profil

Opowieśc o cwaniaczku i x.Twardowskim

poleca 85% 114 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Moją dziewczynę poznałem trzy miesiące temu na imprezie. Kolejne zwycięstwo, kolejna impreza organizowana na osiedlu u Łukasza(lewy obrońca) w garażu. Ten garaż to był ogromny .Jego ojciec ma cztery samochody dostawcze - wszystkie w rozjazdach po Polsce, więc było bardzo dużo miejsca .Głośna muzyka, alkohol, dużo dziewczyn..Pamiętam, ze byłem tak podekscytowany wygranym meczem jak chyba jeszcze nigdy. Możliwe, że to przez te trzy gole strzelone przeze mnie. Było już dość późno , towarzystwo już podpite, muzyka jakaś cichsza się wydawała. Po raz kolejny opisywałem mojego drugiego wspaniałego gola . Byłem strasznie podniecony. Pamiętam te wszystkie śliczne dziewczyny dookoła mnie, które wydawałoby się chłonęły każde moje słowo. Jedna z tych ślicznotek –blondynka w niebieskiej bluzce ciągle uśmiechała się do mnie i od czasu do czasu puszczała mi oko.Możliwe, że to właśnie podsycało moje opowiadanie- siedzące dookoła piękne dziewczyny wsłuchane w moje słowa. Już byłem w momencie opisywania spojrzenia bramkarza „Zielonkawych”, gdy jakaś panna , na którą wcześniej nie zwracałem uwagi(wydala mi się dość dziwna...) odezwała się, przerywając mi i sprawiając, że wszystkie osoby znajdujące się w garażu już nie patrzyły na mnie lecz na nią:
-Ile razy masz zamiar jeszcze to opowiadać ?
Zatkało mnie. Widać nie przemyślała pytania.
-Możesz powtórzyć ?- zapytałem.
-Ile razy masz zamiar jeszcze to opowiadać ?
Jednak nie, usłyszałem dobrze.
-Hmm..tyle razy ile mnie jeszcze poprosi któraś z tych pięknych pań na przedzie. –W tym momencie spojrzałem na blondynkę w niebieskim.Odpowiedziałem tak, bo było w tym odrobinę prawdy.Nigdy nie staram się ignorować osób, które są do mnie mile nastawione. Tamta dziewczyna chyba jednak do takich nie należała. Może właśnie tym mnie zaintrygowała. Nie siedziała koło mnie, nie uśmiechała się słodko i sprawiała wrażenie niedostępnej. Tak zaintrygowała mnie też tym , że była jedyną osobą , która (prócz mnie) odezwała się od piętnastu minut.
Nie pamiętam za bardzo co działo się po dokończeniu mojej mowy. Następnego dnia w szkole chciałem poznać tę dziewczyną. Była trudna. Już dawno nie napracowałem się tak aby nawiązać jakiś kontakt z panną. Zwykle to one do mnie lgnęły. Ona wydała mi się właśnie dlatego tak interesująca. Nie działały na nią ani moje super drogie, oryginalne buty, ani to , że jestem najlepszym napastnikiem w klubie od dwóch lat. Nawet nie ruszało jej to, że to ja jestem najbardziej pożądanym chłopakiem w naszej społeczności szkolnej. Próbowałem się czegoś o niej dowiedzieć ale nikt z moich znajomych nie traktował mnie poważnie. Gdy schodziło na ten temat zawsze słyszałem ten sam tekst:”Masz panienek jak lodu. Po co ci ona?! Nie bądź śmieszny!”. W takich momentach zaczynałem się śmiać razem z nimi – na zewnątrz. Bo w środku czułem, że eksploduje ze złości. Wiedziałem tylko, że ma na imię Oksana. Z czasem dałem sobie z nią spokój i moja dziewczyną została Andżelika- ta, która puszczała mi oko na imprezie u Łukasza w garażu. Ta, która uwielbia mnie i moja opowieści. Kocham ją. Tak przynajmniej mi się zdaje.
Rodzice często mają do mnie pretensje. Szczególnie jeśli chodzi o naukę. Bo tę – zawalam na każdym kroku. Jestem w pierwszej klasie liceum. O to czy mnie do niego przyjmą nie musiałem się martwić. Jest to liceum sportowe w którym większą uwagę przywiązują do osiągnięć sportowych niż do wyników w nauce. Jak wiadomo moje wyniki sportowe nie należą do najgorszych, więc byłem pewien, że się dostanę. Ale rodzice nie odpuszczają. Ciągle słyszę tylko : „Matura za dwa lata , weź się do roboty !”albo „Jaką ty będziesz miał przyszłość bez szkoły, bez wiedzy, bez zawodu?! Do nauki !” Czy jeszcze jakieś inne powiedzenia... Może właśnie dlatego staram się nie spędzać w domu zbyt wiele czasu, nie licząc nocy. Czasem mimo , że nie mam treningu sam idę pograć , postrzelać... Aby tylko w domu nie siedzieć. Teraz mam przynajmniej normalną wymówkę odkąd jestem z Andżeliką. Potrafię nieraz całe popołudnie u niej przesiedzieć... Ale oczywiście gdy robię takie numery mogę spodziewać się gatki od rodziców. Nie dochodzi do nich nic. Żadne moje słowo. Muszę przyznać , że mimo tych moich wyczynów moi rodzice są ze mnie dumni. Nie musza mi tego mówić . Dostają od kilku już lat listy gratulacyjne z klubu. Są na każdym moim meczu w mieście .Czasem chłopaki mówią mi jak to moi chwalili się jego rodzicom moimi osiągnięciami.
Mecz sezonu. Czekałem na niego razem z chłopakami praktycznie cały rok. Cieszyłem się jak dziecko, gdy dni skreślanych na moim kalendarzu było coraz mniej. Cieszyłem się z głupot. Data się zbliżała, ja w formie. Na wyjazdach razem z chłopakami same wygrane. Całymi dniami w domu praktycznie mnie nie było. Rano szkoła, po szkole do domu zostawić plecak , zjeść coś. Ale nie zawsze. Czasem szedłem od razu na boisko. Przez ostatnie miesiące dwie, trzy godziny na murawie. Lubię to. Uwielbiam .Kocham ! Kocham biegać jak głupi za piłką . Kiwać się z przeciwnikami i nareszcie – strzelać gole.. W tym jestem najlepszy. To nie jest to, co widać na szklanym ekranie , czasem na trybunach, na przypadkowym meczu... Tu chodzi o cos więcej. Ważne jest , by wygrać w samym sobie. Każdy z zawodników ma wymierzony cel i swoją drogę w każdym meczu. Przy wybranym składzie zawszę stoję w ataku. Od dwóch lat w naszym klubie „Strzały” wybierano mnie najlepszym napastnikiem . Czuję presje. Jestem kapitanem drużyny, więc czuję ją podwójnie.
Rano wyskoczyłem z łóżka szybciej niż zwykle, bo nie chciałem się spóźnić. Zjadłem grzankę i wybiegłem z domu. Wolałem był godzinę szybciej niż chwile później. Na parkingu przed stadionem widziałem już autokar w barwach klubu ‘’Sokółki”. Nie przestraszyłem się. Kapitan drużyny nie może się bać. Musi motywować resztę ekipy. Od tego meczu zależało nasze być albo nie być w Polsce.
Tego, co działo się na stadionie wolę nie opisywać. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak upokorzony. Przestrzeliłem karnego, który był dla nas jedyną deską ratunku . W wyniku czego mój zespół przegrał jeden do zera. Chłopaki nie mieli do mnie żalu. Ale ja sam wiem .. Wiem , że zawaliłem. Mogłem sprawić, że wyjedziemy do Katowic na mecz ze „Ślążem”. Ale nie – zawaliłem . Byłem tak zdesperowany , że po meczu nie wychodziłem z szatni tak długo, aż sprzątaczki mnie nie wygoniły. Nie chciałem iść do domu. Nie chciałem iść do Andżeliki. Nie chciałem iść „na zieloną” pokopać. Było mi wstyd. Wstydziłem się siebie tak bardzo jak tylko to możliwe. Było już późne popołudnie. Większość dnia spędziłem włócząc się po mieście z torbą treningową na ramieniu bez celu. Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że jestem w parku. Usiadłem na ławce. Zacząłem po raz kolejny w myślach analizować swoje błędy w meczu. Widać musiałem wyglądać tragicznie , czy może raczej żałośnie , skoro usiadła obok mnie „jakaś” dziewczyna .
-Żyj !
-Słucham ? –w ogóle nie skoncentrowałem się na jej słowach .
- Żyj ! Żyj człowieku !!
Wtedy ją poznałem. Dziewczyna z garażu. Ta sama, za którą później biegałem jak głupi parę ładnych dni. Ta sama.
-Przecież żyję. O kurcze to ty!
-Oj coś z tobą źle...Ja, bo co?
-Nic mi nie jest .. – Nie miałem ochoty dzielić się z nią moimi problemami.. Nie w takiej chwili. Zobaczyła mnie w takim stanie a ja jeszcze miałbym się jej żalić? Nigdy!
-Spokojnie. Ale jeżeli chciałbyś pogadać o tym meczu, to mam jeszcze trochę czasu.
-Skąd wiesz o meczu ? Byłaś? – Zaskoczyła mnie. Naprawdę!
- Nie, ja nie byłam. Moje przyjaciółki, które się w tobie kochają są na każdym, więc siłą rzeczy wiem o wszystkim. Myślę , że nie powinieneś się tym bardzo przejmować.
-Łatwo ci mówić.. Dobra koniec tematu, nie chce o tym gadać. A ty co robisz sama w parku o tej porze?
-Czasami przychodzę sobie tutaj. Lubię ten park. Można się zastanowić nad sobą.
-A w jaki sposób się zastanawiasz? Bo moje się już chyba wyczerpały..- Zauważyłem, że zarumieniła się troszkę... Wyjęła z torby jakąś książkę a właściwie książeczkę bo nie była duża. Na okładce były zdjęcia jakiegoś księdza i napis pod spodem : „Ks.Jan Twardowski – wiersze wybrane”
- Po prostu czytam... Analizuję.. – Trochę się zmieszała. Podając mi książkę powiedziała:
- Posłuchaj ja już muszę iść.. Weź ją sobie, poczytaj. Jestem pewna , że pomoże Ci dojść do ładu. Na razie.
Nie zdążyłem nawet podziękować bo już odeszła. A przecież mówiła, że jej się nie spieszy...
Wróciłem do domu. Rodzice byli źli. Matka lamentowała, ojciec krzyczał. Zbyt długi był ten dzień. Rzuciłem torbę w kąt, książkę odłożyłem na biurko. Położyłem się na łózku i zasnąłem.
Następne kilka dni minęło bez większego sensu. Rodzice dalej się do mnie nie odzywali, Andżelika miała do mnie pretensje – ktoś widział mnie w parku z Oksaną . Do tego w szkole problemy- mogłem nie zdać z polskiego. Może dlatego, że zwykle w czasie języka polskiego biegałem po boisku.
Wróciłem do domu. Wszystko się skumulowało. Załapałem totalnego doła. Wszystko mnie denerwowało. Nie potrafiłem znaleźć wyjścia z tych wszystkich moich problemów. Przypomniałem sobie wtedy o księdzu. Chwyciłem za książkę. Pierwszy wiersz :
” Pytam”
Jak uprościć wszystko zapłakać
jak nie szukać innego siebie
jak nie wiedzieć w sam raz i za dużo ani trochę już i zupełnie
jak biedronkę osłonić ręką
jak patykiem rysować wzruszenie
jak Jezusa przybliżyć tym wszystkim
którym dzisiaj zgłupiało sumienie
Spodobał mi się. Ale go nie zrozumiałem. Przeczytałem jeszcze raz. I jeszcze. Spodobała mi się ta prostota, z którą został napisany. Taką prostotą, że nawet taki człowiek jak ja – zagrożony z języka polskiego – potrafi go zrozumieć. Zgodnie z przykazaniem Oksany - zacząłem go analizować. Wczułem się i to bardzo. Więc te pytania podstawiłem do swojej sytuacji. Pomogło mi to zrozumieć. Zrozumieć nie siebie , nie sytuacje lecz uczucia. Nie moje- uczucia innych osób, na przykład moich rodziców(„Jak biedronkę osłonić ręką”). Przewróciłem kartkę dalej. Czytałem wiersze jeden po drugim i nad każdym się zastanawiałem. Kartek coraz więcej po lewej stronie . Wierszy coraz więcej w głowie. Więcej myśli, by zdziałać coś dobrego na tym świecie. Rodzice ochrzcili mnie, u Komunii Świętej byłem. Bierzmowanie przyjąłem. Ale nic o Panu Bogu nie wiem. Nie wydawało mi się to tak bardzo istotne w życiu. Tak naprawdę nic o Bogu nie wiedziałem. I mimo to , a może właśnie dlatego ks. Twardowski wzbudził we mnie ciekawość. Ciekawość co do wiary, co do świata, ludzi, siebie...
Po przeczytaniu całego tomiku, cytaty niektórych z wierszy chodzą mi do tej pory po głowie. ”Dręczyły” mnie w ciągu dnia przy wykonywaniu zwykłych czynności. Starałem się już nie przejmować błahostkami – i udawało mnie się to. Stałem się weselszy i tym samym szczęśliwszy. Nabrałem chęci do życia. Tak .. wiem , że to dziwne ale naprawdę tak się czułem. Doszło do tego , że nie rozstaję się z tym cudem . Dzięki temu do każdego z wierszy mogę dopasować swoje emocje i refleksje. Czułem , że to było mi przeznaczone. Przeznaczone mi było otrzymać tę mądrość, korzystać z niej i się uczyć. Czułem się jakbym odkrył skarb. Jakbym był pierwszą osobą, która dostrzegła talent ks. Twardowskiego. Byłem tak zafascynowany tym duchownym , że postanowiłem dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Sięgnąłem do internetu. Ważna wiadomość- ks.Jan Twardowski był Polakiem ! A więc człowiek o tak ogromnym talencie, od którego tyle się nauczyłem był Polakiem .Duma. Tak mogę określić to co czułem .Teraz wiem już o nim sporo. Wiem, że był bardzo ambitny, dążył do swoich celów. Przeżył wojnę i do tego brał jeszcze w niej udział (Powstanie Warszawskie).Niesamowity człowiek. Czerpał inspiracje z życia, z otoczenia w jakim się obracał. Często były to szpitale z setkami chorych , szkoły dla dzieci upośledzonych czy hospicja. Czuje się „magię” czytając jego twórczość. Magia? Tak... w pewnym sensie był czarodziejem. W zwykłe słowa potrafił ubrać paradoksy i metafory. Mądrych słów tu użyłem to prawda, ale wiem co one znaczą. Dzięki temu skromnemu poecie, nabrałem ochoty do nauki języka polskiego. Podobno nauczycielka jest mną zachwycona. Ona tez ma na to swoje określenie :”Umysł dojrzał”- powiedziała do mojej matki.
Zrozumiałem wiele błędów. Zrozumiałem to, jakim byłem egoistą w stosunku do rodziców. Oni nie rozumieli mnie-bo ja nie próbowałem zrozumieć ich. Oni po prostu mnie kochają i chcą dla mnie jak najlepiej. Zrozumiałem to , gdy pogłębiłem swoja wiedzę na temat ks. Twardowskiego, gdy odkrywałem inne jego wiersze. To niesamowite, że ten człowiek wydobył ze mnie tyle pokory. Rozwiązał moje problemy a może właśnie dzięki Niemu ich nie mam .
Dalej trenuję, bo jak mówiłem piłka jest moim życiem. Ale potrafię się nią teraz też bawić i nie przejmować się aż tak bardzo porażkami. Mam teraz więcej mądrych słów by zmotywować chłopaków do walki. Potrafię wydobyć z nich odrobinę.. „czegoś”. Sam nie wiem co to jest, jak to określić.. Ale widzę to w ich oczach i po ich zachowaniu na boisku... Teraz widać naprawdę, że robią to co kochają, i to jest ich pasją.
Nie przejąłem się też chyba za bardzo tym, że moja Andżelika miała ciągle do mnie pretensje. Zwłaszcza o głupoty. Zawsze jednak schodziło na temat, jakim to ja jestem flirciarzem. Jednak to mnie nie zabolało tak bardzo jak słowa wykrzyczane do mnie: „Gdy Cię poznałam byłeś innym człowiekiem, choć nadal tak samo przystojnym . Co się z tobą porobiło ? Będziesz mi to wyjaśniał może na podstawie tych swoich głupich wierszy, tak?! Będziesz się teraz bronił starym księdzem?! Byłeś inny. Przykre jest to, że nagle tak zmądrzałeś”.. Może i się zmieniłem, ale to właśnie ta moja zmiana pomogła mi odnaleźć moje prawdziwe „ja”, niekoniecznie to gorsze. Jak można poznać człowieka w przeciągu trzech miesięcy do tego ciągle rozmawiając na tematy moich meczów? Uświadomiłem sobie tylko, jaki byłem pusty skoro chciałem być z dziewczyną, która interesowała się mną tylko dlatego, że jestem popularny i przystojny. To dopiero jest przykre. Rozstałem się z nią.
Gdy dotarło do mnie, ile w ostatnim okresie czasu wiele zdziałałem, chciałem podziękować za to jednej osobie, która wskazała mi właściwy kierunek- Oksanie. Więc zaprosiłem ją na kawę. Poznaliśmy się i polubiliśmy. Chcę się z nią spotykać, bo czuję, że to cos więcej niż ładna buzia. Dziewczyna ma przepiękne wnętrze a fizycznie też nie należy do brzydkich. Czuje, że powoli zaczynam się w niej zakochiwać. Wiele razy mówiłem dziewczynom , że je kocham, ale teraz wole poczekać z tym wyznaniem, bo czuje, że warto.
W drugą rocznicę śmierci Ks.Jana Twardowskiego mam zamiar zabrać Oksanę do jego domu rodzinnego w Warszawie. Oryginalny pomysł...Wiem, ale takie jest jej marzenie.. moje po części tez. Chcemy razem sprawdzić, czy to miejsce jest równie magiczne...


praca była sprawdzana przez studenke filologi polskiej ;)

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 14 minuty