profil

Dowcip Kochanowskiego, a dzisiejsze poczucie humoru.

poleca 85% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Każdy człowiek śmieje się z tego co widzi i jak widzi. My - ludzie świata współczesnego mamy do czynienia z prasą, telewizją, kinem, teatrem, komentujemu to, co widzimy i co rozumiemy. W czasach, kiedy żył Kochanowski ludzie również oceniali rzeczywistość jaka ich otaczała i jaką postrzegali. Świat renesansu jest mi - choć żałuję - dosyć obcy. Sądzę, że dlatego nie śmieszy mnie poezja Kochanowskiego, iż nie znam świata, który znał on. Ludzi, ich obyczajów i zachowań. Jednak przeczytawszy jego fraszki, dochodzę do wniosku, że gdyby żył w dzi-siejszych czasach na pewno trząsłby się ze śmiechu oglądając "Misia" Stanisława Barei, a brzy-dziłoby go "Lalamido nocą" - program prowadzony przez kontrowersyjnego Krzysztofa Skibę. Po prostu miał taki rodzaj poczucia humoru - nie rubaszny, bezmyślny, nie szyderczy czy sar-kastyczny, ale finezyjny, inteligentny, przewrotny. Byłby Stanisławem Tymem dzisiejszych czasów, a nie Tadeuszem Drozdą.

W Słowniku Terminów Literackich napisane jest, że "humor to postawa intelektualna i uczuciowa sprzyjająca dostrzeganiu stron komicznych w ludziach, sytuacjach, zdarzeniach, wypowiedziach itp., wyzwalająca dowcip". Komizm zaś to " kategoria ujęcia estetycznego, takie przedstawienie przedmiotu, że wydaje się on zabawny, wywołuje wesołość i kpinę. Rezultat ten osiąga się przez odpowiedni wybór i łączenie elementów czerpanych z obserwacji lub fantazji". I to właśnie czynił Kochanowski - patrzył na swych współczesnych, zauważał to, czego inni być może nie widzieli i złośliwie, czasem ironicznie, wykpiwał. Prawił, jak pewnie wszyscy, dworne komplementy damom, ale jednocześnie nie szczędził im uszczypliwych docinków. Dzięki temu wiemy, że na XVI-wiecznych polskich dworach paradowały takie same - godne drwiny - typy, jak po pubach końca XX wieku.

Kochanowski wykpiwał wady i śmiesznostki, które zauważał zarówno u maluczkich, jak i u wielkich ówczesnego świata. Pisze więc o Kaznodziei, który żyje wbrew własnym zasadom i radom, jakich udziela w kościele wiernym. Na pytanie:

"(...)Czemu to, prałacie
Nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?"
Kaznodzieja szczerze odpowiada:
"(...)Mój panie,

Kazaniu się nie dziwuj, bo mam pięćset na nie;
A nie wziąłbych tysiąca, mogę to rzec śmiele,
Bych tak miał czynić, jako nauczam w kościele."

W pijackiej przygodzie pewnego ziemianina lubelskiego Kochanowski zauważa zabawną zgodność nazwiska z zachowaniem jego właściciela:

"Kozieł, kto go zna, piwszy do północy,
Nie mógł do domu trafić o swej mocy.
Ujrzawszy kogoś:
Proszę cię, nie wiesz ty mojej gospody?
A ten:
-"

Kozieł się "uchlewa" - idzie spać do chlewa. Skojarzenie niby proste, ale jest w nim też ukryte potępienie powszechnego - jak sądzić można z innych fraszek (choćby "O doktorze Hiszpanie") - pijaństwa.

Kochanowski żartuje również z dewotek (fraszka "Na Nabożną"), które choć twierdzą, że nie grzeszą - nader często spowiadają się z przewinień; z twardego serca kochanki, która na palcu nosi twardy diament; wreszcie - w słynnych "Rakach" - ze wszystkich niewiast, u których " cnota za nic", pragną tylko złota,a także "zdrady patrzają nie z serca miłują".

Obiektem kpiny jest w istocie u Kochanowskiego sposób bycia, postawa wobec świata i ludzi, które uosabia konkretny człowiek. Po to drwi, wytyka wady jakiejś osoby, by zwrócić uwagę na ogólniejsze zjawisko. Czy inni bywalcy dworów, szlacheckich biesiad, nie ronili dow-cipów, nie śmiali się? Niemożliwe! Na pewno wybuchali gromkim śmiechem, widząc któregoś ze współucztujących przewracającego się o krzesło, potykającego się o własne nogi lub upada-jącego twarzą do talerza. Tyle, że były to pewno dowcipy dość płaskie i pewno dlatego żaden z nich nie przetrwał. Ale sądzę, że tak zwany ogół miał dość niewybredne poczucie humoru. I pewnie taki sposób pisania, to poczucie najwyższej klasy humoru, pozwoliło jego fraszkom przetrwać wieki, mimo iż sam pisał o nich "Naśmiawszy się nam i naszym porządkom, wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom". Kochanowski był o kilka klas - pozwolę sobie użyć terni-mologii sportowej - wyżej. Dlatego właśnie napisałam, że był Tymem swojej epoki.

My w śmiejemy się z tego samego, co w renesansie - po prostu zabawne jest to, gdy inny człowiek się ośmiesza. Taką już człowiek ma naturę. Nader często doszukujemy się z za-chowaniu innych komizmu, choć nie zawsze musi to być humor w dobrym guście - to bowiem co dla jednego może być bardzo zabawne, dla drugiego może być przykre.

I tak samo jak zapewne w renesansie, ludzie dzielą się na tych, którzy śmieją się z róż-nych rodzajów humoru. Jedni z "Kabaretu Starszych Panów", "Kabaretu Dudek", z "Dziennika Telewizyjnego" Jacka Fedorowicza i felietonów "Pies czyli Kot" Stanisława Tyma, innych bawi program Drozdy "Śmiechu Warte" (który moim zdaniem sam jest śmiechu wart)i głupkowate sitcom'y - z podkładanym śmiechem. Owszem - może to, że "Jaś" przewrócił się i usiadł pupą w miednicy pełnej wody będzie śmieszne dla jego rodziców, albo rodzeństwa, ale czy cała Polska musi się z tego śmiać siedząc przed telewizorem, i czy biedny, mały "Jaś" musi przeżyć takie upokorzenie? Bo gdybym ja zobaczyła w telewizji siebie w podobnej sytuacji, przez miesiąc nie wychodziłabym z domu.

Nie można więc powiedzieć, że istnieje coś takiego jak "dzisiejsze poczucie humoru". Inteligenci po prostu wolą czytać sztuki Mrożka, zamiast oglądać w Polsacie idiotyczną rodzinę Kiepskich, lub Bundy'ch. Te oczywiście bawią pewną, niemałą wcale grupę ludzi, lecz ta grupa nie bardzo chyba wie, kto to był Gombrowicz, a na pytanie kto jest autorem "Ferdydurke" zgodnym chórem odpowie - Bogusław Linda.

Moja mama pracuje w magazynie "Przegląd Reader's Digest" (który ma 600 tysięcy nakładu), czytelnicy przysyłają tam dowcipy i opisy różnych śmiesznych sytuacji. 95 procent czytelników nadsyła opowiastki o tym, jak ktoś się upił i przewrócił, jak małe dziecko zauważyło różnicę w budowie mamusi i tatusia, jak ptak narobił komuś na głowę. A humory drukowane w "Super Expressie", Angorze" i setkach zbiorków pod hasłem "100 najlepszych dowcipów o..." ? Też nie są najwyżego lotu, a jak znakomicie wpływają na zwiększenie nakładu!

Wreszcie reklama - ma trafić do jak najszerszego grona odbiorców, zatem pomysłodaw-ca reklamy używa dowcipu, który spodoba się jak największej liczbie osób. Agencje reklamy milony złotych wydają na tak zwane badania preferencyjne i wiedzą, co robią. Czy dowcip w reklamie skierowanej do szerokiej publiczności jest wyszukany, angielski, finezyjny, polegający na aluzji literackiej, żarcie słownym? Nie, to humor najprymitywniejszy z możliwych: "Masz pół litra?" - pyta jeden facet drugiego. "Jak tak to dobrze. W sam raz dla dwóch, pod warunkiem, że jeden nie pije".

Wniosek - chcąc trafić w gust przeciętnego Polaka, trzeba trzymać się Drozdy a nie Ba-rei. Można w tej sytuacji zaryzykować stwierdzenie, że jest to dominujący dziś, niestety, typ poczucia humoru.

Na szczęście pozostaje jeszcze 5 procent tych, którzy śmiejąc się coś przy tym myślą - wyciągają wnioski, widzą analogie, rozumieją cel dowcipu. Sztuką nie jest opisanie tego, co za-bawne na pierwszy rzut oka, ale tego, co pozornie wydaje się zupełnie normalne. Kochanowski, jak mi się wydaje, miał właśnie takie poczucie humoru.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 6 minut

Podobne tematy