profil

Czy świętoszkowie są wśród nas? - wyjątki z dziennika.

poleca 85% 1158 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

SOBOTA
Znowu mam napisać wypracowanie z polskiego i to na tak nudny temat. Polonista powiedział, że „Świętoszek” to klasyka. Z klasyką się nie dyskutuje, wszystko dawno zostało ustalone, nad czym tu myśleć, z czym polemizować? Cholera mnie bierze. Przecież wszyscy doskonale wiedzą, że świętoszkowie są wśród nas. Trudno żeby ktoś miał inne zdanie szczególnie, jeśli nieco zna twórczość Moliera. Powszechnie wiadomo bowiem, że główni bohaterowie jego utworów zawsze są postaciami uniwersalnymi. Ludzi z takimi charakterami można spotkać w każdej epoce.
Dodatkowo denerwuje mnie to, że mam pisać o ludziach, których nie cierpię i z którymi nigdy nie wchodzę w bliższe kontakty. Czy ktoś lubi bufonadę, nadmierne eksponowanie własnej wartości i autoprezentację, w której najczęściej spotykanym hasłem jest „Jedynie ja mam rację we wszystkim i jestem „the best””?
- Więc o czym tu pisać?
Postanowiłam to rzucić w kąt, może później coś się urodzi.
Lepiej wezmę się za sprzątanie. Jak mama zobaczy , że wykonuję swoje obowiązki, to może da się namówić na kupno najnowszej części „Harrego Pottera”.

NIEDZIELA
Obudziłam się z bólem głowy. Pół nocy zastanawiałam się nad tym „Świętoszkiem” i nic. Nadal nie mam pomysłu. Ten temat w ogóle mi nie leży.
Jak tak wczoraj rozmyślałam, to doszłam do wniosku, że ta cała świętoszkowatość kojarzy mi się z ortodoksją i z tym całym Osamą bin Ladenem, o którym trąbią od września w telewizji. To dopiero jest drań! Jak on tak może wykorzystywać naiwnych ludzi? Odpowiadać im bajki o tym, że do raju jest tylko jedna droga i tą drogą jest ich własna śmierć? Rany! Ja nie rozumiem, dlaczego oni wszyscy są tak bezkrytyczni dla jego żądań. Przecież wiara nie zabrania im myśleć! Czy oni nie widzą, co robią? Nie dość, że sami giną, to jeszcze ciągną za sobą zupełnie niewinnych ludzi. A czy zabijanie innych też leży w ich interesie?
Ta cała Al-Kaida to zgraja psycholi, którzy za nic mają ludzkie życie. Jedyną normalną osobą z tego grona, jest jej dowódca - bin Laden, który doskonale wie, czego chce i ma ogromne szansę żeby to osiągnąć. Jest sprytny, wie jak porwać tłum i ma w ręku potężny argument w postaci wiary. On nie ma żadnych skrupułów i w ogóle nie obchodzą go ci wszyscy ludzie, którzy przez jego głupie gadanie tracą życie. Wyszkolił sobie armię i nakarmił ją swoimi chorymi ambicjami.
Ale już niedługo, mam nadzieję, że USA zrobią z tym wszystkim porządek. Niech się tylko pospieszą, bo zabierają się do tego jak ja do tego wypracowania.
Zrobiłam te 40 zdań z ruskiego, po takiej pracy to chyba powinnam już być geniuszem... Może to przychodzi z czasem. Może dopiero jutro rano.

PONIEDZIAŁEK
Na lekcji francuskiego była jakaś delegacja, pewnie z kuratorium... To się nazywa dopiero farciorski farcior! Kiedy klasa się o tym dowiedziała to naprawdę odetchnęła z ulgą, w końcu przy takiej delegacji nauczycielka nie postawi pały. I pały nie postawiła, mało tego, zachowanie pani na lekcji przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Najpierw na lekcję spóźniło się kilka osób, normalnie, w najlepszym przypadku grozi to awanturą i natychmiastową odpowiedzią; w najgorszym – wyrzuceniem z klasy. Jednak nie dziś, dziś pani powiedziała, cytuję: ”Witajcie dziewczynki, bardzo się cieszę, że przyszłyście, tylko proszę was – nie spóźniajcie się już więcej” Klasa doznała szoku, łącznie z osobami, które doświadczyły niebywałej dobroci pani profesor. Nikt nie był w stanie nawet tego skomentować.
W połowie lekcji okazało się, że jedna z moich koleżanek zapomniała podręcznika. Natychmiast w okolicy jej ławki zrobił się mały harmider i każdy gorączkowo starał się skombinować jakąś książkę, bo jak pani zobaczy, że Zuzka nie ma książki, to zrobi się gorąco. I nagle słyszymy coś, co na długo pozostanie w pamięci każdego z nas: „Co się stało dziewczynki? Nie masz książki? Trzeba było od razu mówić! Proszę, pożyczę Ci swoją.” To też był niemały szok, ale wszyscy przebrnęliśmy przez to bohatersko i na wielu twarzach pojawił się lekki uśmiech..... Co tu dużo gadać, na mojej też.
Zaraz koniec lekcji. Wszyscy palą się do wyjścia na przerwę, aby skomentować wydarzenia ostatnich 40 minut a tu nagle kolejny przypływ wspaniałomyślności: „A teraz, TAK JAK NA KAŻDEJ LEKCJI, macie 5 minut na rozpoczęcie pracy domowej”. To był cios poniżej pasa. Oglądam się za siebie a połowa klasy ryczy ze śmiechu jednocześnie próbując ukryć ten drobiazg przed spojrzeniem pani Kaczmarczyk.
To była bardzo pouczająca lekcja. Zadziwiające, do czego zdolny jest człowiek jak mu na czymś bardzo zależy. Jakby tak za długo się nad tym zastanawiać, to można by dojść do wniosku, że tak powinna wyglądać każda lekcja... Jednak taka miła atmosfera w klasie na pewno prędko nam nie grozi. A szkoda, miło by było czasem wejść do klasy i nie zastanawiać się, co by tu zrobić, żeby pani mnie dzisiaj nie zapytała. A jeszcze fajniej było by z przyjemnością odrabiać lekcje, albo uczyć się do klasówki. Jednak to jest już absolutnie nie osiągalne. Taki już los nas – uczniów. Robienie czegoś, co nie do końca sprawia nam przyjemność mamy zapisane w życiorysie.
Mama wróciła z pracy i była bardzo zadowolona, że wszystko jest ładnie posprzątane. Jeszcze nie teraz, ale jutro, jutro będzie wielki dzień, poproszę mamę o mały prezencik. Wszystko jest na dobrej drodze.
Wypracowanie odkładam na jutro. W końcu tyle się już dzisiaj napracowałam: posprzątałam, odrobiłam matmę i niemiecki. Jutro będę miała dużo czasu.

WTOREK
Dzisiaj, po lekcjach, poszłam z koleżankami na Stare Miasto. Usiadłyśmy sobie na ławeczce, na nowym rynku i rozmawiałyśmy o szkole, o modzie, o muzyce. Nagle Gośka szturchnęła mnie i pokazała w kierunku wejścia do kościoła. To, co zobaczyłam, to było coś, o czym od dawna się mówiło, ale ja osobiście jeszcze tego nie widziałam.
Z kościoła wyszedł ksiądz i poszedł do mercedesa z przyciemnianymi szybami i bagażnikiem na narty. I coś mnie wtedy zabolało. Ja nie jestem zagorzałą katoliczką i nie chodzę co niedzielę do kościoła, ale jak widzę coś takiego, to taka złość się we mnie wzbiera, że sama się sobie dziwię. Jak tak sobie pomyślę, że sługa Boży, który ślubował życie w ubóstwie, ma mercedesa a ludzie umierają z głodu i zimna na ulicach, to naprawdę szlak mnie trafia! To, co staruszka dała na tacę z tej swojej nędznej emerytury, on wydaje na jakieś bzdury. Przecież to nie jest żaden ksiądz z powołania tylko człowiek, który żeruje na zaufaniu ludzi.
Krótko mówiąc sprawowanie tak odpowiedzialnej funkcji jest dla nich jedynie drogą do wzbogacenia się cudzym kosztem. My wszyscy widzimy, co się dzieje i takie zachowanie księży zdecydowanie odsuwa młodzież od kościoła. Mam nadzieją, że to się zmieni. Wiem, że nie wszyscy księża są tacy i liczę, że to właśnie oni pomogą nam zmienić zakłamaną rzeczywistość w odległą przeszłość.
Mama zgodziła się na „Harrego Pottera”, dała mi już nawet pieniądze. Ja naprawdę mam charyzmę! No cóż, nie na darmo jestem zastępczynią przewodniczącej klasy. Harrego kupie jutro po szkole, żebym tylko nie zaczęła go czytać, bo będzie tak jak w zeszłym tygodniu – Harry przeczytany, ale żadna praca domowa nie odrobiona.
Rany! Jutro klasówa z fizyki. Jestem ugotowana! Co za kretyn idzie na Starówke w dzień przed sprawdzianem z fizy? Na śmierć zapomniałam. No nic, trzeba wziąć się w garść i nauczyć się chociaż samej teorii. I może troszeczkę zadań. Nie takie rzeczy się już robiło. Gorzej z polakiem. Niech to szlak! Jutro nam gitarę, po powrocie, jeśli będę miała wenę, to i tak napiszę po łebkach i same ogólniki. Ciemno to widzę. Lepiej wezmę się za fizę, do czwartku jeszcze dużo czasu.

ŚRODA
Nauczyciel od gitary ździebko się na mnie wkurzył, nie nauczyłam się tych chwytów, które mi kazał. Na szczęście, dzięki swojej charyzmie, wyszłam z tego obronną ręką. Nie zmienia to jednak faktu, że na przyszły tydzień mam podwójną pracę domową. Nie pozostaje mi nic innego, jak powtórzyć uniwersalny tekst każdego ucznia – nie takie rzeczy się już robiło!
Harry gruby jak 150. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę zgłębiać tajemnice kolejnego tomu. Gdyby noc była dłuższa...
Przytrafiło mi się dziś coś dziwnego. Jak zwykle wracałam ze szkoły do domu autobusem. Stoję sobie samotnie i obmyślam koncepcję mojego wypracowania aż tu nagle, moje twórcze myślenie, przerywa mi jakiś młody, wysoki, przystojny i całkiem przyzwoicie wyglądający mężczyzna. To, co od razu przyciągnęło moją uwagę, to jego oczy. Nie pamiętam, czy kiedyś widziałam takie oczy. Wyglądały, jakby były szklane...
Stanął koło mnie i zaczął mi opowiadać o swoim życiu. O tym, że kiedyś świetnie się uczył, że chodził do dobrej szkoły i miał świetne stopnie. Podobno dostał się na studia, miał dziewczynę, którą bardzo kochał. Mówił, że ona była w ciąży, że w niedługim czasie mieli się pobrać. A potem dodał, że od roku jest narkomanem i że już z tego się nie wygrzebie, bo jedzie na heroinie. Powiedział, że dla niego to już koniec. Przepraszał, że mnie zaczepia, ale chciał mnie ostrzec przed popełnieniem tego błędu. Mówił żebym nigdy, przenigdy nie próbowała narkotyków, bo skończę tak jak on.
Na początku uśmiechałam się, nie wierzyłam w jego opowiadanie, ale im dłużej go słuchałam, tym to wszystko stawało się bardziej prawdopodobne. Czasem mu przytakiwałam, czasem coś wtrąciłam. Ludzie będący w autobusie przysłuchiwali się tej rozmowie, przynajmniej tak mi się zdawało, a ja sama nie wiedziałam - co zrobić: słuchać dalej czy wysiąść.
Jak wróciłam do domy, to rozmyślałam nad tym, co on mówił. I doszłam do wniosku, że on się przecież sam w to nie wpakował, ktoś musiał go namówić a tego kogoś ktoś inny i tak dalej. A wszystko zaczyna się od tych bossów narkotykowych, którzy na nieszczęściu tych słabych psychicznie ludzi zbijają ogromną forsę. Przecież te szychy same nie biorą. To są inteligentni ludzie, oni wiedzą, że te bajki, które wciskają innym, to bzdury, ale czego się nie zrobi dla takiej kasy?
Skręca mnie na myśl o takiej znieczulicy! Najważniejsze są pieniądze. Żadnego z tych mafiozów nie obchodzi, że przez ten proszek na całej ziemi umierają setki ludzi. Nic tylko kasa, kasa i kasa. To jest ich główny cel.
Teraz biorę się za wypracowanie, co prawda jest już późno, ale jak mówi przysłowie: lepiej późno niż wcale. Przydałaby się tylko jeszcze kawa.

CZWARTEK (rano)
Nie napisałam tego wypracowania. Zasnęłam przy biurku, nad kartką papieru, ale nie pustą, ułożyłam już szczegółowy plan. Mama obudziła mnie przed chwilą i całe szczęście, bo spóźniłabym się do szkoły. Szkoda, że nie wyszło, ale jeszcze nie wszystko stracone. Można oddać pracę po terminie, tylko pan obniży ocenę o jeden stopień. Teraz już wiem, o czym mam napisać i już nie uważam, że ten temat jest strasznie nudny. Jest bardzo fajny, tylko trzeba mieć pomysł na odpowiednie jego przedstawienie.
Zastanawiam się czy sama nie mam w sobie czegoś z świętoszka. Chyba każdy ma w sobie coś z niego. To chyba dlatego, że wszyscy lubimy się sami przed sobą wybielać. To jest tak jak w tym starym, biblijnym powiedzeniu „Łatwiej w cudzym oku dostrzec źdźbło niźli we własnym belkę”
Wydaje mi się, że nieco odbiegłam od tematu jednakże świętoszkowatość i związana z nią postawa wobec innych kojarzą mi się przede wszystkim z: obłudą, zakłamaniem, obyczajowym puryzmem, wszystkimi tymi cechami, które są dla mnie obce i których nie akceptuję u siebie i u innych.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 11 minut

Epoka
Teksty kultury