profil

Reguła Przekory

poleca 85% 982 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Kilkadziesiąt lat temu genialny, francuski uczony Henry Le Chatalier sformułował regułę przekory, która odegrała ogromną rolę przy rozwoju fizyki i chemii. "Każdy układ znajdujący się w stanie równowagi, który poddany jest działaniu czynnika zewnętrznego, zaczyna przeciwdziałać zmianom przez niego powodowanym" - oznacza to, że układ reaguje dokładnie odwrotnie niż chciałaby osoba, wprowadzająca zmiany. Podobnie jest z wolnym rynkiem, na który próbują dzisiaj oddziaływać wszystkie rządy świata, a jak powszechnie wiadomo wszelkie antyliberalne przedsięwzięcia ze strony współczesnych rządzących, praktycznie za każdym razem kończą się fiaskiem.
Precyzyjnie analizując każdy z przypadków interwencjonizmu państwowego, obojętnie czy dotyczy on dofinansowania przedsiębiorstw, czy tzw. "aktywnych form walki z bezrobociem", czy też walki z przestępczością zorganizowaną, praktycznie zawsze możemy stwierdzić, że wysiłki te, opatrzone etykietą "dobra powszechnego", okazują się być bezowocnymi, niepotrzebnymi zabiegami. Nie dość, że stosując etatystyczne rozwiązania nie osiąga się pożądanych efektów, to doprowadza się do efektów przeciwnych - destrukcyjnych, uderzających bezpośrednio w obywateli.
Opisując ekonomiczną wersję reguły Le Chatalier'a, skupiając się na ogólnej tezie, można wyciągnąć następujący wniosek - "Każde działanie państwa, ingerujące w gospodarkę, mające na celu obniżenie jakiś kosztów, prowadzi natychmiast do zwiększenia kosztów". Jest to pierwsza zasadnicza zasada, która stanowi fundament pod neoliberalną doktrynę. Mechanizm rynkowy to zjawisko rzeczywiste i namacalne, którego istnieniu nie zaprzecza nawet Charles Taylor, skrajny komunitarysta, bo wie doskonale, że, otoczona już kultem sił liberalnych i antyliberalnych, "niewidzialna ręką" zalicza się do praw natury; do tych zalicza się też np. siła grawitacji. Pojęcie kosztu powstaje właśnie w oparciu o teorię swobodnej wymiany i dopiero wtedy socjaliści zaczynają manipulować przy cyferkach. Nie zdają sobie przy tym sprawy, że jeśli np. dla wygody zaczną nieść ciężkie wiadro z wodą "do góry nogami", to będzie ono lżejsze, ale pomysłowość takiego kroku należałoby pozostawić ocenie osób do tego wykwalifikowanych, które zajmują się leczeniem ludzi, którzy mają poważne zaburzenia umysłowe. Mówiąc dokładniej o służbie zdrowia, która jest jedną z najbardziej regulowanych dziedzin gospodarki, stwierdzić trzeba, że jest to klasyczny przykład na eksperymentalne potwierdzenie reguły przekory. Ponieważ służba zdrowia to sektor "wrażliwy społecznie", rządzący starają się obywatelami opiekować i zaoferować im możliwie najlepsze usługi medyczne, przy jak najniższych cenach. W większości krajów skończyło się to nacjonalizacją służby zdrowia, a poprzez wysokie podatki i inne obciążenia pieniężne, ustanowieniem monopolu na tego rodzaju usługi (wynika to też z tego, że obywatel nie może dysponować pieniędzmi z banalnej przyczyny - po prostu ich nie ma). Firmy prywatne funkcjonujące na wolnym rynku muszą bezwzględnie się podporządkować jego prawom, ponieważ nie mają nieograniczonych środków i nie mogą się bez przerwy zadłużać (pod warunkiem, że nie otrzymują strumieni finansowych ze środków publicznych - zresztą tylko wtedy taką firmę można nazwać prywatną).
Niestety ta zasada nie obowiązuje państwowych molochów, które mogą sobie jawnie lekceważyć prawa, do których powinny się stosować dla dobra obywateli. W Polsce najczęściej spotykany pomysł na odbudowę polskiego systemu opieki zdrowotnej to likwidacja kas chorych i wprowadzenie państwowej służby zdrowia na wzór modelu kanadyjskiego, którym najbardziej podczas kampanii prezydenckiej zachwycał się Andrzej Lepper. Szkoda tylko, że Centrum im. Adama Smitha nie zasponsorowało mu biletu do tego pięknego kraju Ameryki Północnej, na krótki kurs weryfikacji wiedzy na temat tamtejszej służby zdrowia. Zapewne przewodniczący "Samoobrony" zainspirował się rapującym Warrenem Beatty (od którego bardziej na lewo jest już chyba tylko "Pacyfik" i "Ghandi") z filmu "Bullworth", w którym tytułowy senator śpiewa, że prywatne, amerykańskie ubezpieczalnie pożerają na administrację ponad 20%, podczas gdy w Kanadzie koszty administracyjne wynoszą kilka procent.
Każda osoba, która miałaby ochotę korzystać z usług kanadyjskiej służby zdrowia (tzw. bezpłatnej), powinna się udać jak najszybciej na terapię, pod warunkiem, że nie odbędzie się ona pod kuratelą polskiego systemu opieki zdrowotnej. W Kanadzie czeka się co najmniej rok na podstawowe operacje, system jest strasznie zbiurokratyzowany, szpitale toną w papierach, a koszty są coraz wyższe. Oczekiwanie rok na jakąś operację to oczywiście dosyć pozytywny wynik; niektórzy czekają po kilka lat, dlatego kto może spośród obywateli, próbuje dostać się do szpitali przygranicznych w USA. Ten nieefektywny system, przypominający system racjonowania za pomocą kartek, może fikcyjnie obniżyć koszty - kupienie strzykawki jest trzy razy droższe niż w systemie amerykańskim, ale ponieważ jest ona stosowana na jednym pacjencie w przeciągu czterech lat (!!), to jej koszty teoretycznie spadają o 25% w porównaniu do systemu amerykańskiego (koszt na rok wychodzi 3 czyli 75%). Zarówno młodzi jak i starsi ludzie, jeśli mają ochotę się gdzieś spotkać, żeby sobie troszeczkę pogawędzić i nie mogą się zdecydować na konkretne miejsce, umawiają się w standardowym miejscu - czyli u lekarza. Zbiurokratyzowana, pełna kolejek, procedur, sfrustrowanych pacjentów i podłamanych lekarzy, kanadyjska służba zdrowia przypomina jej odpowiedniki w Polsce, Wielkiej Brytanii, Irlandii i wielu innych krajów, których przykłady można mnożyć. Właściwie najlepiej radzą sobie Szwajcarzy z systemem prywatnych ubezpieczalni i Amerykanie (chociaż po ostatniej socjalizującej, clintonowskiej reformie sytuacja się pogarsza). Niemcy mogą właściwie powiedzieć, że też mają lepszą sytuację po wprowadzeniu czegoś na wzór "bonu zdrowotnego", wzorowanego na koncepcjach "bonu oświatowego", co znacznie zmniejsza koszty administracyjne.
Największym jednak objawem bezczelności ze strony władzy jest mówienie, że koszty leczenia są wysokie głownie przez drogie leki, na które nie stać ludzi starszych i schorowanych. Państwo etatystyczne, które przez ostatnie dziesięciolecia wyjątkowo starało się o podwyższenie cen leków, teraz uzasadnia swoja opiekuńczą funkcję czynnikami, które samo spowodowało.
Patenty, prawa autorskie, wysokie koszty wprowadzania leków na rynek oraz szereg wielu regulacji gwarantują pacjentom ogromne ceny leków, na które po prostu ich nie stać. Przy rozumowaniu można pominąć standardowe czynniki reguły przekory takie jak rejestracja firmy farmaceutycznej, apteki, koszty działalności, podatki oraz dotacje, które jak powszechnie wiadomo przyczyniają się do ograniczania konkurencji, wzrostu cen, a tym samym uderzają w konsumenta. To nie wystarczyło najwyraźniej socjalistom, bo należało ceny wyśrubować jeszcze bardziej, dlatego poszczególne państwa wprowadziły Komisje ds. Leków i Żywności, które mają decydować o dopuszczeniu określonego leku na rynek. Najbardziej znanym urzędem, który podlega międzynarodowej krytyce przez kapitalistów i libertarian, jest amerykańskie Food and Drug Administration (FDA), a modelowe przykłady wprowadzania leków, jakimi posługują się zarówno przeciwnicy i zwolennicy kontroli rynku leków, to Talidomid oraz beta-bloker Propranolol. Pierwsza z tych substancji to lek uspokajający, podawany kobietom w ciąży, który nie został dopuszczony przez FDA w Stanach Zjednoczonych, ale trafił na europejski rynek leków, w wyniku czego kobiety po kilku latach urodziły dzieci z poważnymi urazami, bez kości długich kończyn - stopy wyrastały prosto z bioder, a dłonie z barków. FDA znalazła więc oficjalny powód do tego, żeby uzasadnić swoje istnienie, a jej europejskie odpowiedniki musiały zaostrzyć swoje przepisy, które z roku na rok stawały się coraz bardziej rygorystyczne. W przypadku drugiego leku - Propranololu, sytuacja była odwrotna. FDA, która stawiała zawsze bardzo ostre wymagania firmom farmaceutycznym, nie dopuściła na swój rynek tego beta-blokeru, który jest bardzo ważnym lekiem dla osób chorujących na serce. Nie ma możliwości dokładnego zmierzenia, jak wiele osób zmarło na zawał z powodu nie zażycia tego preparatu. Podczas gdy w Europie Propranolol był skuteczną pomocą dla pacjentów po zawałach i dla ludzi, nad którymi ciążyła taka groźba, Amerykanie nie mieli prawa go stosować. Powyższy przykład dokładnie ilustruje regułę przekory. Zakaz sprzedaży Talidomidu, uzasadnia restrykcyjne przepisy, dzięki którym uratowano wiele amerykańskich dzieci przed tragedią, jednocześnie przyczynił się do pochwalenia ograniczeń narzucanych na inne leki. Takim właśnie był Propranolol, którego zakaz stosowania w USA, nie pozwolił na uratowanie życia, osobom z poważnymi chorobami serca. Nie ma sposobu na przeprowadzenie dokładnego bilansu (wydaje się to nieludzkie), ale patrząc na dane europejskie, znacznie więcej ludzi (zażywających beta-bloker) zachowano przy życiu, niż zanotowano przypadków upośledzenia, wynikającego z zażywania Talidomidu w okresie ciążowym. Z pewnością "talidomidowski sukces" FDA to nie więcej niż pyrrusowe zwycięstwo przy liczbie zgonów na zawał serca, którym można by zapobiec.
Dla uświadomienia jak duży wpływ na rynek leków mają dzisiaj macki interwencjonistycznego państwa, warto przytoczyć amerykańskie dane - przeciętna długość wprowadzenia leku na rynek oraz koszty z tym wiązane (testy, badania, licencje) to 12 lat i 231 milionów dolarów. To wyraźnie obrazuje jak "chroniąc konsumenta", państwo blokuje rozwój nowych preparatów farmaceutycznych, podejmuje decyzje, które nie są nieomylne, ustalając jednocześnie tak wysoką poprzeczkę, że utwardza to układ firm, doprowadzając do monopolizacji, która zawsze jest niekorzystna. Ten stan jest sankcjonowany prawnie przez istnienie patentów i praw autorskich na leki, a to bywa wręcz katastrofalne dla kosztów leczenia. Wystarczy przytoczyć przykład leków na AIDS, które w Europie Zachodniej kosztują 10 tysięcy dolarów, a w Indiach można je nabyć za kilka setek. Zresztą obywatele doskonale wiedzą do czego prowadzi obecny system praw autorskich, przy obserwacji tego, co się dzieje na rynku płyt i kaset muzycznych.
Powstawanie urzędów kontrolujących rynek leków wynika z zarozumiałości człowieka, która to zarozumiałość jest cechą typowo socjalistyczną. O tym pisał w "Konstytucji wolności" Hayek: "Ekonomista nie może twierdzić, że posiada wiedzę, która go kwalifikuje do koordynowania wysiłków innych specjalistów". Ta sama zasada obowiązuje wszelkiego rodzaju socjalistów, którym wydaje się, że objęcie mackami ośmiornicy państwowej możliwie największej ilości sektorów gospodarki, zapewni największy dobrobyt obywatelom. Nic bardziej błędnego, bo oczywiście reguła Le Chatalier'a obowiązuje zawsze i wszędzie.
Każdy zwolennik kapitalizmu nie może również zapomnieć o jeszcze jednej ważnej negatywnej konsekwencji kontroli państwowej, czyli o ograniczeniu wolności, a chodzi konkretnie o możliwość wyboru. Podejmowanie decyzji czyni człowieka bardziej odpowiedzialnym i świadomym, tego co robi. A w socjalizmie obywatel zostaje oddany w ręce władzy urzędniczej, która nim kieruje, która określa dokładnie co może, a czego mu nie wolno. Człowiek przestaje się zastanawiać nad konsekwencjami tego, co robi i przestaje za siebie odpowiadać. Proces ogłupiania jest widoczny na przykładzie leków - skoro FDA dopuściło, to mogę to zażywać, a wiara w to, że urzędnik wie lepiej niż ja to fundament do zniewolenia. Wiele tysięcy ludzi rocznie traci życie, ponieważ bezmyślnie stosują leki, nie sprawdzając przedtem, czy mogą stanowić dla nich zagrożenie - zwykła aspiryna może być zagrożeniem dla życia osób chorujących na astmę.
Najbardziej jednak jestem zaskoczony sposobem, w jaki lekarze (a większość z nich to oczywiście lewicowcy) uzasadniają istnienie urzędów takich jak FDA. "Niech kapitaliści zajmują się rynkiem i procesami, jakie w nim zachodzą, i niech nie wypowiadają się na tematy, o których pojęcia nie mają". Nie pozostaje nic innego jak zaprzestanie krytyki unijnych dotacji do rolnictwa, bo przecież kapitaliści nie mają zielonego pojęcia o tym, jak uprawiać buraki.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Przeczytaj podobne teksty

Czas czytania: 10 minut