profil

Opowiadanie - Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie?

poleca 85% 158 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Wychodze ze stajni. Pomimo rękawiczek moje dłonie są zamarznięte - stajnia przecież ogrzewana nie jest, a ja sprzątałam boks Negry. Mam zamiar usiąść w pokoju gościnnym i ogrzać się. Dodatkowo musze zobaczyć co trzeba kupić podczas przyszłej wyprawy do sklepu.

Wchodzę do domku. Natychmiast zauważam leżącą Alice. Dziewczyna trzyma w ręku książkę i wydaje się być totalnie wciągnięta przez nią. Wątpię, by była świadoma mojego przybycia. Ściągam kurtkę, buty i pozostałe, niepotrzebne mi już części garderoby.

Podchodzę do Alice od tyłu i dotykam ręką jej łopatki.

- Cześć! - mówie.

Dziewczyna podskakuje i odwraca się w moją stronę.

- Aa... cześć. Mogłabyś mnie więcej nie straszyć?

- Jasne, jasne. - śmieje się.

- Gratuluje. Wyrwałaś mnie z zaczytania... - przerywa, by zastanowić się nad znaczeniem tego słowa po czym kontynuuje- więc co będziemy robić?

Jednocześnie siada i odkłada książkę na bok.

- A nie wiem! Zaraz coś wymyśle. Tylko zaczekaj chwilkę.

Idę do kuchni. Na lodówce powieszona jest karteczka na której powinno być zapisane czego w niej brakuje, jednak wiem, że pewnie nie jest nic na niej zapisane. Komu się chce o tym pamiętać? Wzdycham i otwieram owo elektryczne urządzenie.

Wszystko jest, poza dwoma drobiazgami bez których można się obejść, więc tylko zapisuje je na kartce i wracam do Alice.

Od wejścia do domku minęło już trochę czasu, więc nie jest mi zimno. Podchodzę do koleżanki.

- Zaraz zrobi się ciemno... Co powiesz na przejażdżkę po lesie w nooocy? - zaczynam mówić szeptem. - Ja jak sie zgubimy to przepadnieemy....
Alice śmieje się i kręci głową.

- Jeździłam już dziś z Laguną.

- Weźmiesz Negre. Na koszt firmy!

- Ale się nie zgubimy?

- Coś ty! Znam te tereny jak własną kieszeń! - pokazuje zęby.

- To chodźmy!

Z niesamowitą szybkością ubieramy się i idziemy do stajni po uwiązy, a potem po konie, na padok. Po drodze śmiejemy się i wymyślamy różne, straszne i dziwne historyjki o naszej wyprawie.

Na padoki wchodzimy - Negra nie lubi schodzić z padoku, więc musimy złapać ją razem. Natychmiast brodzimy po łydki we śniegu i kierujemy się w stronę naszej gniadej gwiazdki. Oczywiście nasze konie, Laguna i Ramona już nas zauważyły więc idą za nami. Mają nadzieje, że je weźmiemy.

- Nie tym razem... - mówi Alice do swojej tarantki.

Negre łapiemy bez większych problemów - arabka skuszona marchewką podeszła natychmiast. Ramona stała obok mnie więc tylko przerzuciłam jej uwiąz przez szyje i byłyśmy gotowe do opuszczenia padoku.

- Szkoda, że nie wzięłam ogłowia. - mówie - tam bym sobie na nią wsiadła.

- Dopiero teraz o tym pomyślałaś? Dlaczego teraz a nie wcześniej!? - jako niezła aktorka, moja towarzyszka udaje histerie.

Idziemy do innych stajni - ja do prywatnej, Alice - klubowej. Mamy czekać na siebie przed bramą. Z Ramoną idzie mi bardzo szybko. Właściwie wystarcza, że założę jej ogłowie. Już wcześniej stwierdziłam, że pojadę na oklep.

Wspinam się na żłób w boksie, a niego wskakuje na klacz. Daje Ramonie łydkę. Kasztanka słucha mnie i grzecznie wychodzi z boksu. Jedziemy przez długość stajni, po czym w twarz uderza mnie mroźne, zimowe powietrze. Zauważam już sylwetkę Alice oraz stojącej przy niej Negry.

Wpadam na genialny pomysł - jak nie weźmiemy telefonów, będzie fajniej! Swój już z resztą zostawiłam w domku. Mam zamiar potem powiedzieć o tym Alice, tylko może najpierw niech zamknie drzwi stajni (przecież nie po to właziłam na żłób, by potem schodzić z Ramony!)

- Zamkniesz za mną? - pytam, gdy podjeżdżam.

- Yhm.

- Potrzymam ją.

Nie zsiadając z Ramony łapie wodze gniadoszki. Jednocześnie zauważam, że klacz ma na sobie klasyczne siodło, a nie westernowe.

Alice wraca i wsiada na klacz. Ruszamy, jest już całkiem ciemno. Jedziemy jedna za drugą. Oczywiście, jako pomysłodawca ja prowadzę. Jedziemy szeroką, leśną ścieżką.

- Alice... dlaczego wzięłam angielskie siodło? Przecież wiesz, że Negra to westernowy koń!

- Wiem, wiem... Ale mnie tak wygodniej.

- Mów co chcesz.

Wodze Ramony są bardzo luźne, nie mam z nią kontaktu. Ani mnie, ani jej nie przeszkadza mi to - wiem, że Ramona nie ma w zwyczaju płoszenia się, poza tym jak by co mam przecież nogi no nie? Ona na nie reaguje.

- Chwila kłusu, a potem galop? - pytam.

Słyszę przytaknięcie Alice.

- Wiesz, jak ona się rwie?!

Śmieje się.

- Oczywiście, że wiem! Wspaniała jest, nieprawdaż?

Ściągam wodze, by mieć z nią kontakt i daje Ramonie znak do kłusu. Z początku mnie nie słucha, po chwili jednak moja leniwa klacz rusza z kopyta. Ramona jest stosunkowo wygodnym koniem, jednak już po chwili zaczyna boleć mnie tyłek. Kłus to nie jest mój ulubiony chód.

O ile temperatura mi wcześniej przeszkadzała, teraz już czuje się dobrze. Kłus wygodny nie jest ale rozgrzewa. I to zawsze!

Widoczność nie jest zła - owszem, jest ciemno, ale śnieg rozjaśnia ścieżkę.

- i....galop! - krzyczę.

Nieubłaganie popędzam Ramone, która całym swoim istnieniem nie chce tego robić. W końcu kasztanka poddaje się i grzecznie galopuje. Wiem już, że gdy zacznie będzie chciała więcej, więc nie przejmuje się tym.

Słyszę, jak Alice piszczy z radości i pogania Negre, by takowa mnie wyprzedziła. Ale nie udaje jej się tego zrobić, ponieważ ja też poganiam mojego wierzchowca.

Po pewnym czasie zwalniamy do stępa i dajemy koniom odsapnąć. Jesteśmy niedaleko skrętu na drogę do Leśnego Jeziora, ale ja jakoś nie mam ochoty tam jechać. Alice zresztą też.

- Może... wjedziemy w las, co ty na to? - pytam się jej.

- Katrina, to nie jest za dobry pomysł... - mówi.

- Weź nie marudź! Mówiłam, że się nie zgubie! Poza tym pojedziemy w stronę drogi. Wiesz, tej od Perfect. Nie zgubimy się.

- Ale to..

- ...troche potrwa. O to chodzi nie?

Zadowolona ze swojego pomysłu, pomimo protestów Alice wjeżdżam w las. Ta chcąc nie chcąc też musi to zrobić. Nie da się tu jechać szybciej, niż stępem. Ogarnia mnie dobry humor, więc zaczynam śpiewać jakieś zimowe, amerykańskie piosenki. Po chwili kończą mi się i śpiewam po polsku, więc dołącza się do mnie Alice. Czuje, że też ma dobry nastrój.

Jedziemy obok siebie. Cały czas stępem. Konie brną przez zaspy. Obie klacze nie są cięte, więc śnieg nie jest dla nich przeszkodą.

Ale dla nas, owszem. Jest.

Tu, w środku lasu widoczność jest bardzo słaba. Jedziemy wręcz na oślep. Nagle czuje, że moja czapka o coś zahacza, ale nie przejmuje się tym. Błąd, poważny bląd... Po chwilę spada na mnie kilka kilo śniegu.

- Aaa! - piszczę. - Zimno!

Alice śmieje sie z mojej nieporadności.

Puszczam wodzę i otrzepuje się z zimnej substancji. Ruszam się i robie różne dziwne rzeczy. Byleby tylko się tego pozbyć.

Nagle nieświadomie daje Ramonie znak do kłusu. Mój jakże świetnie wyszkolony koń natychmiast mnie słucha i... kłusuje! Nie jestem na to przygotowana. Staram się złapać równowagę, ale nic mi to nie daje. Po chwili ląduje na ziemi przykrytej śniegiem. Staram się pozbierać, gdy słyszę, jak jakiś goń galopuje, potem rozlega się głośne 'Mam cie!' . Rozglądam się. Nie widzę za dobrze w ciemności, jednak wiem, że to Alice złapała Ramonę, która miała zamiar się trochę popaść po lesie. Podjeżdża do mnie i trzymając dwa konie pyta się mnie:

- Nic ci nie jest?

- Niee... - podnoszę się. - Śnieg zamortyzował.

- Wsiadj na nią.

Kiwam głową i szukam jakiegoś wyższego punktu. Znajduje kamień. Podprowadzam do niego moją klacz i wchodzę na niego. Jest oblodzony, ale jakoś udaje mi się nie spaść. Wskakuje na Ramone.

- Ok! Jedziemy!

- Katrina...

- yyy co?

- Ale w którą stronę? - dziewczyna patrzy na mnie bezradnie.

O tym nie pomyślałam.

- Może... popatrzymy na ślady?

- Tak, ale tu śladów jest pełno, poza tym jakbyś nie zauważyła pada śnieg. I to dość mocno. Pewnie zasypało.

Ojj... Jesteśmy w lesie, niewiadomo gdzie, w środku zimy, w nocy, bez telefonów.....upss.... Problem!

Staram się coś wymyślić.

- Może dajmy koniom wolną rękę. Powinny trafić. - proponuje.

- To się sprawdza? - pyta.

Kiwam głową.

- Tylko ni ruszaj wodzy. - mówie i sama je puszczam. Łapie się grzywy Ramony. - I kontroluj nogi.

- No dobra.

Nic się nie dzieje. Obie klacze czekają na naszą reakcje. Jejku, dlaczego ja mam klub pełen tak dobrze wyszkolonych koni? To naprawdę irytujące! Wzdycham. Podprowadzam Ramone przed Negrę i daje jej łydkę.

Klacz rusza stępem. Za nią idzie gniadoszka niosąca Alice. Konie przez pewien czas idą prosto, po czym Ramonę chyba zaczyna dziwić to, że nic nie robie. To sie zatrzymuje, to idzie. Nie poganiam jej, chce, by sama zaczęła myśleć...

W końcu kasztanka zaczyna rozumieć, że ja jej nic nie podpowiem. Parka cicho i kręci się przez chwilę w kółko.

- No, Ramona, dawaj. - mówię. - Idzie jest klub, no gdzie?

Po chwili kasztanka decyduje się na najbardziej zarośnięty fragment lasu. Idzie powoli, nigdzie się nie śpieszy. Cała ona!

Wędrujemy przez jakiś czas. Mam nadzieję, że Ramona idzie dobrą drogą, chodź... wcale taka pewna nie jestem. Koń co chwila zmienia kierunek jazdy. Obie z Alice milczymy i pozwalamy skupić się wierzchowcom.

Mija godzina. Nagle Negra rży przeciągle, wtóruje jej Ramona.

- Jak myślisz, my też powinnyśmy zarżeć? - pyta Alice, rozładowując napięcie.

Śmieje się i po chwili słyszę... rżenie. Rżenie Abigail! Jesteśmy już blisko! Śmieje się, klepie Ramone po szyi i szepcze jej do ucha, jaka to ona nie jest cudowna, wspaniaaała... Po chwili Alice robi to samo.

Natomiast Ramona i Negra ciągle brną przez śnieg. Chcą jak najszybciej znaleźć się w ciepłej stajni!

Już po kilku minutach widzę budynki stajni, padoki oraz trzy konie na nich. Uff... Wreszcie u siebie!

- Już NIGDY nie wybiorę się z tobą na przejażdżkę po lesie w nocy! - mówi Alice.

Śmieje się.

- Napraaawdę? Ale fajnie było prawda? - patrzę się na nią spode łba.

Po chwili obie się śmiejemy.

- No dobra, może kiedyś....

- Ale wtedy weźmiemy telefony. Będzie mniej niebezpieczne. - kiwam głową.

- Katrina...

- Co...?

- Ale ja cały czas miałam telefon....

Ups... Zapomniałam jej powiedzieć, że ma go zostawić..by było... ciekawiej.... Obiecuje siebie, że następnym razem nie zapomnę!

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 10 minut