profil

Moja misja w kościele

poleca 85% 519 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Każdy ma powierzoną misję w kościele od Boga nikt nie przyszedł na świat bez powodu. Może ktoś wynajdzie lek na raka , ADIS, czy inne choroby, ale na pewno ma coś do spełnienia na ziemi, choć mimo to jeszcze o tym nie wie. Myślę, że ja już mam powierzoną misje od Boga.
Ja poszłam w stronę „światła” i znalazłam dobroć i szacunek. Jestem animatorką (animować- ożywiać) osobą która ma w sercu miłość Jezusa i Maryi oraz wiedzę, którą przekazuje najmłodszym, jest to bardzo trudne zadanie lecz gdy widzi się rozradowane buźki dzieci gdy przychodzą i wychodzą ze spotkania z radością w oczach dlatego warto jest się poświęcać.
Moja misja zaczęła się w wieku 9 lat. Zaczęłam uczęszczać na spotkania Dzieci Maryi z początku chodziłam bo inne koleżanki chodziły z mojej klasy, chciałam im tak jakby zaimponować. Po niecałym roku nie było tam żadnej z moich koleżanek z klasy, chodziłam ponieważ mogłam wyrazić swoje zdanie, nikt mnie nie krytykował ani nie poniżał, tam czułam się dobrze. Tam też poznałam moją najlepszą przyjaciółkę Anię, miałam wtedy 11 lat, cieszę się z tego powodu bo nie wiedziałam co to jest prawdziwa przyjaźń, teraz już wiem. Kilka lat później uświadomiłam sobie po co to wszystko, dlaczego tak a nie inaczej?! Wcześniej nie zdawałam sobie z tego jak do mnie to dociera każdy przeczytany w ciszy i spokoju fragment Pisma Świętego, czy jakaś sentencja ze spotkania, która utkwiła mi w głowie. Wtedy staram się przerzucać to na moje życie to jest naprawdę trudne. Wtedy też chodziłam na schole, czyli chór który śpiewał na mszy dziecięcej, ponieważ w ten sposób chciałam się zbliżyć do Boga. Mówi się że: „Gdy ktoś śpiewa dwa razy się modli”. Później niestety chór się rozwiązał.
Gdy zaczęłam chodzić do gimnazjum, a dokładnie do III klasy moja animatorka zaproponowała mi oraz innym moim koleżanką, żebysmy zostały tak jak i ona animatorkami. Byłam bardzo tą myślą uradowana. Pamiętam jeszcze moja pierwsza odprawę była ona przyłączeniem nas, czyli mnie i koleżanek do grona animatorek odbyła się ona u księdza dla podkeślenia okazji. To był początek dostałam wraz z moja przyjaciółka grupę dzieci w wieku 8 lat i mniej, było ich około dwanaścioro. To było na początku listopada.
W ferie pojechałam na KODA (Kurs Opiekuńczy Dla Animatora) na I stopień animatora w Jastrzębiu Zdrój prowadzone przez siostry Boromeuszki. Nie powiem bo było tam ciężko, codzienne ranne wstawanie pisanie komentarzy, modlitw wiernych, na różne święta i okoliczności, konspektów na spotkania. Ta KODA kończyła się testem na którym było od 20-40 pytań na które musieliśmy prawidłowo odpowiedzieć to zależało od tego czy dostaniemy ten stopień, legitymacje animatora. Na początku lata pojechałam na KODA na II stopień animatora do Zabrzega do sióstr Elżbietanek. Tam kształciłam się pod kątem duchowym, najbardziej co mi się podobało to wieczorne adoracje siostra tak potrafiła samym słowem urzec tak że wychodziłam z kaplicy zapłakana z kieszenią pełną chusteczek. Nauczyłam się tam jak postępować z dziećmi w różnym wieku i z różnymi zainteresowaniami, dziećmi z nadpobudliwością, czyli dzieci z ADHD. Końcowym etapem był bieg samarytański mięliśmy kilka stacji: katechetyczną (katechizm), muzyczną (śpiew aklamacji oraz psalmu), szkołę animatora (zachowanie się z dziećmi), szkołę biblijną (IV podróże misyjne św. Pawła), szkołę liturgiczną (co to jest agapa, sakrament, jutrznia, kantyk?).
Aktualnie mam nowa grupę w wieku 12 lat jest ich mniej więcej około ośmioro. Jestem bardzo zadowolona z mojej grupy ponieważ całkowicie inaczej się prowadzi młodsze dzieci niż już praktycznie młodzież która patrzy innymi kategoriami łatwiej się dostosować do nich, ponieważ jestem niewiele starsza od nich. Praca animatora niesie wiele zobowiązań, trzeba wiele z siebie dać, trzeba w każdej sytuacji być przygotowanym na różne nie typowe okoliczności. Wiele trzeba poświecić, a nawet z wielu rzeczy zrezygnować, aby przyjść na odprawę, która czasami kończy się bardzo późno lub spotkanie, które jest na drugi dzień wcześnie rano.
Myślę, że moja misja w kościele jest dobrą drogą porwadzacą prosto do Boga. Mam nadzieje, że ten zapał który mam nie zgaśnie po nieudanych próbach na które mnie wystawią. Chciałabym mieć nadal taka odwagę jak mam teraz. Życzę wszystkim aby nie zwątpili, że Bóg istnieje, że stoi przy nas każdego dnia chociaż go nie widzimy.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty