profil

Relacja z oświęcimia w 1 osobie l.p. bez komentarzy, bez słowa "śmierć" Piszę to co widzę.

poleca 85% 439 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Opuszczony obóz.

Jestem w Oświęcimiu, wjeżdżam na parking, wysiadam, idę do bramy głównej obozu Auschwitz I. Nad nią napis „ARBAIT MACHT FREI”. Za nią murowane bloki otoczone podwójnym drutem kolczastym, wieże wartownicze co 60 metrów. Jest cicho, wiatr lekko wieje. Po prawej stronie miejsce dla orkiestry. Przy nim jedynie jej czarno-białe zdjęcie. Za nim kuchnia. Drewniana z kominami. Idę prosto, mijam dwa ponure budynki i dochodzę do bloku nr 4. Widzę napis ”Zagłada”. Wchodzę. Stary korytarz, wyblakłe ściany. Czuję nierówność pod nogami. Patrzę... wydeptana wylewka.

Idę dalej do sali nr 1. Tam symboliczna urna z ocalałymi prochami zmarłych tu ludzi... , parę czarno-białych zdjęć z życia obozu. Przyjazd, rozładunek, zakwaterowanie nowych „obozowiczów”. Wszyscy zmęczeni, lecz zadowoleni – nieświadomi.

Następne pomieszczenie... model „pryszniców” nr 2 w Brzezince. W gablocie puste puszki po cyklonie B. Sterty puszek. Dalej - włosy, włosy stare, sztywne, szare, a w nich końskie kucyki, warkoczyki, koki – obcięte... włosy. Obok materiał, bele materiału z włosów – włosianka. Wychodzę z budynku.

Cisza, wiatr wieje jak wiał. Idę do bloku nr 5, tuż obok. Przy nim napis „Dowody rzeczowe zbrodni”. Wchodzę budynek podobny do poprzedniego. Idę do sali. Za szybą mnóstwo walizek i koszy, starych, zniszczonych, nikomu niepotrzebnych, nie mających właścicieli... Idę dalej, przechodzę wąskim korytarzem, po obu stronach buty, zniszczone, różne rozmiary, nie do pary, wymieszane ze sobą. Dochodzę do następnego pomieszczenia. Gablota - a w niej stosy blaszanych, emaliowanych garnków , misek, nocników – brudne, odrapane, od dawna nieużywane. Idę dalej, znowu gablota, znowu „eksponaty”. Protezy, kule, szaty rabinów i inne przedmioty codziennego użytku, również ubrania. Wszystko wyblakłe, rozpadające się, kruche. Pędzle do golenia, szczotki i szczoteczki do zębów. To wszystko jest już bez właścicieli. Oni odeszli.

Opuszczam blok, idę do następnego nr 6. Nad wejściem napis: „Życie więźnia”. Blok jak inne: zniszczona wylewka, schody bez żadnych kantów – gładkie. Na ścianach zdjęcia obozowych więźniów... imię, nazwisko, zawód, data przybycia i data „opuszczenia” obozu.

W pierwszej sali zdjęcia - po trzy sztuki – dzieci. Twarze smutne, wystraszone. Przy nich dokładne informacje na ich temat. Dalej gablota. W niej dzienna racja żywieniowa – miska bezmięsnej zupy, garnuszek czarnej kawy lub wywar z ziół i 200 gram czarnego suchego chleba... Na ścianie tablica z oznaczeniami noszonymi przez więźniów. Następnie rysunki z życia więźnia: wczesne wstawanie, prowizoryczne mycie się, łyk kawy. Wymarsz do ciężkiej pracy, popołudniowy powrót, wielogodzinny apel, kawałek chleba na kolację, niespokojny sen.

Wchodzę do następnej sali. W gablotach stroje w jakich chodzili więźniowie; rozsypują się, są szare, cienkie, prawie przeźroczyste. Wychodzę. Idę po wydeptanej ścieżce. Mijam stare zabudowania.

Blok nr 10. Tu tablica informuje mnie, o niemieckim naukowcu wykonującym doświadczenia na więźniach. Sterylizacja, wszczepianie trucizn, inne tortury. To tylko część poznanej prawdy.

Wchodzę pomiędzy blok 10 i 11. Ściana straceń. To tu rozstrzeliwano wszystkich, którzy sprzeciwiali się „zasadom obozu”. Pod ścianą są świeże kwiaty, palą się znicze. Okna w przyległych budynkach zabite deskami lub zamurowane.

Podążam dalej do bloku nr 11. Nad nim napis, taki jaki „widnieje” nad każdym blokiem - „Blok Śmierci”. Wchodzę. Ściany odrapane, brudne, wyblakłe, poszarzałe. Na prawo pomieszczenie SS-mana. Po lewej drugie - stare, zniszczone służące za łazienkę. Widzę wyjście do ściany straceń.

Schodzę do podziemi. Bardzo wąski korytarz. Cele, z wizjerem, niektóre z małym okienkiem. 12x12 cm, duszno, ciemno. Na jednej ze ścian wydrapane rysunki przedstawiające Jezusa. Obok nich cele do stania. 90x90 cm dla 4 – 5 osób. Wejście na wysokości kolan.

Wychodzę. Idę na Plac Apelowy. Tutaj dostrzegam szubienicę zbiorową. Za nią tablica ze zdjęciami 12 osób powieszonych na niej. Czytam, że zostali straceni za ucieczkę swoich trzech kolegów z przydziału. Dalej - następna szubienica. Z tablicy wynika, że zginął na niej kierownik obozu, który „zabił” dziesiątki jeśli nie setki tysięcy niewinnych osób. Obok budynek przerobiony na krematorium. Przed wejściem tablica „prosząca” o należyty szacunek temu miejscu. Wchodzę. Dwa piece z dwoma paleniskami. Tutaj palono zwłoki.

Chwila skupienia i opuszczam teren obozu. Dojeżdżam do Auschwitz II. Olbrzymi obszar otoczony drutem kolczastym i wieżyczkami strzeleckimi. Na jego części ruiny dawnych baraków. Inne w nienaruszonym stanie. Na środku brama wjazdowa, rampa wyładowcza i tory ciągnące się po „horyzont”. Idę około 500 – 600 metrów po otwartym, cichym terenie. Wiatr nie opuszcza mnie ani na chwilę. Dochodzę do końca torów. Tu jest pomnik ku czci zakatowanych w obozie. Po jego stronach ruiny dwóch specjalnie na ten cel wybudowanych krematoriów. Chwila zadumy.

Wracam - widzę trzy zbiorniki do których wrzucano prochy spalonych ludzi. Idę dalej. Wstępuję jeszcze do ostatniego baraku. Ściany nie ocieplone, dach dziurawy, drewniane „półki” do spania, obskurne toalety. Wychodzę, kieruję się do autokaru. Rzucam ostatnie spojrzenie na największy cmentarz jaki widziałem. Odjeżdżam do domu.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty