profil

Czym jest miłość?

poleca 85% 469 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Miłość? Niezaprzeczalnie jest uczuciem. Afektem towarzyszącym człowiekowi prawdopodobnie od początku jego ewolucji do czasów teraźniejszych. Być może właśnie dlatego rozwinęliśmy się do formy istoty myślącej tj. "potrafiącej dysponować swoimi namiętnościami" I mimo, że miłość ma tak wiele, mniej lub bardziej romantycznych odmian i historii, i każda z nich jest przez nas odbierana w inny sposób, zawsze niezaprzeczalnie kończy się tragicznie. Jest siłą raczej destruktywną i tylko pod przysłoną swojej wdzięcznej i jakże mogłoby się wydawać cudownej postaci wysysa ze swych ofiar resztki człowieczeństwa, rozsądku i chęci do życia. Ogólnie postrzegana jako obiaw jak najlepszego, pełnego życia jest w rezultacie jednym z najczęstszych powodów śmierci i szaleństwa. Wszystkim sceptycznie ustosunkowanym do moich twierdzeń, mam zamiar tu przedstawić kilka argumentów, jeśli nie przekonywujących, to chociaż nieco rozjaśniających w głowie. Bo w miłości nie chodzi tylko o piękne chwile, ale o współistnienie i odpowiedzialność nie tylko za siebie ... a z tym aż za często mamy problemy.
Ale może zacznijmy od rozważenia najpierwotniejszego uczucia, pierwszego z jakim spotykamy się w życiu - miłości rodzicielskiej. Bez doświadczenia jej po pierwsze, prawdopodobnie nie istnielibyśmy, ponieważ to głównie dzięki niej nasi opiekunowie czuli się w obowiązku zaopiekowania się nami. Po drugie jeżeli nawet byśmy w jakiś cudowny sposób zdołali przetrwać, wegetowalibyśmy jako beznamiętne roboty wykonujące swoje monotonne prace służące przetrwaniu ( bo do prawdziwego zaangażowania potrzebna jest pasja ), od czasu do czasu zajmujące się reprodukcją w celu zachowania gatunku ludzi-mrówek. Czyli w sumie wychodzi na to, że miłość jest potrzebnym zjawiskiem, ale uzależnia nas w straszliwym stopniu. Poza tym, jak wszystko na tym padole i miłość musi mieć swoje przeciwieństwo, którym jest jakże pokrewna jej nienawiść. A tutaj nikt mi nie udowodni, że jest to pozytywny skutek.
A co z innymi odmianami, można by spytać? Na przykład, kochanie samego siebie? Już z nazwy niechlubnie kojarzone z egoizmem ... jest także jednym z pierwotnych emocji, ma istotny wpływ na nasze funkcjonowanie w społeczeństwie i jeśli nie jest ani przedawkowywane, ani też odrzucane pozwala nam w miarę spokojnie żyć. Niestety bardzo często zdarzają się nam zachwiania, które oczywiście mogą doprowadzić do katastrofy. Przykład:
- w pewnym momencie dana jednostka stwierdza, że jest najwspanialsza, najmądrzejsza itd., po prostu popada w samouwielbienie i w skutek czego zostaje odrzucona przez otoczenie jako "bufon". Inny przykład, równie skrajny:
- w.w. jednostka uznaje, że do niczego się nie nadaje i zaczyna nienawidzić siebie, co staje się przyczyną odizolowania od reszty świata, depresji i częstokroć samobójstwa. Kolejna opcja:
- znana nam już dobrze jednostka postanawia zostać altruistą. Co z tego wynika? Najpierw wszystko jest piękne i wszyscy są szczęśliwi, ale niestety nadchodzi moment, kiedy otoczenie zaczyna wykorzystywać naszego delikwenta doprowadzając go do oddania wszystkiego, łącznie z życiem. Jakie są wnioski? MIŁOŚĆ JEST NIEBEZPIECZNA !
Pozostaje jeszcze do rozważenia inny, znacznie bardziej obszerny motyw miłosny, który chciałabym tu zawrzeć, otóż jest to uczucie łączące dwoje nie spokrewnionych ze sobą ludzi (najczęściej przeciwnej płci) znana nam dobrze od czasów Adama i Ewy, których to historia jest podobno pierwszą w dziejach miłości. Nie była oczywiście pozbawiona wzlotów, upadków, kłótni o winę, wygnań z raju i odebrania kilku nauk od Wszechmogącego. A potem ... trup ścielił się gęsto, co miłości w niczym nie przeszkadzało, bo przybywało coraz więcej szaleńców próbujących kochać i w tym celu okraszających się raz po raz łzami nie tylko szczęścia, ale i rozpaczy, tak często wywołanymi zdradą, nie tylko swoich własnych, ale i partnerskich ideałów. Już samo jej podejrzenie jest w stanie wywołać w człowieku nie tylko szereg wręcz absurdalnych posądzeń, ale i zachowań. Taka właśnie historia opowiedziana jest w "Otell'u" Szekspira. Tam też właśnie jest bardzo obrazowo ukazany najtragiczniejszy chyba jej rezultat. Ale zdrada, nawet ta domniemana, niesie za sobą o wiele więcej konsekwencji niż możnaby na pierwszy rzut oka się domyślać. Przede wszystkim prawie zawsze pozostawia po sobie trwały ślad na psychice, kierujący dalszym postępowaniem nie tylko zdradzającego i zdradzanego, ale też najbliższych im osób, które jakby nie było, też kochają. I o ile nie poprzestaną tylko na przemyśleniu i wyciągnięciu wniosków z zaistniałej sytuacji, to także wikłają się w szereg następujących po sobie podejrzeń spadających na kark im najbliższych. Koło się zamyka z mniejszą lub większą ilością trupów. Ale istnieje tu także wątek innych zamieszanych w to osób, które szukają w tej nieszczęsnej miłości korzyści dla siebie, zdradzając przy okazji kolejnych Bogu ducha winnych ludzi. Ale może pozostawmy zdradę, która jak widać nieodłącznie wiąże się z w.w. miłością i odnajdźmy sens innego ciągniętego tu motywu - śmierci. A tej mamy kilka rodzajów:
- śmierć (mniej bądź bardziej) naturalna jednego z kochanków;
- samobójstwo z rozpaczy po stracie, lub niespełnieniu się miłości, a nawet wspólne dla potwierdzenia pewnych (często prozaicznych) ideałów;
- zabójstwo z miłości lub jej braku u drugiej osoby;
- morderstwo w afekcie;
- itd. Można by wymyślać w nieskończoność.
No cóż ... po nawet dłuższym przemyśleniu taka śmierć nie niesie dla mnie żadnej cnoty, wręcz przeciwnie, wydaje się tym bardziej absurdalna. Mogłabym nawet wysnuć tu podejrzenie, że miłość jest raczej chorobą niż dobrodziejstwem. A i choroba odnajdzie w mych dywagacjach swoje miejsce, bo do czegóż innego można by porównać nie tylko pierwsze objawy zakochania, ale i różne stany, do których jest zdolny doprowadzić się człowiek ogarnięty tym wielkim uczuciem ... psychoza, paranoja, czy zwykłe szaleństwo, tak na przykładzie Króla Lira. Ten nieszczęsny człowiek, nie dość, że doszczętnie stracił zmysły po jakże wielkim zawodzie, ale i umarł z rozpaczy po jedynym ogniwie (które notabene sam zdradził) jakie łączyło go jeszcze ze światem realnym. Samo wyobrażenie takiego stanu rzeczy straszliwie mnie przerasta. A sposoby dojścia do niego mogą wydawać się aż na zbyt błahe ... piękne słówka. Tak łatwo im ulegamy, nie ucząc się empirycznie na ich skutkach. Z resztą sami zbyt często pochlebiamy, by wyczulić się na fałsz w słowach zawarty. Ale ciągłe mówienie to domena ludzkości. Zatracamy sens słów w ich potoku, zbyt często samemu mówiąc "kocham".
Dziwną sprawą, jaka bardzo często wiąże się z miłością, jest postępujące otumanienie i zgłupienie. Niesamowite, do jak wielkich nieodpowiedzialności jest zdolny posunąć się zakochany człowiek ... a podobno miłość ma być podstawowym, najstabilniejszym fundamentem małżeństwa, które już z samego założenia jest obrazem społecznej odpowiedzialności. Nie będę tu wymieniać kolejnych przykładów na dowiedzenie tej tezy, bo "koń - jaki jest, każdy widzi". A zasada Carpe-diem stosowana jest nie tylko przez nieobytych i jakże spontanicznych (podobno) młodych. Miłość przecież nie wybiera, dopada każdego, a ilość rozwodów zależy tylko i wyłącznie od rozsądku dojrzałych osób zawierających małżeństwa, a jak to widać na statystykach, dorośli naszych czasów nie grzeszą raczej umiejętnością logicznego, perspektywicznego myślenia. Ale nie mój interes w to ingerować. W końcu w epoce kultu pieniądza (to w sumie też specyficzna miłość)zakładanie rodziny przestaje być rezultatem świętej miłości, a staje się zwykłym podpisaniem kilku papierków, nie świadczących wcale o tym na kogo (co!) skierowany jest cały potencjał uczuciowy. Płytkie to, ale prawdziwe ... chociaż zasady obowiązują wciąż te same, z miłości zabijamy, szalejemy i robimy przeróżne głupawe rzeczy, które w normalnych warunkach nie przeszłyby nam przez myśl. Pewien wpływ może mieć na to POP-kultura, która stara się w jak największym stopniu zniekształcić w naszych oczach obraz miłości, sprowadzając ją do cielesnych chuci (na których notabene zbija się wielką kasę), albo platonicznych (nie znaczy niegroźnych) zauroczeń kolorowymi postaciami z mediów. I gdzie tu miejsce na książkową romantyczność?!
Ciężkim orzechem do zgryzienia jest też jakże powszechna obawa przed samotnością, którą niestety wywołuje sama miłość. Czy to przez nadmierne wpojenie pewnych zasad zależności przez rodziców (robiących to z miłości oczywiście), czy przez proste uzależnienie się od ciepła drugiej osoby w naszym życiu. Osoby, z którą nie koniecznie będziemy do końca, bo kochanie to jedno z najbardziej niewdzięcznych uczuć, przemija tak samo szybko, jak wykiełkowało ... a przyzwyczajenie posiadania przy sobie kogoś pozostaje i rośnie w siłę w miarę narastania naszego przygnębienia po utracie i wielokrotnie prowadzi do nieodwracalnych skutków ubocznych, jak zgorzknienie, malkontenctwo, chroniczna melancholia i sceptyzm.
No i pojawia się w końcu jeden z podstawowych problemów kochania, którym jest poświęcenie, w nieszczerych relacjach może się wydawać ono wręcz pasożytnictwem jednej postaci na drugiej ... coś jak w systemie zdrady, tylko niekoniecznie świadomie, ale często tragicznie. Bowiem czy idealizowanie partnera, czy nadmierne uwielbienie siebie na dłuższą metę nie stają się chorobliwe i prowadzą do wyniszczenia obu organizmów?! Ale nie ma ideału ... a szukający go stanowią odsetek, kolejnych ofiar tej jakże wyrafinowanej pułapki, zwanej miłością.
Ale mimo tych wszystkich niedoskonałości muszę przyznać, że wierzę w miłość. I uważam, że ze świadomością jej kalectwa tym lepiej i rozsądniej mogę nią obarczać innych; kochać i być kochaną.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut