profil

„Cyrograf przyjaźni”- Opowiadanie

poleca 85% 1008 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Bóg jest sędzią sprawiedliwym, tak więc przyszło dwóm duszom spowiadać się za grzechy popełnione w świecie ludzkim. Jeden Bóg wiedział, dlaczego chce aby wstąpiły wspólnie do bram niebieskich. Obie dusze stanęły obok siebie, po czym jedna rzekła do drugiej:
- Przyjacielu mój! Pamiętasz naszą obietnicę w krainie okrutnej egzystencji?
-Tak, pamiętam-Odrzekł najlepszy z przyjaciół, wiodąc wzrokiem po błękitnych filarach tego jakże cudownego miejsca, jakim było niebo.
- Czy byłbyś tak uczynnym i przypomniał słowa, które w obrazie ludzkich cierpień nabierały najcudowniejszych ze wszystkich barw?
- Ależ oczywiście- spoglądając na towarzysza dzikim i podejrzliwym wzrokiem, zacytował słowa, które rzuciły do jego dłoni klucz ku prawdzie:” Nie będziemy wybierać, kto pierwszy z nas wskoczy w ogień. W jednym mgnieniu oka obydwoje zatopimy się w falach piekielnych.”. Anioł za życia złożył taką właśnie obietnice szkolnemu koledze, traktując ją jak przenośnię. Nie wiedział, iż podpisuje cyrograf z diabłem. W naszym życiu bowiem takich cyrografów podpisujemy setki, fundując sobie zarazem bilet donikąd.
Historia ta wzięła swój początek 16 listopada 1989 roku. Dzwony katedry w Paryżu wybiły jedenastą wieczorem. Hulał silny wiatr, kalecząc przy tym gałęzie drzew. Puste ulice ozdabiały wiszące w powietrzu krople deszczu. Nagle wśród nocnej ciszy rozległ się hałas. Bramy jednego z pobliskich kościołów trzasnęły z całej siły, pozostawiając po sobie głośne echo. Wyszła z nich młoda dziewczyna w długim czarnym płaszczu, o jasnych włosach i ciemnym makijażu, który spływał jej po policzkach. Trzymała w ręku przemoczony list. Rozmazany atrament zniekształcał bolesne słowa doprowadzające dziewczynę do łez. To był list napisany do najbliższej osoby w jej życiu. Człowiek ten w jednym dniu stał się dla niej nieziemsko odległy. Od dłuższego czasu zbierała siły, aby wręczyć mu list, jednak strach, który w niej zamieszkał, był silniejszy. Rzuciła kopertę na kamienny chodnik, po czym pobiegła w stronę jasnych świateł okien osiedlowych bloków. Widział jej łzy, stał za filarem tuż obok. Chłopiec w granatowej kurtce. Stchórzył. Zacisnął zęby i z całej siły ściskał w dłoni czerwoną różę. Do niego skierowane były słowa, które przed chwilą zostały zmieszane z błotem. Podniósł mokrą kopertę, otworzył i próbował czytać, jednak litery rozpłynęły się w strugach deszczu. Po nieudanym przeczytaniu listu rozczarowany wrócił do domu.
Oszukiwał Nadię od dłuższego czasu. To, co robił, można było nazwać bigamią.
Przez długi czas dziewczynie ciężko było dojść do siebie. Nieustanne kłótnie wypędzały ją każdego dnia z progów jej domu. Coraz częściej przychodziła do parku i całymi dniami w samotności przesiadywała na ławce. Pewnego słonecznego popołudnia spotkała starego kolegę ze szkoły. Nigdy za nim nie przepadała, jednak tego dnia był niezmiernie sympatyczny. Od razu ją rozszyfrował. Wyciągnął swoją gitarę z pokrowca i zaczął przygrywać jej ulubione kawałki. Na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech. Takich spotkań było niewiele, jednak Mat z dnia na dzień wydawał się Nadii coraz bliższy. W chłodny wieczór spacerowali po parku. Dziewczyna spojrzała znacząco na Mateusza i rzekła :
-Wiesz, wszystkie rzeczy, które kiedyś określały mnie, gdzieś znikły, porzuciły mnie. Zupełnie już nie potrafię odnaleźć siebie w tym wszystkim. Wiem, to mój bałagan, obiecałam to poukładać, może zapomniałam, chyba nie potrafię. To takie dziwne. Budujesz przyszłość przeszłością w teraźniejszości. Śnisz o czymś , gdy na następny dzień cały sen ląduje w koszu na używane wspomnienia. Wiesz, czasem, a w zasadzie zawsze mam ochotę się schować, zamknąć oczy, usiąść gdzieś w kącie, gdzie nikt nie znajdzie, nie rozszyfruje mnie. Nie napisze nigdy biografii ani charakterystyki, nie oceni, nie dołoży swoich pięciu groszy.
-Znam takie miejsce, moja droga- odpowiedział, uśmiechnął się do siebie, po czym dokończył:
- Widzę, jak cierpisz przez codzienność. Znam miejsce, gdzie czas stanie w miejscu, a ty poczujesz się błogo i szczęśliwie. Kiedy to usłyszała, coś w niej aż podskoczyło
- Mówisz poważnie?- Zapytała z radością w oczach.
- Tak, już teraz mogę cię tam zaprowadzić.
- Ale to nie tak jak myślisz, szukam miejsca, gdzie mogłabym zamieszkać na dłużej.
- To właśnie takie miejsce, droga Nadziejo. Poznasz moich przyjaciół, wszyscy tam wspieramy się w ciężkich chwilach. Jest tak cudownie, jesteśmy zupełnie wyłączeni z podłej rzeczywistości.
Złapał za rękę dziewczynę i pobiegli na autobus, jechał do zupełnie innego miasta.
Po wysiadce dziewczyna podążała z ciekawością za swoim nowym przyjacielem. Kiedy dotarli na miejsce, nacisnęła guzik, z którego wydobył się dźwięk dzwonka. Brama się otworzyła i obydwoje weszli do środka. Przyjaciele Mateusza byli naprawdę wspaniali. Przygarnęli dziewczynę bez uprzedzeń. Wszystko poszło jak po maśle.. Wielki dom, w którym mieszkało ponad trzydziestu mieszkańców, był urządzony w sposób nastrojowy i przejmująco smutny, na co dziewczyna nie zwróciła szczególnej uwagi. Minął tydzień od pobytu Nadii w tajemniczym domu. Często myślała o rodzicach, którzy zapewne umierają ze strachu, o szkole, gdzie jej oszukani przyjaciele pewnie nawet nie myślą, co się z nią dzieje. Mijały kolejne tygodnie, każdego dnia odkrywała nowe miejsca tajemniczego domu. Jej przyjaciele zupełnie przestali się kontaktować z mieszkanką. Może nie należała do zupełnie nowych, ponieważ do domu każdego dnia trafiała następna osoba, a jej kazali być miłą dla świeżego mieszkańca. Nieobecność goszcząca w smutnych twarzach przechodzących obok niej stawała się nie do zniesienia.
Nadszedł dzień, kiedy otworzyły jej się oczy. Poznała wnętrze kolejnych zagadkowych drzwi, do których nigdy nie pozwalano jej wejść. Był to szok, jej oczom ukazało się ciemne pomieszczenie bez okien z ołtarzem i mnóstwem palących się świeczek. Krzyże! Gdyby nie były odwrócone górą do dołu, być może nabrałaby się, iż jest to kościół. Chciała uciec stąd jak najdalej.
- Gdzie jest Mateusz?!- Krzyknęła, nie uzyskując odpowiedzi.
„Zapewne werbuje nowych…tak samo słabych i naiwnych jak ja…” Zszokowana dziewczyna odpowiedziała sama na nartujące ją pytanie.. W tym miejscu były odprawiane czarne msze. Tamtego wieczoru msza trwała trzy godziny, a w jej trakcie wniesiono czarnego kota, który miaucząc błagał, aby nie robiono mu krzywdy.
Zdzierali żywcem skórę z bezbronnego zwierzęcia. Przy tym tragicznym czynie odmawiano modlitwę po hebrajsku. Nadzieja wpadła w panikę. Nikt jej nie uspokajał, jednak nie mogła wyjść. Drzwi były zamknięte na klucz. Stała się jedną z nich. Nie było już odwrotu, na ucieczkę było za późno. W tym samym momencie wspomniała słowa napisane 13 listopada w czerwonym notesie, gdzie przechowywała przez większość swojego życia milion myśli:
„Nie warto mieć przyjaciół na jakiś czas, nie warto spoufalać się z nikim. Wczoraj był Twoim przyjacielem, dziś jest wrogiem? On zawsze był kimś, kto czai się na Twoją osobę. Twoim katem, kimś obcym. Ubierając maskę przyjaciela, pożera po kawałkach. Tak właśnie bywa, jeżeli chcesz zniszczyć wroga, zaprzyjaźnij się z nim. Swoich nieprzyjaciół się nie lękaj.
Oni nie znają Twoich słabości, nie wiedzą, gdzie zadać cios, aby najbardziej bolało. Nie potrafią zadać bólu tak jak On. Naiwność nie jest grzechem, jest wadą. Miłość to schody, po których wchodzisz z każdym dniem wyżej i wyżej, aż nagle się zapadają. Od podania ręki aż po pocałunek. Od pocałunku aż po niepamięć. Nie daj się zwieść, nie podpisuj czegoś, o czym zupełnie nie masz pojęcia”

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 7 minut

Podobne tematy