profil

Miłość i poczucie obowiązku - to siły budujące czy niszczące? Ustosunkuj się do tego zagadnienia, wykorzystując wybrane teksty kultury.

poleca 85% 1009 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Sofokles

Miłość – temat wszechobecny w literaturze i sztuce. Co więcej – niezmiennie pojawiający się w rozmowach, w prasie, mediach – słowem – w codziennym życiu. Ludzie uważają ją od wieków za siłę potężną. Pragną jej i tęsknią do niej „Nie ma takiego człowieka, który by nie kochał, ale cała rzecz w tym, co kocha” – twierdzi św. Augustyn. W jego stwierdzeniu kryje się pewna głęboka myśl – źle ulokowane uczucie może doprowadzić do nieszczęścia i wtedy miłość pokazuje swoje niszczące oblicze. Podobnie, gdy zaznawszy jej, odwracamy się od niej plecami idąc za innym uczuciem.
Najczęściej miłość składana jest na „ołtarzu” poczucia obowiązku. To również wielka siła, która potrafi mocno zamieszać w życiu wielu ludzi. Antonie de Saint – Exupery powiedział kiedyś, że „ obowiązek rozpoznasz po tym przede wszystkim, że nie pozostawia ci on prawa wyboru”. Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, gdy prześledzimy losy niektórych bohaterów literackich. Kiedy los kładł na jednej szali ich miłość i osobiste szczęście, a na drugiej – obowiązek i silne poczucie odpowiedzialności, w zasadzie każdy z nich wybierał to drugie. Szedł bowiem za silnym wewnętrznym głosem, który nie pozostawiał żadnego wyboru, jeśli chcieli postępować w zgodzie z samym sobą. Zdarzały się wyjątki, ale ostatecznie – niezależnie od obranej drogi, na końcu zwykle czekały: cierpienie, ból, często osobista porażka lub nawet śmierć.

Jednym z przykładów miłości i poczucia obowiązku jako sił niszczących jest Antygona. Córka Jokasty i Edypa, jedno z czterech dzieci tego kazirodczego związku. Bohaterka tragedii Sofoklesa stoi przed koniecznością dokonania wyboru między dwoma równoważnymi wartościami: prawem bogów, które nakazywało pochować brata, a wyrokiem wydanym przez Kreona, który zakazał pogrzebania ciała Polinejkesa. Dla Antygony największą wartością jest miłość do brata. Dlatego też ważne jest dla niej, by chociaż garścią piasku godnie uczcić jego pamięć. Główna bohaterka kieruje się nie tylko miłością brata, ale też wiarą. Dlatego dokonanie wyboru jest dla niej takie trudne. Zdaje sobie sprawę, że każda z dwóch dróg, którymi może podążyć, doprowadzi ją do cierpienia i bólu. Posiada silną osobowość, ale taka tragedia na pewno zasieje w niej smutek, wątpliwości i gniew. A te uczucia nie pomagają, lecz doprowadzają do upadku człowieka. Tym bardziej, że uczucie Antygony jest dość egoistyczne mimo, że skierowane na inną osobę. Przemawiają przez nią głęboko zakorzenione przekonania. Chce ich bronić, nie zważając na sposób, w jaki to czyni. Jest nawet gotowa poświęcić życie Hajmona dla martwego brata. Ostatecznie sprzeciwia się Kreonowi i postanawia pogrzebać go mimo konsekwencji, jakie mogą ją spotkać. Dziewczyna wie, że czeka ją śmierć, która w szczególny sposób dotknie tych, którzy ją kochają.
Według Antygony należy kierować się prawem miłości: „Współkochać przyszłam nie współnienawidzić”- mówi. Kreon natomiast uosabia poczucie obowiązku i twarde ludzkie prawa. Utożsamia się on z państwem: „Państwo – to jestem ja...”. Ważniejsze jest dla niego dobro publiczne, niż dobro rodziny. Swą miłość do rodziny poświęca dla ludu. Przez to traci najbliższych, bowiem wydając zakaz grzebania zwłok zdrajcy, łamie prawo boskie. Sofokles pokazuje nam, jak wiele zła spowodować może starcie dwóch tak potężnych sił. Bo niestety - to zderzenie doprowadza do katastrofy, powodując przy tym śmierć i zniszczenie.

Tristan i Izolda to kolejne postacie literackie, które zaznały nieszczęścia z powodu miłości, jak też na skutek swego poczucia obowiązku. Dzieje Tristana i Izoldy są najsłynniejszą opowieścią miłosną w literaturze średniowiecznej. Tragiczną – musimy dodać, ale zarazem piękną i poruszającą. Historia ta opowiada o miłości kochanków, która narodziła się wskutek omyłkowego wypicia magicznego eliksiru przeznaczonego pierwotnie dla króla Marka. Może nie doszło by do katastrofy gdyby nie „fatalny” rozkaz wydany przez monarchę Tristana, by ten przywiózł mu królową, którą mógłby pojąć za żonę. Tragicznym zbiegiem okoliczności, a może przez działanie fatum, wychowanek króla Marka zakochuje się w eskortowanej przez niego Izoldzie. Z wzajemnością.
Tristan jest rozdarty między miłością do ukochanej, a pragnieniem dochowania wierności swojemu władcy. Izolda jest mu przeznaczona, jednak nie jest im dane żyć razem. Dziewczyna musi poślubić króla Marka, ale miłość jest silniejsza i kochankowie spotykają się potajemnie. Wiedzą, że to grzech, ale ta siła pcha ich ku sobie. Nie potrafią się jej przeciwstawić, I choć Oscar Wilde powiedział kiedyś: „Nie grzeszą tylko Ci, którzy grzeszą z miłości”, trudno nie zauważyć ciężaru winy obojga. Gdy król dowiaduje się o zdradzie żony, chce zabić kochanków. To ostatecznie musi doprowadzić ich na skraj przepaści, którą będzie zmierzenie się z prawdą. Ostatecznie jednak Tristan zostaje „jedynie” wygnany z kraju. Jako banita umiera od ran i żalu za ukochaną, gdy dowiaduje się, że jego luba nie przybyła. Izolda słysząc zaś o ciężkim stanie ukochanego postanawia go zobaczyć. Przewrotny los sprawia, że dociera za późno – Tristan już nie żyje. Gdy widzi zmarłego, ogarnia ją olbrzymi smutek i tęsknota, wreszcie także umiera.
Ta niespełniona miłość zatriumfowała jednak po śmierci. Z grobu zmarłych wyrósł głóg. Mimo kilku prób jego ścięcia, krzak ciągle odrastał, splatając się ze sobą i symbolizując tym samym więź łączącą kochanków. Tristan i Izolda są nie tylko nigdy nie przemijającym symbolem miłości, ale także znakiem pokoju i wybaczenia, którego po śmieci dostąpiła nieszczęsna para. Ale nie możemy zapominać, że połączyło ich uczucie, które nie powinno było zaistnieć. Po raz kolejny w obliczu innej wartości, jaką było poczucie obowiązku, wierność i lojalność – jakikolwiek wybór doprowadzić musiał do smutnego końca. Tak było i w tym przypadku – zakazana miłość, za którą poszli Tristan i Izolda, zraniła wielu a ich samych przyprawiła o cierpienia, a w końcu śmierć.

„Solidarność, miłość, godność – dopiero w imię tych rzeczy postępujemy jak ludzie” Nie sposób zgodzić się z tymi słowami Marii Dąbrowskiej, gdy spojrzymy na dzieje Konrada Wallenroda. W imię poczucia obowiązku wobec swego ludu i ojczyzny zgodził się poświęcić miłość, godność i stać się zdrajcą, łamiąc przy tym rycerski kodeks. Czy było warto? Bohater dramatu Mickiewicza zdaje sobie sprawę z tego, że innej drogi nie ma.
Wallenrod jest Litwinem, który w dzieciństwie, został porwany przez Krzyżaków. Jego rodzice zginęli. Krzyżacy młodego Wallenroda nazwali Walterem Alfa. Gdy młodzieniec dorastał Halban – jego opiekun, litewski Wajdelota – uświadamiał i wpajał chłopcu, kim tak właściwie jest. Śpiewał mu pieśni i opowiadał o ojczyźnie. Walter pojmuje za żonę księcia Kiejstuta – Aldonę. Młodzi bardzo się kochają. Walter jest szczęśliwym mężem ale wciąż dręczy go sytuacja jego kraju, zagrożonego przez zakon Krzyżacki. Ponadto nie wie, co ma zrobić: walczyć o kraj i zostawić żonę, czy zostać w domu i nie ratować Litwy? Postanawia ostatecznie walczyć o ojczyznę gdyż dręczy go niepokój: „Szczęścia w domu nie zaznał, bo go nie było w ojczyźnie”. Wstępuje do zakonu pod przybranym imieniem Konrad Wallenrod. Musi chwycić się podstępu, gdyż uświadamia sobie słabość rodaków i to, że nie są w stanie pokonać wroga w otwartej walce. Po kolejnych szczeblach pnie się na wyżyny hierarchii zakonu. Zostaje wybrany na jego mistrza i zaczyna wdrażać swój plan zemsty: rządzi zakonem nieudolnie, zdradza Litwinom plany i posunięcia Krzyżaków, a wreszcie prowadzi tych ostatnich do walki, którą przegrywają. Niestety zostaje zdemaskowany, gdy ktoś słyszy jego rozmowę z pustelnicą. Będąc niemal u celu musi popełnić samobójstwo. Aldona, którą okazuje się być tajemnicza pustelnica, także umiera.
I znów jedna z będących w konflikcie sił przeważa, doprowadzając poddanych jej działaniu ludzi do nieszczęścia. Główny bohater to postać tragiczna – jego życie układa się w taki sposób, że każdy wybór będzie dla niego wiązał się z bólem i cierpieniem. Poczucie odpowiedzialności za ojczyznę przeważa i Konrad zostawia bliskich, żonę i przekreśla swoje szczęście. Źródłem ciągłej męki jest dla niego konieczność podążania ścieżką podstępu i zdrady. Jego poczynania prowadzą go do osobistej klęski. Nie ma ucieczki przed smutnym losem.

Według Henryka Sienkiewicza „miłość jest jak nasionko leśne, z wiatrem szybko leci, ale gdy drzewem w sercu wyrośnie, to tylko chyba z sercem wyrwać je można”. Takie właśnie „nasionko miłości” zostało zasiane w sercu Andrzeja Kmicica, bohatera „Potopu”. Raz zaszczepione, szybko przekształciło się w gwałtowne i silne uczucie do Oleńki Billewiczówny. Ale to „dziewczyna z zasadami” i porywczy młodzieniec musi sobie zasłużyć na jej wzajemność. W tym celu podejmuje walkę: przede wszystkim o ojczyznę, zagrożoną szwedzkim najazdem, ale też z własnymi słabościami. Kieruje nim patriotyzm, jednak zaślepiony miłością i chęcią zasłużenia sobie na przychylność Oleńki, wybiera niewłaściwą drogę – pochopnie przysięga wierność Januszowi Radziwiłowi, przekonany, że ten postępuje dobrze. Radziwił, egoistyczny książę, podstępem pozyskuje lojalność młodego szlachcica i doprowadza go tym do zguby. Wbrew własnym chęciom Kmicic zaczyna działać ze szkodą dla Rzeczpospolitej, pogrążając się coraz bardziej w oczach obrońców Polski i swej ukochanej. Późno rozpoznaje swój błąd i wydaje się, że wszystko już zaprzepaścił. Ciężar wyrzutów sumienia i utracenie godności przygnębia go i doprowadza do wściekłości, rozpaczy i gniewu. A przecież wszystkie jego poczynania miały na uwadze jedynie dobro ojczyzny. I tak dwa szlachetne uczucia: miłość i poczucie obowiązku, niemal doprowadziły go do upadku. Jednak autor powieści pisząc „ku pokrzepieniu serc” inaczej ułożył losy Kmicica. Andrzej odnajduje w sobie wystarczająco dużo sił, by naprawić swoje winy. Jego bohaterskie czyny i zmiana nastawienia przynoszą wreszcie oczekiwane efekty – uzyskuje przebaczenie swego króla, a w końcu także Oleńki.
Tym razem więc miłość zwyciężyła dzięki determinacji i trudnej walce o wolność kraju. Ale zostało to okupione wieloma trudami, cierpieniem i poprzedzone działaniem moralnie niewłaściwym…

W czasach silnie zarysowanych podziałów społecznych, awans do „wyższej” warstwy wydawał się szczególnym darem losu. A los uśmiechnął się w ten sposób do Tomasza Judyta, bohatera powieści pt. „Ludzie bezdomni” Stefana Żeromskiego. Ten młody lekarz wywodzący się z „nizin społecznych”, ciężką pracą i przy odrobinie szczęścia osiągnął to, do czego dążył przez lata. Możliwości, jakie się przed nim otworzyły i blask życia wyższych sfer zawróciły mu nieco w głowie, ale zawsze czuł swego rodzaju dług wdzięczności i to, że powinien go spłacić – najlepiej pomagając warstwie, z której pochodził.
Judym musi zmagać się chęcią zaznania dobrobytu i łatwego życia, o których przecież marzył, a poczuciem, że nie może przymknąć oczu na sytuację biedoty. Nieustannie leży mu na sercu potrzeba działania w jej interesie – ale gdy przechodzi do „czynów” i prezentuje swe stanowisko na spotkaniu w salonie doktora Czernisz, nie spotyka się to ze zrozumieniem środowiska lekarskiego. Tomasz zostaje sam. Nie ma pacjentów i brak pracy zmusza go do przyjęcia posady w uzdrowisku w Cisach. Tam wiedzie spokojne, przyjemne życie. Dopiero inicjatywa pani Niewadzkiej i Joanny sprawia że angażuje się w organizację szpitalika dla lokalnej biedoty. Judym odkrywa szkodliwy wpływ pobliskich stawów na zdrowie i pragnie namówić zarząd do ich likwidacji. Ponownie ponosi klęskę. Także uczuciową, gdy jego obiekt westchnień – panna Natalia Orszeńska wychodzi za mąż. W tym momencie w jego życiu pojawia się szansa na szczęście w osobie Joasi do której kieruje odwzajemnione uczucie. Jednocześnie traci pracę w Cisach i po spotkaniu z Korzeckim wyjeżdża do Zagłębia Dąbrowskiego. Obraz życia górników, jaki tam zastaje, wzbudza w nim przestrach i bunt wobec tragicznego położenia tych ludzi. Zajęty nowymi odczuciami i przygnębiony po samobójstwie Koreckiego, na jakiś czas spycha na dalszy plan swoje własne sprawy. Momentem przełomowym staje się wizyta narzeczonej – Tomasz musi wybrać: szczęście w rodzinie i pogrzebanie pięknych idei, czy pozostanie i poświęcenie się dla innych. Przed oczami staje widok rozdartej sosny – tak samo rozdarty wewnętrznie musiał być ten młody człowiek. Według Marie Van Ebner-Eschenbach „Najbardziej pożałowania godni ludzie to ci, którzy posiadają poczucie obowiązku, lecz brakuje im siły, by obowiązek ten spełnić” Bohater jednak odnajduję w sobie tę siłę i odwracając się od miłości, niszcząc nadzieję Joasi, trochę samolubnie wybiera ostatecznie walkę z nieszczęściem ludzkim, gdyż jest to jego „przeklętym” długiem...

Przywołane przeze mnie przykłady wskazują, że należałoby miłość oraz poczucie obowiązku uznać za siły niszczące. Jednak musimy przy tym pamiętać, że ta ocena dokonywana jest przez pryzmat ludzkiego, ziemskiego szczęścia i mniej ważnych dążeń człowieka, które nie mają szansy utrzymać się, gdy na drodze stanie im któraś z tych dwóch, potężnych wartości. Każdy człowiek pragnie, by jego życie toczyło się zgodnie z jego własnymi pragnieniami i marzeniami, ale zdarza się, że o wiele ważniejsze okazują się ojczyzna, obowiązek, uczucie, czy religia. Okoliczności nieraz stawiają go przed bardzo trudnymi wyborami. Od przyjętego systemu wartości zależeć wtedy będzie, jaką dana osoba przyjmie postawę, co zrobi i jak się zachowa. Dla bohaterów przywołanych przeze mnie utworów literackich na szczycie hierarchii wartości znajdowały się: raz miłość, innym znów razem – odpowiedzialność i obowiązek. Ale łączyło ich jedno – dla tych wyższych celów gotowi byli poświęcić osobiste szczęście, dobro najbliższych, a nawet życie. Pociechą dla nas – zwykłych ludzi jest to, że w prawdziwym życiu mniejsze są szanse, że staniemy przed tak dramatycznymi wyborami, za to większe, że uda nam się pogodzić miłość, szczęście i poczucie obowiązku, nie zaznając przy tym tylu cierpień i bólu…

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 12 minuty