profil

"Świat wokół nas... Na gigancie." - opowiadanie

Ostatnia aktualizacja: 2020-08-29
poleca 85% 869 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

„Świat wokół nas... Na gigancie.”
Dziewczyna, która wysiada teraz z pociągu jest głodna i zmęczona. Na imię ma Kaśka. Powinna teraz siedzieć w szkole, ale jej nie lubi. Niedługo kończy lekcje – powinna wrócić do domu, przyszykować obiad młodszej siostrze i odrobić lekcje. Rodzice oczekują, że Kaśka kiedyś skończy studia i zacznie pracować.
- My nic nie mieliśmy, ale nam się udało – ciągle powtarzali. – A ty co? Ledwo zdajesz kolejna klasę. Skończysz osiemnastkę i do pracy!
Kaśka ma dopiero szesnaście lat. Z domu uciekła tydzień temu. Z początku do koleżanki z klasy. Do tej, z która ojciec zabraniał jej się spotykać.
- To nie jest towarzystwo dla ciebie – krzyczał – takiej to tylko chłopaki i dyskoteki w głowie.
Z szafki wyciągnęła dwieście złotych. Koleżanka ucieszyła się. Miała wolny dom, rodzice akurat wyjechali służbowo. Odbyła się impreza. Obowiązkowo wódka, piwo, jakieś chipsy. Przyszło sporo osób. Dziewczyny
w skąpych ubraniach – tak, że pół ciała widać. Chłopcy w szerokich spodniach, włosy na żel. Napili się. Ktoś przyniósł marihuanę – narkotyk miękki. Zabawa była udana. Żadnej bójki. Tylko ktoś wymiotował. Potem Kaśka przeżyła swój pierwszy seks.
- Żałuję. Nawet go nie znałam. – tylko tyle powiedziała.
Rodzice koleżanki wrócili, Kaśka musiała szukać innej kryjówki. Pieniądze się skończyły. Ruszyła w stronę dworca. Na dworcu bała się policji. Sprawdziła kiedy odjeżdża pociąg i schowała się w ubikacji. Gdy nadszedł czas, przemknęła się do wagonu. I tu zamknęła się w toalecie. Jechała tak pięćset kilometrów. Przysnęła na kilka minut, ale co to za sen na sedesie. Teraz stoi przed Dworcem Centralnym i zadziera głowę do góry. Nigdy wcześniej nie widziała tak wielkich wieżowców. Jest ładny pogodny dzień. Warszawa Kaśce się podoba (Warszawa, Gdańsk, Kraków, Poznań, Wrocław – do tych miast ciągnął nastolatki na gigancie).
- Skąd jesteś? – pyta Czarna – Ja z Miechowa. Justyna. A to jest Renia.
- Macie jakieś jedzenie?
Rodzice Kaśki w najbliższym komisariacie zgłosili zaginięcie córki. Wzrost 169 cm, włosy ciemny blond, oczy zielone.
- To ucieczka – powiedzieli.
- Niech no ją tylko złapiemy – ucieszył się policjant.- Nastraszyć gówniarę czy bezstresowo dostarczyć do domku? Jak sobie państwo życzą, tak będzie.
- Dostarczyć od razu – powiedziała matka po sekundzie namysłu.
W drodze do domu zastanawiali się jak przyjąć Kaśkę, gdy wróci.
- Przez tydzień nie będzie mogła usiąść na tyłku – zapowiedział ojciec.
- Lanie jest wyrazem bezradności rodziców. Tak mówili w telewizji. Patrz mieli rację. Gdzieś popełniliśmy błąd. Mówią, że błąd zawsze jest w domu.
- Miała za dużo! – denerwował się ojciec. – Komputer, Internet, wieża...
- Komputer obiecaliśmy jej za trójkę z angielskiego, wieżę za geografię...
- I wszystko zostawiła! Tyle są warte dla niej nasze nagrody. I żadnych obowiązków nie ma. Afera
o sprzątnięcie swojego pokoju.
Według danych policyjnych w roku 2004 przyjęto dwadzieścia tysięcy zgłoszeń o zaginięciu człowieka. Co drugi zaginiony nie skończył osiemnastu lat. Większość niepełnoletnich zaginionych (nie ma dokładnych danych: siedem do dziesięciu tysięcy rocznie) to uciekinierzy z domów. Chłopak (dziewczyna) odchodzi
z domu, bo nie chce w nim dłużej być, nie ma powodu. Uciekają nastolatki nie tylko z rodzin, gdzie jest przemoc i alkohol. Także (może nawet częściej) z tzw. normalnych, dobrych, przyzwoitych, gdzie nie ma krzyku
i przemocy; gdzie codziennie jest obiad i ciasto w niedzielę. Ale jest też rygor i nadmierna kontrola; nie ma czasu dla dziecka; jest konflikt między rodzicami; napięcie i pozorna grzeczność. Albo cisza. Brakuje wsparcia ze strony rodziców, gdy dziecku idzie źle w szkole wspierają nauczyciela, a nie dziecko. Bywa, że nastolatek ucieka, bo nie akceptuje go grupa rówieśnicza, albo prześladuje. Rodzice nie potrafią przed tym dziecka uchronić, bo zwykle o niczym nie wiedzą. Najkrócej – dziecko odchodzi, kiedy w domu czuje się samotnie. Tak mówią psycholodzy.
Rodzice Kaśki czekają na wiadomość od policji – dwa dni, tydzień, już dwa tygodnie. Ustalili, że przez kilka pierwszych dni Kaśkę widziano z koleżankami. Potem zniknęła. Nikt nic więcej nie wie. Rodzice przezywają tragedię: ona płacze po nocach, on to kładzie się, to wstaje. Rozmawiają o pierwszej w nocy, trzeciej, o piątej nad ranem.
- Za co ty jej obiecałaś solarium?
- Że jeśli przejdzie do następnej klasy...
- No to przynajmniej na tym zaoszczędzimy. Ten rok na pewno zawali.
- Że też nie ma nad nami litości. Córeczka nasza kochana, cholera jasna. Chyba się do niej przez miesiąc nie odezwa, jak wróci.
- Wróci, kiedyś w końcu się zmęczy.
- Co ona je? Gdzie śpi? A może wcale nie uciekła? Krzysiek! Może gdzieś tam leży zabita! Przecież, tak naprawdę nie miała powodu, by uciekać.
- Przestań!
- Pójdźmy do psychologa, Już od dawna o tym myślałam. Może nam powie, gdzie popełniliśmy błąd.
- Nie będę latał po żadnych psychologach.
Czarna: Mam na imię Justyna, ale wolę, gdy mówią na mnie Czarna. Który czas uciekłam? Szósty czy siódmy. Jestem giganciarą na maksa – dziecko samotnej matki, ale matka mnie już nie szuka. Jej problem. Reni rodzice szukają, podobno byli w telewizji i nawet za nią płakali. Mówię: - Renia, ty wracaj. Ale ona twierdzi, że ich płacz to jedna wielka ściema. Jej starzy to pijaki – malarz tapeciarz i bezrobotna pielęgniarka. Niezła parka
z nich pewnie. Przemoc domowa, czy jak wy to w tych gazetach nazywacie... Renia mało mówi. Dobrze wie, że ucieczka to szansa przetrwania. I albo natychmiast nauczysz się życia, albo lepiej nie mówić. Kaśka niewiele wie. Jeszcze dziecko, choć o rok starsza ode mnie. Od razu wiedziałam, że uciekła z domu. Stała jak sierota i nie wiedziała, gdzie iść. Takich zagubionych widać na odległość, są łatwym kąskiem. Na ucieczce sam człowiek nie przetrwa, nie ma takiej siły, trzeba być w grupie. Podeszłam do niej, bo jest niezłą laską i ktoś mógłby się nią zaopiekować. Pełno tu takich starych pedofilii. Czekają tylko na takie jak Kaśka. Szkoda dziewczyny. Mówi, że jest skejtką, ale widać, że zwykła pannica, co mamusi się urwała. Mówi, że matka daje jej na kosmetyki, ale nie daje ze sobą pogadać. I że dla niej taka matka jest nikim. Odbiło jej, rozum straciła. W domu ma wszystko, a tu głodna, bez grosza przy duszy. Durna. Musiałam nauczyć ja sępić. Ja sępie przed empikiem na Marszałkowskiej, razem z Renią. Tam jacyś wrażliwsi chodzą i dziennie ponad stówę wyciągam. Kaśka przyłączyła do nas.
Z początku kiepsko jej szło. A komu sępienie kiepsko idzie, musi kraść, albo sprzedać się na dworcu. Kaśka sępi na chleb, albo na bilet do domu. Nikt nie pyta dlaczego, ale też rzadko kto daje. Trzeba prosić na piwo. Od razu wyciągają portfele, zwykle tacy niebogaci, co z książkami chodzą. Jak jest chłodniej to śpimy na Kwiatkowskiej. Gdzie jest Kwiatkowska? To klatki schodowe, ostatnie piętro. Dzwonisz domofonem i mówisz, że pod piątką nie działa. I wpuszczają, ale trzeba spać cicho, bo zaraz gliny wzywają. Tak jak dzisiaj w nocy: - Dzwonię na policję! – darła się jakaś stara babka w szlafroku, bo za głośno się śmiałyśmy. No to zmyłyśmy się, lepiej nie ryzykować. Tylko, że o drugiej w nocy nie łatwo wejść do innej klatki. Nie zadzwonisz domofonem, bo ludzi zbudzisz. Nikt cię nie wpuści. Po ulicach strach chodzić, bo albo radiowóz, albo menele. Na dworcu też lepiej nie. Tam bez przerwy ktoś się drze, kogoś biją, zimno, przeciągi, pociągi i stu amatorów na nasz młode ciała. Tam nie wszędzie są ludzie. Są miejsca puste, których trzeba się strzec. Na ucieczce musisz ciągle kombinować, jak nie wpaść w cos gorszego. Nikt się tobą nie opiekuje, sam za siebie odpowiadasz i to jest w tym wszystkim najstraszniejsze. Weszłyśmy do nocnego autobusu, bo co było robić. Kursowałyśmy tak z centrum na Chomiczówkę i z powrotem. Zero spania. Tylko strach, że jakieś skinole wejdą. Oni takich jak my bezdomnych, to na odległość wyczują i chcą z nas społeczeństwo oczyścić.
Rano kupiłyśmy jedzenie, browar. Szłyśmy kawał drogi, bo gdy jesteś na ucieczce to chodzisz, nie jeździsz. Trzydzieści, czterdzieści kilometrów dziennie. Żeby czas zabić. Stała trasa: Centralny, Chmielna, Nowy Świat, Krakowska, Rynek. Na Barbakanie jest sporo znajomych. Znowu Chmielna, znowu Marszałkowska, dworzec, Pola Mokotowskie. Pola to ogromny park. Policji tu nigdy nie ma. Położyłyśmy się na trawie. Jest ciepło. Leżymy tak już piątą godzinę. Nikt ci nic nie każe, nie rządzi. Tylko Kaśkę zebrało na pytania. Powiedziałam jej, bo czego tu się wstydzić. Ojca widziałam może raz w życiu, za to matkę za często, bo codziennie. Czepiała się mnie od dziecka. O co? O wszystko. O szkołę, o koleżanki, że za bogate i wodę mi
z mózgu robią. Faktycznie, matka nie miała kasy, bo frajerka. Woźna w szkole... I tak niedługo przestanie pracować, bo szkoła wprowadza oszczędności. Nie wiem co ona wtedy zrobi. Mieszkamy w takie kamienicy, gdzie butelki z okien lecą, a po drewnianych schodach strach iść, tak są spróchniałe. Miejskie slumsy. I ja mam tam zostać? Klepać biedę? Z trójką młodszych siostrzyczek? Na pewno nie! Matka tyle zarabia na miesiąc, co ja tu w kilka dni. Gdybym przy niej została, to ani się ubrać, ani na dyskotekę pójść. Nie pójdę się zabawić, to
o czym na drugi dzień z dziewczynami będę rozmawiać? O szkole? Kaśka pyta jak jest na ucieczce. Super, ale do czasu. Renia cos o tym wie, ale zamknęła się jak grób i udaje, że śpi. Nie chce mi się już gadać. Brzuch mnie boli, ciotka przyjechała. Zapomniałam kupić podpaski. Kaśka poszła do knajpy po papierowe ręczniki z toalety. Już nie raz mnie uratowały. Zobaczymy co przyniesie. Muszę się umyć w tym bajorze, niech się tylko ściemni. Najważniejsza jest higiena, inaczej staczasz się w syf. Na ucieczce najgorzej jest z myciem. Gdzie ta Kaśka?
Rodzice Kaśki siedzą teraz na fotelach w gabinecie psychologa. Przyszli zapytać o błąd. Opowiadają teraz pani psycholog o tym, co ich spotkało. Psycholog długo słucha, kiwa głową, zadaje jakieś pytania, rozumie niepokój rodziców. Potem rozmowa wygląda tak (w skrócie):
- Dlaczego nie rozmawialiście z córką?
- Rozmawialiśmy.
- To nie była rozmowa. To kontrola. System kar i nagród. Zakazy i szlabany. Masz być taka, jak my. Masz się ubierać jak my chcemy. Może Kasia czuła się tym wszystkim upokorzona?
- Robiliśmy jej przyjemności – mówi ojciec- na weekend wyjeżdżaliśmy na wieś, by zabrać ja od koleżanek.
- To właśnie one dały jej coś, czego w domu nie miała.
- Co takiego? – ojciec aż podskoczył.
- Może akceptację?
- Jak można akceptować wagary i jedynki? – zapytała matka.
- Pewnie myślała, że nigdy nie będzie taka jak pani: elokwentna, mądra, bogata. Pani się wyrabia w życiu, ona nie. I postanowiła wam o to pokazać, jak umiała. Uciekła. Musza państwo zrobić rachunek sumienia.
- Proszę? – ojciec nie rozumie. – Rachunek sumienia? Ja?
- Trzeba się zastanowić, co pan zrobił swojej córce, że postanowiła uciec.
- Przepraszam – ojciec wstaje. – Nie mogę tego słuchać. Co ja takiego zrobiłem córce? Czy ja jestem jakiś nienormalny? Bzdury pani opowiada! Wychodzimy.
Za godzinę północ. Kaśka gdzieś przepadła, Czarna wciąż czeka na papierowe ręczniki.
- Gdzie ona się podziewa?
- Mam kilka chusteczek, weź – Renia rozgląda się po parku. – Powinnyśmy się stąd zmywać. Nie lubię, gdy jest ciemno. Będzie padać.
I się rozpadało. Kaśki wciąż nie ma, dziewczyny biegną na przystanek i wsiadają do nocnego autobusu, który jedzie na Kabaty. Znowu będą kursować do rana.
- Co z ta Kaśką? – martwi się Czarna.
U rodziców Kaśki dzwoni telefon. Wiadomość z pogotowia opiekuńczego: córka zatrzymana wczoraj w okolicach Pól Mokotowskich „czeka na odbiór”.
Ojciec prosi córkę do telefonu:
- Halo – mówi Kaśka.
- Cześć. Mam jechać po ciebie?
- Jak chcesz, nie musisz.
- Tak źle ci było w domu? – ojciec pyta spokojnie.
- A nie wiesz jak było?! – Kaśka podnosi głos. – Nawet muzyki słuchać nie mogłam.
- Bo miałaś złe oceny. Wagarowałaś.
Ojciec wsiada w samochód i pędzi do Warszawy. Postanawia, że w pogotowiu opiekuńczym powstrzyma nerwy. Potem kilka klapsów musi być. Matka zostaje w domu. Robi sałatkę z ananasem, którą Kaśka lubi. Włącza komputer i pisze:
„Plan dnia.
1. Szkoła
2. Godzinny odpoczynek
3. Nauka
4. Zdanie lekcji rodzicom, tak by nie było wątpliwości co do mojej wiedzy.
5. Gra na pianinie do godziny 20.
6. Umycie się do godziny 22.
Nieobecność w szkole nieusprawiedliwiona jest równa 10 zł, potrącona z kieszonkowego.
podpis rodziców
podpis Kaśki
data...”
Mijają trzy godziny, ściemnia się. Z Warszawy dzwoni ojciec.
- Słuchaj! – krzyczy do żony. – Ona uciekła z tego pogotowia!
- Uciekła?
- Tak, tu są otwarte drzwi, wychodzą na spacer.
- Może ktoś wie, dokąd poszła?
- Pytałem gówniarzy. Śmiali się. Kazali szukać na Żurawiej. Tu podobno przychodzą uciekinierzy.
- Tu?
- Tak. Jestem tutaj. Na tej ulicy. Rozumiesz?
- Nie rozumiem. I co?
- Na szczęście Kaśki tu nie ma.
- Jak to na szczęście?! Krzysiek, co ty mówisz?
- To jest ulica prostytutek.
Czarna: Nie ściemniam. Nie wiem gdzie jest Kaśka. Nie ma jej ani na Polach, ani na Barbakanie. Jakby chciała mnie znaleźć, to wie, że codziennie z Renią sępimy przed empikiem. Może uciekła z Warszawy? Podobno we Wrocławiu jest teraz fajnie. Może znalazła tam dobry squot i nocuje. Squot to stara fabryka, jakaś hala, pustostan... czy jak to nazwać. Tam mieszkają bezdomni. Ale nie lumpy z dworca. Fajni, po dwudziestce. Grają na gitarach, śpiewają, nic nie muszą, nikomu nie przeszkadzają. No, skinole ich tępią, walą bejsbolami. Ale squotersi wyganiają małolatów, bo ściągają policję. Po co policja squotersom? Jak będę coś wiedziała – dam znać.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 13 minuty