profil

Powstanie listopadowe

poleca 85% 413 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze
powstanie listopadowe

POWSTANIE LISTOPADOWE (1830-1831)

Noc z 29 na 30 listopada 1830r. stała się jedną z najbardziej znanych w dziejach Polski. Kilkudziesięciu młodych ludzi, wojskowych i cywilnych, zdecydowało, że 29 listopada o godzinie 18.00 zacznie się ruch zbrojny w Warszawie. Trzej porucznicy: Piotr Wysocki – na południu, Piotr Urbański – na północy i Józef Zaliwski w centrum, mieli dowodzić opanowaniem miasta. Liczono, że to wystąpienie stanie się początkiem powstania obejmującego całe Królestwo Polskie i ziemie zabrane. W Warszawie stacjonowały oddziały polskie liczące ok. 10 tysięcy żołnierzy, i rosyjskie, w sile ok. 6 tysięcy. Tak więc, w przypadku poparcia ruchu przez większość oddziałów polskich, plan opanowania miasta mógł się powieść.
Sygnałem do zaczęcia działań miał być, widoczny z daleka, pożar starego budynku. Nie udało się to jednak, a więc zabrakło sygnału do rozpoczęcia akcji. Grupa cywilnych spiskowców zebrała się na terenie parku Łazienkowskiego, skąd mieli uderzyć na Belweder i wziąć w niewolę lub zabić Wielkiego Księcia Konstantego Pawłowicza. Do tego przedsięwzięcia wyznaczonych było 50 osób. Na miejscu zbiórki zgromadziło się ich zaledwie 30, z
ADAM JERZY CZARTORYSKI
czego jedynie 14 najwytrwalszych wzięło udział w akcji. Nie powiodła się ona jednak, ponieważ, mimo że spiskowcy wdarli się do gmachu, to nie znaleźli w nim księcia.
W tym czasie Wysocki, na czele 161 podchorążych, rozpaczliwie szukał przywódcy. Niestety napotkani po drodze generałowie kategorycznie odmawiali, byli lojalni wobec księcia Konstantego. Zginęło wtedy z rąk powstańców sześciu z nich. Spiskowcy postanowili zwrócić się do biedniejszej ludności Warszawy – mieszkańców Starego Miasta, gdyż z zamożnych dzielnic odpowiadało im tylko głuche milczenie. Okazało się to dobrym planem. Okrzyki Do broni! wystarczyły, aby parotysięczny tłum mężczyzn i kobiet ruszył w kierunku Arsenału i zdobył go.
Tymczasem książę Konstanty podjął decyzję, że nie będzie mieszał się w te wydarzenia. Nad ranem 30 listopada udał się wraz z najbliższym otoczeniem na Wierzbno, gdzie skupiły się oddziały rosyjskie i ta część polskich, która nie przyłączyła się do ruchu.
Z kolei w mieszkaniu prezesa Rady Administracyjnej – Walentego Sobolewskiego, zebrali się jej członkowie. Zdecydowali oni o rozszerzeniu swoich szeregów m.in. o księcia Adama Czartoryskiego, Joachima Lelewela i generała Józefa Chłopickiego, któremu niedługo później powierzono władzę.
Następnego dnia, 1 grudnia, powstało Towarzystwo Patriotyczne, składające się ze zwolenników powstania. Na prezesa wybrano zaocznie Lelewela, lecz rzeczywistymi przywódcami byli: Maurycy Mochnacki, Adam Gurowski, Ksawery Bronikowski, Tadeusz Krępowiecki oraz Jan Ludwik Żukowski. Rada Administracyjna zaakceptowała istnienie Towarzystwa, jednak tylko pozornie. Dnia 3 grudnia przekształciła się ona w Rząd Tymczasowy, co w Warszawie zostało przyjęte z entuzjazmem. Rząd i jego zwolennicy podburzyli tłum przeciw Towarzystwu Patriotycznemu, jego zebranie rozpędzono, a Mochnacki musiał uciekać przed samosądem.
Dwa dni później, 5 grudnia, Józef Chłopicki ogłosił się dyktatorem, a rząd musiał przyjąć tę decyzję do wiadomości. Wysłał on w swoim imieniu do Petersburga księcia Lubeckiego i Jana Jezierskiego. Wieźli oni petycję do cara Mikołaja I, w której zostały zawarte postulaty respektowania konstytucji, zakazu stacjonowania wojsk rosyjskich w Królestwie i przyłączenia ziem zabranych (Litwy, Wołynia i Podola) do Królestwa.
JÓZEF CHŁOPICKI
Zaczął się okres czekania na reakcję Petersburga. Dnia 18 grudnia zebrał się sejm i ogłosił powstanie za narodowe. W połowie stycznia Jezierski wrócił z odpowiedzią cara, zawierającą żądanie pełnej uległości i odrzucającą wszelkie rokowania. Książę Lubecki postanowił zostać w Rosji.
Chłopicki zrzekł się dyktatury, wstępując do armii jako doradca wodza, a na głównodowodzącego sejmem powołał Michała Radziwiłła. W Warszawie znów zapanował entuzjazm, wznowiło swoją działalność Towarzystwo Patriotyczne. Dnia 25 stycznia 1831r. sejm przegłosował akt detronizacji cara Mikołaja I. Władzę wykonawczą objął 5 – osobowy Rząd Narodowy, z księciem Czartoryskim na czele, w którego skład wchodzili jeszcze: Stanisław Barzykowski, Teofil Morawski, Wincenty Niemojowski i Joachim Lelewel.
Jednak niedługo potem, na początku lutego, w granice Królestwa Polskiego wkroczyła doświadczona armia rosyjska pod dowództwem feldmarszałka Iwana Dybicza. Do pierwszej bitwy doszło 14 lutego pod Stoczkiem, gdzie kawaleria generała Józefa Dwernickiego odniosła zwycięstwo nad siłami rosyjskimi. Mimo to, wojska nieprzyjaciół zbliżały się do Warszawy. Decydująca o losach stolicy bitwa rozegrała się 25 lutego pod Grochowem. Po obu stronach walczyło po kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, chociaż więcej było Rosjan. Wojskami polskimi dowodził formalnie książę Radziwiłł, ale praktycznie generał Chłopicki, który jednak w trakcie bitwy został ciężko ranny. Bitwa ta zakończyła się nierozstrzygnięta, lecz Polacy ocalili Warszawę, co było niewątpliwym triumfem.
Nowym wodzem naczelnym, sejm mianował generała Jana Skrzyneckiego, szefem sztabu został generał Wojciech Chrzanowski, a
JOACHIM LELEWEL
kwatermistrzem generał Ignacy Prądzyński, który wkrótce przejął funkcje Chrzanowskiego. Nowy wódz nie palił się zbytnio do walki, jednak opracowano plan działań ofensywnych i w końcu marca oddziały polskie ruszyły na wschód, w kierunku Siedlec. Wiosną odniosły one kilka błyskotliwych zwycięstw nad Rosjanami: pod Wawrem, Dębem Wielkim i Iganiami. Do zaatakowania Siedlec jednak ostatecznie nie doszło, gdyż Skrzynecki zrezygnował z kontynuowania ofensywy. Bitwa pod Iganiami należała za to do najbardziej efektownych w toku całej wojny. Nieprzyjaciele stracili wówczas około 1500 żołnierzy, a 3000 dostało się do niewoli, przy czym straty polskie nie przekroczyły 400 zabitych i rannych. Gdyby nie nieudolność generała Skrzyneckiego, wróg poniósłby całkowitą klęskę.
W tym czasie na Wołyniu i Podolu organizowała się szlachta. Powstawały tam niewielkie oddziały zbrojne, do których przystąpiło około 3 tysięcy jej przedstawicieli. Naczelne dowództwo skierowało na Wołyń parutysięczny oddział pod dowództwem Józefa Dwernickiego, ale w końcu kwietnia, po ciężkiej bitwie pod Boremlem, generał przeszedł granicę Galicji i złożył broń. Partyzantkę szlachecką na Wołyniu udało się Rosjanom spacyfikować do końca maja. Podobnym niepowodzeniem zakończyła się wyprawa na Podole, gdzie również nie zdołano wszcząć powstania.
O wiele szerszy zasięg miały działania na Litwie. W walce, poza szlachtą, brała udział młodzież mieszczańska, a także, szczególnie na Żmudzi, chłopi. Ruch powstańczy objął kilkanaście tysięcy ludzi. Do legendy przeszła postać Emilii Plater, która w męskim przebraniu brała
JAN ZYGMUNT SKRZYNECKI
udział w działaniach zbrojnych. W kwietniu podjęto nieudaną próbę zdobycia Wilna. Dopiero w czerwcu wysłano tam z Królestwa pomoc w postaci oddziałów generałów Antoniego Giełguda i Henryka Dembińskiego oraz korpusu generała Dezyderego Chłapowskiego. Jednakże siły powstania, przy bardzo nieudolnym dowodzeniu Giełguda, słabły. Powtórna próba zdobycia Wilna zakończyła się klęską. W lipcu oddziały polskie złożyły broń na granicy pruskiej, a na Litwie zaczęły się okrutne prześladowania. Do Warszawy zdołał przedostać się tylko parotysięczny korpus Dembińskiego.
Tymczasem generał Ignacy Prądzyński nalegał, aby zaatakować około 20 – tysięczne zgrupowanie wojsk rosyjskich, wśród których znajdowały się elitarne oddziały gwardii cesarskiej. Spotkało się to z poparciem. Tak więc w maju wojska polskie ruszyły w kierunku Łomży i Ostrołęki. W ciągu 6 dni miano dopaść nieprzyjaciela, odciąć mu drogę odwrotu i rozbić. Marsz jednak był powolny i w rezultacie Skrzynecki umożliwił oddziałom rosyjskim wymknięcie się z grożącej pułapki i połączenie z nadciągającą armią Dybicza. Szansa prawie pewnego zwycięstwa została zmarnowana przez nieudolność dowodzenia generała!
Rankiem 26 maja polscy żołnierze kąpali się i paśli konie. Według dowództwa nie było zagrożenia, więc odesłano na tyły większość amunicji artyleryjskiej i pomocy medycznej, a wśród żołnierzy panował beztroski nastrój. Jednak wtedy Rosjanie nieoczekiwanie zaatakowali. Gdy Polacy
IGNACY PRĄDZYŃSKI
zaczęli wycofywać się na lewy brzeg rzeki Narwi, generał Skrzynecki rozkazał bronić Ostrołęki do końca. Położenie było jednak wyjątkowo niedogodne, a jego rozkazy nieprzemyślane i nierozsądne, więc zanosiło się na całkowitą klęskę. Sytuacje jednak częściowo uratowała 4 bateria konna podpułkownik Józefa Bema, która skutecznie ostrzelała wroga.
Tak więc po klęsce pod Ostrołęką i niepowodzeniu wyprawy Antoniego Giełguda, Polacy postanowili na pewien czas nie organizować wypraw. Umarł tymczasem, zaraziwszy się cholerą, Iwan Dybicz, a dowództwo objął po nim feldmarszałek Iwan Paskiewicz. Armia pod jego dowództwem przeprawiła się w lipcu przez Wisłę i powoli, od zachodu, zbliżała się do stolicy. Liczono, że Skrzynecki podejmie przygotowania do bitwy, która powstrzymałaby marsz Rosjan, jednak generał znów zwlekał. Wreszcie sejm zdecydował się na odebranie mu dowództwa. Jego miejsce zajął Henryk Dembiński, ale i on nie podjął działań zaczepnych.
Niestety dnia 15 sierpnia doszło w Warszawie do rozruchów ulicznych. Tłum zaatakował więzienia, zaczęły się samosądy, zginęło prawie 30 osób. Rząd Narodowy podał się do dymisji. Kolejnym naczelnym wodzem został sędziwy generał Kazimierz Małachowski, ale faktycznie dowództwo sprawował nowy prezes Rządu Narodowego, generał Jan Krukowiecki.
Tymczasem armia rosyjska podchodziła do Warszawy. Krukowiecki postanowił skierować około 20 tysięcy żołnierzy, pod dowództwem przybyłego z Włoch generała Girolamo Ramorino, na Lubelszczyznę, licząc, że odciągną one część sił rosyjskich. Sam zaś, z pozostałą około 40 – tysięczną armią, przygotował dość ospale obronę stolicy. Kiedy wojska Paskiewicza zagroziły już bezpośrednio miastu, Krukowiecki wysłał 4 września delegację z generałem Prądzyńskim, by zacząć rokowania. Zostały one wkrótce zerwane, ale sam fakt podjęcia ich jeszcze przed walką, świadczył o braku wiary Krukowieckiego w możliwość obrony miasta. Dnia 6 września o piątej rano armia rosyjska uderzyła od zachodniej strony. Szybko zdobywała ona kolejne pozycje i przerwała zewnętrzny
IWAN PASKIEWICZ
pas umocnień. Zapanował chaos, nikt z Polaków nie potrafił opanować sytuacji. Warszawę ogarnął nastrój kapitulacyjny. Następnego dnia Krukowiecki rozpoczął samowolnie rokowania, będąc gotowy na poddanie się. Stracił resztki nadziei, gdy dowiedział się, że korpus generała Ramorino nie przyjdzie z odsieczą. Włoch najzwyczajniej odmówił wykonania rozkazu powrotu do Warszawy. Jednak sejm, nieustannie obradujący, odrzucił możliwość kapitulacji, składając zarazem Krukowieckiego z urzędu. Obrona stolicy nie miała już jednak żadnych szans. Kazimierz Małachowski podpisał akt kapitulacji miasta, a sejm, wojsko i rząd, z nowym prezesem Bonawenturą Niemojowskim, opuścili Warszawę, kierując się w stronę Płocka.
To był już koniec. Armia jeszcze istniała, ale mnożyły się ucieczki, korpus generała Ramorino złożył broń i przekroczył granicę Galicji. Pozostałe walczące oddziały nie miały ze sobą łączności. Do ostatniego posiedzenia nielicznego już sejmu doszło 23 września, kiedy to uchwalono „zawieszenie” powstania. Dnia 5 października, koło Brodnicy, główne siły armii polskiej przekroczyły granicę pruską
CAR ROSYJSKI MIKOŁAJ I
i złożyły broń. Ostatni punkt oporu – twierdza Zamość – poddał się 21 października 1881r..
Tak więc zakończyło się powstanie listopadowe, triumfem Rosjan i cara Mikołaja I. Co zyskaliśmy? Nic. Co straciliśmy? Wiele. Walki spowodowały straty w ludziach: poległo około 20 tysięcy osób, część przymusowo emigrowało, niektórych wysyłano na Sybir, a innym zabierano majątki. Ograniczono też niezależność Królestwa: rozwiązano sejm (jedyny przejaw parlamentaryzmu na obszarze imperium rosyjskiego). W Warszawie zamknięto uniwersytet, a wybudowano cytadelę (więzienie dla polskich patriotów) i fortecę, skąd wojska rosyjskie szachowały buntownicze miasto.
Myślę jednak, że najbardziej przykre było to, że Polakom nie przyszedł nikt z pomocą. Bardzo zawiedliśmy się na krajach zachodniej europy, na których, wydawałoby się, że mogliśmy polegać. Po upadku stolicy i wkroczeniu na jej teren wojsk rosyjskich, minister spraw zagranicznych Francji – Casimir Perier, wypowiedział znamienne słowa: Porządek panuje w Warszawie.





Bibliografia:

POLSKIE POWSTANIA NARODOWE Rafał Korbal
SZKOLNY SŁOWNIK HISTORYCZNY Jerzy Pilikowski
HISTORIA Praca zbiorowa pod redakcją Andrzeja Chojnowskiego i Haliny Manikowskiej
HISTORIA POLSKI Józef Andrzej Gierowski




Praca w postaci załącznika

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 11 minut