profil

Miłość i wierność aż do śmierci – jak wyobrażasz sobie realizację tych wartości w przyszłym życiu małżeńskim i rodzinnym?

Ostatnia aktualizacja: 2024-01-25
poleca 85% 132 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

„(…) I ślubuję ci miłość, wierność oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący (…) „ łzy wzruszenia, gorące pocałunki, życzenia od dziadków, wujków i rodzeństwa, konfetti z ryżu, wielkie wesele. Tak sobie wyobrażam dzień swojego ślubu. A co potem?

Potem trzeba powrócić do szarej rzeczywistości, a jednocześnie w dalszym ciągu, jeszcze bardziej intensywnie budować nowy związek. Jak powiedział Paulo Coehlo „miłości się nie zdobywa, ją trzeba budować.”

Po to zdecydowaliśmy się na sakrament małżeństwa, żeby wzajemnie wspierać się w codziennych obowiązkach, żeby wszystkie smutki i radości dzielić z najbliższym człowiekiem. W tym właśnie moim zdaniem wyraża się miłość – we wspólnym rozwiązywaniu problemów, zaufaniu, przeżywaniu szczęścia. Nie bez powodu funkcjonuje w naszym języku przysłowie: „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.” Chciałabym, aby mój przyszły mąż był dla mnie nie tylko pociągający fizycznie, ale przede wszystkim dobrym przyjacielem. Nie uciekł, gdy napotkamy pierwsze problemy: z naszymi rodzinami, mieszkaniem, poczęciem lub wychowaniem dziecka, czy inne, poważniejsze. Żebym mogła na niego liczyć nawet w najbardziej skrajnych sytuacjach – to dla mnie swego rodzaju kwintesencja wyrażania miłości. Chociaż… miło by mi było usłyszeć od czasu do czasu magiczne „kocham Cię” i dostać malutki bukiet ulubionych kwiatów bez okazji, tak po prostu. Miłość wyraża się w czynach, a nie w słowach, choć słowa też są ważne.

Analogicznie, sama pragnę być dla kogoś oparciem. Wiedzieć, gdy w jego życiu dzieje się coś ważnego, mniej ważnego i w ogóle nieistotnego. Moc mu pomóc w kryzysowej sytuacji i być pierwszą osobą, z która podzieli się radością. Móc mu robić mile niespodzianki i szeptać czułe słówka. Mieć możliwość „wylać mu kubeł zimnej wody na głowę”, gdy trzeba będzie mu uświadomić źle postępowanie.

Zdarza się, że słowa są nadużywane bądź służą nieodpowiedniemu celowi. Uważam, że mają wielką moc: mogą uszczęśliwiać, ranić, można nimi manipulować ludźmi. Miłość wyrażana w słowach to miłość zawarta w codziennych rozmowach – w jasnym wyrażaniu swoich uczuć, oczekiwań, żalów, trosk… bez szantażów emocjonalnych i dąsania się. Chciałabym umieć się porozumieć, a taką szansę daje okres narzeczeństwa.

Najgorsze, gdy słowa są skierowane do niewłaściwego adresata. W domyśle – innej kobiety. To nie tak, że chciałabym swojego potencjalnego małżonka zamknąć w złotej klatce mojego towarzystwa, ale byłoby dla mnie przykre jego flirtowanie z innymi kobietami, nawet wyłącznie za pomocą dwuznacznych słów. Moim zdaniem flirt to już zdrada. Nie interesowałyby mnie tłumaczenia „no co ty Marta, weź przestań wyluzuj…” Może moje podejście jest radykalne, ale cóż, jeżeli flirt to nie zdrada, to gdzie ta zdrada się zaczyna??...

Nie wiem, czy sama jestem w stanie spełnić własne kryteria. Podejrzewam, że na początku nie byłoby łatwo. Jeżeli mój ukochany „książę z bajki” by tego ode mnie wymagał, poradziłabym sobie. Z miłości można zrobić wszystko, a jeżeli ja mogę, to on też.

Skoro doszłam do kwestii wierności, muszę stwierdzić jeden fakt: wierność bez miłości jest trudnym wyrzeczeniem, a wierność z miłości – naturalną koleją rzeczy. Jeżeli ja i/lub mój partner mielibyśmy problem z jej zachowaniem, to znaczy, że musimy popracować nad naszym małżeństwem. Mamy problem, musimy go rozwiązać, po to zdecydowaliśmy się wziąć ślub, żeby wspólnie rozwiązywać problemy. Jeżeli i z tym mamy problem, tzn., że nasza miłość przezywa kryzys i tym bardziej powinniśmy nad sobą pracować.

Realizacja wierności jest trudna. Na współczesnego człowieka czekają tysiące rożnych pokus, od pornografii przez wyuzdanie innych ludzi. Pomóc może bliskość drugiego człowieka, nasz wewnętrzny glos sumienia, stanowczość, a po pewnym czasie pojawi się obojętność na te zewnętrzne bodźce, która stanie się nasza główną bronią.

Niektórzy ludzie rozumieją wierność nie tylko, jako zaniechanie kontaktów damsko męskich z innymi ludźmi niż partner, ale też przez skromny wygląd zewnętrzny. Nie zgadzam się z takim podejściem – noszenie dekoltu czy minispódniczki to nie jest to samo, co podrywanie innych mężczyzn.

Najgorsza, okrutną i perfidną nierealizacją wierności jest trwała więź emocjonalno – seksualna z „tą trzecią/tym trzecim”. Ja się ma czuć zdradzona osoba? Jak się czuje zdradzający z własnym sumieniem? A jak „ta trzecia/ ten trzeci” sobie radzi z poczuciem winy zniszczenia małżeństwa lub z odrzuceniem, gdy partner wybierze własną żonę/męża? W mojej opinii, takie więzi są bardzo ryzykowne i nie warto tracić na nie czasu. Mają konsekwencje dotkliwe nie tylko dla podejmującego, ale i dla najbliższej rodziny, a korzyści żadnych.

Co zrobić, jeżeli niewierność partnera stała się faktem? Odpowiedź katolika brzmi: wybaczyć i próbować ponownie. Na pewno to bardzo trudne dla zranionej osoby, która jest wściekła na partnera. Może należy dać sobie trochę czasu, ochłonąć. Pokrzywdzonemu nie wolno podejmować pochopnych decyzji, które mogą wywrzeć zły wpływ na nasze dalsze życie.

W przypadku mojej niewierności (co też musze brać pod uwagę wstępując w związek małżeński – będę się starać, ale nigdy nie będę idealna) pewnie moje sumienie natychmiast by się odezwało. Tylko, co zrobić – powiedzieć, nie powiedzieć? To zależy od stanu mojego związku, – jeżeli sytuacja jest tak zła, że przyznanie się do winy uratuje mój związek, zrobiłabym to bez wahania. Ale jeżeli tak nie jest – wołałabym przemilczeć sprawę, wyspowiadać się i poprawić swoje zachowanie/ relacje z partnerem ( bo tu tez gdzieś musi być problem, skoro zdradziłam) niż narażać go na stres i niszczyć w ten sposób własne małżeństwo.

Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z wielkości przysięgi małżeńskiej i wstępuje w związek będąc pod wpływem nastoletniego zauroczenia. Inni wręcz przeciwnie, nie chcą się aż tak angażować, zdają sobie sprawę, że małżeństwo to decyzja do końca życia i celowo tę decyzję odwlekają. Sadzę, że zloty środek leży gdzieś pośrodku. Nie należy ani zbytnio się spieszyć, ani czekać. Czekać warto na tą jedyną/tego jedynego z własną czystością „w prezencie ślubnym” – jaka to wielka radość, że ktoś czekał z rozpoczęciem współżycia seksualnego specjalnie dla ciebie, z miłości i wierności człowiekowi, którego kiedyś nawet nie znał?

Ocena: 6
Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Przeczytaj podobne teksty

Czas czytania: 5 minut