profil

Dzień dobry, przyszłam na obiadek... - Aurelia Jedwabińska puka do Twoich drzwi - opowiadanie

poleca 85% 576 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Pewnego dnia, gdy wróciłam ze szkoły, mama zawołała mnie na obiad. Nie chciałam nic jeść przez stres. W szkole pokłóciłam się z koleżankami. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
- Kochanie, czy możesz otworzyć? – spytała mama.
Niechętnie wstałam z miejsca. Dzwonek znowu zabrzęczał kilkakrotnie.
- Dzień dobry, przyszłam na obiadek.
Spojrzałam w dół. U progu drzwi stała mała dziewczynka w czerwonym kożuchu. Ominęła mnie i zdjęła buty.
- Ej… Mała, co ty tu robisz?! Nikt cię manier nie nauczył?! – warknęłam na nią, a w oczach dziewczynki wezbrały łzy.
- Przepraszam, to ja pójdę do twojego sąsiada… - odparła.
Zrobiło mi się jej żal. Nie mogłam pozwolić, żeby poszła do mojego sąsiada, bo on był pijakiem.
- Czekaj, jak ty się nazywasz? – spytałam. Skądś znałam tę małą.
- Genowefa Dombke! – odkrzyknęła radośnie.
- Co się dzieje? Listonosz przyszedł z rentą? – do hollu weszła moja babcia. Spojrzała na Genowefę i oniemiała.
- To Genowefa… Dombke? – coś mi to mówiło.
- Cześć i czołem, przyszłam na obiadek! – przywitała babcię.
Staruszka zrobiła niepewną minę, ale wpuściła dziewczynkę.
- Jezu Chryste! Jak się nazywasz? – przeraziła się mama.
- Dombke! Czy już jest obiadek? – zajęła moje miejsce przy stole.
- Czekaj, to Pauliny… - zaczął brat.
- Niech je. Ja idę odrobić lekcje – odwróciłam się na pięcie, ale dziewczynka zadała mi pytanie:
- Dlaczego nie jesz?
- Nie mogę
- Dlaczego?
- Jestem chora.
- Na co?
- Na miłość! – krzyknęłam.
- To tak jak Kreska. Ona też kogoś kocha i nic nie je.
- Jaka Kreska? – zrobiłam wielkie oczy.
- Janka Krechowicz… - odparła Genowefa.
- Z „Opium w rosole”?! – myślałam, że zwariowałam.
- Tak! – ucieszyła się mała.
- Przecież to jest książka! Skąd ty się tu wzięłaś?!
- Na obiadek przyszłam. Pyszny jest. Będę mogła tu jeszcze przyjść kiedyś? Zaprzyjaźnimy się! – dziewczynka patrzyła na gospodarzy.
- Nie! – krzyknęłam.
- Paulino… Kim jest ta dziewczynka? – spytała spokojnie mama.
- Z mojej lektury! W gimnazjum ją czytałam!
- Skąd jesteś, drogie dziecko? – spytała babcia.
- Z Poznania – Genowefa chlipała rosół.
- Przecież do Koluszek stamtąd kawał drogi!
- Przyjechałam.
- Jak? – spytałam.
- Tramwajem.
Szczyt kłamstwa! Zdenerwowana wybiegłam z domu. Przez całą ulicę Brzezińską ciągnęły się tory tramwajowe!
- Pójdę już, ale przyjdę za tydzień, dobra? Cześć i czołem! – minęła mnie Genowefa.
Bezradnie opadłam na kolana i szeroko otworzyłam oczy.
- Zamknij buzię, dziecko – powiedziała jakaś pani.
- Kim jesteś? – spytałam staruszkę.
- Nazywają mnie Lewandowska – odrzekła.
Zaczęłam krzyczeć na cały głos.
Obudziłam się w swoim pokoju, na podłodze, z książką w ręku. Wszystko było wiadome. Zasnęłam, czytając „Opium w rosole”. To było wstrząsające przeżycie i straszny sen.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 2 minuty