profil

Zamrozili mnie na 20 lat.

poleca 85% 101 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Mam na imię Magda. Zawsze byłam bardzo ciekawa świata i różnych jego tajemnic. Zawsze szukałam różnych, dziwnych rzeczy, chciałam poznać ludzi, którzy do czegoś doszli, którzy chcą coś osiągnąć. Pewnego dnia wybrałam się do laboratorium, gdzie były zamrożone zwierzęta, poznałam profesora, który przeprowadzał doświadczenia na nich, zaczęłam wypytywać o wiele rzeczy, zafascynowało mnie to. Czy one żyją, czy ich mózg normalnie funkcjonuje, czy ich ograny normalnie funkcjonują, co będzie jak się je odmrozi. Profesor Felix zaczął rozwiewać moje wątpliwości i uświadamiać mnie. Odwiedzałam go dosyć często, przesiadywałam całe dnie w laboratorium. Wstawałam bardzo wcześnie rano, biegłam do profesora, później do szkoły, aby dowiedzieć się więcej o działaniu Felixa. Pewnego dnia spytałam co by się stało gdyby człowieka zamrozić. Odpowiedział, że teoretycznie to samo co ze zwierzętami, czyli powinien normalnie funkcjonować po kilku dniach tzw. dojścia do siebie, że to jest bardzo interesujące, lecz nie ma ochotnika aby to sprawdzić. Zaczęłam się zastanawiać nad tym co profesor do mnie mówił. Spytałam mamę, czy pozwoliłaby mi zamrozić się, odpowiedziała, że chyba zwariowałam. Zaczęłam jej opowiadać wszystko, że mnie to fascynuje i chciałabym bardzo sprawdzić jak to jest, chciałabym się całkowicie badaniom i doświadczeniom profesora. Po kilkutygodniowych prośbach, namowach, błaganiach rodzice zgodzili się porozmawiać wstępnie z profesorem. Opowiadał tak przekonywująco, że zgodzili się pod warunkiem, że będą mogli cały ten przebieg kontrolować i gdyby coś było nie tak od razu odmrozić mnie. Postanowiłam porozmawiać z wychowawcą, co on sądzi na ten temat, chciałam go poinformować. Słuchał z wielkim zaciekawieniem, gdy się spytałam co sądzi o tym był zmieszany, nie wiedział co ma powiedzieć. Stwierdził, że sam nie odważyłby się na coś takiego, podziwia mnie za moją odwagę, zawziętość i zainteresowanie. Zaoferował swą pomoc.
Dni przygotowań mijały, ja spędzałam czas z przyjaciółmi, przy książkach, zaprzestałam chodzić do szkoły, wpadałam tam czasami zobaczyć się z wychowawcą. Spotykałam się również ze słowami krytyki, wariatka, chora na głowę, ma nie równo pod sufitem takie i inne nazwy kierowane pod moim adresem były na porządku dziennym, po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do tego, byłam wręcz dumna z siebie, że jestem inna, że mam ambicje, swój cel w życiu do którego dążę. Miałam wsparcie ze strony znajomych, rodziny, które było mi bardzo potrzebne.
Nadszedł ten dzień 1 lipca 2006 roku. W laboratorium wszystko było przygotowane, lodówka, przerażeni rodzice z moim kochanym szczurkiem i wychowawca. Długie pożegnanie z rodzicami, kochanym szczurciem, myśl, że mogę ich więcej nie zobaczyć, mogę nie funkcjonować prawidłowo, lub moi rodzicie mogą nie doczekać, gdyż będą 20 lat starsi, a ja nie. Profesor Felix kazał mi wziąć aparat i zrobić pamiątkowe zdjęcie zrobiłam jak kazał. Nadchodzi ten moment, wchodzę do komory, nogi mi się uginają, ręce trzęsą, po policzkach moje mamy spływają łzy, łzy smutku, tęsknoty, choć nigdzie nie wyjeżdżam, będę tak blisko, a jednocześnie tak daleko, będą mogli mnie cały czas obserwować, spędzać czas koło mnie, będę pół ciałem, pół duchem, będą mogli mnie widzieć, mówić do mnie, lecz ja im nie odpowiem, choć na pewno bardzo by tego chcieli, ja zresztą też, zamykają mnie. Widzę ich, cały czas ich widzę. Jest mi zimno, coraz bardziej i bardziej, czuję, że moje kości twardnieją, zamarzam, nie czuję zimna, jest miło i przyjemnie - ciepło. Widzę ich, cały czas ich widzę, jakbym miała przed oczyma zdjęcie. Mamusia, Tatuś, Feluś, pan Rutkowski...
W pewnej chwili zrobiło się strasznie zimno, czułam że mam lód zamiast kości, później powoli wraca mi czucie w rękach i nogach, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nie mogłam się ruszać nie wiedziałam gdzie jestem. Widziałam jakiś ludzi. Kobietę, i trzech mężczyzn, którzy mnie wzięli i położyli na czymś twardym. Nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa, oni coś mówili, niezbyt rozumiałam, docierały do mnie pojedyncze słowa. Słyszałam Madziu, słyszysz? To ja. Zastanawiałam się jaki JA, kto to jest Madzia, co to za ludzie są wokół mnie, nie wiedziałam nic. Po kilku dniach przyszli Ci sami ludzie z jakąś jeszcze jedną kobietą i znowu Madziu, słyszysz mnie? To ja Znowu nie wiedziałam jakie JA, ale już mogłam coś powiedzieć. Więc spytałam
- Jakie ja? Kim wy jesteście. Co się dzieje?- mówiłam strasznie wolno
- To ja, Twoja mama, poznajesz mnie? spytała, pokręciłam przecząco głową, ta kobieta wybuchła płaczem, zaczęła krzyczeć na starszego pana w białym fartuchu, usłyszałam:
- Jak pan mógł!... Moja córka... ufałam... córka? Pomyślałam, czyli to musi być moja mama
- Spokojnie proszę Pani, to tylko kwestia czasu.... odrzekł mężczyzna. Gdy ta koieta się uspokoiła wydusiłam z siebie
- Mama... ta kobieta, która jest niby moją mamą (a co to znaczy, że jest mamą?) znowu wybuchła płaczem. Spędzała ze mną mnóstwo czasu, i pan który z nią przyszedł do którego mówię tato też przychodził. Starszy pan w białym, śmiesznym fartuszku przypomniał sobie coś i powiedział, że ma dla mnie prezent. Uśmiechnęłam się. Pokazał mi owe zdjęcie, wpatrywałam się w nie dłuższą chwilę, zaczęła mi wracać pamięć, łzy spłynęły mi po policzku, to było dobre posunięcie, poświęcali mi bardzo dużo swojego czasu. Wychodzili ze mną na spacery. Świat się strasznie zmienił, powstały nowe sklepy, centra handlowe w miejsca starych, wszystko było takie.. takie inne, jakby z bajki, innego świata. Rodzina traktowała mnie jak nowo narodzone dziecko tyle, że o wiele szybciej dorastałam, zaczęłam kojarzyć fakty i prawidłowo się rozwijać. Pewnego dnia spotkałam jakąś parę, było to małżeństwo.
- Cześć Madziula! wykrzyknęła dziewczyna, rzucając mi się na szyję.
- Aa...ee... my się znamy? spytałam nie pewnie
- No jasne, tyle lat Cię nie było z nami, brakowało nam Ciebie %odpowiedziała
- No ok.. ale ja dalej nie wiem kim wy jesteście.
- Ja jestem Kaja, a to mój mąż Filip, a tam na placu zabaw są nasze dzieci powiedziała i uśmiechnęła się. Porozmawialiśmy chwilę i poszłam z rodzicami do domu. Poprosiłam o numery telefonu do moich wszystkich znajomych, mama się bardzo ucieszyła, że sama chcę coś zrobić. Spotkałam się z całą byłą klasą i wychowawcą. Zastanawiałam się czy ich poznam, gdy się spotkaliśmy, starałam się sobie przypomnieć i skojarzyć teraz te starsze o 20 lat twarze. Poznałam wszystkich, byłam bardzo szczęśliwa, że ich spotkałam, opowiedzieli mi co się u nich wydarzyło, komu się jak wiedzie. Postanowiłam, że wrócę do szkoły, wiedziałam, że nie będzie tak jak było, że to doświadczenie zmieniło wiele w moim życiu. Wróciłam do szkoły, zaczęłam się normalnie uczyć, poszłam do profesora Felixa. Zaczęłam opowiadać mu, stwierdził, że doświadczenie się udało, z czego był bardzo szczęśliwy. Media się mną zainteresowały, cały czas chcą robić jakieś wywiady, a ja przecież jestem normalna nastolatką, którą kiedyś nazywali wariatką.
Dziś jestem normalną nastolatką, uczę się w gimnazjum 29 im. Jana Pawła II w Krakowie, mam wielu znajomych, przyjaciół, którym z chęcią opowiadam co przeżyłam. Gdyby jeszcze raz mnie o coś takiego poproszono, nigdy w życiu nie zgodziłabym się. Jeden raz, żeby sprawdzić samą siebie, ale nigdy takich rzeczy nie powtarza się kilkakrotnie, w tym przypadku już wiem co by mi groziło. Jestem szczęśliwa, że mogłam pomóc ludzkości, przyczynić się do rozwiązania wielkiej zagadki, tajemnicy nad, którą z pewnością nie jedna osoba się zastanawiała.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 7 minut

Podobne tematy