profil

Wywiad z Ryszardem Kapuścińskim.

poleca 85% 152 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Drodzy czytelnicy, na rozmowę dla naszej gazety zgodził się Pan Ryszard Kapuściński, mistrz polskiego reportażu. Jego książki doskonale pozwalają nam zrozumieć świat współczesny. Nasz gość opowie nam o sobie, a także swoim pobycie w Nigerii.

EW: Witam Pana bardzo serdecznie. Chcę bardzo podziękować za przybycie i za chęć poświęcenia czasu na naszą rozmowę.

Ryszard Kapuściński: Dzień dobry. Udzielanie wywiadów to dla mnie sama przyjemność.

EW: Panie Ryszardzie, czym jest dla Pana zawód korespondenta?

Ryszard Kapuściński: To jest taki typ dziennikarstwa, jaki wymaga pewnych predyspozycji, zarówno fizycznych, jak i psychicznych.

EW: Podczas Pańskiej podróży do Nigerii trafił Pan na okres wojenny, może opowie Pan pokrótce o tym? Jaka jest wojna?

Ryszard Kapuściński: Wojna jest wielkim nieszczęściem. Jest niesprawiedliwa i brudna. Jej głównym celem jest powalenie przeciwnika, więc wszystkie metody są dozwolone.

EW: Czytałam fragment Pańskiej książki pod tytułem "Wojna futbolowa", pisał Pan, o drodze, przez którą biali nie mają szans przejechać. Wiec dlaczego się Pan na to zdecydował? Dlaczego postanowił Pan nią pojechać?

Ryszard Kapuściński: Z natury jestem ciekaw świata. Aby w cokolwiek uwierzyć, muszę to przeżyć na własnej skórze. Wszystkiego muszę doświadczyć sam. Chciałem poznać, uczucie towarzyszące temu momentowi. Wiedziałem, że nikt inny mi tego nie opisze, tak jak nocy na Saharze.

EW: Mógłby Pan o niej wspomnieć?

Ryszard Kapuściński: Nocą gwiazdy nad Saharą są ogromne. Takich gwiazd nie ma nigdzie na świecie. Światło tych gwiazd jest zielone i oświetla całą pustynię. Trudno to opisać słowami, to po prostu warto zobaczyć.

EW: Wracając do Nigerii, jak to jest gdy kilkunastu młodych ludzi ma zamiar skazać Pana na rozstrzelanie?

Ryszard Kapuściński: Spoglądałem na nich, cali byli mokrzy od potu. Opętani w amoku. W oczach malowała się agresja i złość. Stali kilka kroków ode mnie i z zimną krwią, celowali do mnie ze strzelb. Byłem otoczony. Widziałem noże i lufy. Bałem się jak zawsze. Myślę, że wszyscy się boimy. Nie udało mi się nigdy spotkać kogoś, kto by się nie bał. To cecha bardzo ludzka. Myślę, że różnica polega tylko na tym, że jedni potrafią się opanować i kontrolować swój strach, a inni nie są do tego zdolni. Ja wiedziałem, że nie mogę okazać słabości.

EW: Dlaczego?

Ryszard Kapuściński: Moje doświadczenie nauczyło mnie, że najgorzej pokazać załamanie. Nie wolno się bronić, bo to wyzwala w nich jeszcze większą falę agresji. Najważniejszy jest bezruch. Choć nie jest to łatwe, gdyż wszystko w człowieku wrze.

EW: Skąd tyle złości w Afryce do białego człowieka?

Ryszard Kapuściński: Ludność w Afryce nie wie, że nie jestem ich wrogiem. Oceniają mnie po kolorze skóry. Wiedzą tyle, że jestem biały, a jedyny taki, którego znali był kolonistą. Oni zostali przez niego spodleni, a teraz chcą się odegrać.

EW: Czyli poświęca Pan swoje życie za kolonializm, za handlarzy niewolników, z którymi nie ma Pan nic wspólnego?

Ryszard Kapuściński: Dokładnie tak. Oni chcieli pieniędzy. Mogłem wybrać śmierć lub po prostu im zapłacić.

EW: Więc jaka suma ich zadowala?

Ryszard Kapuściński: Pięć funtów. Wcześniej dałem zbyt mało i poniosłem tego konsekwencje.

EW: Po tym jak Pan zapłacił, pozwolili jechać dalej?

Ryszard Kapuściński: Tak. Mogłem jechać wyłącznie prosto. Nie było mowy o tym by zawrócić.

EW: Podobno przy drugiej barierze spotkał się Pan z szefem. Czy to prawda?

Ryszard Kapuściński: Owszem. Szef krzyczał do mnie. Wszystko, co wykrzykiwał wiązało się z władzą. Owe słowo wprowadzało go w ekstazę, w najwyższe upojenie.

EW: Co dalej? Przecież nie miał już Pan pieniędzy, a droga jeszcze długa.

Ryszard Kapuściński: Fakt. Nie mogłem zawrócić. Nie wiedziałem, co począć. Nade wszystko nie chciałem być bity. Pozostawało mi tylko jedno wyjście, choć nie do końca rozsądne.

EW: Jakie?

Ryszard Kapuściński: Postanowiłem wziąć barierę rozpędem.

EW: Zrealizował Pan swój plan?

Ryszard Kapuściński: Tak. Wcisnąłem gaz do dechy. Chwyciłem mocno kierownicę. Czekałem. W pewnym momencie minąłem bramkę.

EW: A co na to tubylcy? Zapewne wywołało to ich złość i agresję?

Ryszard Kapuściński: Z daleka widziałem jak wymachiwali nożami. Krzyczeli, lecz byli już za mną. Nie mogli mi nic zrobić.

EW: Co z powrotem? Przecież wyjechał Pan z Lagos. Teraz znalazł się Pan na obcym terenie poza miastem.

Ryszard Kapuściński: Wiedziałem, że nie mogę tam pozostać, chciałem wrócić do Lagos, ale nie mogłem zrobić tego sam. Ruszyłem do przodu w poszukiwaniu pomocy, wciąż niepewny swojej decyzji.

EW: Więc dokąd Pan dotarł? Czy znalazł Pan kogoś, kto zapewnił by Panu pomoc?

Ryszard Kapuściński: Do miasteczka Idiroko. Tam trafiłem na posterunek policji. Pozwolili mi się obmyć i ogarnąć. Zapewnili też bezpieczny powrót do miejsca rozpoczęcia mojej wyprawy.

EW: Podjął Pan bardzo ryzykowną wyprawę. Niewielu odważyło by się na taką wyruszyć. Chciałabym na koniec zapytać o jedno. Czy nie żałuje Pan niczego, co dotąd przeżył?

Ryszard Kapuściński: Z pewnością mogę oznajmić, że jestem zadowolony z tego, co przeżyłem. Zapewne nie osłabiło mnie to, a przeciwnie wzmocniło. Przetrwałem wiele wypraw, stwarzających zagrożenie mojemu życiu, a nadal żyję i jestem za to wdzięczny losowi.

EW: Czy zechciałby Pan coś dodać na koniec?

Ryszard Kapuściński: Tak. Chciałbym powiedzieć, żeby ludzie mimo wszelkich trudności wychodzili naprzeciw problemom i starali się zrozumieć świat takim jakim on jest. Dziękuję.

EW: Ja również się do tego dołączam. Bardzo dziękuję za wywiad. Na pewno dał wielu ludziom dużo do myślenia. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za przybycie.

Ryszard Kapuściński: Ja także dziękuję za mile spędzone chwile.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut