profil

Scenariusz filmowy aktu drugiego, sceny IX "Wesela" Wyspiańskiego w konwencji kina heroic fantasy

poleca 88% 103 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

AKT DRUGI SCENA IX WESELA W KONWENCJI KINA HEROIC FANTASY

Bohaterowie:
BARD – Półelf, Bard Murdaugh z Winterslopes, zaproszony na wesele swego serdecznego przyjaciela Edwina Reddona z Muay, w celu uczczenia tego wydarzenia pieśniami.

RYCERZ – Duch potężnego ongiś człowieka-wojownika Savishyi „Czarnego Gryfa” Gryphonheartha, jednego z dowódcy wojsk Tethronu, który zginął w bitwie pod Wzgórzami Wichru ( zwanymi po tej bitwie Wzgórzami Wichrowych Włóczni, na cześć zabitych wojowników) broniąc kraju przed najazdem Mrocznego Cesarstwa Nordarr

Rzecz dzieje się na weselu pewnego znanego czerwonego maga: Edwina Reddona z Muay.Edwin nie zdając sobie sprawy z potęgi swych słów niechcący sprosił na wesele duchy podziemnego świata. Wrota wymiarów zostały otwarte. Wokół sali balowej wyczuć można dziwny spokój i niepokojącą ciszę. Świerszcze przestały grać swe nocne koncerty, nie słychać rechotania żab, ani szumu wiatru.
Murdaugh siedzi właśnie w altance wśród nocnych odgłosów, wpatrując się w gwiazdy, usiłując ułożyć nową pieśń chwalącą zasługi Edwina, gdy nagle niebo pokrywa nieznana ciemność, gwiazdy nikną... ogarnia go głucha cisza...

BARD
(z niepokojem, do siebie)
Otwarła się toń!
upomina się o swoje Umarła.
Szumem, gwarnością, zawrotem
idzie ku nam z powrotem;
jakaś Przemoc wrotom grobu się wydarła,
oto, słyszę, woła:

RYCERZ
(bezcielesny głos wydobywający się z nicości ze wszystkich kierunków)
Daj dłoń!!

Nagle z ciemności wynurza się dłoń okuta w żelazo łapiąc Murdaugha za rękę. Barda przechodzi dreszcz zimna, czuje, jak ostre przenikliwe zimno paraliżuje mu kończynę)
BARD
(z przerażeniem, próbując wyrwać się bezskutecznie ze szponów mary)
Puszczaj!

RYCERZ
(bezuczuciowo)
Ty mój!

BARD
(przerażony, szarpiąc się nerwowo)
Puszczaj!

RYCERZ
(ze śmiechem dochodzącym znikąd)
Ty mój!!

Z mroku wynurza się olbrzymia postać cała okuta w czarną jak noc zbroję. Na zbroi widnieje symbol gryfa z sercem trzymanym w dłoni. Ciemność staje się coraz gęstsza. Niemalże można jej dotknąć.

BARD
(żelazna dłoń nadal trzyma go za rękę, Murdaugh całym ciałem stara się wyrwać z żelaznego uścisku)
Żelazem owita ręka,
żelazem zakryta skroń.



RYCERZ
(głos zdaje się dobywać w dalszym ciągu ze wszystkich stron jednocześnie, odbija się głębokim echem od niewidzialnych ścian, widmo ani drgnie)
Zbieraj się, skrzydlaty ptaku,
nędzarzu, na koń, na koń,
przepadnie przekleństwo, męka!

BARD
(przestając się wierzgać, uporczywie poszukując źródła dźwięku, nerwowo oglądając się to w jedna, to w drugą stronę, skupiając wreszcie przestraszony wzrok na upiorze)
Co mówisz, okropne widziadło,
na koń? – gdzie? – jak?
Żelazna twoja dzwoni szczęka,
żelazna więzi mnie ręka.

RYCERZ
(głosem, który pochodząc z nicości skupia się we wnętrzu żelaznej zbroi)
Na koń, zbudź się, ty żak,
ty lecieć masz jak ptak!
Bioręć w pętle.

BARD
(panicznie szukając punktu oparcia)
Na arkan mnie wiąże!

RYCERZ
(głos dobiega już z wnętrza zbroi)
Poznasz, ktom jest, gdy zaciążę –
ty więzień mój, mnie służ;
biorę przemocą, (głośno i dobitnie) Ja Moc:
za mną, przede mną
ognia kurz;
po drogach, po których lecę,
drzewa się palą jak świece, (w tym momencie ciemności odsłania drzewa, które buchają jasnym, zielonym płomieniem. Bard przewraca się, jednak żelazna rękawica nie zwalnia uścisku)
ciskają się jak błyskawice, (buchają płomienie wokół barda i zjawy, zieleń ognia miesza się z krwistą czerwienią, poeta spanikowany nie może wykrztusić z siebie ani słowa)
jak lecę, Duch:
(z głuchym echem)
wytężaj, wytężaj słuch!


(ręka barda pomimo płonącego wokół ognia jest przenikliwie zimna i nieruchoma, widmo w dalszym ciągu nie puszcza Murdaugha)

BARD
(szaleńczo, starając się wyrwać, rękę powoli chwyta paraliż)
Puszczaj! Przepadaj w Noc –
o, ręce, ręce martwieją...

RYCERZ
(ściskając rękę mocniej)
Ty mój!

BARD
(nie mogąc wydobyć z siebie głosu z bólu, szeptem)
Precz. –



RYCERZ
(głos po raz kolejny dobiega ze wszystkich stron)
Słysz grom...

Piorun uderza w ziemię przed Murdaughiem z wielkim hukiem oślepiając go na moment, widmo ani drgnie... Płomienie oraz płonące drzewa znikają, Nie ma już przyjaznego domu Edwina. Trubadur i rycerz stoją na wielkiej skale, wśród skutych lodem gór, pod gołym niebem. Góry wyglądają złowieszczo. Są mroczne i posępne, jakby spoczywała na nich jakaś klątwa. Nie sposób byłoby spotkać tutaj jakąkolwiek żywą istotę...

BARD
(nieświadomy sytuacji, myśląc, że dalej znajduje się na posesji maga)
Zatrząsnął się cały dom...

RYCERZ
(głosem rozchodzącym się echem wśród gór, puszczając dłoń barda)
A czy wiesz, czym ty masz być,
o czym tobie marzyć, śnić?

BARD
(z niedowierzaniem, rozcierając zmarzniętą rękę)
Sen, marzenie, mara, wid.

RYCERZ
(ogarniając ręką cały horyzont, góry błyskają jasnoniebieskim blaskiem, po czym gasną)
Jutro dzień, przede dniem świt!
Wiesz ty, czym ty mogłeś być?

BARD
(szukając drogi ucieczki, nie zwracając uwagi na widmo)
Słowo, Widmo gończe!

(duch przybiera powoli materialną postać, głos staje się jeszcze bardziej przeraźliwy i bezcielesny)
RYCERZ
(patrząc swymi sczerniałymi oczodołami, zza przyłbicy na Murdaugha)
Zwiastun!!

Murdaugh zrozumiał właśnie, że ucieczka nic tu nie da. Do dłoni barda wraca krążenie, z bezchmurnego nieba zaczyna padać gruby biały śnieg

BARD
(z przejęciem patrząc na materializowanie się postaci rycerza)
Głos jak marzeń moich piastun;
Rycerz, Widmo, urojenie
przyoblekło szatę żywą.

Murdaugh zauważa, iż nie stoi już na tej posępnej skale, lecz na wzgórzu pełnym włóczni i proporców powbijanych w ziemię na której rośnie soczyście zielona - nawet wśród nocy – trawa. Wiatr szumi hacząc swymi szponami o drzewce włóczni i płótno proporców splamionych krwią, wielką ilością krwi. Są ich tutaj tysiące. Miejsce to wygląda, jak wielkie pobojowisko, które setki lat temu spłynęło krwią tysięcy ofiar. Proporce oraz broń pomimo nadgryzienia zębem czasu wyglądają na nienaruszone. Mimo tego miejsce wydaje się być nie wiadomo czemu zamieszkane. Bard ma wrażenie, że ciągle jest obserwowany. Chwile po tym zauważa, że nie stoi jednak na wzgórzu, lecz na kurhanie. Rozglądając się dookoła zauważa jeszcze dziesiątki podobnych, a na każdym proporce i hufce... i każdy we krwi...

RYCERZ
(Groźnym, lecz zarazem smutnym bezcielesnym głosem)
Krwi, krwi pragnę, krwawe żniwo!
Wracam do dom w noc szczęśliwą,
w noc ponurych wichrów łkań.
Niosę dań, orężną dań.

BARD
(powoli bard zaczyna rozumieć miejsce gdzie się znalazł – Są to opiewane w legendach Wzgórza Wichrowych Włóczni – miejsce zmierzchu potęgi Nordarru, a rycerz to jeden z obrońców ojczyzny. Z podnieceniem i współczuciem dla rycerza-upiora)
Wracasz do dom ze snów, z dali...

RYCERZ
(patrząc na proporzec przed sobą i jakby wyrzucając sobie)
Z dali, hen z zaświatów, z prochów. –
Przeszedłem ogień, co pali,
przeszedłem zapady lochów.
Ścigam, gonię, moc roztrwonię.
(zbliżając się do proporca)
Niosę dań, orężną dań.

BARD
(zauważając na proporcu podobny symbol do tego, który widnieje na zbroi rycerza, domyśla się, że jest to miejsce jego pochówku, z drżeniem i współczuciem w głosie)
W noc ponurych wichrów łkań
wstajesz z lochów, z prochów, skał...

RYCERZ
(krzycząc odwracając głowę w stronę Murdaudgha)
Na głos mój ty będziesz drżał:
(odwracając się w stronę kurhanów, w dalszym ciągu mówiąc podniesionym głosem z dumą; wiatr się zrywa i niesie w dal słowa czarnego rycerza)
Wzgórze Wichrów, miecze, król Yagghielo!
Hajno się po zbrojach cięło,
a wichr wył i dął i wiał;
(wiatr zrywa się jeszcze mocniej, bard zasłania oczy rękoma, gdy je odsłania widzi obraz, który zapiera dech w jego piersiach, tysiące żołnierzy różnych ras w wielkim boju z najeźdźcą mającym na piersi znak w kształcie szponów orła – Nordarr!! Bard widzi bitwę z perspektywy trzeciej osoby, nie może wyrzec ani słowa; kamera porusza się dookoła pola bitwy, następnie oddala się i ze znacznej odległości wskazuje na drobną sylwetkę barda stojącego w przerażeniu na środku pola bitwy. Słychać głos rycerza)
stosy trupów, stosy ciał,
a krew rzeką płynie, rzeką!
Tam to jest!! Olbrzymów dzieło;
Viitool, Savishyia, Yagghielo,
tam to jest!! – Z pobojowiska
zbroica się w skibach przebłyska,
żelezce, połamane groty,
drzewce powbijane do ciał,
z trupów zapora, z trupów wał,
rycerski zgotowiony stos:
Ofiarnica –
tam leć – tam chodź, tam leć!!!
(Nagle bard dostrzega postać czarnego rycerza, walczącego na polu bitwy. Widzi jak „Czarny Gryf” zasłania piersią króla i ginie u jego stóp; kamera pokazuje mokrą od zimnego potu twarz barda; Chwilę później ktoś kładzie rękę na jego ramieniu i pada u jego stóp. Jest to jeden z zabitych elfów, proszący o pomoc, której nie może otrzymać. Jego twarz wygląda strasznie, poorana bliznami, cała we krwi: Murdaugh wyciąga rękę do umierającego jednak ta przenika jego ciało. Tym razem to Murdaugh jest duchem; Słychać coraz głośniejszy głos upiora)
brać z tej zbrojowni zbroje,
kopije, miecz i szczyt
i stać tam wśród krwi,
aż na ogromny głos
bladością się powlecze świt,
(jeszcze dobitniej)
a ciała wstaną,
a zbroje wzejdą
i pochwycą kopije, i przejdą!!!
Spiesz, tam leżą stosy ciał;
przeparłem trumniska wieko,
czas, bym wstał, czas, bym wstał.

Murdaugh zauważa, czy jest walka o wolność, setki trupów, tysiące walczących, a na twarzy każdego sojusznika dostrzec można gniew, gniew silniejszy od śmierci. Wszyscy wojownicy idą hardo naprzód ginąc i zabijając Nordarrczyków. A śmierć nie jest dla nich zła. Giną z uśmiechem i gniewem na ustach. Bard widzi, jak wojska sprzymierzone uzyskują przewagę, widzi strach na twarzach wrogów, widzi szczęście na twarzach sojuszników. Nordarr pokonany

BARD
(płacząc i mówiąc ze wzruszeniem)
Łzy mnie pieką, łzy mnie pieką,
czymże bym ja tam być miał.

Bard zostaje przeniesiony do perspektywy lotu ptaka, teraz zauważa, że obrońcy „Zapomnianych Krain” to nie tylko ludzie i elfy. To także krasnoludy, gnomy, niziołki, tarkowie i inni. Murdaugh zrozumiał, ze tylko zjednoczenie daje nadzieję na sukces. W powietrzu unosi się pieśń. Murdaugh widzi własnymi oczami całą historię opowiadaną głosami tysięcy stworzeń

WSZYSTKIE LUDY I NARODY ZAPOMNIANYCH KRAIN

(widać wielkie komnaty oraz kuźnie krasnoludów, buchające żarem. Do uszu dobiegają tylko dźwięki młotów, gdy nagle, jakiś fałszywy akord wdarł się w tą piękną pieśń młotów, głosy najeźdźców i odgłosy śmierci ponad jaskiniami krasnali; kamera krąży dookoła kuźni pokazując mozolną i misterną pracę, po chwili przenika przez skały, widać bitwę, w której zniszczone zostaje całe miasto elfów będące na powierzchni, a mieszkańcy wybici do nogi.)

Już krasnali działa czar;
W ciszę młotów dźwięk się wdarł,
Tam gdzie mrok pod skałą władnie
I gdzie dziwy drzemią na dnie.

(kamera przenosi nas z pod ziemi do pięknych lasów Tethyru, w których żył królewski ród elfów. Wszędzie słychać wesołe pieśni, kamera pokazuje skarbiec pełen złota i koron wykonanych przez elfy i krasnoludy, gdy kamera wraca, do spokojnych przed chwilą lasów, widzimy tylko elfie truchła z niezliczoną ilością strzał w ciele, potok elfiej krwi oraz grabieżców z Nordarru. Widać płonące wśród pięknej nocy drzewa, słychać krzyk kobiet i dzieci, zdławiony przez przerdzewiałe miecze najeźdźców. Pieśni zawsze jednak będą krążyć po lasach i czekając na kogoś, kto pomści ten niecny czyn. Kamera ukazuje nam jednego ze śpiewających elfów, który zostaje zabity, jednak z jego ust w dalszym ciągu wydobywa się pieśń. Kamera porusza się wraz z tą pieśnią prowadzoną przez wiatr, z dala od zgiełku wojny przenosząc nas do kolejnego krajobrazu)

Dawnych elfów możny ród
Złota tu zgromadził w bród
I w podziemnych kuźniach młotem
Z kruszcu miecze kował złote.

Na srebrzystych nitek pas
Nizał błyski lśniących gwiazd,
W złotych koron zaś obręcze
Księżycowe wplatał tęcze.

Złote harfy leża wiek,
Gdzie nie kopał żaden człek,
A w nich pieśni drzemie mnogo
Nie słyszanych przez nikogo.


Nagle sosen słychać szum,
Wichrów nocą zawył tłum
I czerwonym żywym ogniem
Drzewa płoną jak pochodnie.

(słowa pieśni niesione przez wiatr prowadza nas do miasta, w którym panuje pożoga. Wysoko na widnokręgu widać wściekłego smoka, który niszczy całe miasto, śmierć jest wszędzie)

Gdzieś w dolinie bije dzwon,
Ludzie patrzą z wszystkich stron,
A gniew Smoka ciska gromy
Na struchlałe, kruche domy

(kamera podąża w dalszym ciągu za słowami pieśni, które dochodzą, daleko za horyzont; widać dymiące góry, do jednego z takich kraterów wpadają słowa, kamera porusza się lotem nurkowym; po raz kolejny widzimy kuźnie krasnoludów, lecz mające świadomość co się szykuje, uruchamiają wszystkie swoje kuźnie, wybierają ze skarbców najlepszą broń i w blasku księżyca biegną na spotkanie z wrogiem...)

Dymią góry w blasku gwiazd,
Dla krasnali przyszedł czas.
Po pagórkach, po urwiskach
W księżycowych biegną błyskach...

RYCERZ
(potężnie i głośno, bardzo głośno)
Niosę dań, orężny szał.

BARD
(po chwili, budzący się dopiero z sennego letargu, do którego doprowadziła go pieśń, patrząc w twarz widma)
Dech twój zimny, dech grobowy...

RYCERZ
(mocnym głosem, powtarzającym; wskazuje Murdaughowi ręką, aby podszedł do niego)
Patrzaj w twarz, patrz mi w twarz,
ślubuj duszę, duszę dasz.

BARD
(jeszcze nie doszedł do siebie, zmierz powolnym ociężałym krokiem w stronę rycerza)
Za przyłbicą pustość, proch;
w oczach twoich czarny loch,
za przyłbicą Noc;
zbroja głuchym jękiem brzękła.

RYCERZ
(dobywa z pochwy miecza, z którego bije nieznany, trupi blask, jednak niosący nadzieję)
Miecz, miecz, siła nieulękła;
patrzaj w twarz, patrzaj w twarz;
ty mnie znasz.

BARD
(z widocznym zainteresowaniem, lękliwym głosem, stojąc już przy zjawie)
Ktoś jest?

RYCERZ
(donośnie, słowa rozchodzą się po polu, na którym w dalszym ciągu gorzeje walka; w jednej chwili, na to słowo, wszyscy: przyjaciele i wrogowie zaprzestają walki i patrzą się na dwóch rozmówców)
Moc.



BARD
(błagalnie, gestykulując rękoma)
_ _ Przyłbicę wznieś!

RYCERZ
(wyciągając dłoń)
Rękę daj.

BARD
(z zapałem i miłością, podając rękę rycerzowi)
Duszę weź.

RYCERZ
(donośnie, drugą ręką zdejmując przyłbicę, bard przygląda się z zaciekawieniem, tak samo jak tysiące wojaków)
Patrz!!

Rycerz zdejmuje hełm, nie widać głowy, lecz pustkę, z której wyłania się cień

BARD
(wykrzykując)
Śmierć - - - Noc!

W tym momencie ciemność pochłania całe pole, uczestnicy potyczki giną, Murdaugh po raz kolejny stoi na kurhanie z niezliczoną ilością splamionych krwią proporców, ciemność robi się coraz gęstsza, ogarnia barda, który zaczyna się dusić, z otchłani słychać jeszcze bezcielesny głos rycerza dobiegający ze wszystkich stron

RYCERZ
(z uczuciem i miłością)
Płomień rozgryzie malowane dzieje,
Skarby mieczowi spustoszą złodzieje,
Pieśń ujdzie cało...
(po chwili podkreślając swoje słowa)
Niźli skona pieśń, naród wpierw wstanie...

Bard traci przytomność.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 15 minut

Teksty kultury