profil

Opowieść Wigilijna

poleca 85% 2229 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Działo to się 24 grudnia w Wigilię na peryferiach Moskwy. Na ulicach panował mróz i mocno padał śnieg, a dziewięcioletni Daniel, jak każdego dnia stał pod piekarnią i sprzedawał patyczki sklejone gumami do żucia znalezionymi na ulicy.
Przestało go już dziwić, że nikt tego nie chce kupować. Dotychczas sprzedał tylko jedną sztukę, jak sądził ktoś nabył to tylko z litości nad nim, gdyż widział jak jego figurkę z patyków kupiec wyrzucił za rogiem ulicy.
Daniel próbując się rozgrzać zaczął tańczyć na ulicy a znaleziony kartonik położył przed siebie licząc na jałmużnę przechodniów. Tańcząc zamykał oczy wyobrażając sobie jak to teraz, przy kominku mógłby przytulić się do mamy i zacząć śpiewać kolędy, gdyż dziś jest...Wigilia! Chłopiec całkiem o tym zapomniał...Zabrał swój kartonik z kilkoma monetami i pobiegł do pobliskiego Kościoła, gdzie zawsze dzięki uprzejmości Ojca Martolina mógł schronić się przed zimnem. Ojciec pozwalał mu wypłakać się na swoim ramieniu tak jak kiedyś, jako malutki chłopiec robił to w tatusiowych ramionach.
Przebiegł kilka przecznic dalej i stanął na potężnym dziedzińcu Kościoła. Bywał tam codziennie, lecz dziś to znane miejsce napełniała cudowna atmosfera świąt. Wszedł do środka. Natychmiast udał się do konfesjonału gdzie spowiadał Ksiądz Martolin czekając na grzeszników. Ksiądz jak zawsze zaprosił chłopca na herbatkę i ofiarował mu kolację, jego pierwszy posiłek od wczorajszego obiadu, który składał się ze zgubionej przez auto dostawcze ubłoconej bułki.
Gdy Daniel odmówił modlitwę nadeszła pora na poszukanie w miarę ciepłego ulicznego kąta na nocleg. Wyszedł na dwór, znów ogarnął go mróz i chłopiec ruszył ku piekarni. Mijał domy, w których przez okna było widać radosne rodziny przy wieczerzy, dzieci, które cieszyły się z odpakowywanych prezentów znalezionych pod choinką w blasku domowego kominka. Danielowi łzy stanęły w oczach, gdyż przypomniał sobie o prezencie który dostał cztery lata temu od taty. Wyciągnął go z kieszeni i położył na dłoni. Był to różaniec-jedyna pamiątka po zmarłych rodzicach...
Pomyślał, że już czas zacząć pukać do domów i prosić o nocleg chociaż w stajni ze zwierzętami...Podszedł do bramy i zastukał licząc na odrobinę szczęścia. Z domu wyszedł rozgniewany gospodarz. Już samo spojrzenie mówiło samo za siebie. Spytał się tylko czego szuka i zamykając furtkę zranił chłopca w nogę aż nieproszony gość upadł na śnieg.
Daniel nie rezygnował z poszukiwań noclegu. Poszedł do sklepu, gdzie panował spokój, nie było klientów, a na zapleczu słychać było melodię kolędy. Sprzedawczyni go nie przyjęła, ale żal jej się zrobiło losu przybłędy i dała mu świeżą bułkę i kawałek materiału aby owinął zranioną nogę. Daniel jednak nie mógł nic zjeść, gdyż nie czuł prawie już palców u rąk. Kulejąc, postanowił wrócić do człowieka, który go skrzywdził. Będąc tam zauważył, przed furtką wyrzucony karton, a w środku styropian.
Aby nie było mu zimno zaczął biec tak szybko na jak mu pozwalały zdrętwiałe już od zimna nogi i krwawiąca rana. Zamierzał dziś nie spać, gdyż pamiętał historię, którą matka opowiadała mu o zamarzniętej dziewczynce z zapałkami. Po chwili zobaczył już znajomy dom i ów karton. Rozgrzał się porządnie robiąc proste ćwiczenia i gdy było mu troszkę cieplej położył się w kartonie, a na jego dnie ujrzał stary, podziurawiony koc. Owinął się nim dokładnie i nie było mu zimno...wręcz przeciwnie. Ogarniało go bardzo dziwne ciepło, widział gospodarza dzielącego się opłatkiem z żoną, obserwował jak dzielił się z dziećmi...zachciało mu się spać, jeszcze w duszy powtarzał sobie, że nie może usnąć bo tak właśnie zamarzła dziewczyna...Oczy same się mu zamykały, chciał wstać lecz ogarnęła go bezwładność, poczuł się wspaniale...nie pamiętał już nic.
Nazajutrz gospodarz odśnieżając wjazd, zauważył karton i chcąc go wyrzucić ujrzał chłopca, który wydał się mu znajomy lecz dziwnie blady. Zaczął budzić go lecz ten nie reagował. Przyłożył więc rękę by wyczuć puls...chłopiec był nieruchomy....umarł.
Minęły dwa lata od śmierci Daniela, a pan Brown, bo tak nazywał się gospodarz, co roku składał dary dla bezdomnych i przyczyniał się do tego, aby ocalić życie biednym ludziom, których nieraz odtrącono z niejednego domu skazując na głód, a nawet śmierć...

Mam nadzieje że będzie się Wam podobało :-) hihi ;-) Mam nadzieje że zrobicie z tego użytek :-P

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty