profil

Scenka małżeńska w oparciu o "Nie-Boską komedię".

poleca 85% 1726 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Wsuwając klucz w zamek spojrzał na zegarek. Było wpół do dwunastej. Ostatnimi czasy coraz częściej wracał tak późno z pracy. Interesy szły dosyć dobrze ale wolał dmuchać na zimne.
Wszedłszy do domu ostrożnie zamknął drzwi, tak aby nie obudzić żony ani co gorsza małego synka. Głowę miał zaprzątniętą sprawami firmy, toteż nie zauważył śpiącego w przedpokoju kota. Mało nie dostał zawału, kiedy zwierzę z przerażającym krzykiem zerwało się na równe nogi i czmychnęło do kuchni.
"No ładnie - pomyślał - znowu trzeba się będzie tłumaczyć. Kiedy ta kobieta da mi spokój?"
Rzeczywiście, kiedy wszedł do pokoju Anna już nie spała.
- Witaj kochanie! Jak minął dzień? - powiedział od niechcenia. Po czym padł na łóżko i momentalnie zasnął kamiennym snem.
Tego było już dość. Anna zaczęła szarpać chrapiącego męża.
- Obudź się. - syknęła.
- Zmniejszyć produkcję o 50%, nie możemy doprowadzić do takiej nadwyżki... - bełkotał jeszcze w półśnie.
- Wstawaj! - głos jej był niczym rany zadawane ostrą brzytwą. - Dosyć tego. Musimy poważnie porozmawiać...
- Daj mi spokój, kobieto. Nie teraz. Chce mi się spać.
- Co? Ja ci dam spokój! Co ty sobie wyobrażasz? Myślisz, że to jest hotel, a ja jestem twoją służącą? Niedoczekanie twoje. Nie będę jak głupia czekała przez cały dzień na jaśnie pana z obiadkiem. Nie będę biegała po zakupy i dźwigała ciężkich siatek, żeby mąż miał co jeść. Koniec, mój drogi! Odtąd to ty musisz się zatroszczyć o mnie i syna...
- Patrzcie ją! - ripostował. - "Zatroszczyć się o mnie i o syna". A kto, moja kochana, nas utrzymuje? Może ty z tą twoją śmiesznie niską pensyjką?
- ...
- Nie wiesz co powiedzieć? - ni to spytał, ni stwierdził. - Sama widzisz jak mało zaradna jesteś. Zginęłabyś beze mnie...
- Wierz mi, że świetnie poradziłabym sobie w życiu bez ciebie i tych twoich pieniędzy zarobionych w trzeciorzędnej firmie o wątpliwej reputacji, ty...ty... domorosły przedsiębiorco od siedmiu boleści!
- O cholera... - powiedział puszczając mimo uszu zniewagę. - Zapomniałem zadzwonić do Grzesia.
- Cały ty. Nasze małżeństwo się wali, a ten musi do Grzesia zadzwonić...
- Nie przesadzaj - niezbyt przejął się fatalistyczną wizją.
- Masz rację, przesadzam, ale...ale...Kto to jest w ogóle ten Grzesiu?
- Mój współpracownik - odparł zadowolony, widząc, że Annie kończą się najwyraźniej argumenty. - Przecież wspominałem ci o nim. Ale ty jak zwykle mnie nie słuchałaś.
- Aaaaaaa...zejdź mi z oczu. Nie chce mi się z tobą gadać .
- Widzę, że za dużo filmów oglądasz...
Jak gdyby cień uśmiechu pojawił się na ustach Anny. Najwyraźniej zdała sobie sprawę, że zacytowała "twardziela" - Lindę. Być może to tylko gra cieni sprawiła wrażenie uśmiechu.
- No dzwoń do tego swojego kolegi - podjęła na nowo. Teraz był pewien, że to co widział nie było uśmiechem. - Najlepiej go tu zaproś. Może dołączy się do naszej sprzeczki?
- Jak masz mówić takie głupoty - odparł wyraźnie znudzony, - to ja idę...
- A idź sobie! - przerwała mu. - Zejdź mi z oczu!
- ...zadzwonić. - Dokończył.
Po czym wziął swój telefon komórkowy i odprowadzany jadowitym spojrzeniem żony wyszedł na balkon. Nie minęła chwila jak stała koło niego w cienkiej koszuli nocnej.
- Wracaj do domu! - warknął. - Przeziębisz się.
- Od kiedy to tak się o mnie troszczysz?
- Odkąd zaczęłaś się zachowywać jak smarkula!
- Ja? To ty nie dorosłeś do roli męża i ojca - odparła oburzona.
- Masz rację nie dorosłem - poczerwieniał ze złości. - Może więc lepiej będzie jak odejdę!
- Co? Ty...ty...a ja...ja...Och! - szlochając wbiegła do mieszkania.
- Anno! - zdał sobie sprawę z tego co powiedział. - Przepraszam...
- A nasz syn? - szlochała. - Wiesz jaką krzywdę mu wyrządzisz? Dopiero teraz mi mówisz, że chcesz odejść? Jak już mamy syna?
- Anno! - był na siebie zły. - Kocham cię. Nie chciałem. Poniosło mnie. Za nic w świecie bym cię nie zostawił. Wybacz mi! Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało! Uwierz mi.
- Mówisz poważnie? - uspokoiła się nieco.
- Obiecuję, że się poprawię. Będę częściej bywał w domu, pomagał ci. Zrobię wszystko, tylko uśmiechnij się.
- Och, wierzę ci! - uśmiechnęła się. - ja też cię przepraszam. Miałeś racje. Bez ciebie nie poradziłabym sobie.
Tę piękną scenę pojednania przerwał dzwonek telefonu. Anna podniosła słuchawkę:
- Do ciebie.
- Kto to może być - udał głupka. - Aaaaaa to ty Grzesiu. Tak...tak...dobra...nieeeeee...no co ty...Ok...Zaraz będę.
- Przykro mi kochanie, ale muszę lecieć. Pa. Kocham cię. Obiecuję, że wrócę na obiad.
- Eeeeeeeeech - westchnęła Anna z rezygnacją.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Przeczytaj podobne teksty

Czas czytania: 4 minuty

Teksty kultury