profil

Moje wyspy szczęścia.

poleca 85% 182 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Jak co dzień siedziałam przy swoim biurku, na którym kłębiły się sterty książek. Nie potrafiłam myśleć o szkole – miałam ochotę wrócić do świata bajek, złych czarownic, pięknych książąt i jeszcze piękniejszych księżniczek. Wszystko co miało choć delikatne odbicie w nauce odpłynęło ode mnie bardzo szybko i mimo iż próbowałam na siłę się skupić to wciąż się gubiłam. Zupełnie inne myśli krążyły mi po głowie – nieuporządkowane, pełne nielogicznych stwierdzeń i zbyt trudne, aby mogły kiedyś zostać przeanalizowane. Mimo to jeden problem nie chciał mi dać spokoju „Jak wyglądałby ten świat gdybym to ja go stworzyła?” Niczym odkrywca odkrywałam wciąż nowe jego możliwości, aż stworzyłam...ale po kolei!

Gdy zaczęłam tworzyć widziałam delikatne linie, niepewne kolory i tak jasny szkic, że prawie zlewał się z białą kartką wyobraźni. Z każdą chwilą obraz stawał się coraz bardziej wyrazisty, aż zobaczyłam... Z pozoru normalny, szary świat, ale sama świadomość obecności w nim przyprawiała mnie o delikatne, przyjemne dreszcze przebiegające całe ciało. Postanowiłam go zwiedzić.

Szaro-mleczna mgła spowijała wszystko. Szłam, a każdy krok otwierał mi jakby kolejne drzwi, zrobiło się jaśniej, a promienie powoli zaczęły przebijać się przez ciężką masę białej zasłony. Maszerowałam coraz dalej. Teraz widziałam już nie tylko zarys, ale całą piękną, dolinę. Kroczyłam, a każdy promień słońca wymywał ze mnie ostatki złości, strachu bezsilności i braku zrozumienia. Im posuwałam się dalej tym zauważyłam w sobie większy spokój, radość, uporządkowanie. Zdałam sobie sprawę ile razy mi tego brakowało. Każdego dnia pełna nerwów wyżywałam się na innych, gdyż nie mogłam znaleźć swojego miejsca. To odpłynęło równie szybko jak smutek, gdy padły na mnie promienie słońca.

Nie wiem ile to trwało. Nie wiem co się ze mną działo. Czułam się tak, jakbym przez moment nie istniała i powstała na nowo. W pewnej chwili chciałam spojrzeć na swoją skórę. Spodziewałam się ujrzeć poparzone, pełne blizn ciało, ale gdy skierowałam oczy w dół zobaczyłam jedynie jakąś delikatną poświatę, jakbym była utkana z pajęczyny. Czułam się piękna – pierwszy raz w życiu akceptowałam się w zupełności. Czułam się zupełnie inna od tej, którą oglądałam codziennie w lustrze, nawet ono było jakieś takie szare, niedomyte i pokazywało rzeczywistość dziewczyny ze zbyt grubymi udami i za dużym brzuchem.

Zaczęłam rozglądać się wokół i widziałam cudowne jasne morze, czysty zielony las, porośnięte bujną trawą polaną. Poczułam się śmiesznie – mimo iż byłam sama to spodobało mi się to jak nigdy wcześniej. Zaczęłam kłaniać się do trawek i uśmiechać do biedronki... i kolejny raz musiałam się uśmiechnąć.

Gdy tak siedziałam i patrzyłam na czarne kropeczki biedronki, ktoś nagle złapał mnie od tyłu. Odwróciłam głowę i wtedy dopiero zobaczyłam iż cała łąka zrobiła się prawie biała od delikatnych „duszków”. Śpiew jaki wydobył się z ich gardeł porównywalny był do dźwięków harfy, a na twarzach widniały uśmiechy pełne niezrozumiałej dla mnie harmonii, ładu i opanowania. Wciąż śpiewając zaczęły nakłaniać mnie do podążania za nimi, skinęłam więc głową i powoli poszłam w ich stronę.

Nie wiem jak długo szliśmy, ale słońce zaczynało chować się za horyzont, a jego kolory z jasnego żółtego zaczęły przybierać barwę pomarańczy. Nie czułam zmęczenia i myślałam, że mogłabym tak iść całe życie i nawet bym tego nie poczuła. Chwilę później zaczęłam zastanawiać się nad tym co powiedziały duszki i doszłam do wniosku, że to było moje marzenie. Świat niezwykłej harmonii, w której złość jest obca, akceptacja odczuwalna, wszyscy są do siebie podobni, nie ma lepszych i ładniejszych, gorszych i brzydszych, wszędzie rosną owoce sprawiające iż głód nie istnieje, nie ma wojen, wszyscy się kochają, potrafią się wiecznie uśmiechać i myśleć pozytywnie. To był świat moich marzeń. Dowiedziałam się, że tutejsi ludzie nie znają chorób, słońce nie znika z nieba i nie ma zimnych dni. Nie mieli powodu denerwować się i nie denerwowali się. Nikt nie robił niczego na siłę, nie było gwałtów, morderstw i agresji. Znali za to śmierć, ale nie była ona wyrokiem, była radością z tego, że można przejść do swoich bliskich.

Gdy skończyliśmy rozmowę o naszych światach zaprowadzili mnie nad wielki staw, usiedliśmy nad brzegiem i każdy mówił swoje marzenia. To były różne pragnienia, począwszy od tego, żeby motyle miały więcej kolorów, po takie, aby wszyscy ludzie potrafili znaleźć swój dobry świat. Ja poprosiłam o to, żeby gdy wrócę było chociaż w połowie tak pięknie...

Ktoś zapukał...Pogrążona w myślach nie słyszałam nic, ale pukanie było coraz głośniejsze:
- Uczysz się? – zapytał zniecierpliwiony głos mamy.
- Tak, już zaczynam. – Pomyślałam, że czas wrócić do rzeczywistości. Ale szczęście pozostało. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że zawsze kiedy będzie mi ciężko mogę wrócić na moje „wyspy”. I wpadam tam czasami, ale nie mówcie nikomu, bo to, co dla mnie jest szczęściem, dla innych może być stratą czasu.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut