profil

Morska opowieść

poleca 85% 689 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Wszystko zaczęło się pewnego wrześniowego poranka 1839r, dokładnej daty nie pamiętam. Obudziłem się, spojrzałem przez okno na statki rozpoczynające swój rejs. Nagle zdałem sobie sprawę, że powinienem zaciągnąć się na taki żaglowiec. W końcu nie miałem wtedy nic do stracenia. Wszystko, na czym mi zależało, umarło, zniknęło. Właściwie czy na czymkolwiek mi kiedyś zależało? Z resztą nieważne. Pomyślałem, że zaciągnę się na taki statek i tak też zrobiłem. Poszedłem do starego Joe i poprosiłem o wskazanie statku, na którym, najlepiej jeszcze dziś mogę popłynąć i poszukać szczęścia i przygody. Starzec wskazał mi starą łajbę o nazwie „Wilk morski”. Byłą w okropnym stanie ale poszedłem tam. Tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda... Dni na statku mijały spokojnie. Codzienne obowiązki, takie jak mycie pokładu czy łowienie ryb, nie były męczące. Pewnego dnia, gdy jedliśmy obiad, przyszedł do nas kapitan statku. Na jego widok od razu poczuliśmy kłopoty. W końcu podczas dwóch miesięcy podróży pokazał się tylko dwa razy, nie licząc tego. Odchrząknął i powiedział: „Drodzy kompani! Jak wiecie, wody Afryki są wielce niebezpieczne. Niech nie zmyli was słońce i bezchmurne niebo. Bądźcie czujni!” ostatnie zdanie prawie wykrzyczał. Zresztą, pomyślałem, co może się stać? Statek chociaż stary i odrapany, świetnie pływa. Pogoda jak z bajki! Piękne słońce, błękitne niebo ani jednej chmurki. Morze?! Tafla jak jeziora, nawet fali. Zresztą woda ma piękny lazurowy kolor. Gdyby zbierało się na sztorm, woda byłaby granatowa, prawie czarna. Stary coś przesadza. Te rozmyślania, niestety, były mylne. Chociaż kapitan cieszy się sławą szaleńca , miał rację. Następnego dnia woda miała kolor czarny, a słońca nie było widać. Zaczął się sztorm. Statkiem miotało jak liściem, woda wlewała się na pokład, biedny Tom wypadł za burtę, jednak kapitan powiedział że i tak go nie uratujemy. Nagle wszystko się uspokoiło. Wszyscy odetchnęli. Jednak czułem, że ta cisza jest tylko chwilowa. Wiedziałem, że za chwilę stanie się coś jeszcze gorszego. Niestety, miałem rację. Z głębi wyłoniła się sylwetka węża morskiego. Nie wiedzieć dlaczego, może odruchowo, chwyciłem harpun i wycelowałem w oko węża. Na chwilę się zdezorientował. Wykorzystałem to i rzuciłem się do wody. Starałem się odpłynąć jak najdalej od statku i potwora. Jednak w pewnej chwili zatrzymałem się. Chciałem zobaczyć, czy reszta przeżyje. Obróciłem się, zauważyłem węża, który przed śmiercią rzucił się na łajbę. „To koniec, wszyscy zginęli” – pomyślałem. Podpłynąłem do wraku, chwyciłem się deski, rozejrzałem. Zobaczyłem ciała moich przyjaciół i węża, wszyscy byli martwi. Kiedy tak człowiek pływa, otoczony zwłokami przyjaciół, targają nim różne uczucia i myśli. Najczęstsze to: „Dlaczego? Co zrobiłem? Boże, za jakie grzechy?!”. Ja też tak myślałem. Wiedziałem, że nic nie będzie już takie jak kiedyś... to już właściwie koniec. Uratował mnie statek kupiecki i odstawił do najbliższego portu. Teraz prowadzę farmę w małym, nadbrzeżnym miasteczku. O mojej przygodzie staram się nie myśleć. Jednak, gdy jest sztorm, stają mi przed oczami ciała moich kolegów z których uleciało już życie. To wspomnienie będzie mnie prześladować do końca moich dni.
Koniec

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 3 minuty