profil

Moja przygoda nad wielką i czystą wodą

poleca 85% 216 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

21 kwietnia

Rankiem minęliśmy górską przełęcz i znaleźliśmy się naprzeciw wielkiego jeziora położonego w dole. Wypełniało ono przestrzeń między górami. Niebo było przejrzyste i bezchmurne. Wynurzające się znad wierzchołków słońce rzucało promienie, które trafiały w spokojną taflę wody i oświetlały ją tak, że sprawiała wrażenie, jakby cała jej powierzchnia była zrobiona z błyszczącego, nieskazitelnego diamentu. W głębi dało się dostrzec kolorowe ryby i kołyszące się lekko rośliny. Dostępu do jeziora broniły wysokie, ostre skały, swoją posturą wydające się przestrzegać przed zbliżeniem do cudu natury.
Woźnica krzyknął krótkie ?wio? i konie ruszyły prowizoryczną drogą biegnącą wokół jeziora. Wszyscy siedzieliśmy w milczeniu, zauroczeni tajemniczą aurą tego miejsca. Atmosfera była niepokojąca, ktoś na zewnątrz mruknął coś o ciszy przed burzą. Nagle wóz trafił na przeszkodę. Wstrząsnęło nami i wywróciliśmy się na prawy bok. Po chwili udało nam się wygramolić ze środka, na szczęście nikomu nic się nie stało. Złapaliśmy wóz i przywróciliśmy go do pionu. Kiedy już mieliśmy ruszać, jeden z nas poślizgnął się, o mało nie spadając z ogromnej wysokości. W dół poleciał tylko niewielki kamyk. Wszyscy podeszliśmy do zbocza i wyczekująco obserwowaliśmy. Kilka razy uderzył o skały, a każde uderzenie potęgowane było wielokrotnym echem, rozchodzącym się po całej okolicy. W końcu dało się słyszeć ciche ?chlup?, a po wodzie rozeszła się delikatna fala. Wszystko ucichło. Powróciliśmy do przygotowań do dalszej drogi. I wtedy się zaczęło. Nagle na niebo wystąpiły ciemne, kłębiaste chmury, przysłaniając słońce oraz spowijając całą dolinę w ciemności. Woda stała się niespokojna, ziemia zaczęła drżeć. W panice wskoczyliśmy to wozu i prędko ruszyliśmy dalej. Ogromne krople deszczu odbijały się od powozu robiąc okropny hałas. W dole wzburzone fale uderzały chaotycznie o skały. Usłyszeliśmy grzmot, ziemia wibrowała coraz mocniej. Przerażone konie rżały i prychały. Skuliliśmy się w środku, oczekując najgorszego. Teraz wstrząsy sprawiały, że wóz podskakiwał i opadał na wysokość łokcia. Jeden z towarzyszy uderzył głową o ścianę i padł nieprzytomny. Wyjrzałem przez okno. Było ciemno. W świetle błyskawicy ujrzałem trzęsące się góry i szalejące jezioro. Jeden z piorunów trafił w skały dokładnie nad nami. Ogromny głaz poruszył się i zaczął staczać w dół, wywołując lawinę pędzącą prosto na nasz wóz. Wystraszony złapałem za wisiorek i rozpocząłem modlitwę. Potem było uderzenie i zaczęliśmy spadać. Pamiętam jeszcze tylko wdzierającą się do środka zimną wodę.
Ocknąłem się koło południa. Siedziałem w powozie, a obok mnie znajdowali się moi towarzysze. Widać było, że oni też dopiero się przebudzili. Wyskoczyłem na zewnątrz. Słońce górowało na błękitnym, czystym niebie. Za nami znajdowała się przełęcz prowadząca do jeziora. Zgodnie postanowiliśmy od razu ruszyć w dalszą drogę, pozostawiając w spokoju tajemnicze sanktuarium natury.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 2 minuty