profil

Ciąg dalszy historii bohaterów "Syzyfowych prac".

poleca 85% 195 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

19.

Gdy Marcinek otrząsną się, poprzysiągł sobie, że znajdzie Birutę, i że powie jej co do niej czuje.
- Ja muszę ją znaleźć! Muszę!, bo inaczej zwariuje wiedząc, że mogłem zrobić to wcześniej, że mogłem jej powiedzieć już dawno temu, że ją kocham. O głupi ja, głupi!
Lamentował będąc opartym o ramie Andrzeja.
-To na co czekasz. Musisz ją znaleźć.
Poradził Marcinkowi kolega, mówiąc do niego życzliwym i ciepłym głosem.
- Jak chcesz to ci pomogę.
Dodał spoglądając na Marcinka, spojrzeniem nie tyle życzliwym, co przyjaznym i współ rozumiejącym bul przyjaciela.
Marcinek ucieszył się, poczuł, że ma oparcie w Andrzeju. Poczuł, że nie jest sam.

Następnego dnia Marcinek był gotowy do drogi. Był spakowany, posiadał niezbędne dokumenty i miał zorganizowany transport. (A trzeba wspomnieć, że w czasie okupacji rosyjskiej trudno o powózkę.) I gdy zdawało się, że może już wyjeżdżać na drodze pojawił się pierwszy wybój. Gdzie miał się udać? Do tej pory nie myślał o tym. Bardziej interesowało go czy jest dostatecznie przygotowany, i czy w trakcie podróży zostanie aresztowany, czy też nie?
Trudno było mu myśleć w chwili, gdy po głowie chodziła mu tylko jedna, jedyna myśl:
Czy ona mnie wysłucha, czy ona mnie też kocha? Marcinek tak jak wszyscy zakochani był nieco roztargniony, oderwany od rzeczywistości.

Gdy jednak Borowicz miał już się poddać, okazało się, że Andrzej wie gdzie jest Biruta.
Był on poddawany przesłuchaniom, z których Rosjanie chcieli się dowiedzieć kto działa w podziemiu, wolnej polski. A tak się nieszczęśliwie złożyło, że Andrzej wstąpił do tegoż podziemia właśnie godzinę przed zatrzymaniem. Ważne jest jednak, że w trakcie tego przesłuchania na biurku Moskala leżała ewidencja mieszkańców Wilna. Andrzej znając dobrze rosyjski szybko i dyskretnie przeczytał listę. Jak się okazało na drugiej pozycji widniało nazwisko ojca Biruty.

Po przesłuchaniu, Andrzej poszedł do Marcinka, od progu wołając:
- Wiem, gdzie ona jest? Wiem?
Był zdyszany i nie mógł dokładnie powiedzieć Marcinkowi o Birucie.
-? Biruta,?
- Co? Kto? Biruta? Mów proszę szybko gdzie ona jest. To dla mnie bardzo ważne. Mów!
Wykrzyczał Marcinek słysząc, że Andrzej wie gdzie jest Anna.
- Ona?, Ja?wiem,?czytałem?ona..
- No mów!
- Ona jest w? w? w Wilnie.
Odpowiedział z wielką trudnością Marcinkowi, a ten przysiadł na chwilę, i ze zdziwienia doznał paraliżu. Jego miłość wyjechał tak daleko. Przez chwilę zwątpił, ale natychmiast odrzucił myśl, a żeby zaprzestać poszukiwań. Świadomość pozostania w stanie rozgoryczenia i żalu do siebie, dodatkowo motywowała go do tego, aby wyjechać do Wilna.

Była niedziela. Marcinek był już w drodze do miasta, kiedy woźnica zatrzymał gwałtownie powóz.
- Co się dzieje?
Zapytał.
- Paniczu. Trasę ta para ludzi nam zablokowała.
-Mości mił panie nas obrabowali, i na tułaczkę po świecie skazali. Bo jak do Wilna się dostać mamy, jak ni chabety na stanie ni mamy, więc mówiąc krótko mój miły panie na twej szczodrości liczym wyznanie. My cię pytamy czyż nam nie pomożesz, o pomóż panie bom zatroskani. O zabiedzeni myśmy są pani.
- Czy jesteś panie poetą?
Zapytał Marcinek będąc zadziwionym stworzonym na poczekaniu lirycznym błaganiem.
Na co drugi blokujący powiedział.
- Ja jestem Ester Vagarnikow, królewski kronikarz króla Fryderyka. Podróżuję do Wilna wraz z moim przyjacielem Jackiem Kotowiczem. Jacek jest nadwornym lirykiem króla. Napadnięto nas o panie. Moskali z piętnastu na koniach powóz nam porwali, a obstawę zgładzili, jak insurekcję kościuszkowską w 1794.
- Jesteście w potrzebie. Hm? No dobrze wsiadajcie. Ja również tam jadę.
Powiedział Marcinek, mając na myśli Birutę i zastosowanie umiejętności Kotowicza.

Podjechali potem do najbliższej wioski, a tam poprosili o gościnę i nocleg, i tak minął pierwszy dzień ich wędrówki.

20.

Nazajutrz Borowicz wstał prędko przed koguta pianiem, budząc przy okazji towarzyszy.
- Nie ma czasu. Czas w drogę panowie.
I ruszyli. Początkowo byli spięci, a rozmowa ograniczała się do ?ładną mamy pogodę?, choć padał deszcz. W końcu jednak Marcinek rozpoczął konwersację:
- A w jakim celu panowie do Wilna?
- Myśmy za królem Fryderykiem podążali. Traktat pokoju zapisać z Moskali, lecz, gdy nas dopadła chorda wrogich wojsków, król nas opuścił nie widząc wroga zachłannych kolców.
- Więc pokój spisać prusko-ruski jedziecie.
- Tak jak kolega Kotowicz powiedział. A w celu jakim ty panie podążasz?
- Och?
Westchną, pogrążając się w marzeniach jak pięknie i cudownie żyć mu się będzie z Anią Stogowską. Marzył o wspólnym życiu, o rodzinie, o gromadce małych Borowiczków. Z tego cudownego snu wyrwało go ponowienie pytania:
- A więc dlaczego pan jedziesz do Wilna?
- Do ukochanej udaję się. Chcę ją zobaczyć, wyznać uczucie i pocałować tak czule, jak to tylko możliwe. Chciałbym?
Huk strzału przerwał jego wyznanie.
- Moskali dognali, o wredni Moskali!
Krzyczał Jacek. Borowicz wyjrzał przez okienko, a jego oczom ukazała się zbójecka banda, która wcześniej napadła na królewską pielgrzymkę.
- Do broni! Do broni Panowie!
Krzykną Pan Vagarnikow, dobywając szabli, i muszkietu.
Rozegrała się bitwa i choć Rosjanie przewagę liczebną mieli, to przegrali. Pan Vagarnikow wyleciał jak szalony, a był w tym podobny do husarii naszej w wojnie ze Szwecją. Borowicz choć nie znał muszkietu poradził sobie wprost znakomicie. Już po pierwszym strzale zestrzelił Moskala, i spłoszył barbarzyńców konie. Sam pan Vagarnikow dwóch Rusków szablą przetrącił, konie ich do niewoli biorąc. A gdy zdawało się, że moskiewskie psy uciekły, od tylca z szablą na Marcinka rzucił się wojak carski, raniąc go przeraźliwie. Pan Kotowicz zaś uciekł bo jak potem stwierdził wojna i wojaczka to nie dla wierszydła twórcy.

- Cóż ci jest?
Zapytał drżącym głosem Ester, w spojrzeniu mając błagalną odezwę o życie dla młodziana.
Odpowiedzi jednak nie otrzymał.

Gdy Borowicz się obudził był w chacie dwieście metrów od bram Wilna położonej. Pan Vagarnikow strzelbę i muszkiet nabijał, a Jacek pisał kolejny wiersz. W izbie nie było jednak Ryśka, woźnicy.
- Gdzie? gdzie?Rysiek?
Z wielkim trudem spytał oglądając się po izbie wzrokiem błądzącym.
- Jak dobrze żeś oprzytomniał, znaczy żyć będziesz.
- Co z?
- A tak z Ryśkiem. Bo widzisz panie. Co to nas Moskalskie konnice dopadły to i w tedy zabili woźnicę.
- Co!
Krzykną Marcinek przepełniony goryczą i żalem, zrywając się z łóżka.
- Spokojnie. Panicz Borowicz winien odpoczywać. Rana od ostrza paskudna.
Słysząc ten głos Marcinek rozpoznał w nim ojca Biruty, pana Stogowskiego. Ucieszył się, gdyż był to znak, że są w Wilnie, lub gdzieś blisko.
Marcinek odpoczywał w chacie przez miesiąc czasu, pisząc wiersz dla Anny. A raczej pomagał Kotowiczowi w jego stworzeniu.
Pan Vagarnikow przyniósł pewnego dnia interesującą nowinę, jako, że był Rosjaninem, mógł wprowadzić przyjaciół do Wilna. Był jednak w tym pewien haczyk. Musieli być oni bowiem co najmniej pół Ruskami.

Przebrali więc się w stroje typowo rosyjskie, i pod takim przebraniem udali się do Wilna.
Wcześniejsze wybryki szajki moskalskich psów doprowadziły do niepokojów w mieście.
Gdy już więc byli w połowie drogi do domu państwa Stogowskich, na ulicach zapanowały bójki, przepychanki. Wszędzie unosiła się aura buntownicza. Litwini i Polacy atakowali Rosjan, chcąc oswobodzić miasto. Był to rodzaj protestu przeciw Moskalskim wybrykom.
Gdy Marcinek dochodził do celu ujrzał w drzwiach Birutę i pogrążył się ponownie w marzeniach nie widząc i nie słysząc harmidru i zgiełku panującego na około. Tę chwilę słodyczy chwilę beztroski i zapomnienia przerwała nadjeżdżająca jazda polska. Borowicz ubrany na styl carski został stratowany i potraktowany muszkietem, gdyż wzięto go za Rosjanina. Upadł. Gdy leżał i pogrążał się w otchłań śmierci podbiegła do niego Anna, wzięła jego głowę na swoje kolana, i niczym matka trzymająca syna umierającego, zaczęła do niego mówić:
- Nie zginiesz, nie możesz! Zobaczysz wszystko będzie dobrze! Wyjdziesz z tego. Pomożemy ci! Słyszysz! Słyszysz!
Marcinek powoli i w wielkim bólu odchodził z tego świata. W ręku trzymał wiersz dla Biruty. Patrzył na nią i mimo ran, czół się szczęśliwy. Spojrzał na nią raz jeszcze i powiedział z wielkim trudem dławiąc się krwią własną:
- Kocham?
Otwierając rękę i konając na jej kolanach.
Wzięła jego wiersz i zaczęła czytać drżącym głosem, łkając. Wiersz ten był szczery, pełen namiętności i uczuć. Po jego przeczytaniu Każdy by się wzruszył.

Anna również. Pochyliła się nad Borowiczem, a łza z jej policzka z kapnęła na jego usta. Zamknęła oczy i łącząc się z Marcinkiem duchowo, pocałowała go. A gdy uniosła głowę po jej policzku płynęła krew jego, a oczy zalewał potop łez.

Ze smutkiem i z żalu, a także w wielkim bólu Jacek Kotowicz napisał ostatni swój wiersz:

?Gdy cierpię w bezkresie
Zatracając duszę
W grzechu przepychu
W moskali nawale
W boleści i w strach
Żegnaj mił Panie??

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 8 minut