profil

Oscary.

poleca 85% 988 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Błyski fleszy, szelest jedwabiu, perliste uśmiechy, czarujące spojrzenia, głośne rozmowy, gorączkowe myśli, stukot „szpilek” na marmurowych posadzkach, gwar, szum, zamieszanie...Tak pokrótce można przedstawić największe targowisko próżności współczesnego świata. Tak pokrótce można przedstawić ceremonię wręczenia „Oscarów”- najbardziej prestiżowych nagród filmowych świata.

Historia Oscara rozpoczyna się wraz z powstaniem Amerykańskiej Akademii Filmowej (Academy of Motion Picture Arts and Sciences). 11 stycznia 1927 roku w hotelu Ambassador w Los Angeles spotkało się 36 osób, tworzących komitet założycielski Akademii. Cztery miesiące później w innym hotelu Los Angeles odbył się bankiet z udziałem trzystu gości, większość z nich stała się też pierwszymi członkami Akademii, po uprzednim wystawieniu czeku na sto dolarów.
Pomysł, by Akademia przyznawała nagrody, zrodził się niemal równolegle z powstaniem jej samej. Decyzję w tej sprawie podjął siedmioosobowy komitet w składzie: Sid Grauman (właściciel kina Chinese Theatreh scenarzystka Bess Meredyth, aktor Richard Barthelmess, reżyserzy James Stuart Blackton. David Wark Griffith i Henry King oraz scenograf Cedric Gibbons.
To właśnie Gibbons zaprojektował nagrodę. Jak głosi anegdota, projekt naszkicował na serwetce podczas wyjątkowo nudnego bankietu. Odlew statuetki wykonał w 1928 roku rzeźbiarz George Stanley. W ten to sposób nagrodą Akademii stała się dobrze dziś wszystkim znana postać rycerza trzymającego oburącz, zwrócony ostrzem w dół miecz krzyżowców, a stojącego na postumencie zwieńczonym rolką taśmy filmowej z wygrawerowanym napisem A.M.P.A.S. (skrót pełnej nazwy Akademii). Statuetka, wykonana z brązu, waży niewiele ponad 3,8 kg, ma 34,4 cm wysokości i jest pokryta cienką warstwą 14-karatowego złota.
Pierwsze nagrody Akademii zostały przyznane (za okres 1.08.1927-31.07.1928) w dwunastu kategoriach: najlepszy film (.,Skrzydła" Williama A. Wellmana), reżyseria, reżyseria komedii, najlepszy aktor (Emil Jannings), aktorka (Janet Gaynor), najlepszy scenariusz, scenariusz-adaptacja, najlepsze opracowanie napisów filmowych, zdjęcia, dekoracje, efekty inżynieryjne i artystyczna jakość produkcji. Przyznano także dwie nagrody specjalne - dla Warner Bros za wyprodukowanie "Śpiewaka jazzbandu" i dla Charlie Chaplina za "Cyrk". Nagrody wręczono 16 maja 1929 roku w Blossom Room w Hollywood Roosevelt Hotel. Zaproszono 250 gości. Bilety wstępu kosztowały dziesięć dolarów.
Początkowo liczba kategorii, w których Akademia przyznawała swoje nagrody, nie była stała. Za lata 1928-1929 było ich tylko siedem. Potem stopniowo kategorii dodawano. W 1939 roku było ich już dwadzieścia. Dziś Akademia przyznaje Oscary w dwudziestu czterech kategoriach. Dochodzą do tego jeszcze Oscary tzw. honorowe i specjalne, przyznawane za zasługi dla sztuki filmowej i całokształt twórczości, nagrody za osiągnięcia naukowo-techniczne, nagroda im. Irvinga G. Thalberga (dla producentów), im. Jeana Hersholta (za działalność społeczną i dobroczynną) i im. Gordona E. Sawyera (za osiągnięcia naukowo-techniczne).
Nie od razu nagroda Akademii zyskała sobie nazwę Oscar. Początkowo znana była wyłącznie jako Academy Award of Merit. Dopiero od 1931 roku zaczyna być nazywana także Oscarem. Do dziś nie wiadomo, kto wpadł na ten pomysł. Może Bette Davis, może dziennikarz Sidney Skolsky, a może kustoszka biblioteki Akademii, Margaret Herrick, która miała ponoć krzyknąć na widok pozłacanego rycerza - Przecież to mój wuj Oscar!. Nieoficjalna nazwa natychmiast się przyjęła i skutecznie wyparła tę oficjalną.
Oscary produkowane są dziś przez niewielką firmę z Chicago. W zależności od za-mówienia, od stycznia do połowy marca każdego roku przygotowuje się około stu statuetek. Wykonanie jednej trwa pięć godzin. Po uroczystym wręczeniu Oscary wracają do Chicago w celu wygrawerowania nazwisk zwycięzców. Tydzień potem odsyłane są do prawowitych właścicieli.

Tak w telegraficznym skrócie można przedstawić historią bożka rodem z Hollywood. Jednakże to tylko jedna jej część. Druga jest o wiele mniej chwalebna, o drugiej na pewno nikt nie pamięta, zasiadając przed telewizorem w którąś z marcowych nocy, aby z zapartym tchem oglądać to dobrze wyreżyserowane przedstawienie, jakim jest gala rozdania Academi Award of Merit. Korupcja, promowanie miernych filmów, to właśnie ciemna strona złotego pana.
Taką stronę Oscarów przedstawiały nam filmy „Czekając na Oscary” i „Kulisy oscarowej nocy”. Burzą one mit szlachetnego współzawodnictwa, idei „niech wygra lepszy”, bo w „krainie marzeń” lepszy znaczy o wyższym budżecie, o lepiej zorganizowanej kampanii promocyjne.

Ostatnie tygodnie przed rozdaniem Oscarów coraz bardziej przypominają polityczną kampanię przedwyborczą. Większość wytwórni wysyła wszystkim członkom akademii kasety ze swymi filmami. W jednego roku Warner Brothers ("Tajemnice Los Angeles") oraz Miramax ("Good Will Hunting") dołączyły do przesyłek odbitkę scenariusza. Nominowane w głównych kategoriach filmy są bez przerwy reklamowane w prasie - przede wszystkim w branżowych pismach hollywoodzkich oraz największych dziennikach Nowego Jorku i Los Angeles. Za niekwestionowanego mistrza w tego typu przedoscarowych manewrach uważana jest wytwórnia Miramax. W 1996 roku zdołała tak doskonale wypromować niepozorny włoski film "Listonosz" ("Il Postino"), że zdobył on pięć nominacji, w tym w kategorii najlepszego filmu roku. Oscarowa sława pomogła "Listonoszowi" zarobić więcej w amerykańskich kinach, niż jakikolwiek inny film obcojęzyczny w historii. W 1997 roku, natychmiast po ogłoszeniu dziewięciu nominacji dla "Good Will Hunting", pracownicy Miramax zaczęli dzwonić do dziennikarzy filmowych w całych Stanach Zjednoczonych, przedstawiając go jako jedyną alternatywę dla "Titanica". Wytwórnie nie mogą bezpośrednio kontaktować się z członkami Akademii Filmowej, dlatego swe wysiłki koncentrują na dziennikarzach. Ci ostatni podchwycili zagraną im przez Miramax melodię. Jeśli w kategorii najlepszego filmu zdarzy się niespodzianka, najprawdopodobniej będzie nią "Good Will Hunting'" - napisał krytyk filmowy dziennika "Boston Globe", Jay Carr. Stwierdzenie to natychmiast zostało umieszczone w reklamach prasowych "Good Will Hunting". Miramax ma nadzieję, że emocjonalna historia męskiej przyjaźni Robina Williamsa i Matta Damona w "Good Will Hunting" mocniej przemówi do członków Akademii Filmowej, niż miłość Leonarda DiCaprio i Kate Winslet w "Titanicu". Na „Titanicu” płaczą nastolatki, starsi płaczą na „Good Will Hunting" - zauważył nowojorski dziennik "New York Post". Tymczasem większość członków Akademii Filmowej stanowią mężczyźni po czterdziestce. W istocie, nawet biorąc pod uwagę geniusz marketingowy Miramaxu, szanse na odebranie "Titanicowi" miana najlepszego filmu roku wydają się niewielkie. Miramax liczy jednak na poczucie egalitaryzmu wśród członków Akademii. Wytwórnia ta ma nadzieję, że jeśli nawet uhonorują oni "Titanica" najwyższą nagrodą (Oscarem za najlepszy film), będą chcieli przyznać "Good Will Hunting" 3-4 Oscary w innych kategoriach. Tym bardziej, że scenariusz filmu napisali dwaj nieznani wcześniej młodzi aktorzy, z których jeden - Matt Damon - zagrał w nim główną rolę. Każda nagroda oznacza dla wytwórni dodatkowe miliony dolarów wpływów z biletów kinowych oraz licencji na produkcję kasety wideo i emisje filmu w telewizji. Dlatego nic dziwnego, że są one gotowe ponieść poważne dodatkowe wydatki na kampanię promocyjną w przedoscarowym okresie. Pozostaje mieć nadzieję, że członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej nagrodzą najlepsze filmy, a nie najlepsze kampanie.

Każda nagroda jest wynikiem jakichś subiektywnych odczuć. Może się tak zdarzyć, że główne nagrody przypadną w udziale nie najlepszym, ale tym, którzy najbardziej przypadli do gustu jurorom. Amerykańska Akademia Filmowa liczy sobie blisko 5000 tys. członków. Jest to liczba na pierwszy rzut oka wykluczająca, pomyłkę (wybranie filmu miernego). Jednak czy aby na pewno? Mimo iż w loży członków akademii nie zasiadają przypadkowi ludzie, a wybitni fachowcy im także zdarza się popełnić błąd. Błąd wynikający z ich swoistego ograniczenia, gdyż tak na prawdę liczą się filmy proste, łatwe i przyjemne. Wszyscy lubimy się pośmiać, przerazić, lubimy, gdy kino przynosi nam proste, nie skomplikowane uczucia, nad którymi nie trzeba się zastanawiać. Rzadko kiedy długo po projekcji rozważamy obejrzany film, jesteśmy po prostu leniwi intelektualnie. Ludzie decydujący o przyznaniu Oscarów też. Faktem popierającym może dość wywrotową tezę może być historia filmu „Hoop dreams”, który uważany był za głównego faworyta do Oscara za najlepszy film dokumentalny. Zwyciężyła Maia Lins (zresztą członkini jury), z filmem o wiele gorszym od wyżej wymienionego.

Mnie wydaje się, że mimo całego komercyjnego szumu, złej sławy, jaką przez lata zyskała sobie ta nagroda, bez Oscarów, świat filmu nie wyglądałby tak samo.
Nie wyglądałby tak samo, gdyż w duże mierze to właśnie dzięki Amerykańskiej Akademii Filmowej, na ekrany naszych kin wchodzą coraz to nowe filmy, niekoniecznie wysokich lotów, jednak na tyle dobre, aby bez większych mąk je oglądać. Wielu ludzi twierdzi, że nigdy w życiu nie zniży się go obejrzenia transmisji z wręczenia Oscarów. Ja się zniżam, pomimo iż niekiedy z zażenowaniem przełączam telewizor na inny kanał, aby nie oglądać fałszywych wybuchów zaskoczenia, gratulacji, łez wzruszenia. Oglądam to targowisko próżności, aby zobaczyć tzw. high life, suknie od Gucciego, pięknych mężczyzn i wspaniałe kobiety. Zdziwienie może wzbudzać fakt, że przyznaję się do tego, jednak ponoć jestem humanistką(!?) „i nic, co ludzkie nie jest mi obce.

Za parę dni, po czerwonym dywanie na galę wręczenia rozdania Oscarów, będą kroczyć najwięksi aktorzy współczesnego świata. Jedni tego wieczora będą płakać inni zaciskać zęby w nieszczerym uśmiech. Jedno jest pewne: za parę dni świat oszaleje na punkcie Oscarów, a nieznajomość laureatów może okazać się poważnym towarzyskim afrontem. Ja na pewno będę wiedziała, kto wygrał.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut

Teksty kultury