profil

W liście do kolegi z Berlina opisz Polski pejzaż tak, aby ukazać jego piękno

poleca 85% 127 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

18.10.2003

Cześć!
We wstępnie chciałam przeprosić, że tak długo nie odpisywałam, ale w ostatnim czasie tyle się działo… Co u Ciebie? Kiedy przyjedziesz nas odwiedzić?
Koniec wakacji. Dopiero co się zaczęły, a już żółkną liście na drzewach. Zapowiada się piękna „złota jesień”. Wracając jednak do wczasów, to tego lata nie wydarzyło się nic szczególnego – żadnych zagranicznych wycieczek, tłoku, gór ani morza. To były zwykłe wakacje na wsi. Wszystko zaczęło się od niewinnego pomysłu zrobienia czegoś innego niż do tej pory. Z początkiem lipca wsiadłyśmy na rowery i ruszyłyśmy po przygodę do wsi o nazwie Dębówka, gdzie w małym domku obok lasu mieszkają krewni Pauliny. Jechałyśmy dwa dni. Kiedy bezpiecznie dotarłyśmy do wyznaczonego celu wzięłyśmy się za rozbijanie namiotów. Z pomocą przyszli nam tubylcy, bowiem Dębówka to urocze małe miasteczko, gdzie wszyscy się znają, a kiedy dzieje się coś nowego, to każdy chce wiedzieć co się stało. Z jednej strony wydaje się to być całkiem sympatyczne, lecz z drugiej w pewnych chwilach denerwujące i uciążliwe, w każdym bądź razie dla nas przyzwyczajonych do wielkomiejskiego gwaru okazało się miłą odmianą. Następnego dnia wybrałyśmy się na rozpoznanie terenu. Na początek uzbrojone w koce wybrałyśmy się do lasu i znalazłszy rozpaloną słońcem polanę zdecydowałyśmy tam przez jakiś czas poleniuchować. Rozłożywszy koce rozciągnęłyśmy się na ziemi niszcząc przy okazji niewinne mrowisko. Zdezorientowane mrówki biegały w panice we wszystkich kierunkach. Leniwym wzrokiem błądziłyśmy wokoło. Tego dnia było naprawdę gorąco. Trawa miała jasnozieloną barwę. W powietrzu czuć było naturę. Wysokie drzewa przysłaniały błękit nieba, jednak mogłyśmy ujrzeć opieszale sunące puchate obłoczki. Cichy szum gałęzi wprawiał w stan zadumy. Liście lekko poruszane podmuchami wiatru odbijały promienie słoneczne rzucające migotliwe błyski. Z zamyślenia wyrwał nas rytmiczny stukot. Doszłyśmy do wniosku, że to dzięcioł. Nie zauważyłyśmy nawet kiedy zleciał prawie cały dzień. Zdecydowałyśmy iść dalej. Dotarłyśmy do skraju lasu i przed naszymi oczyma ukazał się zadziwiający widok. Niewielkie jeziorko otoczone z jednej strony wysokimi drzewami. Ich korony odbijały się w wodzie nadając jej zieloną barwę, natomiast w miejscach gdzie docierały promienie słoneczne dostrzec można było złote iskry. Bez wietrzność tego dnia sprawiała że powierzchnia jeziora tylko lekko się kołysała. Usiadłyśmy na wzgórzu czekając na zachód słońca. Drzewa zaczęły rzucać coraz dłuższe cienie a tarcza ognistej kuli chowała się za horyzont nadając niebu żółto pomarańczową barwę. Potem pojawił się pomarańcz i fiolet. To było naprawdę niezapomniane przeżycie. O zmroku wróciłyśmy do naszych namiotów. Postanowiłyśmy rozpalić ognisko. Wokół zapanowała ciemność. Tubylcy przynieśli gitarę i śpiewaliśmy do późnej nocy przy migotliwym blasku ognia. Księżyc był w pełni. Srebrna tarcza wisząca nad naszymi głowami dodawała tajemniczej, lekko złowrogiej aury. Kiedy zrobiło się naprawdę późno wszyscy zaczęli zmierzać do swoich domów. Zostałyśmy same. Długo wpatrywałyśmy się w księżyc przysłoniony czubkami drzew. Wielki i jaśniejący. Nadzwyczajny. W oddali słychać było szumiące zboże. Ogarnęła nas melancholia. W taki sam sposób spędziłyśmy resztę wakacji. Wypady nad jeziorko szczególnie wieczorem gdy zbliżał się zachód, częste ogniska, tęsknota oraz oczekiwanie na deszcz, którego w tym roku było bardzo mało i euforia kiedy wreszcie nadszedł. Teraz to wszystko się skończyło. Powrót do domu i do rzeczywistości. Koniec z leżeniem na zielonej trawie. Polskie krajobrazy, zachody słońca i zabawy do późnej nocy będą musiały zaczekać do przyszłego lata.
Pozostało nam tylko pocieszać się myślą, że to już za dziesięć miesięcy. Jak berlińskie życie? Kończę. Cześć.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 3 minuty