profil

„Przedwiośnie” - Epilog

poleca 90% 101 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Stefan Żeromski

Cezary stanął przed czarną ścianą. Nie była to jednak czarna ściana jak każde inne. Owa ściana nie miała swojego początku ani kresu. Nie było w niej okien, nie było drzwi, nie było też żadnych kantów, rogów tudzież łuków. Cezary przetarł wierzchem rękawa oczy, które piekły go strasznie, co powodowało, że nie mógł podnieść powiek do końca. Zapiekło jeszcze bardziej. Po chwili jednak wszystko się unormowało i ciemny widok przed nim zaczął wyłaniać się z mgły. Po kilku chwilach uświadomił sobie, że nie stoi jednak przed ścianą, jak myślał początkowo. Był to po prostu jeden wielki, ciągnący się w nieskończoność mur. Wiele czytał książek podróżniczych i teraz przypomniał sobie o Wielkim Murze Chińskim. Ale tego czarnego muru nie mógł nijak przyrównać do tamtego cudu myśli technicznej Starożynych. Mur Chiński miał jakąś tam określoną wysokość. Czarny Mur był tak wysoki, że nie było widać szczytu. Baryka poczuł się jakby ktoś- jakaś siła wszechmocna (której istnienia dotąd odrzucał) odgrodziła go od rzeczywistości.
Ale nie o tym myślał teraz, nie to było najważniejsze. Otóż nurtowało go jedno pytanie: "Skąd się tutaj wziąłem? Przed chwilą byłem jeszcze... No właśnie? Gdzie?" Próbował przypomnieć sobie cokolwiek. Kim jest, gdzie się urodził, ile ma lat... Ale jego umysł nie był w stanie normalnie funkcjonować. Coś znajdowało się wewnątrz- w nim, co nie pozwalało mu myśleć. Jakby ktoś przeprowadził mu przez środek mózgu... mur?
Zrobił dwa kroki naprzód, zbliżył się do Muru. Tylko dwa kroki... Krew w żyłach i tęnicach zaczęła szybciej krążyć. Jak za pomocą magicznej różdżki zaczęłą powracać pamięć. "Ja jestem Cezary Baryka, syn Jadwigi i Waleriana, urodzony w Baku... I stoję przed Czarnym Murem, który nie ma końca. Niewątpliwie trzeba coś z tym zrobić."
Zrobił jeszcze kilka kroków w stronę Muru. Stanąl przed nim na odległość ramion i poczuł jakiś dziwny chłód- jakby najzimniejszy wiatr północy zawziął się i wiał tylko wokół niego. Podniósł do góry prawą dłoń i skierował ją w stronę Muru. Szybko ją jednak cofnął. Coś w środku, w głębi jego świadomości, w najciemniejszym zakamarku jego duszy, zabraniało mu dotknąć... "Nie, nie możesz tego zrobić. Przecież to nie zgodne z ideałami..." Cezarego ogarnęło zwątpienie i poczuł się jak przegrany. Nie mógł dotknąć Muru! Zabroniono mu!
Ale kto? Przecież nie było nikogo obok, nikt go nie obserwował, nie oceniał jego czynów. Przecież był tylko Cezary i Mur. Podniósł znów swoją dłoń.
Nastąpiła kolejna fala powracającej pamięci. Ale nie było to jakieś tsunami czy przeogromna fala na oceanie. Ot, taka sobie fala na stawiku koło Nawłoci. "Nawłoć!!! Skąd ja znam tą nazwę... Mniejsza z tym..." Najważniejsze było to, że wykrył źródło głosu zabraniającego mu dostępu do Muru. Był to głos głęboko zakorzenionych w nim ideologii. To one zabraniały mu pokonać Mur, przejść na drugą stronę i uwolnić się z więzów, uzyskując jednocześnie samodzielność. Cezary był przecież spętany. Wszystko, co dotąd robił otoczone było granicami ideologicznymi. "Co się dzieje, do diabła?! Przecież stoję pod jakimś Murem, jestem sam zdany tylko na siebie, nie mogę iść wstecz, chociaż..." Cezary odwrócił głowę. Znów ujrzał mgłę, mimo że oczy już go nie bolały. Z mgły wyłonił się znajomy głos: "Cezary, Czarek! Wracaj. W jedności siła!" Przecież to był głos Lulka! Cezary nie miał pojęcia, kim jest Lulek, jednak niewątpliwie był to jego głos. A głos ten wzbudził nim jednocześnie jakiś wstręt. Odwrócił głowę z powrotem i przysunął się do Muru.
Prawa ręka zbliżała się coraz bardziej. W końcu sięgnęłą Muru. W tym momencie Cezary poczuł, kolejny raz w swym krótkim życiu, że nie wie co się dzieje. Otóż jego ręka nie poczuła czegoś twardego przed sobą, nie poczuła chłodu (który, wg Cezarego, bił właśnie od Muru), nie poczuła w ogóle niczego. Jego ręka zagłębiona była już w murze wyżej łokcia, jednak mogła się dalej swobodnie poruszać, czy to w dół, czy w górę, czy na boki. Mur był zbudowany z powietrza. Cezary przyjął to do swojej wiadomości, nijak nie potrafiąc tego wytłumaczyć. A co najciekawsze, ręka zagłębiona w Murze ogarnięta była przyjemnym ciepłem. Cezary nabrał ochoty zagłębienia się w całości, co było naturalnym odruchem zmarzniętego człowieka, który poczuł ciepło. Ale oprócz ciepła było coś jeszcze- wewnętrzny entuzjazm rosnący jak ciasto na drożdżach z każdym centymetrem ciała wnikającego w Mur. Cezary nie mógł już zawrócić- nie chciał.
Nastąpiło krótki zanik świadomości. Cezary otworzył oczu jak wtedy przed Murem, teraz był w środku. Nie w środku Muru- w środku jakiegoś korytarza. Nie widział tego, lecz czuł całym swym ciałem. Ciemność otaczała go ze wszystkich stron, jednak jakiś siódmy zmysł podpowiadał mu, gdzie jest.
Zdążył się już przyzwyczaić do ciemności, gdy w oddali błysnęło światło. I światło to było teraz jedynym, co widział. Jakby ktoś oślepił go przy robieniu zdjęcia- biała plama przed oczami i nic więcej. Ruszył naprzód.
Im bardziej zbliżał się do światła, tym było mu cieplej- zarówno fizycznie jak i psychicznie. Czuł, że wreszcie robi, to co powinien zrobić, i czego nikt mu nie narzuca. Nie mógł sobie przypomnieć, co i kiedy było mu narzucane. Miał po prostu świadomość, że było. A ten korytarz był drogą do wolności, do wyzwolenia, do odzyskania godności... "Skąd biorą się we mnie tak niemiłe wspomnienia? Co się stało? Jak?"... Pytania wciąż się mnożyły, mimo to Cezary parł wciąż w stronę światła.
Światłość otuliła go ze wszystkich stron. Poczuł, że wznosi się. Jego ciało staje się lekkie i lewituje. Wznosi się ponad ziemią, ponad wszystkim, wyzwala się ze wszystkiego..........
Zaczął się powoli budzić. Słońce nad jego głową wesoło rzucało swe promienie w stronę drzew, stawów, pól pełnych dojrzewającej pszenicy. Otworzył oczy- już nie piekło. Po niebie szybowały dwa jastrzębie, upatrując na podmokłej łące jakiegoś pożywienia. Raz po raz pikowały w dół, ujrzawszy kicające po łące zające. Wszytkiemu z boku przyglądał się bocian dostojnie stojący na jednej nodze. Po chwili jednak stwierdził widocznie, że relacje między zającami i jastrzębiami to nie jego sprawa i majestatycznie wzbił się w powietrze, ulatując w stronę dębowych lasów ciągnących się wzdłuż horyzontu. Tymczsem Cezary dostrzegł młodą sarenkę, zbliżającą się do niego od strony szklanych domów. "Ehhh... Gdybyż ona wiedziała, ile złego potrafią uczynić jej ludzie. Podejdzie do mnie i zapewne będzie się łasić, jak kot. Kochane stworzonko. Zakoduje w swojej malutkiej główce, że ludzie to przyjazny gatunek i zginie wkrótce natrafiwszy na jakiegoś bezdusznego myśliwego. Mógłbym ją przepędzić, by więcej nie ufała ludziom... Ale jakże mógłbym? Och, serenko, jakże Ci dopomóc? Co zrobić byś mogła trwać tak w swej naiwności? Jak uchronić Cię przed okrutnościami tego świata? Dlaczego nie ma równości? Czyż pięknie by nie było, gdyby wszyscy żyli ze sobą w zgodzie, nie kłócili się o byle co, nie zabijali w imię jakiś śmiesznych haseł, których i tak nikt nie przestrzega... Gdzież jest sprawiedliwość na tym świecie....?" Sarenka i szturchnęła nosem ramię Cezarego, a ten delikatnie uchwicił ją za szyję i przytulił. Spojrzał w stronę, z której przyszła: szklane domy... "Cóż po szklanych domach, po wspaniałych wytworach ludzkiej myśłi technicznej... Tak zacięcie przedzierałem się do Polski, by je ujrzeć. I o to są. Ale czy to Polska w ogóle? Gdzie ja jestem?" Cezary chwilę starał się powiązać ze sobą wszystkie fakty. Zwątpił jednak po chwili następnej. Uzmysłowił sobie jednak, że obojętnie gdzie by nie był i tak odnajdzie to samo: waśnie, kłótnie i przemoc. Na co komu szklane domy, jeśli po roku przyjdzie ktoś i je zburzy, bo stwierdzi, że stoją wbrew czemuś tam... Te wszystkie piękne hasła to bzdura, nie ma świata doskonałego, zawsze ktoś będzie chciał czegoś innego. Przecież to wszystko nie ma żadnego sensu. "Żyłem do tej pory jak marionetka, tańczyłem tak jak tańczyli wszyscy. Nie potrafiłem być sobą, myśleć po swojemu, żyć po swojemu... Te mogiły w Baku, Nawłoć, Warszawa, bitwy z Moskalami, agitatorzy... Oni mną kierowali, nie pozwalali myśleć... Zamykali umysł, stawiali w nim mur, Czarny Mur..."
"Panie Baryka niech Pan nie odchodzi, niech Pan walczy. Jest Pan silny. Co to dla Pana jedna kula z karabinu? Walczył Pan z Moskalami, nie może Pan teraz umrzeć od kuli swoich rodaków. Niech Pan się nie martwi: nie będzie żadnych konsekwencji tej demostracji! Ludzie Pana kochają, chcą by Pan im przewodził. Potrzebują Pana, idea potrzebuje, klasa robotnicza potrzebuje..." Cezary otworzył lewe oko. Poczuł znajome pieczenie. "Tak właśnie, niech Pan walczy, zaraz Pan wyzdrowieje!" Ujrzał nad sobą postacie w białych maskach i kitlach... Światłość...
........wyzwala się ze swojego ciała.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut

Teksty kultury