profil

Życie codzienne na dworach magnackich i Królewskich w XVII w.

poleca 85% 1621 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Na temat stanu zdrowia magnaterii rozgorzała się dyskusja między dwoma współczesnymi historykami. Jeden z nich twierdził z przekonaniem, że warstwa ta ulegała powoli, ale konsekwentnie degeneracji w wyniku licznych i różnych chorób którymi była przeżarta, drugi zaś dowodził, że o żadnej degeneracji magnaterii nie może być mowy i że średni wiek magnata polskiego był dłuższy niż wiek przeciętnego człowieka w tym okresie w Europie.

Wydaje się jednak, że prawda leży po środku. Korzystnym czynnikiem wpływającym na zdrowie magnaterii był fakt przebywania magnaterii prawie wyłącznie w terenie wiejskim. Pomieszczenia były na ogół obszerne przestronne. Zapewniały większą ilość powietrza mieszkańcom, otwierały możliwość pewnej izolacji chorych od zdrowych. Fakt posiadania rozległych dóbr umożliwiał im też w wypadku wybuchu epidemii lub jakiejś choroby zakaźnej, tek często wówczas zjawiającego się „złego powietrza” opuszczenie okolic zagrożonych, wycofanie się w okolice mało zamieszkałe, lesiste, gdzie spokojnie mogli przeczekać okres szerzenia się zarazy. Z tym łączy się druga rzecz. Magnatów stać było na utrzymywanie większej higieny osobistej, tego co nazywano wówczas „ochędóstwem”, a więc porządku w domu, czystości bielizny własnej i stołowej. Przeglądając wydatki magnacie stosunkowo wielkimi wydatkami były praczki piorące bieliznę pańską. W kołach magnackich znano ogólne zasady diety żywieniowej. Wystarczy spojrzeć na rachunki młodego Stanisława Lubomirskiego by przekonać się, jak skrupulatnie dbano w jego otoczeniu, by podawać młodemu panięciu przez cały rok owoce, zacząwszy od jabłek późnym latem, aż do jagód późną wiosną następnego roku. Nie brakowało także czynników, które źle wpływały na stan zdrowia. Nie kończące się nieraz uczty zmuszały do zapełniania żołądków jedzeniem ponad miarę ludzkiej wytrzymałości. Toteż nic dziwnego, że apetyt Polaków budził podziw np. Włochów. Z jedzeniem i obżarstwem łączyło się także pijaństwo. Ostatecznie pito wówczas wszędzie. Piła szlachta, mieszczanie, chłopi, nie mniej magnaci. Ze względu na swój dostatek zapewniali sobie trunki wyborowe zwłaszcza gdy chodzi o wina. Urządzane przez nich uczty zmuszały ich do nadużywania tych trunków. Rzeczą szokującą było to by młodego człowieka przyzwyczaić do picia odpowiedniej ilości trunków. W program wychowania wchodziło przyzwyczajenie chłopca do spożywania odpowiedniej ilości alkoholu. To rozpowszechnione pijaństwo wraz z przejadaniem się prowadziło do powszechnej choroby podogry czyli dny. (Upraszczając: kwas moczanowy w postaci złogów odkłada się w różnych miejscach naszego ciała. Od miejsca w którym się odkłada, zależy jaka choroba się rozwinie). Te oraz inne choroby sprawiały, że cenili sobie oni dobrych lekarzy i na dworze każdego zamożniejszego magnata był przynajmniej jeden medyk np. na dworze Stanisława Lubomirskiego znajdował się doktor Muchowski dwóch cyrulików i dwóch aptekarzy. Magnaci polscy częściej niż inni opuszczali kraj udając się do kąpieli zagranicznych. Udawano się do miast gdzie znajdowali się wybitniejsi lekarze, by oddać się pod ich opiekę na jakiś czas, a w razie choroby gdy zawodzili zwykli domowi lekarze nieraz z daleka ściągano lepszych. Można cytować pewną liczbę wypadków świadczących o tym że wśród magnatów nie brakowało jednostek zdegenerowanych lub też mogących spowodować degenerację potomstwa. Do tych ostatnich zaliczylibyśmy przede wszystkim magnatów chorych na syfilis który jak świadczy nawet ówczesna poezja, pojawiał się wówczas w Polsce i dosięgał warstw magnackich. Chorował na nią Michał Krzysztof Radziwiłł i stało się to przyczyna jego sławnej pielgrzymki do Ziemi Świętej. Chorował na nią prawdopodobnie Jan III Sobieski nie mówiąc już o innych. Sumując więc trzeba stwierdzić, że magnaci w tym stuleciu skutkiem rażących wykroczeń przeciw higienie nie byli warstwa specjalnie zdrową równocześnie zaś byli warstwą poważnie zatroskaną o stan swojego zdrowia i poświęcającą mu dość uwagi.

Już w średniowieczu pisano o ucztach, że „wesół nikt nie będzie- aliż gdy za stołem nie siędzie- toż wszego myślenia zbędzie”. Jeżeli już w średniowieczu widziano w ucztach okazją do pozbycia się na jakiś czas wszelkich trosk i „myślenia”, to w okresie renesansu, w cieniu którego żył też jakimś stopniu i wiek XVII, uczty stawały się ważną częścią dworskiego życia i bywały coraz wystawniejsze. Stół staropolski nie był jednolity, warunkowała go przede wszystkim pozycja majątkowa. Dzielił się też na kilka kategorii. Między codziennym nawet świątecznym jadłospisem chłopa czy zwykłego mieszczanina a menu patrycjusza czy magnata istniała kolosalna różnica. Można tu mówić wręcz o odmiennych kuchniach. Sposób żywienia się bezrolnych chłopów czy biedoty miejskiej kfalifikowała ich do kuchni ubogiej. Średnio zamożni chłopi, czeladź, uboższe grupy ludności miejskiej, drobna szlachta prowadzili tak zwaną kuchnię podstawową. Kuchnia średnia była typowa dla zamożnego chłopstwa, służby dworskiej, średnio zamożnych grup ludności wielkomiejskiej i uboższej szlachty. Kuchnię pańską prowadziła zamożna szlachta, pewne kategorie ludności dużych miast, wyższy kler, przedstawiciele wolnych zawodów np. wzięci lekarze. Najbardziej luksusowa była kuchnia typowa dla kręgów oligarchii świeckiej i kościelnej, dla dworów królewskich. Można więc stwierdzić, że poszczególne rodzaje kuchni dzieliły możliwości materialne, łączyły zaś pewne tradycje kulinarne, upodobania i nawyki. Tradycje te upoważniają do twierdzenia, iż polska gastronomia wyróżniała się pewna specyfiką od gastronomii czasów nam współczesnych, a także od sposobów żywienia i zachowania się przy stole, jakie cechowały obyczajowości innych krajów. Ponieważ większość ludzi pracowała intensywnie fizycznie, zapotrzebowanie na kalorie było duże. Ponieważ istniał niedobór artykułów zawierających wysokowartościowe białko i tłuszcze, trzeba więc było zastąpić je większa ilością mniej wartościowego jadła. Stąd właśnie te kopiaste porcje, wielkie szklanice, większa częstotliwość spożywania posiłków. Pewną specyfikę polskiego stołu stanowiło okresowe przestrzeganie licznych postów. Kościół prowadził o nie wielowiekową walkę, stosując różnorodne kary i środki nacisku. Doprowadzono w końcu do tego, że w omawianej dobie posty weszły w nawyk zaczęły kształtować nawet jadłospisy naszych przodków. Stół XVI- XVII wieku posiadał też swoje ulubione, charakterystyczne dla polskiej gastronomii potrawy. Za takie uchodziły m. In. Barszcz, rosół, sztuka mięsa, pieczenie huzarskie, bigos, pierogi, kiełbasa z kapustą, przede wszystkim rozmaite kasze. Stół staropolski charakteryzował się ostrością, pikantnością i tłustością potraw. O resztę walorów smakowych niewiele dbano, większą wagę przywiązywano do ilości niż do jakości jedzenia. Jedzono wiele lecz pito jeszcze więcej. Na ogół spożywano potrawy niedbale przyrządzone, chodziło bowiem przede wszystkim o ich objętość i ilość. Nie orientując się w składnikach odżywczych i kalorycznych pokarmów, za zasadniczy miernik dobrego wyżywienia przynoszącego zdrowie i wzmacniającego siły uważano na de wszystko ilość jedzenia. Łakomstwo i obżarstwo charakteryzowało większość członków panujących wówczas dynastii, m. In. Bourbonów francuskich, stąd wielu spośród nich chorowało ciężko na niestrawność. W Polsce występowało dwojakiego rodzaju obżarstwo: zamożni przejadali się na ogół systematycznie, natomiast biedni sporadycznie, podczas świąt i wszelkich uroczystości. Pod koniec XVIII wieku wypowiedziano energiczną walkę wszelkiemu obżarstwu i zaczęto reformować nasza gastronomię. Tendencje te szły jednak, niestety, tylko od góry, objęły, też swym zasięgiem stosunkowo wąskie koło. W tym czasie zaczęto zwracać uwagę na jakość potraw. Uznanie zdobywać zaczęły ciasta francuskie, buliony, farsze. Lekkie wina francuskie wypierały węgierskie, szampan rywalizował z tokajem, czekolada z kawą. A więc nowa moda zrywała z obżarstwem. Zamożniejsi jadali przy stołach pokrytych lnianymi lub bawełnianymi obrusami. Niektóre z nich były barwne, bogato haftowane i maiły wielkie rozmiary. W drugiej połowie XVIII wieku każdy z biesiadników otrzymywał dodatkowo mała serwetkę, służącą do ocierania ust. Obrusy nie zawsze lśniły czystością. Higiena i ogólna kultura jedzenia przedstawiały się do końca XVII wieku bardzo źle; dotyczyło to zresztą całej Europy. Do początków XVII wieku do półmisków sięgano rękoma, brano kilka kawałków, które rozdzielano palcami na mniejsze części. Dlatego też przyzwoitość wymagała, by prawa ręką nie wycierać nosa. Na przestrzeni XVIII wieku zaszły jednak na Zachodzie w tej dziedzinie duże zmiany. Wiek ten stanowił przełom w dziedzinie kultury i higieny spożywania pokarmów. Po trochu zaczął upowszechniać się zwyczaj, że każdy korzysta ze swego kubka, noża, a często nawet i widelca. Przysłowie „jedz pij i popuszczaj pasa” odnosiło się tylko do elity. Bankiety, zastawione przysmakami stoły były w zasadzie na pokaz, od święta. Na co dzień mogli się specjałami delektować tylko wielcy panowie. Trzeba podkreślić, że w omawianym okresie nie dojadano.

Gdy chodzi o specjalne zabawy, to na pierwszym miejscu należy wymienić popularne od dawna szachy i warcaby. W XVII wieku rozprzestrzeniały się w coraz większym stopniu gry w karty. W drugiej połowie stulecia gra w karty staje się bardziej popularna, zjawiają się tez różnego rodzaju gry. Za czasów Jana Sobieskiego dość popularna jest hazardowa gra w karty z bankiem, przy czym trzymający bank gracz przeciw czterem graczom. Właściwa nazwa tej gry to bessetta. Nie wiadomo w jakim stopniu na dwory magnackie znalazł wstęp zwyczaj palenia tytoniu. Jak się zdaje tytoń był raczej rozrywką niższych, uboższych warstw ludności. Budził on w kołach zamożniejszych sprzeciw. Poza szachami i warcabami oraz kartami znano na dworach magnackich wiele zabaw, które byśmy dziś określili mianem zabaw towarzyskich. Tak więc należą tu próby zręczności polegające na podnoszeniu ustami piórka z ziemi, chowaniu pierścienia w rękach niewiast, przy czym należało zgadnąć, która z obecnych trzyma go w danej chwili. Ze specjalna przyjemnością oddawano się zabawie polegającej na przebieraniu się, specjalnie do tańca, w stroje innych osób. Znano tę zabawę i na dworze królewskim. Za zabawę uważano także taniec. Z polskich tańców powodzeniem cieszył się różnie nazywany taniec, który z czasem stał się popularny pod nazwą polonez. Oczywiście tańce następowały po ucztach, w których brały udział kobiety, co jak wiadomo zdarzało się nie zawsze, poza tym trzeba było by nie nadużywano wina przy uczcie. Za zabawę towarzyską przyjęto także zabawę tkw. Wirtshaus czyli w gospodę. Polegała ona na przebraniu się, ale tu oznaczano losem wcześniej, kto ma jaką rolę odgrywać. Występowały tu osoby takie jak gospodarz kupiec maur, żołnierz i sługa, pasterz itd. Gospodarz był zobowiązany do zorganizowania i zapłacenia uczty, kupiec do zaopatrzenia sklepu, w którym nabywał różne przedmioty jedynie fikcyjnie. Była to wiec dla naznaczonych losem zabawa dość droga. Nie brakowało też na dworach magnackich karłów a czasami wydarzenia z życia tych nieszczęsnych istot stanowiły przedmiot zabawy całego dworu.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie