrzeli już wszystko, co było do obejrzenia, ruszył dalej.

Konno dotarli do Damaszku. Słowacki postanowił odpocząć w Bejrucie, a Brzozowski pojechał do Konstantynopola. Słowacki znowu został sam. Podczas tego pobytu powstaje „Posielenije” – po rosyjsku osiedlenie.

Gdy Słowacki zaczął pisać poetycką prozą powstaje „Anhelli”. Krasiński twierdził, że to najdoskonalsze z dzieł Juliusza.
Bejrucką samotność niespodziewanie przerwało przybycie Stefana Hołyńskiego, którego Słowacki bardzo lubił.

Słowacki wyrusza do Włoch. Podróż zostaje przerwana postojem na Cyprze. Okręt potem mijał kolejno Sycylię, Elbę, wreszcie 17 czerwca przybił do portu w Livorno. Pasażerów nie wypuszczano jednak na ląd. Na Wschodzie panowały zarazy, więc statek stał na kwarantannie prawie miesiąc. Termin kwarantanny skończył się 11 lipca.


FLORENCJA

Powrót do Europy nie był wesoły. Inaczej wyjeżdżał Słowacki na ziemię włoską przed rokiem, gdy śpieszył do Rzymu. Pozostały mu po tej podróży tylko pamiątki, któremu się uważnie przyglądał: wschodnie ubiory, dywanik kupiony w Kairze, perskie skarpetki z różnobarwnej wełny, rękopisy wierszy, notatnik podróżny pełen szkiców literackich i malarskich. To było wszystko. Z tym sentymentalnym bagażem ruszył do Florencji, gdzie zamierzał się osiedlić na zimę. W końcu sierpnia przyjechał Zenon Brzozowski.

Po pewnym czasie zaczął się nudzić więc wynajął sobie fortepian i zaczął ćwiczyć, choć z trudem ćwiczył nuty. Poranki spędzał w bibliotece.
W Paryżu było wtedy jedyne pole współzawodnictwa literackiego dla polskiego pisarza. Wyjeżdżał stamtąd przed laty pokonany, teraz chciał powrócić jako zwycięzca. Przygotowywał się pilnie do tej walki. Pisał dużo.

Od połowy roku 1837 i roku 1838 teka Słowackiego powiększyła się o nowe utwory. Na okres florenckiego pobytu przypada napisanie poematu o Wacławie oraz innego: „Poematu Piasta Dantyszka herbu Laliwa o piekle”. Ten drugi poemat jest bardziej interesujący. „Dantyszek”, „Ojciec zadżumionych” i „Wacław” miały być w Paryżu jako jeden tom pod tytułem „Trzy poamata”.

W maju 1838 roku zaczęto uważniej tropić wszystkie ogniska ruchu patriotycznego. W całym zaborze zaczęły się represje. Aresztowano wuja Juliusza – Teofila Januszewskiego. Panią Becu jako siostrę aresztowanego - zatrzymano. Słowacki postanowił wstrzymać się z drukowaniem „Dantyszka”, który pełen był nienawiści do carskiej Rosji.

Jak we wszystkich innych miastach, w których bywał Juliusz uważnie oglądał architekturę i obrazy.
Słowacki poznał we Florencji księżną Survilliers, która była córką Józefa Bonapartego, młodszego brata Napoleona. Wesoła i inteligentna Karolina zajęła się młodszym od siebie poetą o interesującej powierzchowności i w dodatku doskonale spełniał wszystkie warunki, jakie powinien posiadać w owej epoce poeta romantyczny – wracał bowiem właśnie ze Wschodu. Tak właśni Słowacki wkroczył na florenckie salony. Teraz widywał się z księżną codziennie. Niestety Karolina wyszła za mąż za Ludwika Bonapartego.
Po Wielkanocy 1838 roku Juliusz postanowił wyjechać z Florencji. Długo zwleka.
W grudniu 1838 roku opuszcza Słowacki Florencję i jedzie do Paryża.


PARYŻ

Przybył do Paryża około świąt Bożego Narodzenia 1838 roku. Był zrozpaczony brakiem wiadomości o matce, jednak nie do tego stopnia by stracić całkowicie głowę.
Od razu po przyjeździe zetknął się Juliusz z nieprzyjazną sobie atmosferą emigracji. Nie cierpiano go za jego odmienność, za odrębność poetyckiego języka, pogardę dla źródeł natchnienia Witwickich. Nie cierpiano go za to, że był starannie ubrany, że w teatrze siadywał na dobrych miejscach, nie chciano mu zapomnieć, choć tyle lat nie pokazywał się w Paryżu, że pisze wiersze tak piękne, iż sam Adam Mickiewicz musiał je oceniać jako „świątynię”, choć nie zamieszkaną przez Boga.
W marcu 1839 przeczytać recenzję w „Młodej Polsce” o „Dantyszku”. Choć utwór ten ukazał się bezimiennie, został rozpoznany jako „Poemat o piekle nie nosi nazwiska autora, ostrożność bardzo na miejscu”. Podwójnie złośliwy charakter tej uwagi czuł Słowacki tym wyraźniej, że z kraju wciąż brak było wieści o matce.

Fala niechęci przeciwko niemu wzbiera gwałtownie w tych wiosennych miesiącach 1839 roku. Uszczypliwość w prasie, plotki przynoszone przez usłużnych znajomych – wszystko to czyniło niezmiernie przykrym pobyt w Paryżu.

Słowacki nie pozostał dłużny. Zamieścił w „Młodej Polsce” artykuł, który był odpowiedź na wcześniejsze obrazy. Nie oszczędził nikogo, nawet Adama Mickiewicza. Całe dziennikarstwo postanowiło zniszczyć śmiałka. Od tamtej pory będą go niszczyć i upokarzać na każdym kroku.
W maju Juliusz otrzymał z Krakowa pierwszą wiadomość o matce. Niepokój o matkę łączył się z niepokojem o źródło utrzymania. W maju stres się skończył. Pieniądze, które wysłała pani Salomea poszły na koszty druku „Balladyny”.

Zemsta „Młodej Polski” za artykuł Juliusza, który ze względu na dobre obyczaje dziennikarskie trzeba było zamieścić, dokonała się dopiero w październiku. Napisano recenzję „Balladyny”, która była jeszcze bardziej miażdżąca niż ni poprzednie. Sprawa była wyraźna. Słowacki miał być ofiarą, którą zespoleni w nienawiści redaktorzy „Młodej Polski” i zwolennicy Mickiewicza chcieli spalić dla bawiącego w Lozannie mistrza. Adam mógł zresztą nic o tym nie wiedzieć.

W tym roku Słowacki pisze „Beatryks Cenci” i „Lillę Wenedę. Powstają także nowe pieśni „Podróży na Wschód”. Z zapamiętanych krajobrazów greckich i z wrażeń republikańskich, z rozmyślań nad przyczynami swarów emigracji i nad niepopularnością własnej poezji powstaje „Grób Agamemnona”.

W czerwcu Słowacki drukuje w „Młodej Polsce” wspaniały wiersz „Na sprowadzenie prochów Napoleona”. Pisze „Beniowkiego”.
25 grudnia na cześć nowo mianowanego profesora – Adama Mickiewicza. Słowacki też tam był, ale mówił mało. Podsuwano mu kielich, wznoszono toasty. Patrzono na Słowackiego z wyrzutem, że nie chce on wziąć udziału w ich święcie i psuje ogólną harmonię. On tymczasem przypomniał sobie nieprzyjemną wzmiankę sprzed lat w „Pielgrzymie Polskim” oraz podkreślone czerwonym ołówkiem w „Dziadach” obraźliwe teksty pod adresem pana Becu. Nie zapomniał o niczym, ale był dobrze wychowany, trochę próżny, zbyt dobrze znający ludzkie okrucieństwo, by nie sądzić, że skoro zjawił się tam jak Daniel w jaskini lwa, lepiej uczyni gdy uda, że nie pamięta o niczym. Kiedy skończono powitanie Mickiewicza, Słowacki wstał i rozpoczął improwizację. Mówił wspaniale i płynnie. Słuchacze spodziewali się hołdu, a on uraczył ich opowiadaniem o sobie i to w dodatku we wspaniałym wierszu, którego żaden z nich nie był w stanie ułożyć. Kiedy Juliusz skończył , zaczął mówić Mickiewicz. Nie powiedział nic takiego, co mogłoby uwłaczać Słowackiemu. Adam zakończył improwizację słowami „kochajmy się”. Było to wielkie pojednanie. Słowacki i Mickiewicz ściskali się długo.
W kwietniu 1841 „Beniowski” już się drukował.
W maju 1841 roku Słowacki leci do Frankfurtu . Podąża za obiektem swoich westchnień Joanną Bobrową.


FRANKFURT

Miłości nie udawały się Słowackiemu nigdy.
Pani Bobrowa miała trzydzieści trzy lata i chętnie widywała Juliusza w swoim salonie paryskim, jednak ten nagły przyjazd Słowackiego do Frankfurtu musiał zaskoczyć panią Bobrową. Mimo wspólnej lektury „Beniowskiego” ,długotrwałych zabiegów i wysiłków pani Bobrowa nie zgodziła się potraktować Juliusza tak, jak on by chciał. Tak więc narzekając na nieskuteczność swoich zalotów powraca do Paryża.


DZIEŃ DONKISZOTOWSKI

W czerwcu Słowacki powrócił do Paryża i jak ktoś, kto nieostrożnie wdepnął w mrowisko, odczuł od razu skutki tego powrotu. W polityczne wypowiedzi w „Beniowskim” dostało się wszystkim po trochu – poznańskiej krytyce, krakowskim profesorom, przewodniczącym demokratycznych gmin oraz generałom. Mickiewicz był najbardziej atakowanym przeciwnikiem.
Wyzwano Słowackiego na pojedynek, który ten przyjął. Mieli strzelać z odległości 20 kroków. Jako wyzwany, miał prawo pierwszego strzału. Do pojedynku jednak nie doszło, gdyż przeciwnik Juliusz stchórzył.
Wrócił do pracy przerwanej burzliwymi wypadkami pojedynku. Pisał dalsze pieśni „Beniowskiego”.
W 1842 Juliusz napisał „Pogrzeb kapitana Meyznera”.


TOWIAŃSZCZYZNA

W tym samym roku Słowacki przystępuje do nowego ruchu. Towiański wieścił rychły koniec emigracji i bliskie wyzwolenie kraju. Towiańszczyzna zachowywała wobec sprawy równouprawnienia ludu o wiele więcej respektu niż oficjalna religia katolicka, a więc utopijno – demokratyczne ideały Juliusza nie napotykały tu przeszkód. Słowacki chciał teraz z zapałem nowego wyznawcy nawrócić wszystkich na swoją wiarę. Starał się zatrzeć wszystkie swoje dawne rysy. Nie było już uwodziciela frankfurckiego, ani rozpieszczonego syna pani Salomei łatwo zapadającego na zdrowiu, ani wschodniego podróżnika, ani czciciela rewolucyjnych Greków. W twórczości Słowacki zrywa z poetycznością, z przedstawieniem wyobrażenia o rzeczach zamiast rzeczy samych. Zmienia się również w owym czasie gatunek pisanych cierpliwie pieśni „Beniowskiego”, które tracąc swój polot i bajronowską swadę, nabierają antypoetycznego realizmu.
Z początku 1843 roku towianizm poczynił już tak wielkie postępy w umyśle Juliusza, że ślady tego wyraźnie musiały się odbić w listach wysyłanych do Krzemieńca. Pani Salomea nie potrafiła zrozumieć syna.
VETO BRATA JULIUSZA

Należy zaznaczyć, że jeżeli Towiański był rzeczywiście (jak go oskarżano) agentem carskim, to jego towarzysze nic o tym nie wiedzieli i bronili mistrza. Towiańczycy byli oskarżani o całkowite zaprzedanie się Rosji.
Towiański zalecał pisarzom, którzy się z nim złączyli, żeby zaniechali pracy literackiej. Cała energia miała być skierowana na umocnienie ducha, by tym sposobem oddziaływać na rzeczywistość historyczną.
W lipcu 1843 roku Juliusz pisze „Księdza Marka”. Słowacki w tym okresie nie pogodzony był ani z ludźmi żywymi, którzy go tak okrutnie zawiedli, ani z urojonym bóstwem.
W sierpniu Juliusz był zżółkły, twarz miał w wypiekach, oczy zapadnięte i bardzo błyszczące. Czasem kaszlał suchym, głębokim kaszlem. Słowacki nie słuchał jednak lekarzy, którzy mówili, że gruźlikowi morze nie służy.
31 sierpnia Juliusz wyjechał do Poronic, nad ocean. Powietrze oceaniczne go nie orzeźwia. W nocy z 9 na 10 września śni sen o śmierci cesarza, osaczają go niezwykłe myśli.
Do Paryża powrócił 1 października.
W dniu 1 listopada 1843 Słowacki wystąpił z ostrym przemówieniem. Potępił braci za to, że sami niedoskonali, nie pozwalają na swobodę poszukiwań, trzymają się ślepo słów Towiańskiego, i rzucają przekleństwa na tych, którzy próbują ich przed tym przestrzec. Oto więc formalne zerwanie z Kołem, manifest konfederacki, veto duchowe Juliusza Słowackiego.
Gdy uspokoiły się sprawy Towiańszczyzny zasiadł do pisania na nowo. W końcu listopada na półkach księgarskich ukazał się „Ksiądz Marek”, w początku roku 1844 – „Sen srebrny Salomei”.


POWRÓT DO PROSTOTY

Początek roku 1844 przyniósł więcej niż trzy książki Juliusza – „Księdza Marka”, „Sen srebrny Salomei”, „Księcia Niezłomnego”.
W czerwcu znów wyjechał do Poronic. Napisał tam „Genezis z Ducha”.
We wrześniu znów wrócił do Paryża.
Utwory Juliusza coraz bardziej odbiegały od wszelkich norm. Ich ludowość nie była ludowa, ale bajeczna. Ich niezwykłość nie była romantyczna, ale iluminacyjna. Wolności szlacheckie uważał Juliusz wolności całego ludu. Prostota i surowość wyrażenia miały również zbliżyć jego utwory do tego ludu, idealizowanego niemal u progu galicyjskiego powstania. Chłop polski wydawał się Juliuszowi istotą najbliższą, najbardziej gotową do przyjęcia Ewangelii pomnożonej o zdobycze złotej wolności szlacheckiej.


JEDEN PRZECIW SPRAWIE

W 1844 roku Koło zaczęło borykać się z wewnętrznymi kłopotami. Słowacki liczył więc, że w tej wyjątkowo sprzyjającej mu sytuacji potrafi stworzyć w Kole opozycję i porwać ją za sobą. Dlatego nie ogłasza swoich uwag ani zarzutów publicznie, starając się wciąż traktować te sprawy jako wewnętrzne sprawy Koła. Kolejne tygodnie roku 1845 przyniosły Juliuszowi kilka postanowień. Szkicował projekt odezwy do towiańczyków.
POMOCNIK REWOLUCJI NIEUNIKNIONEJ

Maj i czerwiec minęły Juliuszowi spokojnie. Wiele rozmyślał, dużo czytał, umacniał się w swoich przekonaniach o ostatecznym celu woli bożej. Słowacki nie lękał się przewrotu, uważał, że jest konieczny. Czytał Ewangelię. „Psalmy przyszłości” wzbudziły w Juliuszu gwałtowny protest. Krasiński bronił szlachty, uparcie twierdził, że jej rola dziejowa jeszcze się nie skończyła. Juliusz, choć nie bywał na zebraniach, choć nie był bezpośrednio związany z działalnością Towarzystwa Demokratycznego, wybrał instynktownie prawidłowy kierunek historyczny. Słowacki odrzucił politykę demokratów, był niechętny organizacji, która zawsze zastyga w formy. Rewolucyjność Słowackiego wynikała z wiary w możność doskonalenia się człowieka posłusznego sile wyższej, którą on nazywał Bogiem i z którą chciał rozmawiać bez pośrednictwa księży, czy Watykanu. Rewolucyjność Słowackiego polegała jednak przede wszystkim na tym, że miał on tę instynktowną świadomość historycznych praw rozwoju, której brak było Krasińskiemu.
To, co przeraziło Krasińskiego, wywołało zachwyt Juliusza. On nie lękał się zmiany dotychczasowych praw społecznych ani objawów ludowego gniewu.
W tym czasie napisał poemat: „Rozmowę z matką Makryną Mieczysławską”, w którym całkowicie już porzuca wszystkie dawne maniery literackie i pisze tak prosto i zwyczajnie, jak zbuntowani przeciwko królowi szlachcice.
Nie ma już w Europie ani jednego autorytetu moralnego, któremu Słowacki ufa.
Juliusz zmienił swój stosunek do Mickiewicz, który opuścił Koło w 1846roku.
Słowacki wyjeżdża do Ostendy, gdzie przebywała pani Bobrowa.


NA ULICY PONTHIEU

Pod jesień Juliusz wrócił do Paryża.
Słowacki mieszkał na ulicy Ponthieu. Gromadzili się u niego co czwartek młodzi emigranci, którzy wędrowali po rewolucji 1846 roku. Wówczas towarzystwo znacznie się ożywiło.
Ulubionym przedmiotem rozmów Juliusza było badanie odrębnych właściwości ducha polskiego, którego wydatniejsze cechy niezmiernie cenił. Uważał za słuszne, by posłom na Sejm narodowy przysługiwały te prawa, jakie przysługują ambasadorom państw zagranicznych, z których każdemu wolno zaprotestować przeciwko zdaniu innych ambasadorów i nikt nie ma prawa zmusić go do poddania się woli większości.


DROGA POWROTNA

Juliusz przybył do Wrocławia 9 maja 1848. W tym samym roku znów spotyka się z matką, która przyjeżdża do Wrocławia. Pani Salomea opuściła miasto 7 lipca. Juliusz znów został sam. Wieczorem po jej odjeździe patrol policyjny zjawił się w zakonspirowanym mieszkaniu Słowackiego. Nielegalny pobyt, trwający prawie dwa miesiące, musiał się skończyć. Kazano mu opuścić miasto w ciągu dwudziestu czterech godzin. Juliusz jedzie z Wrocławia do Drezna.



SCHYŁEK ŻYCIA

Około 20 lipca Słowacki powraca do Paryża. Ale Paryż był zmieniony. Juliusz pisał teraz stale rzecz jedną i obszerną. Kreślił wiele, poprawiał i niczym już więcej głowy sobie nie zaprzątał. Były to rapsody „Króla – Ducha”.
Powoli przed jesienią wszyscy się rozjechali i Juliusz został właściwie sam. Korespondował wiele z krewnymi. Wigilię Bożego Narodzenia spędził sam, choć było wtedy w Paryżu sporo znajomych.
Zima była dla Juliusz bardzo ciężka, początek roku 1849 także. Wychodził mało, jadał w domu – żona zaufanego portiera gotowała mu obiady.
Pod koniec lutego nastąpiła jakby poprawa w stanie zdrowia. Snuł wtedy plany wyjazdu do Ubienia. Porządkował swoje papiery, pisał „Króla – Ducha” i „Beniowskiego”, przeglądał listy. Układał nawet testament, którego pierwotna wersja zaginęła.
Stan zdrowia zamiast się polepszać był coraz gorszy. Juliusz po nocach kaszlał przeraźliwie i nie spał. W dzień, zgorączkowany pisał nieustannie.
3 kwietnia Słowacki już nie wstał. Leżał spokojny i przytomny w sypialni. Umarł na kilka minut przed czwartą po południu w 1849 roku.


Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 31 minut