profil

Elfriede Jelinek- biografia austriackiej noblistki

poleca 85% 440 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Nigdy nie słyszałem o Elfriede Jelinek, więc na temat jej twórczości nic nie powiem" - wyznał PAP pisarz Paweł Huelle. Podobnie Jerzy Pilch: "Jelinek? Nigdy nie słyszałem, nie znam ani jednego jej słowa. Nie sadzę, żeby to był wybryk komisji noblowskiej, jakim był np. Dario Fo. Ale na pewno nie jest wiele lepsza od Tadeusza Konwickiego. Czemu jemu nie dać Nobla?".
Oskarżanie i skargę mam po prostu we krwi - mówi Elfriede Jelinek, świeżo upieczona austriacka laureatka literackiego Nobla. - Pisanie jest konieczne, aby uszło ze mnie napięcie, bo inaczej pęknie mi czaszka.

Gwałtownych oskarżeń pełne są jej książki, skarg i samooskarżeń - wywiady, których udziela coraz rzadziej. Oskarża mężczyzn i patriarchalne społeczeństwo o dręczenie i wykorzystywanie kobiet, swych austriackich rodaków - o historyczną amnezję, oskarża matkę o tyranię, a ojca - o psychiczną słabość. Niewiele wiadomo o jej życiu, w ostatnich latach prawie nie wychodzi z domu. - Jedyne, czego chcę, to żyć w odosobnieniu. Pragnę tylko, żeby zostawiono mnie w spokoju - mówiła, uśmiechając się przepraszająco, do szturmujących jej dom dziennikarzy w dniu przyznania Nobla. Najbardziej boi się sławy. - Pisarzom nie wolno być sławnymi. To przekleństwo. Trzeba obserwować z ukrycia. I potem uderzać jak żmija piaskowa.

Elfriede jest późnym dzieckiem - kiedy jesienią 1946 r. przyszła na świat w niewielkim miasteczku Mrzzuschlag w Styrii w południowo-wschodniej Austrii, matka miała 53 lata, a ojciec 58. Rodzice pochodzili z kompletnie różnych światów; "zderzyły się one nad moją głową i mnie rozgniatają" - mówi Jelinek. Matka, z zamożnej mieszczańskiej rodziny katolickiej, była pełna energii i ambicji. Z tego, co mimochodem wspomina Elfriede, po wojnie to ona troszczyła się o finanse rodziny. Ojciec był czeskim Żydem, bratankiem Trockiego, socjalistą, prawdopodobnie także agentem GRU, naukowcem, człowiekiem bardzo wrażliwym. Wojnę przetrwał dzięki temu, że jako chemik był nie do zastąpienia przy badaniach naukowych na cele wojenne. To opracowaywał metody użycia gazów w hitlerowskich obozach zagłady. Wkrótce po wojnie zachorował psychicznie. Zmarł w klinice psychiatrycznej w 1972 roku.

- Już kiedy byłam dzieckiem, ojciec zmuszał mnie do oglądania filmów, w których pokazywano góry zwłok w obozach koncentracyjnych - wspomina Jelinek. - Historia mojej rodziny to dla mnie zobowiązanie już od dziecka. To stało się cząstką mnie samej i zawsze, gdy dostrzegam jakieś tendencje totalitarne lub autorytarne, od razu muszę krzyczeć. To chyba pragnienie pomszczenia ojca, które towarzyszy mi przez całe życie.

Więź Elfriede z matką jest zupełnie inna. Niemcy mają na to słowo "Hassliebe", czyli miłość-nienawiść. Matka pragnęła dla córki kariery artystycznej, widziała w niej cudowne dziecko. Jako trzyletnią dziewczynkę posłała Elfriede na lekcje tańca, wkrótce potem na muzykę. Przedpołudniami Elfriede chodziła do przyklasztornej szkoły, o której w na poły autobiograficznym eseju pisze z nienawiścią: "Szkoła to przeciwieństwo życia i - co gorsza - można w niej oduczyć się żyć, bo trzeba się uczyć. Młodzieńczy zapał załamuje się i szybko umiera, bo nie jest w stanie wzlecieć w niebo". Każda szkoła, a klasztorna w szczególności, to hierarchia i władza, nauka zakłamania i posłuszeństwa, koszmar niewoli, coś wstrętnego. Wszystko, co radosne, jest tu zabronione. "Do dziś nie mogę sobie wyobrazić, że można dobrowolnie chodzić do szkoły" - pisze Jelinek.

Całą młodość Elfriede spędziła na ćwiczeniu - baletu, skrzypiec, fletu, organów. Traumatyczne doświadczenie tego drylu przetworzyła w powieści "Pianistka"; to rzecz o niszczącym związku despotycznej matki z córką. - Zostałam tak wychowana, że nie umiem się niczym cieszyć. Miałam być artystką, ale nawet sztuka nie miała sprawiać mi radości - powiedziała Jelinek. - To pewne, matka mnie zniszczyła. Mimo to, a może i dlatego, Elfriede nigdy nie rozstała się z matką, nawet po wyjściu za mąż za mieszkającego w Monachium informatyka Gottfrieda Hngsberga. Przez całe życie mieszkała w zbudowanej przez matkę willi w zacisznej, peryferyjnej dzielnicy Wiednia Htteldorf. Uliczki wiją się tu po łagodnych zboczach zielonych wzgórz, choć do centrum jest tylko pół godziny tramwajem. Dopóki żyła, matka mieszkała na piętrze, a Elfriede na dole. Latami córka pielęgnowała starzejącą się despotyczną kobietę. Odejście 97-letniej matki w 2000 r. było dla Jelinek szokiem, z którego, jak sama przyznaje, nie otrząsnęła się do dziś. - Pozostał we mnie paniczny strach przed starością. Moim zdaniem należałoby we właściwym czasie popełnić samobójstwo - powiedziała dziennikarzowi "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung". To wtedy kompletnie wycofała się z życia publicznego, przestała niemal wychodzić z domu, unika kontaktów z prasą, nie odbiera przyznawanych jej nagród. Do Sztokholmu po Nobla też nie chce pojechać. - W tej chwili nie mogę znieść, że ktoś na mnie patrzy, nie potrafię zrezygnować z życia w zaciszu -wyjaśnia swą decyzję. Pisanie stało się dla młodziutkiej Elfriede drogą ucieczki spod kurateli matki. Pierwsze próby poetyckie podjęła podczas studiów. W wiedeńskim konserwatorium uczyła się gry na organach i kompozycji, na uniwersytecie chodziła na historię sztuki i języki obce. Już w 1967 r. ukazał się jej pierwszy tomik wierszy "Cień Lisy".W 1968 r. wskutek komplikacji poaborcyjnych przeszła załamanie nerwowe - przez rok nie była w stanie wyjść na ulicę. Aby pokonać psychozę, pisze. Kiedy choroba odchodzi, Elfriede wraca na studia, poznaje innych początkujących pisarzy i zaczyna publikować w awangardowym czasopiśmie literackim "Manuskripte", któremu wierna jest do dziś. Angażuje się też politycznie podczas rewolty studenckiej 1968 r., a w 1974 r. wstępuje do Komunistycznej Partii Austrii KP. Jej członkiem pozostaje aż do 1991 r.

- Przeszłam z katolicyzmu na komunizm - oświadczyła w wywiadzie dla tygodnika "Die Zeit" w 1990 r., dziwiąc się, że jej rozmówca wątpi, czy socjalizm to słuszna ideologia. - Państwo musi poskramiać naturalną skłonność kapitalizmu do dzikiego rozpleniania się. Państwo powinno być w tym surowe i dyktatorskie. Kilka lat później w rozmowie z litewską dziennikarką wyjaśnia swe zaangażowanie polityczne inaczej. - Powiedzmy, że praktykuję idealistyczną, przedchrześcijańską, wulgarną wersję marksizmu. Ale nigdy nie byłabym komunistką w kraju, gdzie ludzie są uciskani - usprawiedliwia się. - Chciałam, żeby KP równoważyła prawicowy, bardzo katolicki świat w Austrii, żeby przekroczyła barierę 5 proc. i weszła do parlamentu. Kiedy wszyscy gnają w prawo, chciałoby się, aby przynajmniej parę osób poszło w lewo. Ale socjalistą można być tylko tam, gdzie socjalizm nie jest ustrojem państwa. Dziś Jelinek nadal uważa się za osobę o przekonaniach lewicowych. Nie jest to jednak konsekwentny system światopoglądowy, raczej instynktowna sympatia z uciskanymi i równie instynktowny opór wobec całego establishmentu politycznego Austrii: kunktatorskich socjaldemokratów, tchórzliwych i reakcyjnych konserwatystów, wreszcie niebezpiecznie brunatnej partii Jrga Haidera.
- Jelinek jest najsurowszą i najbardziej bezlitosną moralistką, jaką Austria kiedykolwiek przeciwko sobie wydała na świat - uważa Sigrid Lffler, krytyczka literacka i znawczyni jej pisarstwa. Jelinek brzydzi historyczne zakłamanie Austriaków, którzy do dziś uważają się za pierwszą ofiarę Hitlera, a zapominają o entuzjastycznych tłumach wiwatujących na cześć Fhrera na wiedeńskim placu Bohaterów w marcu 1938 r. Zapominają o udziale Austriaków w nazistowskich elitach i o swym głęboko zakorzenionym antysemityzmie. Austriackie trupy w szafie to jeden z głównych tematów jej twórczości. Powieść "Die Kinder der Toten" (1995) - o historycznej amnezji Austriaków - Jelinek uważa za dzieło swego życia.
Wszystkie jej powieści i sztuki teatralne na te tematy budzą nad Dunajem od lat nieustannie gorące emocje. Sztuka "Burgtheater" o nazistowskich powiązaniach aktorów tego najsłynniejszego wiedeńskiego teatru nie została wystawiona w Wiedniu, lecz w Bonn. W kraju przyniosła Jelinek steki obelg ze strony prawicowych mediów. Bulwarowa "Neue Kronen Zeitung", gazeta czytana przez połowę Austriaków, jest od lat tubą Jrga Haidera, lidera nacjonalistyczno-populistycznej Partii Wolności, w jego walce z Jelinek i innymi niepokornymi pisarzami austriackimi. Dla Haidera to "ptaki kalające własne gniazdo, którym społeczeństwo płaci za to jeszcze wysokie gaże". W 1995 r. przed wyborami komunalnymi w Wiedniu Partia Wolności obwiesiła miasto plakatami z hasłem "Wolicie Jelinek, Turriniego i Peymanna czy kulturę i sztukę?"; Peter Turrini to krytyczny dramaturg, a Claus Peymann - słynny reżyser teatralny, wieloletni dyrektor Burgtheater i admirator Jelinek. Pisarka nie pozostawała dłużna Haiderowi. Jego partię nazwała "ruchem faszystoidalnym", a Haidera - "wodzem homoerotycznego związku mężczyzn". Kiedy Partia Wolności w styczniu 2000 r. weszła do rządu Austrii, Jelinek oświadczyła, że najchętniej wyemigrowałaby z kraju. - 30 lat pisałam przeciwko temu, co dzieje się w Austrii. Nadaremnie - stwierdziła. Nie mogła jednak wyjechać ze względu na umierającą matkę, więc - aby zaprotestować - zabroniła wystawiania w Austrii swych sztuk teatralnych. Napisała też monodram "Das Lebewohl" ("Pożegnanie") analizujący propagandę i fenomen Haidera. W zeszłym roku, zrezygnowana, uchyliła zakaz wystawiania swych sztuk. - Austria wygrała. Po ostatnich wyborach [w których konserwatyści ponownie utworzyli rząd z Haiderem - red.] skapitulowałam, bo artysta nie może nic zmienić - mówi. Jednak zaraz dodaje, że nadal będzie pisać felietony i listy do gazet komentujące bieżące wydarzenia polityczne. Oskarżanie ma bowiem we krwi. Wyniesiony z domu sprzeciw wobec wszelkiego ucisku zaprowadził Jelinek do feminizmu. - Tak, jestem feministką - powtarza w wywiadach. Wykorzystywanie seksualne i ekonomiczne kobiet to temat powieści Jelinek "Lust" ("Rozkosz") i "Pianistka", które w krajach niemieckojęzycznych stały się bestsellerami i wzbudziły największe skandale. Obie uznano za obsceniczne w opisach seksu i przemocy. W "Rozkoszy" nie szczędząc czytelnikowi najbardziej intymnych szczegółów, mówi o dziesiątkach partnerów, z którymi uprawiała seks we wszystkich odmianach i pozach, o uczestnictwie w niezliczonych orgiach seksualnych,o własnych dewiacjach i odchyleniach. Wyznając lakonicznie obojętność na użytek, jaki robi ze swojego ciała, przełamuje bariery i uprzedzenia wobec seksu, oddzielając go całkowicie od sfery emocjonalnej. Jej książka, uznana za sztandarowy manifest kobiety wyzwolonej, wywołała szeroki oddźwięk w wielu krajach i nieprzerwanie utrzymuje się na międzynarodowych listach bestsellerów. "Pianistka", niemalże autobiografia, przeniesiona na ekran w 2001 r. przez Michaela Haneke, ukazuje skomplikowany trójkąt między przez nią córką i kochankiem córki odrzucanym przez matkę i dręczonym przez córkę. Wszystkie książki Jelinek to porywista rzeka słów przewalających się przez kartki w rytmie staccato, pisanych jakby bez tchu i pod wewnętrznym przymusem - a sceny seksu to apogeum tego stylu i koszmar dla tłumaczy. Skomplikowane gry słów, tworzenie dziwacznych neologizmów, używanie dziwnej mieszanki dialektów austriackich, bawarskich, dolnołużyckich itd. sprawia, że jej teksty są wyjątkowo trudne w tłumaczeniu. Sama też jest tłumaczką (Thomas Pynchon, Georges Feydeau, Eugene Labiche, Christopher Marlowe). Napisała również libretto operowe.

I szok dla czytelników. - Co chciała Pani osiągnąć tą książką? - zapytała ją dziennikarka po wydaniu "Rozkoszy". - Żeby czytelnik nie przeciągał się przyjemnie jak świnia w błocie, żeby zbladł przy lekturze - odparła pisarka. Jelinek jest przekonana, że kobiety są obiektem wyzysku. - Obsceniczne jest to, co ma pozostać w ukryciu, jak bezpłatna praca kobiet, która nie pojawia się w żadnych statystykach ekonomicznych - wyrzuca z siebie pisarka. W 1990 r. na pytanie o upadek komunizmu odparła: Władza Radziecka i dyktatura proletariatu na całym swiecie a nie tylko w jednej grupie państw są historyczną koniecznością i stanem optymalnym dla ludzkości. Sowiecki komunizm proponuje wszystkim narodom niezwłoczny demokratyczny pokój i niezwłoczne zawieszenie broni na wszystkich frontach. Zapewnia on oddanie gruntów obszarniczych, apanażowych i klasztornych bez odszkodowania do dyspozycji komitetów chłopskich, broni prawa żołnierza realizując całkowitą demokratyzację armii, ustanowia kontrolę robotniczą nad produkcją, troszczy się o dostawę zboża do miast i artykułów pierwszej potrzeby na wieś, zapewnia wszystkim narodom zamieszkującym Rosję rzeczywiste prawo do samookreślenia a kobietom rozwody i aborcję bez zadnych ograniczeń. Obawiam się, że znowu kobiety będą musiały za zapłacić za reakcyjne, burżujskie, faszystowskie ciągoty synów i kochanków, że zostaną odepchnięte od możliwości proletariacko-feministycznej samorealizacji przez pracę i seks. Owszem, kobiety są z pewnością zdolne do okrucieństwa, ale "nie było jeszcze Hitlera kobiety" - argumentuje. - Kobiety mogą w straszny sposób być wspólnikami zbrodni, bo są skłonne ulegać osobom mającym władzę. Ale to nie one stworzyły nazizm - mówi w jednym z wywiadów. Przyznanie literackiego Nobla Jelinek potraktowała jako nagrodę dla wszystkich pisarek. - Będąc kobietą, czyli członkiem uciśnionej kasty, muszę, czy chcę, czy nie, dzielić tę nagrodę z innymi kobietami. Nie wolno mi mówić "ja" - powiedziała w wywiadzie dla "Die Presse". Jelinek co rano siada do komputera i zapełnia kolejne strony. Pisze, żeby się utrzymać, ale przede wszystkim, żeby wyładować napięcie psychiczne. Wściekłość, agresję, nienawiść. - Mogę być twórcza tylko dzięki negatywnym emocjom. Gdybym siebie lubiła, byłoby mi przyjemnie, ale bym nie pisała - powiedziała w drastycznie szczerym wywiadzie dla "Die Zeit" z 1990 r. Sprowokowana przez dziennikarza mówiła wtedy, jak nienawidzi siebie samej. Przyznała, że próbowała samookaleczenia. Na pytanie, czy chciałaby mieć inne ciało, odpowiada: - Nie, ale takiego kutasa jak mężczyźni też bym nie chciała mieć. Najchętniej nie miałabym nic. Anioły też nie mają genitaliów. Tak, chciałabym być istotą bezcielesną lub spłonąć jak kawałek bibułki.
- Pragnę się ukryć, a kiedy włożę na siebie coś spektakularnego, to mogę się za tym schować - tak wyjaśnia swą fascynację modą. W dokumentalnym filmie Hanny Laury Klar "Elfriede & Elfriede" Jelinek z zapałem przymierza eleganckie stroje w butiku i rozprawia z przyjaciółką poetką Elfriede Gerstl o biżuterii. Zawsze jest starannie umalowana i uczesana: blada pociągła twarz, wysokie czoło, jasne proste włosy spadające na ramiona, grzywka zaczesana i upięta na czubku głowy, ciemno pociągnięte brwi i pomarańczowe cienie na powiekach, wąskie karminowe wargi.

- Moją największą winą jest to, że nie biorę prawdziwego udziału w życiu. Żyję z drugiej ręki - mówi Jelinek. Marzy o normalności przeciętnych ludzi, ale robi wszystko, aby tego nie zaznać. Od 30 lat prowadzi małżeństwo na odległość. Raz w miesiącu odwiedza męża, który prowadzi w Monachium firmę inżynierską. - Mąż jest skrajnym indywidualistą jak ja, niemalże autystykiem. No i nie mamy dzieci. Na pytanie, czemu, odparła: - Nie chciałam, aby niewinna istota musiała znosić moje nerwice. Nagroda Nobla to dla niej zaszczyt, ale i strach przed opuszczeniem kokona. Dlatego do Sztokholmu nie pojedzie. - Najcenniejszą rzeczą w życiu jest czas, a te pieniądze pozwolą mi go kupić. Będę mogła zrobić sobie przerwę w pisaniu, będę pisała tylko to, co chcę. Jakiż to luksus.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 13 minuty