profil

Ja tata

poleca 88% 104 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Z salonu dochodziły krzyki kolejnej kłótni, jednak mnie to już nie dziwiło, przyzwyczaiłem się, mimo że każdej nocy późno zasypiałem. Kłótnie były w tym domu rutyną, punktem w dziennym harmonogramie, który zaczynał się wczesnym rankiem, a kończył... nie wiem, kiedy się kończył ? kilka nerwowych chwil przed początkiem, wcale się nie kończył, pozornie wcześnie, by później boleśnie o sobie przypomnieć. Nie miałem przyjemności poznać końca, błogiego spokoju, a chciałbym. Postanowiłem jednak pójść spać, odciąć słuch od słów, przez które tak cierpiała otaczająca mnie rzeczywistość, przez które cierpiałem ja. Zamyśliłem się, zanuciłem do snu kolędę, którą tak pragnąłem dziś zaśpiewać przy wigilijnym stole. Zobaczyłem obraz pełen ciszy, ciemności, ale jednocześnie szczęścia, które wypełniało beztroskie wyobrażenie, jednak błoga ciemność zmieniła się nagle w jaskrawy powrót do życia, pełen kontrastowych wrzasków i pisków... światło uderzyło w powieki, otworzyłem oczy.
-Synku wychodzimy- powiedziała do mnie mama, jej oczy były czerwone od łez, a głos załamał się w goryczy.
Zaledwie zdążyłem podnieść się z łóżka, gdy do pokoju wszedł ojciec. Wyrzucił matkę z domu, potem wrócił do mnie. Wybełkotał kilka słów w towarzystwie promili alkoholu. Zrozumiałem, co chce zrobić, tatuś chce powiedzieć ?synku już późno dobranoc?. Stróżka krwi rozprysła się w artystycznym kleksie na ścianie.
?Ale on nie chciał, na pewno, po prostu przygotowuje swojego siedmioletniego, ulubionego synka do życia, dla mojego dobra, dobranoc tatusiu, do jutra?.
W zatłoczonej kuchni, rodzice wraz z resztą rodziny przygotowywali wigilijne jedzenie. Dla mnie, jako kulinarnego ewenementu, nie było miejsca w tym pomieszczeniu, więc zająłem się nakrywaniem do stołu. To wszystko, co się wokół mnie działo, co mnie otaczało, było tak ?normalne?, tak ?lepsze?, że gdy przypomniałem sobie czasy sprzed 10, 9, czy 8 lat... to było nie do uwierzenia ? dwa zupełnie różne światy, zbyt różne, aby mogły się połączyć w jednym życiu.
Podszedł do mnie mój ojczym, odkąd go poznałem świetnie dawał sobie radę z rolą ojca, tak trudną, dla człowieka, który tak bardzo z nią walczył, człowieka, którego zostawiłem 8 lat temu na Wojskowych 6/31. Czy byłem, aż tak złym dzieckiem?
-Paczka z prezentem twojej mamy zaginęła.- powiedział z grymasem na twarzy, zdziwieniem, a jednocześnie ironią.
-Jak to zaginęła?! Może nie wysłali?
-Dawno temu przelałem pieniądze na konto sprzedawcy, mówi, że wysłał ją miesiąc temu.
-Co na to poczta?
-Podobno dostarczyła przesyłkę.
Bolesna myśl uderzyła we mnie, niosąc ze sobą rzekę wspomnień. Pijackich libacji okupionych rozpaczliwymi krzykami matki, wstydem, upokorzeniem, życiem w niepewności i strachu syna. Wielka zabliźniona rana otwarła się, wylewając z siebie złość za wszystkie stracone lata, o których myśl wróciła ze zdwojoną siłą.
Paczka przyszła na stary adres ? do mojego ?tatusia?.
Narzuciłem na siebie kurtkę i wybiegłem z domu. Poczucie nienawiści narastało we mnie z każdym krokiem, każdym oddechem, furia zalewała każdą część ciała, docierając do każdego z nerwów, a na oczy rzucały się obrazy z dzieciństwa. Widziałem roztrzaskane szkło, wróciły znienawidzone krzyki, a wraz z nimi nieprzespane noce, koszmary, które przeżywałem każdego dnia. Nie cieszył mnie powrót ze szkoły, nie cieszyły wakacje, wypady z rodziną, urodziny, imieniny, sylwester, Boże Narodzenie... gdzie był wtedy Bóg, gdzie był, gdy ojciec wracał zalany do domu na ?codzienną awanturkę?, gdzie był Bóg, kiedy mówiąc wieczorną modlitwę dostawałem kolejne lanie, gdzie był?! Bo nie jest sprawiedliwością, gdy on leżał na podłodze, pobity przez kolegów ?od picia?, kiedy to ja musiałem wycierać jego krew... to nie jest sprawiedliwość. Stanąłem przed drzwiami, z których kiedyś wychodziłem z ulgą, a wracałem z obawą. Czas nie nadążał, kazał na siebie poczekać zostawiając mnie z setkami myśli dobijającymi się do drzwi umysłu. Nerwowym ruchem zapukałem kołatką, tą samą, którą kiedyś pukała policja. Huk powoli rozchodził się w powietrzu, a wraz z nim szybkie bicie serca. Klamka się poruszyła i drzwi się otwarły. Wyłoniła się z nich kobieta, towarzyszyło jej zaskoczenie, jednak nie było ono spowodowane tym, kim jestem, tylko moją obecnością - znała mnie wcześniej. Bez słowa wszedłem do środka i nie ściągając butów przeszedłem do jadalni.
Stał w rogu i patrzył na mnie z niemniejszym zdziwieniem niż kobieta, która otworzyła mi drzwi. Stół rzucił się w oczy, był pięknie przystrojony, gotowy, aby zasiąść do posiłku. Naliczyłem 5 dań, co było przyczyną ukłucia gniewu ? ja nigdy nie zjadłem ze swoim ojcem wigilijnej kolacji. Zobaczyłem też kieliszki i alkohol, jednak to mnie nie uspokoiło. Wśród wspaniałego jedzenia i bożonarodzeniowych ozdób, znalazła się również imponująca, jak pod względem estetycznym, tak ilościowym, zastawa stołowa. Wiedziałem, jaki będzie efekt tej wizyty, wiedziałem, że znajdę zagubioną paczkę, ale wiedziałem też, że to nie po nią przyszedłem. Szeroki margines cierpliwości nagle się skończył, a oczy zalśniły mi w odwecie rzucając pięściami w każdą stronę, teraz to ja tworzyłem brutalną historię tego domu, jednak nie myślałem już nad niczym, nic też nie czułem, w płomieniach szału posyłałem kolejne uderzenia, nie męczyłem się, nie czułem litości, jednak coś ściągnęło mnie z powrotem... uspokoiłem się, wzrok wbiegł na ścianę poplamioną krwią. Piorun wspomnień znów przewrócił świat ?do góry nogami?. Zanurkowałem pośród artystycznych kleksów sprzed lat. Ocknąłem się i spojrzałem w lustro, zobaczyłem ojca, który bił swojego syna do snu, a syn go kochał i kładł się grzecznie spać, teraz syn zbił ojca, brudząc ręce krwią, ale to nie przyniosło mu ulgi. Rzuciłem nerwowe spojrzenie na siedzące przy stole dzieci i dopiero w oczach małego chłopca zobaczyłem siebie ? wystraszonego siedmiolatka. Wybiegłem z domu mijając kobietę w przedpokoju ? nie odrywała ode mnie wzroku. 10 minut później siedziałem na śniegu patrząc w niebo. Już nigdy nie będę jak mój ojciec.
Każde spojrzenie niosło ze sobą karuzelę, na której świat wirował rozkosznie pastwiąc się nad zagubionym umysłem, kolory nakładały się na siebie tworząc wspaniałe wzory, niepowtarzalne, ruchome kształty, zmieniające się z każdym, najmniejszym mrugnięciem, oraz ta cudowna świadomość bezinteresowności świata wobec mnie, lekkości pośród otaczającego trudu życia, odmiana w rutynie codzienności, gdzie trzeba się mierzyć z pozornie prostymi problemami, jak utrzymanie rodziny, ale tam nie ma miejsca na pomyłkę, na potknięcie o kamień rzucony pod nogi, o kieliszek rzucony przez los, a miałeś być inny, dobrze rozumiesz co to znaczy, miałeś nie pić, miałeś kochać swoją żonę i dbać o swoje dziecko, o córkę, która kilka godzin wcześniej wróciła z przedszkola i czeka na ciebie, o córkę, która tak jak ty kiedyś wie, co się stanie, gdy tatuś wróci do domu. Było mi wstyd. Tak jak przed laty spojrzałem w niebo, zobaczyłem pierwszą gwiazdkę. W oknach bloku paliły się delikatne światła, zaledwie w kilku mieszkaniach było ciemno. W uszy wpadła melodia kolędy śpiewanej przez przechodzącą grupę ludzi. Sen zaprosił mnie na swoją wieczerzę. Położyłem się na śniegu, odciąłem od krępującego świata. Światło już nie uderzyło w powieki, a oczy pozostały zamknięte.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 7 minut