profil

Zbigniew Antoni Rabsztyn - upływ czasu w jego twórczości

poleca 98% 171 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Zbigniew Antoni Rabsztyn - upływ czasu w jego twórczości
Autor: Robert Trzasnyk

Rodowód twórczości Zbigniewa Antoniego Rabsztyna jest złożony i wielostronny. Szacunek dla dorobku Młodej Polski, dla osiągnięć impresjonistów, dla tajemnicy dzieł Caravaggia, dla magii dawnych mistrzów holenderskich, dla powściągliwej precyzji Dürera, dla rytmu dekoracyjnych form Matisse'a, dla kubistycznych osiągnięć Braque'a, dla zaskakujących zestawień surrealistów - w tak szerokim kręgu przychodzi szukać genezy sztuki Rabsztyna. Na zindywilizowanie jego talentu wpłynęły bogactwo i różnorodność podniet inspirujących go w różnych kierunkach. Zyskuje obraz świata, który przekracza granice poszczególnych stref kulturowych i czasowe oddalenie epok stylistycznych. To szerokie spojrzenie daje mu nieprzeciętnej skali perspektywę, dzięki czemu artysta może uchronić się przed wpływem krótkotrwałych mód. Jego twórczość reaguje na na nowe podniety, jednak przede wszystkim jest artystycznym dialogiem z nowymi tendencjami sztuki światowej, a zwłaszcza ze sztuką wszystkich epok.
W ciągłym poszukiwaniu najbardziej zwięzłej wypowiedzi tkwi pasja badawcza Rabsztyna, polegająca na odkrywaniu nowych właściwości przedmiotów i zjawisk; pozbawionych swej funkcji dosłownej, wiodą one w dziełach Rabsztyna swój samodzielny byt malarsko-poetycki. Ponieważ Rabsztyn swoiście posługuje się metodą eliminacji mniej istotnych cech przedmiotów rzeczywistych i dokonuje na nich niezwykle wyrafinowanych operacji, jego twórczość określa się mianem restrukturyzacji figuratywnej. Działania restrukturyzacyjne nie obejmują jedynie malarstwa czy grafiki - dotyczą również filmu animowanego, w tym m.in. "Easter Egg Adventure", pełnometrażowego filmu produkcji amerykańskiej, którego Rabsztyn jest współautorem.
Zbigniew Antoni Rabsztyn z równym powodzeniem uprawia rysunek, grafikę, malarstwo i film animowany, jednak wspólnym elementem i podwaliną jego środków plastycznego wyrazu pozostaje zwłaszcza malarstwo. Już na samym początku lat osiemdziesiątych artysta określił siebie następująco: "Interesują mnie te kwestie, które decydują o grze wyobraźni i te, za pomocą których artysta czerpie z otaczającego świata. Nie ujmuję się w ramy żadnego programu, nie podpisuję się pod żadną ideologią. Uznaję prymat nieskrępowanej wyobraźni twórczej, autonomię i niezależność twórcy. Jedynym programem jaki mogę przyjąć jest ten, że semantyczny i formalny charakter moich prac określa mnie samego."
Kunszt jego prac był wielokrotnie podkreślany i nagradzany. Krytycy i recenzenci niejednokrotnie prześcigali się w pochwałach. Hans Erni zwrócił uwagę, że "niezwykłe wyczulenie na zewnętrzne bodźce oraz elokwencja i inteligencja pozwalają Rabsztynowi operować coraz to innymi pokładami wyobraźni i zawładnąć nimi u odbiorców". W recenzji wystawy w krakowskim Bunkrze Sztuki w 1988 r., znany poeta Andrzej Warzecha entuzjastycznie napisał: "Na wystawie twórczości Zbigniewa Rabsztyna mamy do czynienia z pracami dojrzałymi, budzącymi prawdziwe emocje (...) To dobrze, że Rabsztyn nie zapożyczył od sprawdzonych już twórców jakichś efektownych chwytów, które mogłyby fałszywie sugerować siłę jego indywidualności. W wypadku tej sztuki można mówić o artystycznej uczciwości, o czystości jej twórczego przesłania. Rabsztyn udowodnił, że stać go na wiele. Za pomocą czysto plastycznych środków potrafi oddać wiele ważnych treści egzystencjalnych. (...) Zbigniew Rabsztyn idzie dobrą drogą. Nie naśladuje nikogo, ale chce się osobiście na terenie sztuki zmierzyć z dziełami największych."
Trafnie scharakteryzował artystę Jerzy Madeyski, który nie szczędząc zachwytów, ujął rzecz następująco: "Zbigniew Rabsztyn tworzy finezyjną kreską i barwną plamą wymierzoną w kierunku abstrakcji, uzyskując w ten sposób niezwykłe efekty i wielowymiarowość znaczeń. Potrafi kreską i barwną plamą zasymilować jednoznaczność i złożoność, płaszczyznę i przestrzeń, rozległość i głębokość, próżnię i zapełnienie, rytm i arytmię, realność i fantazyjność, liryzm i dramatyzm, syntezę i rozpad, spontaniczność i regułę. (...) Istota uwidocznionych przez Rabsztyna typów postaci nie leży całkowicie w grotesce ani nie polega na "facecjach" tylko na konsekwentnym przedstawieniu charakterów rzeczywistych, czym artysta nawiązuje do tradycji skojarzeń a niekiedy nawet dowcipu intelektualnego, ale dowcipu zawsze o podłożu poważnym, często melancholijnym, jak wszystko co odsłania nędzę ludzkiego losu. Są zatem typy te wykładnikami odwiecznego charakteru ludzkiego, tylko podanymi nie przez beznamiętnego pedanta, ani "cechowego" psychologa, tylko przez artystę, którego stać na głęboką refleksję nad wartkim nurtem życia. Biegunowość dowcipu i smutku! Ale z - rodowodem! Herbarzem "odwiecznych prawd"! Odnajdujemy tu typy postaci, które mogłyby z powodzeniem odgrywać theatrum mundi na styku eposów rycerskich, wątków baśniowych i mitologiczno-religijnych, fars ludowych, parodii i satyr politycznych, przy czym zachowują swój własny, ustalony przez Rabsztyna indywidualny charakter i niedostępną maskę, z podziałem na sceny z góry ustalone i sterowane nieomylnym reżyserowaniem przez artystę - i to mimo wyraźnych cech improwizacji. Wszystko tu zdaje się obumierać i niemal zaraz odradzać w rytmie zamkniętego cyklu, jakby za każdym razem wołając: tak przemija chwała tego świata!".
Jako urodzony malarz Rabsztyn od początku opracowuje cykle skupione wokół wybranych kręgów tematycznych. Formuła cyklu pozwala mu na rozbudowanie danego motywu w ciągi, różnorakie jego rozwiązywanie, konfrontowanie, ukazywanie go z kilku punktów widzenia. Całość motywów łączy się więc w jeden wielki centralny temat. Jest nim wypowiedź o człowieku, o jego dzisiejszej egzystencji i o jego archetypie w sztuce minionych czasów.
Pierwszy zwarty cykl, który powstał na zakończenie studiów Rabsztyna na ASP w Krakowie, nosi tytuł "Parady" (1982-1983). Stworzone w technice akwaforty epizodyczne sceny kroczącej postaci miały już ekspresyjny wyraz, gdy wśród nich pojawiły się nieoczekiwanie fragmenty o wydźwięku tragiczno-groteskowym. W pracach tych widać wyraźnie, że autor myślał tu o również o drugim planie, przerastającym główny epizod i zmierzającym do paraboli wiecznej ludzkiej komedii.
Cykl "Zwariowane sfery" (1984-1993), rysunkowa fantazja na kliszach foliowych, wzbudził żywe zainteresowanie międzynarodowe, chyba najwyraźniej ukazuje jakościowy zwrot, do którego doszło od pierwszych, wyżej wymienionych doświadczeń artysty. Zwrócił na to uwagę Caziel w recenzji w "Le Parisien", kiedy napisał: "Miejsce czytelnego epizodu zajęła rozbudowana i pogłębiona metafora, miejsce rzeczywistości niemal przeniesionej do obrazu zajęła sama rzeczywistość obrazu, w którym detale detale odtwarzane do granic naturalizmu spotkały się z wizją artysty. Wyraża ją niekiedy znakowa, niekiedy autonomiczna wymowa rysunku, zawarta w złożonych kompozycjach, poświadczających niemniej złożone, a trudne do odszyfrowania zdarzenia, odczucia czy stany duchowe." W cyklu tym Rabsztyn zaczął także łączyć czarną kreskę piórka z przeźroczystą kliszą foliową, a przez niewielkie oddalenie płaszczyzny zarysowanej folii względem tła ściany uzyskał grę cieni, osiągnął niespotykane efekty przestrzenne, świetlne i głębi. Sieć kłębiących się linii wyobraża przestrzeń, ale także płynący czas, uwidacznia myślowe powiązania.
Malarski cykl "Come wait may" jest czytelniejszy od cyklu poprzedniego. Erotycznie nastrojowy akcent przesuwa się w nim od psychologicznego stanu jednostkowej figury kobiecej, czy od dialogu indywidualności ku bardziej uniwersalnym problemom sensu ludzkiej egzystencji, ku sensowi ludzkich działań i ku aktualnym problemom obecnego, niespokojnego, nerwowego i zagonionego czasu. Jest w nim zarówno bardziej wyrazista sytuacja, punkt widzenia, zainteresowanie i osobisty stosunek autora. Trudno nie zgodzić się na temat tego cyklu z opinią Agnieszki Kwinty, która napisała: "Wydaje się (...) jakby węgiel, piórko czy dużo trudniejsza technika łączenia akwareli z ekoliną, były sposobem "widzenia" a nie - warsztatowym jedynie - sposobem wykonania. Właśnie ekoliną zrobione zostały prace zatytułowane "Come wait may". Napiszę teraz, że podobały mi się najbardziej (ryzykowny czasownik! - dopisek z ducha sformalizowanej krytyki)."
Jednocześnie obok cyklu "Come wait may" powstaje cykl zatytułowany ironicznie "Zagubione anioły". W rozległej przestrzeni cyklu rozgrywa się nieprzerwany, okrutny bój z losem. Podobnie jest w następnym malarskim cyklu "Oszalałe", gdzie ta bezlitosna rozgrywka, prowadzona za pomocą pędzących koni-potworów, jest jasno naznaczona wewnętrznym uniesieniem.
Wyraźną kontynuacją tych doświadczeń jest fresk "Europa" (Miastoprojekt w Krakowie), w którym już wyraźnie zaczęły się spotykać pierwiastki ogólnoludzkie z indywidualnymi, ponadczasowe z wyjątkowością rodzimej historii, ludyczne i komercyjne z tradycją mitologii i religii. Wszystko odbywa się tu równocześnie na wielu warstwach skojarzeniowych i intelektualnych. Te połączenia charakteryzują całą twórczość Rabsztyna, są podwaliną jej często dramatycznej wymowy, wyróżniają się metaforyką widzenia, odciskają się piętnem niepowtarzalności.
Na potwierdzenie powyższego odwołuję się do obszernego fragmentu recenzji Agnieszki Kwinty: "Niektórzy plastycy udają, że pragną nam coś powiedzieć i wtedy my udajemy, że to słyszymy. A przecież kontakt między nami jest wizualny i oczywiście pośredni. Oni, robiąc użytek ze swego talentu, zajmują ręce czymś, co nazywa się twórczością; my, stojąc po drugiej stronie, próbujemy widzieć obiektywnie to, co subiektywne lub dostrzec formułę w czymś całkowicie immanentnym. Myślałam o tym, bo otaczały mnie dzieła artysty, który wyszedł poza krąg udawania. Nie "mówi", a "pokazuje", co jest pewnie typowe dla malarza, choć - paradoksalnie - zdarza się rzadko. Częściej niestety obcujemy w sztuce z przegadaną, obrazową narracją czy z jednoznacznym zapisem wrażenia, niż z prezentacją, która daje do myślenia, jak symbol, choć nie jest tylko symbolem. Malarstwo Zbigniewa Rabsztyna sytuuje się gdzieś między realnością a abstrakcyjną pustką, między jednoznacznym, nieruchomym "efektem" obrazu a dynamiczną grą utkwionych w nim znaczeń. Pojęcie gry odniosło szalony sukces w teoretycznych refleksjach na temat współczesności. Mówi się o nim w kontekście procesów twórczych lub percepcyjnych, ma także charakteryzować wzajemny układ wszelkich artystycznych konstrukcji. Gra wiąże się jednak z umową, regułami, udawaniem. Pozornie swobodna - ogranicza autonomię artysty do wyboru kolejnych posunięć, a przede wszystkim zmusza do opowiedzenia się za którymś z biegunów. Trzeba obstawić białe lub czarne, pójść w prawo lub w lewo, coś potwierdzić lub zanegować. W czasach płynnych definicji i rozpraszania sensu takie decyzje nie są możliwe, dlatego rodzą kłamstwa. Nie można powiedzieć "tak" albo "nie", można to jednak doskonale zagrać, udać, sfingować. Obrazy Rabsztyna uniknęły tego typu gry. Ich dynamiczność nie polega na efektownym rozszczepieniu obu biegunów, które zawsze prowadzi do deklaracji i nachalnej retoryki przekazu. Jest to raczej próba ich zbliżenia, akceptacji, wykorzystania dwuznaczności każdej opozycji. Wolność wyobraźni jest - jak przyznaje sam artysta - jedyną ideologią, której zaufał. Dlatego mówiąc o grze znaczeń w tej twórczości, miałam na myśli układ podobny metaforze, daleko mniej monumentalnej i ceremonialnej niż symbol. Gdy w przypadku malarskiego symbolu ożywa jego postać prymarna - latencja pozostaje uśpiona. Jedynie metafora aktywizuje jednocześnie wszystkie znaczenia, nie roztapiając ich w kontekstach kultury a tym samym nie wymagając zapośredniczeń. Jest jedyną figurą, której spójność buduje się z pierwotnych sprzeczności. Symbole tkwią w dziełach połowicznie - reszta należy do tradycji. Metafory pozwalają zachować pełną autonomię, indywidualność i artystyczną niezawisłość, czyli w twórczości Rabsztyna cechy najistotniejsze. (...) Krytycy, opisując jego sztukę, dostrzegali w niej zawsze wyjątkową niechęć do łatwych efektów i naśladownictwa (choćby najlepszych) wzorów. W zamian za to fascynowało go tworzenie podobieństw nie istniejących w rzeczywistości. Takie fascynacje kończą się w poezji metaforą. Dyskusje dotyczące możliwości istnienia metafory w plastyce dopiero się rozpoczęły, ale - jak widać - praktyka nie potrzebuje teorii.
Jeżeli ręka artysty jest tylko przedłużeniem jego oka, o czym przekonuje Zbigniew Rabsztyn, to zamiast o metaforycznym przekazie powinnam pisać o metaforycznym "widzeniu" ("postrzeganie" jest zbyt nasycone semantycznie). W swoich pracach artysta widzi pewne rzeczy w pewien sposób, indywidualny i niepowtarzalny. Widzi bez kłamstwa i udawania. Mimo to, a może dzięki temu potrafi zmienić paradoksy świata w serię artystycznie nośnych opozycji, likwidując wszelki nadmiar oszczędną kreską. Wielkość nie musi być monumentalna, ale na pewno może zginąć w przesycie. Świadomość niebezpieczeństw czyhających na drodze "wyzwolonej wyobraźni" sprawia, że wolność jego kreacji zmierza w kierunku "woli", a nie "dowolności"."
Ta wolność kreacji zmierzająca w kierunku "woli" sprawia, że restrukturyzowane figuracje i zjawiska objawiają się realizmem przybierającym formy jeszcze bardziej swobodne, rozbudowane są bardziej aluzyjnie przy jednoczesnej kontroli nad nimi. Nie jest to zatem prosta kontynuacja minionego okresu metaforycznego ekspresjonizmu i moralizatorskich postaw np. grupy "Wprost", mimo, że wieloznaczność obrazu może przecież mieć swój początek, swe odniesienie do wspólnej wszystkim rzeczywistości przeżyć. Dla Rabsztyna obraz jest rodzajem misterium, którego ostateczna warstwa może spowodować pozamalarskie, nie istniejące w samym obrazie, pytanie. Z drugiej strony, dobrze rozumie on sens wykładu historii sztuki; skraca dystans między tradycją a współczesnością; odnajduje w tym, co przemijające - wartości niezniszczalne.

Podstawowy materiał źródłowy:
- P. Caziel: "Le dernier projet, Art contemporain polonais", "Le Parisien", Nr 12, s. 21, Paryż 1988.
- H. Erni: "IX Bienal Internacional Del Deporte En Las Bellas Artes", Palacio Real De Pedralbes, Ministerio De Cultura, OGB, Barcelona 1986.
- M. Filipek: "Stypendyści", katalog wystawy, Biuro Wystaw Artystycznych, Kraków 1986.
- J. Górka-Czarnecka: "Z kręgu Humberta", katalog wystawy, BWA, Wrocław 1986.
- B. S. de Korczak: "Mr. Korczak goes to Washington - an update from the post-Cold War frontline", "GP Light", Point Publications, Inc., No. 41, s. 2, ilustracje Zbigniew Rabsztyn, Stevens Point 1996.
- A. Kwinta: "Poza udawaniem. Na motywach rysunku i malarstwa Zbigniewa Rabsztyna", "Dziś i Jutro" Nr 13, s. 15, Kraków 1995.
- J. Madeyski: "Przestrzeń okiełznana", "Fresk współczesny" (dot. fresku w gmachu krakowskiego Miastoprojektu), katalog architektury, Kraków 2004.
- J. Madeyski: "Uwagi do współczesnej architektury krakowskiej" (fresk – Miastoprojekt), KWA, s. 8, Kraków 2005.
- St. Rainko: "Milczenie umarłych", "Wiadomości Kulturalne", Nr 44 (180), ilustr. Zbigniew Rabsztyn,Warszawa 1997.
- A. Warzecha: "Na rozdrożu", "Dziennik Polski", recenzja wystawy Zbigniewa Rabsztyna, KWP RSW "Prasa-Książka-Ruch", Rok XLIV, Nr 279 (13 556), s. 3, Kraków 1988.
- "Vademecum", "Gazeta Krakowska", recenzja wystawy Zbigniewa Rabsztyna, KWP RSW "Prasa-Książka-Ruch", Rok XL, Nr 294 (12393), s. 4, Kraków 1988.
- "Zbigniew Rabsztyn", katalog wystawy, BWA, Kraków 1988.
i inne artykuły, katalogi, albumy oraz opracowania naukowe.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 12 minuty