profil

Dżuma - recenzja

poleca 85% 108 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Książka Alberta Camusa pt.: „Dżuma” opowiada o wydarzeniach w Oranie, fikcyjnym mieście w Algierii nad Morzem Śródziemnym. Wybucha tam niezwykła, przez nikogo nieprzewidziana, epidemia dżumy. Podobnie jak w obliczu każdego innego zła, społeczność miasta zostaje wystawiona na swoistą próbę. Jest to próba przede wszystkim ich charakterów, tego, na ile są tak naprawdę ludźmi, ich odwagi i odpowiedzialności za siebie i za innych.

Opis życia w Oranie chwilami wygląda jak opis życia w okupowanym mieście. Wiadomo, że jest dżuma, ale trzeba z tym żyć. Powstają pewne niedogodności, miasto zostaje odcięte od świata, stopniowo zmienia się w wielkie więzienie, wprowadzane są restrykcyjne przepisy, stan niemalże wojenny. A ludzie? No właśnie. Niektórzy tęsknią do tych, którzy wyjechali pozornie na krótko w podróż i teraz wrócić nie mogą, kontakt się urwał, a tęsknota doskwiera coraz bardziej aż do chwili, gdy człowiek przyzwyczaił się do tego. Tworzy się podziemie, kontrabanda towarów z zewnątrz, przemycanie ludzi na zewnątrz, powszechne niezadowolenie, szturmy na bramy, pożary wywoływane przez oszalałych ludzi, myślących, że ogniem zabiją dżumę, rosnące bezrobocie i problemy społeczne, problemy z grzebaniem coraz liczniejszych zmarłych. Solidarność ludzi z jednej strony, samotność człowieka z drugiej. Ujawniają się różne ludzkie postawy. O dziwo są tacy, którzy dżumę uważają za coś dobrego, ponieważ całe zamieszanie z nią związane ocaliło ich od normalnej rzeczywistości i od przyszłości, która czekałaby ich, gdyby wypadki toczyły się normalnie. Tak naprawdę choroba nie rzuca się bardzo w oczy. Cały czas wiadomo, że jest, że trwa, że zbiera plon coraz obfitszy. Ale ona jest jakby tylko pretekstem do tego, by pokazać ludzi niezadżumionych, ich rozterki i zachowania. Ludzie umierają w domach i szpitalach, ale nie to jest przedmiotem opisu ani akcji, tylko jakieś drobne wzmianki o tym znaleźć można na niewielu stronicach powieści. Dżuma jest gdzieś obok. My, czytając, widzimy tylko ludzi, miasto wyklęte, odosobnione, samotne ze swoją chorobą. Tylko że tutaj to dżuma dyktuje warunki, rozdaje wyroki życia i śmierci, jakieś dziwne fatum wisi nad każdym mieszkańcem Oranu.

Kilka słów chciałabym poświęcić ważnemu przy lekturze tej książki zagadnieniu – absurdowi. Wydaje się, że najbardziej w „Dżumie” absurdalne jest zło, czyli sama dżuma. Można by też twierdzić, że dżuma jest źródłem absurdu, sama nim w swej istocie nie będąc. Ale absurdalne może też być codzienne życie niektórych bohaterów, jak choćby Josepha Granda piszącego całe niemal życie pierwsze zdanie przyszłej powieści, czy starego astmatyka, dla którego całe życie to przesypywanie grochu z garnka do garnka. Absurdalne jest zachowanie Cottarda wobec dżumy, która jest dla niego wybawieniem. Absurdalna jest śmierć tylu niewinnych ludzi. Zresztą nie tylko śmierć – życie w Oranie jest bez sensu, bo nigdy nie wiadomo, kiedy może się ono zakończyć. Jak można planować przyszłość, nie będąc pewnym jutra? Na przykładzie dżumy widać to aż nazbyt wyraźnie. Choroba nie wybiera, nie ma żadnych względów, nie da się jej przekupić ani zjednać, wszyscy są wobec niej równi. Ale ta równość tutaj to niesprawiedliwość, to sprzeniewierzenie się rozumowi, którym nie da się wytłumaczyć śmierci niewinnego dziecka. Gdzie może być sens, gdy życiem rządzi przypadek? Nie ma uzasadnienia absurdu nigdzie, ale nie można się nań godzić – chciałby zapewne powiedzieć Camus.

Bohaterowie Dżumy podejmują walkę, działają, pracują dla dobra społeczności, choć mają świadomość, że niewiele mogą w gruncie rzeczy zdziałać, że dżuma przyszła nieproszona wtedy, kiedy jej się podobało i że tak samo odejdzie – wtedy, kiedy jej się spodoba. Cofanie się epidemii nie jest ich zwycięstwem, tylko upragnionym końcem tej szczególnej okupacji, wycofaniem się zła. Zło, gdy zaczyna rządzić, staje się absurdem. Porządek świata się odwraca, przestają obowiązywać dotychczasowe kodeksy. Wszystko jest na opak i trudno cokolwiek przewidzieć. Dotychczasowy sposób myślenia, racjonalne podejście do świata, stara etyka i prawa moralne, nagle przestają mieć rację bytu. Jedyne, co można zrobić, to stanąć naprzeciw złu, zawsze po stronie „ofiar”, tak jak chciał Tarrou, i stawić mu czoło mimo świadomości beznadziei walki, zbuntować się i w ten sposób uratować swoją autentyczność, swoje „ja”. Nie dać pochłonąć się przez wszechobecny absurd egzystencji to zauważyć ten absurd i – nie zgodzić się z nim.

„Dżuma” jest jedną z moich ulubionych książek, jedną z tych nielicznych, do których chciałoby się zawsze powracać. Gorąco polecam.

Podoba się? Tak Nie
(0) Brak komentarzy

Materiał opracowany przez redakcję

Czas czytania: 4 minuty