Kiedy polonistka podyktowała nam temat kolejnego wypracowania "Jak poznałem mojego przyjaciela", uznałam, że niewiele mogę na ten temat powiedzieć. To było kilka lat temu, wspomnienie tamtego dnia dawna zatarło się w mojej pamięci, pozostawiając po sobie jedynie kilka niewyraźnych scen. Jednak zdołałam sobie przypomnieć więcej szczegółów. A było to tak...
Wracałam ze spaceru z rodzicami i młodszym bratem. Ciepłe, jesienne powietrze i fruwające dookoła babie lato stanowiły powód do zadowolenia. Kiedy jest się sześcioletnim dzieckiem niewiele potrzeba do szczęścia. Idąc nuciłam cicho i trzymałam ręce w kieszeniach wyczuwając palcami chłodne kasztany, które wcześniej zbieraliśmy w parku. Droga powrotna minęła nam szybko, nie zauważyłam nawet, kiedy trafiłam pod bloki, gdzie bawiły się inne dzieci. Zobaczyłam wśród nich moją koleżankę, z którą nie wiedzieć czemu kontakt mi się urwał i teraz jesteśmy już tylko znajomymi. Powracając do tematu, zapytałam mamę, czy mogę z nimi zostać i uzyskując twierdzącą odpowiedź podeszłam do dziewczynek, które akurat przebierały lalki.
- Cześć! - powiedziałam - Mogę się z wami pobawić?
- Tak, właśnie bawimy się w dom.
- Oo, to dobrze. A tak w ogóle to jestem Nikola.
Kiedy reszta z nich się przedstawiła, po prostu dalej samo jakoś poszło...
Z czasem spotykałyśmy się coraz częściej, aż w końcu zostałyśmy we dwie, bo reszta koleżanek poszła każda w inną stronę. I tak jest do dzisiaj. Raz było lepiej, raz gorzej, ale zawsze trzymałyśmy się razem. Ta kilkuletnia przyjaźń nauczyła mnie bardzo dużo.